Wybierasz się do Izraela? Zobacz miejsca, które poleca Michał Piróg!
Można tu przyjechać na pielgrzymkę albo na zabawę. Każda okazja jest dobra!
Kraj pełen sprzeczności. Można tu przyjechać na pielgrzymkę albo na zabawę i legalnie palić trawkę. Geje plażują obok ortodoksyjnych żydów. „W Izraelu wszystko jest możliwe”, mówi Katarzynie Piątkowskiej w specjalnym wywiadzie Michał Piróg.
ZOBACZ: Te miejsca warto zobaczyć w Izraelu!
Pod znakiem słońca
Gdy 10 lat temu zapytałam Michała Piróga, za co najbardziej kocha Izrael, bez chwili wahania odpowiedział, że za to, że tu zawsze świeci słońce. Siedzieliśmy wtedy na pokładzie samolotu, który za chwilę miał lądować na lotnisku Ben Guriona. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że w Izraelu leje, a mieszkańcy z tego powodu niemal skaczą z radości, bo deszcz jest tam na wagę złota.
W Izraelu jest ponad 300 słonecznych dni w roku, ale zdarzają się takie momenty, że pada, a na morzu szaleje sztorm. Przekonaliśmy się wtedy, że Izrael jest nieprzewidywalny i zaskakujący. I wspaniały. Sympatia Michała do Izraela nie wynika tylko z tego, że ma żydowskie korzenie. „Kiedy po raz pierwszy w życiu stanąłem na plaży w Ejlacie, poczułem się jak u siebie”. Nic więc dziwnego, że ktokolwiek z jego znajomych wybiera się do Izraela, nie musi zaglądać do przewodnika. Wystarczy, że zadzwoni do Michała, a on opowie wszystko, co wie, powie, dokąd jechać, co zobaczyć i do kogo zadzwonić w razie nagłej potrzeby. Choć żartuje, że nigdy nie pragnął zostać etatowym przewodnikiem.
CZYTAJ TEŻ: Podróże 2022: Tej wiosny i lata zakochaj się w Paryżu!
Citybreak
„Nie wiem, ile razy tam byłem. Kilkadziesiąt na pewno”. Michał uważa, że Izrael stał się modnym kierunkiem ze względu na położenie. „Nie dość, że prawie zawsze jest tam piękna pogoda, to jeszcze w miarę tanio i szybko można się tam dostać. Samolot leci cztery godziny, można więc po prostu wyskoczyć na weekend”. Przez lata Izrael postrzegany był jako miejsce pielgrzymek. „Fascynował mnie ten dualizm. Z jednej strony wszyscy bali się jechać, bo wydawało im się, że jest tam niebezpiecznie, a z drugiej – pielgrzymowali do miejsc świętych. Tutaj nie ma logiki”, żartuje. I dodaje, że na szczęście na przestrzeni ostatnich lat udało się odczarować postrzeganie Izraela przez turystów. „Gdy jeszcze osiem lat temu mówiłem, że jadę, ludzie myśleli, że tam wszyscy do wszystkich strzelają i spadają bomby. Pytali, czy się nie boję, i wątpili, gdy mówiłem, że w Izraelu jest bezpiecznie. Teraz pytają, gdzie zjeść i potańczyć”, śmieje się.
Prawie współcześnie
Michała fascynuje odmienność kulturowa. Mógłby przecież zamiast do Tel Awiwu lecieć do Madrytu czy Londynu. „Podoba mi się, że tam jest tak niby współcześnie, a jednak wszystko trochę inaczej”. Inna jest mentalność ludzi, którzy w większości są życzliwi i przyjaźnie nastawieni do turystów. Śródziemnomorski luz pozwala się też odprężyć, a kto nie potrzebuje chwili oddechu w ciągu roku? W Europie ludzie zawsze się spieszą. Kobiety w szpilkach biegną ze spotkania na spotkanie, mężczyźni w garniturach i z teczkami w dłoniach zmierzają szybkim krokiem na służbowe spotkania. Zgiełk. Tam tego nie ma. Jest jeszcze jedna rzecz, która sprawia, że Piróg jest częstym gościem w Izraelu. To jedzenie. „Dla mnie jest to bardzo ważny aspekt. Jestem wegetarianinem z przechyłem w kierunku weganizmu. I w Izraelu zawsze mam co zjeść”.
Opowiada, że w Tel Awiwie trzeba trzymać rękę na pulsie, bo niemal co tydzień otwiera się jakaś nowa knajpa. „Oczywiście jest kilka takich miejsc, które były zawsze i pewnie zawsze będą. Zaliczam do nich The Old Man and the Sea w najstarszej części Tel Awiwu – Jafie i Mezizim Beach Bar na plaży o tej samej nazwie. Przez długi czas było dla mnie rzeczą niewyobrażalną, żeby być w Izraelu i nie pójść do tych miejsc”. Dzisiaj takich lokali jak Mezizim jest dużo więcej, wszystkie działają 24 godziny na dobę, dlatego nie dziwi, że ciekaw nowych miejsc i ludzi Michał szuka innych lokalizacji. Niezbyt podoba mu się zrewitalizowany teren starej osmańskiej stacji kolejowej, gdzie ulokowały się modne knajpki, między innymi serwująca pyszne hiszpańskie jedzenie Vicky Cristina Barcelona. „Nie przepadam. Ale znam ludzi, którzy są zachwyceni”, mówi.
Wegański raj
„Jednym z moich ulubionych miejsc jest wegańska restauracja Nanuchka”, opowiada. Zlokalizowana w pobliżu słynnego Bulwaru Rothschilda, jednej z głównych i najdroższych ulic w Tel Awiwie, łączącej Neve Tzedek z teatrem Habima, była świadkiem wielu imprez, które rozpoczynały się tuż po zamknięciu lokalu. „Pamiętam, że odbywały się tam takie harce… że niektórzy mają prawo ich nie pamiętać”, śmieje się Piróg. Przyznaje jednak, że od dłuższego czasu, gdy wybiera się do Izraela, pyta znajomych, co jest nowego i fajnego, bo właśnie to nowe i fajne chce zobaczyć.
Przyjeżdżając do Jerozolimy, ludzie chcą odwiedzić miejsca kultu trzech religii – judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Za to do tel Awiwu zjeżdżają, by plażować, odwiedzać nocne kluby i modne knajpki
W zależności od tego, jak chce się spędzić czas, można nakreślić różne trasy zwiedzania – można nad morzem, można turystycznie, można spokojnie, rozrywkowo albo kulturalnie. „Tylko z zakupami modowymi jest słabo. Owszem, mają wielkie centra handlowe, jak na przykład Dizengoff Center w Tel Awiwie, ale jeśli chodzi o modę, to są tak zaawansowani jak my w wyprodukowaniu jednoosobowego statku kosmicznego. Gdy jedna z polskich marek otworzyła niedawno tam sklep, doszło do bójek, a ludzie niemal się stratowali”. Michał zakupy więc odpuszcza, chyba że szuka miejscowych wyrobów. Wtedy idzie na Carmel Market pomiędzy dzielnicami Neve Tzedek a Lev Hair, do Jafy albo na ulicę Dizengoffa. Fascynuje go też izraelski teatr: „Zawsze staram się iść do teatru. Fascynuje mnie szczególnie ich sztuka współczesna, tak inna od europejskiej. Dlatego bywam gościem w Malenki Theatre, Suzanne Dellal Center albo w teatrze Habima”.
Przez lata Izrael bardzo się zmienił. „To widać dopiero, jak się przyjeżdża po jakimś czasie. W Izraelu zdarzało mi się wielokrotnie, że patrzyłem na miejsce, które widziałem chwilę wcześniej, i kompletnie go nie poznawałem. To widoczne jest w każdym mieście, ale szczególnie w Tel Awiwie, który rozwija się w bardzo szybkim tempie. Mówi się, że Tel Awiw się bawi, Hajfa pracuje, a Jerozolima się modli. To po części jest prawdą, ale do Tel Awiwu powoli przenosi się biznes, a międzynarodowe koncerny najchętniej lokują się właśnie tam”.
ZOBACZ WIĘCEJ: Oto wielki oscarowy przewodnik po Los Angeles i Hollywood!
Czas na zmiany
Tel Awiw zmienił się fizycznie, ale mentalnie wciąż jest taki sam. Kosmopolityczny, otwarty, tolerancyjny. „Izrael ma coś takiego, że niby się zmienia, niby jest bardzo współczesny, ale jest zawieszony w czasie. To nie jest moim zdaniem najbardziej dynamiczny kraj pod względem zmian, bo tam jednak jest Bliski Wschód, ale nie da się nie zauważyć, że idzie do przodu”.
Tel Awiw to kluby i nocne życie. „Nie wyobrażam sobie, żeby Hajfa czy Jerozolima była tak rozrywkowa jak Tel Awiw”, mówi Michał. To miasto młodych ludzi, szerokich plaż i legalnej marihuany przyciąga ludzi z całego świata. „Przyznam, że wolałem, gdy turystów było tu trochę mniej”, żartuje i opowiada, że Izrael ma też coś, do czego przyjezdni dostępu nie mają. „Organizuje się tu tysiące imprez w różnych miejscach, na przykład na środku pustyni albo w górach, o których wiedzą tylko mieszkańcy. Jeśli nie jesteś jednym z nich albo nie masz znajomych, którzy mogliby cię zaprosić, to nie tylko na nie nie wejdziesz. Po prostu się o nich nie dowiesz. I oczywiście mnóstwo domówek. A może powinienem powiedzieć »dachówek«?”. Wiele z nich odbywa się na dachach domów zbudowanych w tak modnym dzisiaj stylu Bauhausu. W Tel Awiwie znajduje się ponad cztery tysiące budynków zaprojektowanych w latach 30. XX wieku przez żydowskich architektów, którzy uciekli z nazistowskich Niemiec do Palestyny. To między innymi: Krieger House, Dunkelblum House, The Thermometer House przy Down Frug Street czy Shomo Yafe House.
Punkty obowiązkowe
Wiadomo, że każdy, kto przyjeżdża tu po raz pierwszy, powinien zobaczyć Jerozolimę. Główne punkty każdej wycieczki to Ściana Płaczu, stary bazar i Bazylika Grobu Pańskiego. To miasto jest zupełnie inne niż rozrywkowy Tel Awiw, choć niedawno na placu przy Wielkiej Synagodze ulokowano knajpki pod gołym niebem, „coś na kształt warszawskiego Nocnego Marketu” mówi Michał. W Jerozolimie mieszczą się siedziby rządowe, kościoły, meczety i synagogi. Większość osób szuka więc tu raczej miejsc kultu niż rozrywek. „Na każde wakacje trzeba jechać z pewnego rodzaju ciekawością. Niezapomniane wrażenia zapewni nie tylko odhaczanie kolejnych punktów z przewodnika, ale po prostu zagubienie się w mieście. Można wtedy trafić do Mamilla Mall zbudowanego tuż przy Starym Mieście (gdyby ktoś koniecznie chciał robić w Jerozolimie zakupy) albo do dzielnicy Me’a She’arim, zamieszkanej przez ortodoksyjnych Żydów. Wszedłem do niej, bo miałem ją po drodze. Było tam mnóstwo kawiarni i piekarni. Ale klubu nocnego tam nie uświadczysz. Wiesz, co mi się tam nie podoba? To, w jaki sposób turyści patrzą na jej mieszkańców. Wchodzą tam jak do zoo. Zwyczaj traktowania ludzi jak małpy jest co najmniej niestosowny. Świadomość tego, że to jest ta dzielnica, powoduje, że ludzie zaczynają zachowywać się abstrakcyjnie”, opowiada.
Kraj nieoczywisty
Tu, w Tel Awiwie, plaża dla gejów graniczy z tą dla ortodoksów, z tym że odgrodzili się od siebie wysokim murem. „Postawili sobie taki »modern mur«”, trochę żartuje Michał. Można tu przyjechać na pielgrzymkę, ale też legalnie palić trawkę. Jadąc na wielką czerwoną pustynię, można mieć namiastkę Wielkiego Kanionu. Na Pustyni Judzkiej, na zachodnim brzegu Morza Martwego, w kibucu En Gedi można zobaczyć roślinność, której nie powinno tu być (En Gedi jest położone w depresji), a w ośrodkach nad Morzem Martwym odbyć zdrowotne zabiegi. Do jerozolimskiej dzielnicy Me’a She’arim kobiety nie mogą wejść z odkrytymi ramionami, ale za to w Tel Awiwie co roku odbywa się największa na świecie parada gejów. Ten nieoczywisty kraj, pełen sprzeczności i kontrastów, wbrew pozorom jest bardzo bezpieczny: „Ze względu na panującą tam od lat sytuację polityczną ma się poczucie większego bezpieczeństwa, bo cały czas ktoś trzyma rękę na pulsie. Przecież hipotetycznie w każdej chwili coś się może wydarzyć. W Europie żyjemy trochę w takim błogostanie, że nas to nie dotyczy. A to nieprawda, o czym wciąż się przekonujemy. Gdy więc znajomi pytają mnie, czy w Izraelu jest bezpiecznie, odpowiadam, że bezpiecznie. I że naprawdę warto się tam wybrać”.
Artykuł ukazał się w magazynie VIVA! MODA 1/2019
1 z 5
Udało się odczarować postrzeganie Izraela. „Kiedyś ludzie pytali mnie, czy się nie boję tam jechać. Teraz sami tam lecą i pytają, gdzie zjeść i gdzie iść potańczyć” mówi Michał Piróg.
2 z 5
Podczas pierwszej wizyty w Izraelu trzeba pójść na plażę w Tel Awiwie.
3 z 5
Ściana Płaczu to obowiązkowy punkt zwiedzania Jerozolimy. Nie można pojechać tam i nie pójść pod Ścianę Płaczu. Między kamienie można wetknąć karteczkę z modlitwą.
4 z 5
Morze Martwe jest idealne dla osób nieumiejących pływać. Nie sposób się w nim utopić”, śmieje się Piróg.
5 z 5
Dla fanów nowych smaków bazar będzie obowiązkowym miejscem do odwiedzenia.