Reklama

Projektowała dżinsy i była uznawana za ikonę stylu. Gościła na okładkach największych magazynów. Miała miliony na koncie i była nieszczęśliwa. Oto Gloria Vanderbilt.

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Donna Karan: królowa mody i Nowego Jorku

Kim jest Gloria Vanderbilt?

"Przedstawiam państwu moją nową kolekcję dżinsów”, mówiła z ekranów telewizorów do Amerykanów uśmiechnięta kobieta. To Gloria Vanderbilt, dziedziczka wielkiej fortuny. Był rok 1975, a ona wcale nie dla pieniędzy wystąpiła w reklamie. Przyjęła propozycję biznesmena Warrena Hirsha zaprojektowania autorskiej linii dżinsów. Zawsze o tym marzyła. Dzięki nim i ich reklamie połączyła wszystko to, co przez całe życie chciała robić – była aktorką, modelką i projektantką. Ameryka pokochała elastyczne dżinsy, które Gloria sama na sobie reklamowała. Niemal w każdej szafie znajdowała się przynajmniej jedna para niebieskich spodni. W „The Telegraph” pisano: „Dzięki obcisłemu krojowi i charakterystycznemu podpisowi na tylnej kieszeni Gloria wprowadziła modę disco na przedmieścia i zdefiniowała koncepcję »designerskiego« dżinsu”. Nic dziwnego, że Amerykanki jej uwierzyły. Przecież już dziewięć lat wcześniej po raz pierwszy znalazła się na liście najlepiej ubranych ludzi Ameryki.

Getty Images

Getty Images

Trendsetterka

Gdy Jackie Kennedy zobaczyła Glorię Vanderbilt w czarnym płaszczu od Adolfo Sardinii, natychmiast zadzwoniła do projektanta z prośbą o uszycie jej takiego samego. Gloria wyglądała w nim przepięknie. Jak zresztą we wszystkim, co na siebie włożyła. Magazyn „Life” jako pierwszy napisał o niej jako o ikonie mody, ale przecież jej wiecznie uśmiechnięta twarz zdobiła okładki magazynów „Harpers Bazaar”, „Vanity Fair” czy „Vogue’a”. Pozowała Patrickowi Demarchelier, przyjaźniła się z Richardem Avedonem. Każdemu fotografowi pokazywała inną osobowość. Gloria Vanderbilt, którą kochała Ameryka, stworzyła wizerunek publiczny, za którym ukrywała prawdziwe oblicze. „Nie wiedziałam wtedy, kim jestem. Długo szukałam”, wyznała po latach. Kim naprawdę była czarnowłosa kobieta z reklamy, która w ciągu kilku miesięcy sprzedała sześć milionów par Vanderbilt blue jeans?

Getty Images

Biedna mała dziewczynka

„Już jako dziecko czułem, że matkę otacza smutek, jakim przesiąknięte jest jej życie. Nie wiedziałem, co jest jego źródłem. Nie mówiła o tym. Mimo to jest największą optymistką, jaką znam”, mówił o Glorii Anderson Cooper, jej najmłodszy syn. Mała dziewczynka w stylowym płaszczyku wybiega z domu i szybko chowa się w samochodzie. Spiker mówi: „Oto mała Gloria! Tłum ją przeraża, ucieka do samochodu ciotki. Pieniądze to nie wszystko”. Jest rok 1934. Dziesięcioletnia Gloria staje się przedmiotem sądowej batalii. O odebranie praw rodzicielskich matce, która prowadzi hulaszczy tryb życia za pieniądze Glorii, walczy ciotka dziewczynki Gertrude Vanderbilt Whitney. I wygrywa. I tak jak matka nie potrafiła dać Glorii miłości, tak ciotka wcale nie jest lepsza. Choć dziewczynka ma wszystkiego pod dostatkiem, nie mówi się o niej inaczej niż „biedna mała dziewczynka”. „Nie pamiętam taty, ale wyobrażałam sobie, że zostawił dla mnie list, w którym napisał, że mnie bardzo kocha i że wyrosnę na wspaniałą kobietę”. Niestety, ojciec takiego listu nigdy nie napisał, a dobiegająca dziewięćdziesiątki Gloria w dokumentalnym filmie „Wszystko zostało powiedziane” wspominała dzieciństwo: „Rodzice wypłynęli w półroczny rejs. Długo do mnie nie docierało, że w ogóle mam jakąś matkę i ojca”. Dziewczynka oczywiście miała opiekunkę, pochodzącą z Irlandii Emmę Keislich, którą nazywała „Dodo”, i twierdziła, że to po niej odziedziczyła temperament. Co do ojca… twierdziła, że za swojego drugiego męża, starszego od niej o 41 lat genialnego dyrygenta Leopolda Stokowskiego, wyszła, bo zawsze chciała mieć ojca. Mawiała: „Dziewczynki wychowane bez ojca wierzą, że wszystko jest możliwe i nic nie jest bezpieczne”.

CZYTAJ TEŻ: Wenezuelka w Nowym Jorku, czyli niezwykła historia projektantki Caroliny Herrery!

Getty Images

Uwielbiam być zakochana

Po doświadczeniach z dzieciństwa i wczesnej młodości panicznie bała się porzucenia. Dlatego to ona zawsze rzucała mężczyzn jako pierwsza. „Ten przymus tkwił we mnie bardzo głęboko i bardzo chciałam sobie z nim poradzić”, opowiadała. Jej pierwsze małżeństwo – z Pasqualem DiCicco, którego poślubiła w wieku 17 lat w Los Angeles było bardzo nieudane. DiCicco nie tylko jej nie szanował, ale też znęcał się nad nią fizycznie. Gdy zadzwoniła do ciotki, usłyszała: „A nie mówiłam?”. Gloria wróciła do Nowego Jorku i czym prędzej się rozwiodła. Zwłaszcza że była już szaleńczo zakochana we wrażliwym i dojrzałym Leopoldzie Stokowskim. Ona miała 20 lat, on – 62. Poślubiła go po zaledwie trzech tygodniach znajomości. Kochali się bardzo, ale Stokowski był zazdrosny o młodszą żonę. Nie podobało mu się, że uczy się aktorstwa. Do pewnego momentu Glorii to w ogóle nie przeszkadzało. Kochała męża. Zanim urodziła mu dwóch synów, wszędzie z nim podróżowała. Gdy skończyła 21 lat, mogła już dysponować swoim majątkiem w wysokości pięciu milionów dolarów. Za namową męża odcięła od finansowania swoją matkę i na 17 lat zerwała z nią wszelkie kontakty. Po latach, gdy już się spotkały, mówiła, że tego żałuje. O mężu zaś wspominała, że kochał synów jak szalony, ale był beznadziejnym ojcem. Nic dziwnego, skoro ojcem starszego syna został w wieku 68 lat i bardziej nadawał się na dziadka. A Glorii zaczęło uwierać małżeństwo z tyle lat starszym mężczyzną. Jednym z powodów rozstania była jego niechęć do aktorstwa. Jako wybitny dyrygent uważał je za niższą formę sztuki. Po drugie, na horyzoncie pojawił się rozwiedziony właśnie Frank Sinatra. Potem było jeszcze siedmioletnie małżeństwo z Sidneyem Lumetem, ale i od reżysera dla Glorii ważniejsze było aktorstwo. U Lumetów bawili się Truman Capote, Marilyn Monroe czy autor musicalu „Gypsy”, Stephen Sondheim. Ale on chciał mieć dzieci, a ona wolała robić karierę. A poza tym poznała Wyatta Coopera, młodszego od niej o trzy lata pisarza i scenarzystę. W wieku 91 lat powiedziała swojemu synowi Andersonowi, że uwielbia być zakochana i wciąż czeka na wielką miłość. Ale tak naprawdę wszyscy wiedzieli, że jej największą miłością był właśnie Cooper. Wychodząc za niego za mąż w 1964 roku, wiedziała, że to już na zawsze. Nie wiedziała, że to „zawsze” będzie trwało tylko kilkanaście lat.

Getty Images

Ciosy od życia

Kariera Glorii i jej marki miała się całkiem dobrze, a nawet bardzo dobrze. Dżinsy sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. W kilka miesięcy zarobiła na nich 30 milionów dolarów, a w następnych latach zyski z ich sprzedaży planowano na 125 milionów. Kolejny raz los jednak zadrwił z Glorii i udowodnił jej, że pieniądze szczęścia nie dają. W 1978 roku jej ukochany mąż zmarł nagle na serce. Gloria została sama z czwórką dzieci. Pogrążona w rozpaczy stała się łatwą ofiarą dla wyrachowanego oszusta, jakim okazał się terapeuta Christ Zoist pomagający jej wyjść z żałoby. Psychoterapeuta razem z prawnikiem Thomasem Andrewsem namówił ją, by temu drugiemu oddała do prowadzenia swoje interesy. Niespodziewająca się niczego złego Gloria zastosowała się do porady i… straciła część majątku. Straciła też syna. Christopher Stokowski zniknął z życia Vanderbiltów po tym, jak Zoist ingerował w jego sprawy prywatne. Sąd zajął cały majątek Glorii, bo Andrews nie płacił podatków. Choć Gloria wygrała sprawę w sądzie, a ten nakazał wypłacenie jej rekompensaty w wysokości półtora miliona dolarów, nigdy już nie zobaczyła tych pieniędzy.

Getty Images

Od zera do milionera

Gloria z pomocą przyjaciół powoli wyszła na prostą. Cztery lata później L’Oréal wypuścił perfumy sygnowane jej imieniem i nazwiskiem. Gloria znów robiła to, co kochała i co umiała najlepiej – malowała, pisała, projektowała. I wtedy spadł na nią kolejny cios. Carter, jej trzeci syn, popełnił samobójstwo. Na jej oczach skoczył z 14. piętra apartamentowca na Manhattanie, gdzie znajdowało się ich luksusowe mieszkanie. Gloria nie wiedziała, dlaczego Carter to zrobił, choć uważała, że była to reakcja na zażywanie przeciwalergicznego leku. Wydawało się, że ten drugi cios będzie dla Glorii tragiczny w skutkach. Sądzono, że z tego już się nie podniesie. A jednak. Znów uratowała ją pasja. Wróciła do malowania. „Moje obrazy wywodzą się ze świata fantazji. Przedstawione sytuacje nie musiały się wydarzyć, nie są prawdziwe. Nawiązują do moich nadziei i marzeń”, mówiła Gloria. W wieku 94 lat Gloria nie rozstawała się z pędzlami i sztalugami. Malowała codziennie, bo realizowała się przez sztukę. I nie było dla niej ważne, czy to, co robi, spodoba się ludziom, bo dla niej ważny był sam akt tworzenia. Przez malowanie uwalniała emocje. Jej ukochany syn Anderson, dziennikarz CNN, mówi: „Zawsze myślałem, że mama pochodzi z miejsca i czasu, który już nie istnieje. Z zaginionego świata. Została zesłana z gwiazdy, która zginęła wiele lat temu. Zabłądziła tutaj i z trudem uczy się zasad naszego życia”.

Artykuł pojawił się w magazynie VIVA! Moda 01/2018

Reklama

Gloria Vanderbilt zmarła 17 czerwca 2019 roku z powodu raka żołądka. Odeszła w swoim domu na Manhattanie w Nowym Jorku. Miała 95 lat.

Getty Images
Getty Images
Getty Images
Getty Images
Getty Images
Reklama
Reklama
Reklama