Reklama

W ramach cyklu Archiwum VIVY! wywiady przypominamy rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z Oliwią Bieniuk. Wywiad ukazał się w magazynie VIVA! we wrześniu 2020 roku.

Reklama

Magazyn VIVA! Oliwia Bieniuk wywiad

Na pytanie, czego mama życzyłaby jej na 18. urodziny, odpowiada: „Nie potrafię sobie nawet wyobrazić tego, co mogłaby mi powiedzieć”. Oliwia Bieniuk, córka Anny Przybylskiej i Jarosława Bieniuka, we wzruszającej rozmowie z Krystyną Pytlakowską o tęsknocie za mamą, dojrzałości, rodzinnych więziach i pierwszych krokach w show-biznesie.

Za niecały miesiąc kończysz 18 lat. Czy czujesz się już dorosła?

Szczerze? Nie czuję się dorosła, chociaż uważam, że dojrzałam już do pewnych problemów czy sytuacji. Ale ciągle w środku mnie tkwi dziecko, z różnymi pytaniami, na które jeszcze sobie nie odpowiedziało.

Jak myślisz, czego Twoja mama życzyłaby Ci na 18. urodziny?

Nie potrafię sobie nawet wyobrazić tego, co mogłaby mi powiedzieć.

A nie pamiętasz życzeń z poprzednich urodzin?

Ja w ogóle bardzo mało pamiętam. Ostatnie urodziny za życia mamy też wyparłam. Pamiętam tylko urodziny po jej śmierci – dostałam wtedy w prezencie pieska – Kukiego. O, biega teraz po ogródku!

Bartek Wieczorek/LAF AM

To były bardzo smutne urodziny, prawda?

Były spokojne, rodzinne, bez wielkiego świętowania. Uważam, że byłam wtedy jeszcze bardzo mała.

Coraz częściej mówisz o tym, że chciałabyś zostać aktorką, bo masz aktorstwo we krwi…

Podoba mi się ten zawód. Pasjonuję się nim i naprawdę lubię odgrywać różne role. Myślę nawet o studiach w szkole teatralnej, ale nie wiem, czy się dostanę. Muszę u siebie jeszcze parę spraw podszkolić. Teraz na przykład chodzę na lekcje śpiewu. A niedawno
zaczęłam uczyć się dykcji i poprawnej wymowy. To ważne dla aktorów, więc warto się podszkolić.

Czy zdecydowałabyś się na ten zawód, gdyby Twoja mama nie była aktorką?

Możliwe, że tak, bo ja przecież w pewnym sensie żyję aktorstwem od małego. Mama zabierała mnie na sesje, które bardzo mi się podobały, i w ogóle uważałam, że aktorka ma barwne życie. Nie wiem jednak, czy mama, gdyby żyła, byłaby zadowolona z mojej decyzji. Nie wiem nawet, kim według niej miałabym zostać w przyszłości. Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Ale przecież nie ma nic złego w tym, że spełniam swoje marzenia. Być może naprawdę ma się to w genach? W każdym razie chodzę do liceum, do klasy o profilu teatralno-filmowym. W tej samej szkole uczyła się moja mama. A w pierwszej klasie zagrałam w krótkiej etiudzie, której tematem były depresja i handel ludźmi. W tym filmiku zagrałam dziewczynę chłopaka, który miał jechać do Niderlandów do pracy i tam go porwali. A gdy ja dowiedziałam się o tym, musiałam zagrać wielki smutek.

Można to gdzieś zobaczyć?

Film nazywał się „Glimmer” i jest na Facebooku. Zdobyliśmy nim trzecie miejsce na festiwalu międzyszkolnym. Mam nawet dyplom, statuetka została w szkole, bo była nagrodą dla całej grupy. Zagrałam jeszcze w teatrze, przedstawienie nosiło tytuł „Dziecko, syn, matka”. Byłam jedną z matek uciekających z córką przed Niemcami, bo wszystko działo się podczas II wojny światowej. Moja córka nie chciała mnie słuchać, musiałam więc na nią krzyczeć. Jakoś sobie poradziłam.

Ale dowiedziałam się właśnie, że na YouTubie można obejrzeć Twoją drugą etiudę „Jak nie zgubić siebie”.

To film krótkometrażowy, który opowiada o dziewczynie odrzuconej przez rodziców, którzy bardziej opiekowali się dziadkiem niż nią. Dziadek umiera, a ona żałuje, że nie spędzała z nim więcej czasu. Film powstał po to, aby wesprzeć chorych u kresu życia i ich najbliższych. W wyniku pandemii COVID-19 najstarsze w Polsce Hospicjum Świętego Łazarza w Krakowie potrzebuje pozyskać ponad milion złotych, aby dalej pomagać. Film powstał więc również po to, żeby pomóc hospicjum. A ja gram koleżankę głównej bohaterki, która stara się podtrzymać ją na duchu i na końcu wyznaje, że też kogoś straciła. To takie nawiązanie do odejścia mamy, chociaż nie padają tam żadne imiona czy nazwiska.

Trudno Ci było zagrać tę rolę?

Na pewno niełatwo. Chociaż nie rozpłakałam się na planie, a być może powinnam. Ale nie umiem płakać na zawołanie, nie umiem przy ludziach ronić łez, myśląc o mamie. Musiałabym być wtedy sama ze sobą.

Etiuda to taki prezent od życia na Twoje urodziny?

Być może, chociaż do urodzin jeszcze pozostało trochę czasu. Ale cieszy mnie, że dużo ludzi już widziało ten film na YouTubie i że ma pozytywny odbiór. Tata i bracia też go widzieli i bardzo się wzruszyli, bo ta końcówka wyciska łzy. Myślę również, że mama gdzieś tam, na górze, patrzyła, jak go nagrywaliśmy, dodając mi dobrej energii.

Rozmawiasz z nią czasami?

Nie. Choć wierzę w Boga, ale nie mam takiego przeświadczenia, że można rozmawiać z tymi, którzy już odeszli. Codziennie jednak o niej myślę. I o tym, czy pochwaliłaby moje decyzje. Teraz bardzo potrzebne mi będzie wsparcie, bo przecież zaczęłam klasę maturalną, a potem będę się starała dostać do szkół aktorskich w Warszawie, Krakowie, Łodzi czy Wrocławiu. Wiem, że egzaminy są ciężkie i że jest dużo chętnych. Ale najważniejsze to myśleć pozytywnie. Teraz już rozumiem, co to znaczy, bo jestem dojrzalsza niż na przykład pięć lat temu. Dużo zrozumiałam. I czuję o wiele większą odpowiedzialność za to, co robię.

Na przykład?

Zrozumiałam, że rodzina jest zawsze najważniejsza i że trzeba o nią dbać, bo nie podlega wymianie.

Bartek Wieczorek/LAF AM

Twoja mama też tak uważała i zrezygnowałaby z roli, gdyby to przeszkadzało w życiu rodzinnym. Jej śmierć z pewnością sprawiła, że zaczęłaś wcześnie dojrzewać i wcześniej niż Twoi rówieśnicy rozumieć życie.

A jednak było trochę inaczej. Kiedy mama umarła, wchodziłam w najtrudniejszy okres dojrzewania i ono się trochę zatrzymało. Teraz czuję, że dorastałam wolniej niż reszta moich rówieśników. Oni mieli już inne problemy niż moje, a ja czułam się ciągle dzieckiem.

Osamotnionym dzieckiem.

Tak, chociaż miałam przy sobie bliskich ludzi: ojca, babcię, braci. Ale kończyłam wtedy szóstą klasę i miałam iść do gimnazjum, a nie czułam się jeszcze całkiem gotowa.

Wiadomo, gimnazjum, nowi koledzy, nowi nauczyciele. Wtedy najbardziej się potrzebuje matki.

No właśnie. Nigdy nie zapomnę dnia śmierci mamy. Byliśmy wtedy u babci Lidzi, mamy mojego taty. Spodziewałam się tego, co się stanie. Tamtego dnia nie odbierałam telefonu, bo nie chciałam usłyszeć tej wiadomości. W końcu przyszedł tata z towarzyszącym mu psychologiem, który miał mu pomóc w przekazaniu tej informacji dzieciom.

Pamiętasz, jakie wskazówki życiowe zostawiła Ci mama?

Zawsze powtarzała, że mam być mądra i rozsądna. I żebym nie ulegała porywom chwili i nie podejmowała pochopnie decyzji. Tak zresztą cały czas mnie wychowywała. Ale nie zostawiła mi żadnego pamiętnika czy dziennika. Szkoda. Jedyne, co mi po niej zostało, to szkatułka z biżuterią, którą czasem przeglądam, jak mi smutno. Oglądam też filmy, w których grała. „Ciemną stronę Wenus” dwa razy. I oczywiście jej ostatni film „Bilet na Księżyc”.

Podobała Ci się jako aktorka?

Oczywiście. Dobrze grała, świetnie wcielała się w różne role, robiła to bardzo profesjonalnie. Chciałabym to także potrafić.

Kiedy Ci jej najbardziej brakuje?

Myślę, że brakuje mi rozmowy z nią, gdy przeżywam jakieś sercowe rozterki. Z tatą trudno się o tym rozmawia. Mężczyźni takich spraw nie rozumieją, a ja potrzebuję kobiecej porady. Pytam więc często babcię Lidzię, jak mam postąpić, ale babcia to już zupełnie inne pokolenie.

A masz chłopaka?

W tej chwili jestem wolna i mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Muszę skończyć szkołę. Tata powtarza, że mam się uczyć, uczyć i uczyć, a ja średnio to lubię. Wiem jednak, że to mój obowiązek. Tata kiedyś bardziej mnie cisnął z nauką, ale teraz, kiedy jestem już w liceum i za rok kończę szkołę, trochę przystopował, bo wie, że sama rozumiem, że nauka jest teraz najważniejsza.

Bartek Wieczorek/LAF AM

Mówią, że jest surowym ojcem…

Jest surowy, ale bardzo opiekuńczy i konsekwentny. Kocha nas i chce dla nas jak najlepiej. Kiedyś bardziej się z nim kłóciłam, darłam koty o wszystko, ale chyba ten okres buntu mam już za sobą. Teraz jestem bardziej zgodna i ustępliwa.

Odpuszczasz ojcu, bo wydoroślałaś.

Dojrzałam do pewnych spraw i wiem, że kłótnie nic tu nie dadzą.

Teraz najważniejsza jest dla Ciebie pewnie grupa przyjaciół?

Mam ich dużo. W Gdyni, gdzie mieszkamy, mam wokół siebie mnóstwo sąsiadek. Niektóre są o rok lub dwa młodsze, ale to też moje najlepsze przyjaciółki. Znamy się długo, bo już od ośmiu lat, odkąd się tu przeprowadziłam. I cały czas trzymamy się razem. Ale znam też dużo ludzi z mojego rocznika.

Jak oni Ciebie traktują? Jesteś jakby z innej bajki?

Mam do siebie dystans, nie jestem narcyzem, nie wynoszę się ponad innych. Nie posługują się mową nienawiści – oczywiście w relacjach na żywo. Ale na Instagramie zdarza się, że ktoś napisze o mnie jakieś mocne słowa, choć teraz nie mogę sobie przypomnieć, które najbardziej mnie zabolały. Chyba coś o mamie, że nigdy nie będę taka jak ona. W życiu jest dużo zawiści i zazdrości, niektórzy myślą, że mam lepiej niż inni. Najczęściej są to obce osoby. Ale klasę mam bardzo fajną. Wiedzą doskonale, kim jestem, i że moja mama też chodziła do tej szkoły. A jedna z nauczycielek wspominała, że kiedyś uczyła mamę angielskiego i pokazywała mi nawet jakieś wspólne zdjęcia. W każdym razie czuję się w tej szkole normalnie. Po prostu zwyczajna uczennica. Ja zresztą nie chciałabym, żeby mi ciągle przypominano, że jestem córką Anny Przybylskiej i że moja mama umarła.

Chodziłaś na terapię po jej śmierci?

Nie. Babcia mi pomagała, tata i przyjaciółka mamy, ciocia Ola, która starała się wypełnić mi pustkę. Do tej pory mam z nią bardzo dobry kontakt. Oczywiście najgorszy jest ten pierwszy okres, kiedy bardzo boli i się cierpi. Potem przechodzi się do drugiego etapu, kiedy zostaje tęsknota za kimś, kogo już nie ma. No i zawsze są wspomnienia.

Twoja mama opowiadała mi, jak lubiliście wszyscy leżeć na dużym materacu, oglądać telewizję albo się wygłupiać. Pamiętasz to?

Nie wiem, który to był moment, ale pamiętam, że bardzo lubiliśmy siedzieć na kanapie i oglądać razem filmy. Dużo czasu spędzaliśmy w domu. A gdy mama była chora, to rzadko wychodziliśmy. Chcieliśmy być z nią jak najwięcej.

Jesteście zżytą rodziną.

Na pewno także dlatego, że dużo razem przeżyliśmy.

Zobacz: Oliwia Bieniuk: „Nigdy nie zapomnę dnia śmierci mamy. Nie chciałam usłyszeć tej wiadomości”

Jak to jest być najstarszą siostrą?

Trudne pytanie… Ja się dobrze z tym czuję. No i tata traktuje mnie poważniej niż moich braci. Rozmawia ze mną już jak z dorosłą. Jaś, który ma dziewięć lat, bardzo jest z tatą związany i widać, jak bardzo go kocha. Ja to rozumiem, bo to on poniósł największą stratę – miał trzy latka, jak mama umarła. Prawdę mówiąc, już nie bardzo ją pamięta, chociaż często wspomina. W domu jest komputer ze wszystkimi zdjęciami z mamą, a zdjęcia to najlepsze wspomnienia. Oprócz tego mamy kasety, dużo z Turcji. To był najlepszy czas w naszym dzieciństwie.

Bartek Wieczorek/LAF AM

Wychowujesz braci?

Czasami tylko, gdy się biją, to ich rozdzielam. Ale tata trzyma ich silną ręką i stara się nie dopuszczać do takich sytuacji. To Szymon jest prowokatorem, ma to trochę po mamie – taka zadziorna była. A Jasio to spokojny chłopiec, chociaż ma w sobie dużo wigoru. Jak był mały, kipiała w nim nieposkromiona energia. Godzina 22.00, a on jeszcze biegał po domu. To bardzo inteligentny, pracowity i wrażliwy chłopiec. Świetnie sobie radzi w szkole.

A Ty jaka jesteś?

Na pewno też zadziorna. I nie pozwalam sobie, by ktoś traktował mnie „per noga” albo mówił coś złego na mój temat. Zawsze jednak staram się to wyjaśnić łagodnie, lecz uczę się też asertywności, bo to dobra umiejętność.

Masz takie przeświadczenie, że w życiu osiągniesz sukces?

Nie mogę powiedzieć, że jestem tego pewna w 100 procentach, ale jeśli coś osiągnę sama i swoją pracą, to już to będzie sukcesem. A potrafię ciężko pracować. Muszę tylko być superzmotywowana do działania.

Kariera aktorska byłaby dla Ciebie wielkim osiągnięciem?

Myślę, że tak. A gdybym jeszcze połączyła to z fotomodelingiem, to już w ogóle byłaby pełnia. Z modelingiem też właśnie zaczynam. Sprawia mi to wielką przyjemność.

Boisz się zawiści?

Chyba nie, od dziecka uczestniczę w show-biznesie, istnieję w pismach kolorowych i jestem rozpoznawalna. Można się do tego przyzwyczaić. Jeśli chodzi o hejt w internecie, to mnie on nie obchodzi.

A jak się dogadujesz z babcią?

Bardzo dobrze. Mieszka z nami od sześciu lat i bardzo nam, dzieciom, pomaga. Zastępuje mamę i wszystkich nas wychowuje. Czasami się z nią kłócę, bo babcia inaczej myśli o wielu sprawach.

Musisz wracać do domu o 22.00?

Tak, tu bardziej naciska tata. Babcia też dzwoni i pyta, gdzie jestem, trochę mnie kontroluje. Wiem, że to konieczność. Musi mieć poczucie, że nad wszystkim panuje.

Chyba najtrudniej jest, gdy dzieje się coś takiego, co niedawno spotkało Twojego ojca.

Ja nie wierzę w te zarzuty. Teraz, kiedy tę sprawę wyjaśniono w sądzie, nie muszę go tłumaczyć. Ale zawsze wierzyłam tacie, choć kiedy to wszystko się zaczęło, byłam w szoku. I długo do mnie nie docierało to, co się dzieje. Z czasem jednak nabierałam przekonania, że tata wygra i wszystko się ułoży. A poza tym jestem za tym, aby ułożył sobie życie, żeby był szczęśliwy.

Lubisz Martynę?

Zawsze ją lubiłam. Była pierwszą kobietą po śmierci mamy. Stała po naszej stronie i się nami opiekowała. Nawet gotowała nam obiady. Byłyśmy blisko ze sobą, wyjeżdżałyśmy razem na wakacje. Wszystko się zmieniło, gdy tata się rozstał z Martyną. A ja wiem, że nie mogę mu nakazać, by kochał tych, których ja lubię. To jest jego życie, w które się nie wtrącałam i nie będę wtrącać. A Martynę nadal bardzo lubię.

Dostałaś też nowego braciszka.

Tak, Kazika. Jest przesłodki. Tata się nim opiekuje, bierze go na noc do nas i zajmuje się nim. Ale ja nie mam o to do niego pretensji. Stało się i tak musi być.

„Doroślenie” polega też na tym, że uczymy się wybaczać?

Myślę, że ja już się tego nauczyłam. Gdy dowiedziałam się o Kaziku, myślałam, że tata żartuje. Powiedział mi o tym na wakacjach, na Helu. Szliśmy, śmialiśmy się z czegoś, tata się śmiał, bo jest żartownisiem, dlatego myślałam, że nie mówi poważnie. Ale gdy okazało się, że to prawda, na początku się wkurzyłam, ale z czasem pogodziłam się z tym. Zwłaszcza że niedługo będę już miała swoje życie i nie wiadomo, jak ono się potoczy. A gdy Kazio jest w naszym domu, daje nam mnóstwo radości. Małe dziecko ożywia atmosferę. Teraz ma pół roku. Ciekawa jestem jego dorastania.

Kiedy rozmawiamy, zastanawiam się, co Ty masz w sobie z mamy, a co z ojca.

Chyba jestem bardziej „tatowa”. Mam też po nim większość cech. Mama na przykład bardzo lubiła sprzątać i jak ją wspominam, to często z odkurzaczem o szóstej rano. Była wielką czyścioszką. Rano czyściła wszystkie meble. A ja nie lubię biegać z odkurzaczem, nie jestem pedantką. Ale nie lubię też bałaganu, zawsze sprzątam po sobie.

Masz już własną hierarchię wartości?

Najważniejsze jest zdrowie i szczęście rodzinne. I jeszcze, żeby mieć w sobie życzliwość dla ludzi. Najbardziej nie lubię w sobie zazdrości. To chyba moja najgorsza wada.

A co byś powiedziała mamie, gdybyś ją teraz spotkała?

Powiedziałabym: „Mamo, jestem szczęśliwa, chociaż nie tak stuprocentowo. Jeszcze kilku rzeczy mi brakuje. Gdy je spełnię, będę szczęśliwa już bez zakłóceń”. Powiedziałabym też, że tata wierzy we mnie i wspiera w tym, co robię. Na przykład przycisnął mnie, abym chodziła na lekcje śpiewu, choć ja śpiewać nie bardzo lubię i nie umiem. Ale nauczyciel ocenił, że mam słuch i czysty głos, więc będzie w porządku, gdy się trochę podszkolę.

Reklama

A co byś chciała dostać w prezencie na swoją osiemnastkę?

Najbardziej bym chciała dostać wiadomość, że skończyła się pandemia. Bo jeżeli będzie nadal trwała, a jakoś nie widać jej końca, to zaproszę tylko najbliższych przyjaciół i będziemy świętować w maseczkach.

Reklama
Reklama
Reklama