Reklama

Michał Piróg obchodzi dzisiaj urodziny. Z tej okazji przypominamy niezwykłą rozmowę Katarzyny Zwolińskiej z tancerzem oraz jego mamą, która w kwietniu 2014 roku ukazała się w magazynie VIVA!.

Reklama

VIVA! Michał Piróg wywiad z mamą

Ona kocha go nad życie. On ją też, ale nie ma czasu, by ją odwiedzać. On może jej powiedzieć o wszystkim, a ona chce tylko, żeby był szczęśliwy. Dla niego wystąpiła w telewizji i opowiedziała, że mieć syna homoseksualistę to nie żaden dramat. O byciu gejem i matką geja, o ukrywaniu i trudnym odkrywaniu żydowskich korzeni i o tym, czy będzie czy będzie miał dziecko, z Michałem Pirógiem i jego mamą Anną rozmawia Katarzyna Zwolińska.

Co czuje matka, gdy przyłapuje syna na kanapie w intymnej sytuacji z innym mężczyzną?

Anna Piróg: Byłam zszokowana.

Michał Piróg: I udawałaś, że nic nie widziałaś.

Anna: Bo zawstydziłam się chyba bardziej niż wy. Uciekłam. Michał miał wtedy 18 lat i ja już od jakiegoś czasu podejrzewałam, że jest homoseksualistą. A ta sytuacja tylko potwierdziła moje przypuszczenia. Próbowałam z nim na ten temat rozmawiać, ale jakoś mnie zbył.

Michał: Wcale cię nie zbyłem. Pytałaś mnie, czy wolę chłopców, czy dziewczyny, a ja odpowiadałem, że chłopców. A ty mówiłaś, że ze mną nie można poważnie porozmawiać. Ty chyba chciałaś, żebym usiadł przed tobą załamany i powiedział, że nie wiem, co mam robić, że to dla mnie straszny dramat. Chciałaś, żeby to był dla mnie problem. A nie był. Wolę chłopców i już.

Anna: W pewnym momencie ja sama się pogubiłam. Zawsze otaczał cię wianuszek dziewczyn. Widywałam cię, jak idziesz roześmiany z koleżanką, trzymacie się za ręce. Twoje koleżanki wyznawały mi miłość do ciebie. A tu nagle ta kanapa i ty z tym chłopakiem.

Łudziła się Pani, że to nieprawda?

Anna: Tak. Miałam nadzieję, że jednak okaże się, że Michał ma dziewczynę, w której jest zakochany.

Co wtedy myślała Pani o homoseksualistach?

Anna: Jestem osobą bardzo tolerancyjną. Tak zostałam wychowana. Rodzice zawsze mi powtarzali, że ludzie nie dzielą się na gorszych i lepszych. Mówili, że żeby być szanowanym, ja też muszę ludzi szanować. Pomagam bezdomnym, nie brzydzę się opiekować starszymi osobami. I nigdy nie oceniałam tego, że ktoś jest w porządku, bo jest heteroseksualny, a ktoś inny nie, bo jest homoseksualny.

Czytaj też: Aleksandra Kwaśniewska pokazała na Instagramie jak jej mama wyglądała w czasie studiów

Iza Grzybowska/Voyk

Michał: Powiedziałem mamie, że wolę chłopców, jak miałem 15 lat. A ona mi nie uwierzyła.

Anna: Chciałam, żebyś miał normalne życie, rodzinę, dzieci, bo wydawało mi się, że to da ci szczęście. A tylko na twoim szczęściu mi zależy.

Michał: To wiem. Nawet ostatnio mi powiedziałaś, że może znalazłbym sobie dziewczynę, która urodziłaby mi dziecko. I że wcale nie musiałbym z nią być. To jest twoje wieczne niepogodzenie.

Anna: To jest nieprawda. Po prostu chciałabym mieć jeszcze jedną wnuczkę lub wnuczka, oprócz Gabrysi. To córka mojego starszego syna.

Michał: Biorąc pod uwagę, że mieszkamy w Polsce, jeszcze przez jakiś czas nie będę mieć dzieci. Chociaż to, że jestem homoseksualny, nie oznacza tego, że nie mogę mieć dziecka.

Anna: Teoretycznie możesz.

Michał: A praktycznie nie?!

Chciałbyś mieć dziecko?

Michał: Tak.

Anna: Michał wydoroślał i potrzebna jest mu stabilizacja, chociaż się do tego nie przyznaje. Ale ja go znam.

Michał: Mamo, nadużywasz słowa „stabilizacja”. Nie mam zamiaru zostać dziadem, który siedzi w domu i wychowuje dzieci. Ale chyba tak, chciałbym mieć już dziecko. Coraz więcej moich znajomych ma dzieci. W nich jest coś niesamowitego i chyba zaczynam odczuwać instynkt ojcowski.

Anna: Tylko nie masz odwagi, żeby coś z tym zrobić!

Michał: Nie chodzi o odwagę lub jej brak. Chodzi o to, że najpierw musi być stabilny związek i deklaracja obu stron, że chcemy ze sobą być i wspólnie mieć dziecko. Kiedyś już byłem tak zakochany, że gotów byłem wziąć ślub, mieć dziecko i przeprowadzić się do Berlina, żeby tam spokojnie żyć. Ale Oshri, bo tak miał na imię, wybrał jednak życie w Izraelu, przy swojej mamie. Z tego związku pozostała we mnie kiełkująca chęć posiadania dziecka.

To jedno z tych marzeń, które nie ma zbyt wielkich szans na realizację?

Michał: Przestań! Jedyne, co wiem, że na pewno się nie wydarzy to to, że będę modelem…

Anna: …i że będziesz śpiewał!

Michał: Tego nigdy nie wiadomo, teraz jest taki sprzęt… A wracając do dzieci… decydując się na dziecko, chciałbym mieć prawdopodobieństwo bliskie stu procent, że będę w stanie mu zapewnić miłość, dom, pieniądze na edukację i dobry start w przyszłość.

Iza Grzybowska/Voyk

Anna: Dla mnie najważniejsze jest, żebyś był szczęśliwy. Nieważne, z kim, i nieważne, gdzie. Tak samo zresztą myślą mój mąż i starszy syn Sebastian. Obaj są bardzo wyrozumiali. Pamiętam, że to właśnie Sebastianowi Michał powiedział, że przyjeżdża do domu przedstawić ukochanego. I wtedy Sebastian przyjechał do mnie i mówił: „Mamo, tylko się nie denerwuj. Postaraj się, proszę cię, żebyś nie powiedziała mu czegoś niemiłego, czego będziesz żałować”.

Michał: A teraz mama ciągle suszy mi głowę, że powinienem wrócić do swojej pierwszej wielkiej miłości.

Anna: Bo go bardzo lubię. Z nim stworzyłeś rodzinę. I on był bardzo rodzinny. Spotykaliśmy się na święta. Widywaliśmy się z jego mamą. Ale wiem, że nie ma szans na to, żebyście znów byli razem. Ciągle mi to powtarzasz.

Michał: I teraz właśnie wyszło na jaw, że mama nie życzy mi dobrze (śmiech). Jest ci wszystko jedno, z kim będę, byleby był rodzinny?

Anna: Może ty wtedy też byś się taki stał. Jedyny żal, jaki do ciebie mam, to właśnie o to, że jesteś mało rodzinny i w kółko zasłaniasz się brakiem czasu.

Michał: Naprawdę nie mam czasu. Jak mam jeden albo dwa dni wolnego, to nie chce mi się jechać do Kielc. To nie moja wina, że nie odwiedzam rodziców, tylko ich, że tam mieszkają. Poza tym jesteś terrorystką. O szóstej rano wietrzenie mieszkania…

Anna: Przecież miałeś astmę.

Michał: Odsłanianie zasłon…

Anna: …bo szkoda dnia na spanie.

Michał: I tak w kółko. Nie mogłem tego wytrzymać, tego, że ciągle ktoś kazał mi coś robić. I dlatego się wyprowadziłem i dlatego nie odwiedzam rodziców. Nie rozmawiam też przez telefon z tatą, bo on po czterech zdaniach zaczyna płakać. Wyobrażasz sobie?! Tak mnie kocha i tęskni, że aż płacze! Po pięćdziesiątym „kocham cię” mówię: „Dobra, daj mamę!”. Mój brat jest takim pedantem, że jak u niego w mieszkaniu czytasz książkę i odłożysz ją na moment, bo idziesz się wysikać, jak wrócisz, będzie już leżała na swoim miejscu na półce. Gdy przychodzą goście, to on zaraz znika. I wiesz, co robi? Myje im buty. Nakreśliłem mniej więcej obraz mojej rodziny. Dlatego właśnie mamy dobry kontakt, ale rzadki (śmiech).

Anna: Dlatego to my przyjeżdżamy do Michała. Michał jest bardzo konsekwentny. Jak coś sobie postanowi, żeby się waliło i paliło, tak ma być i koniec. Pamiętam, że kiedyś miałam wielką ochotę go sprać. Nie pamiętam już, za co. I on wtedy wyszedł z domu…

Michał: Nie wyszedłem, tylko uciekłem.

Anna: Ale zaraz wróciłeś.

Michał: Uciekłem! Wolę pamiętać, że uciekłem.

Anna: W każdym razie jak wrócił, powiedziałam mu, że jest już za duży na lanie i niech sobie wymyśli karę. A on zatrzepotał rzęsami, bo zawsze tak robił, jak chciał mnie udobruchać, i powiedział, że wyprowadzi się z domu, jak skończy 17 lat. Po maturze wyprowadził się do Krakowa. Strasznie to przeżywałam, do dzisiaj zresztą przeżywam, że jest daleko od domu.

Przeczytaj także: Trudne dzieciństwo odcisnęło na niej bolesne piętno. Jaka Helena Bonham Carter jest naprawdę?

Pani jest ekonomistką, mąż inżynierem mechanikiem, starszy syn Sebastian ma wykształcenie techniczne, a tu nagle Michał mówi, że będzie tancerzem.

Anna: To mnie nie zdziwiło. W naszym domu taniec i muzyka zawsze były obecne. Babcia grała na pianinie, moja mama śpiewała w Mazowszu, a ja należałam do kółka tanecznego. Raz nawet w turnieju zajęłam drugie miejsce za fokstrota i tango. Szczerze mówiąc, wolałam, żeby Michał tańczył taniec towarzyski, a nie jakiś współczesny, którego nie pojmowałam. Ale po pierwszym spektaklu, w którym wziął udział, zrozumiałam, że to jest jego wielka pasja. Aż się popłakałam ze wzruszenia.

Płakała Pani kiedyś przez niego nie ze wzruszenia?

Anna: Nie, chociaż łatwo z nim nie miałam. Na przykład w ogóle nie chciał jeść. Mówił, że zje to, co mu daję, ale zwymiotuje. Jedna łyżka, druga, piąta i wszystko lądowało na mnie. A moja mama mnie ochrzaniała. Mówiła, że niepotrzebnie go zmuszałam, bo jakby zjadł tylko trzy łyżki, to przynajmniej tyle by zjadł. Więc jadł tylko budyń albo kisiel z owocami.

Michał: A we Francji jadłem sorbet i frytki. Frytki były moim ustępstwem. Za nie dostawałem sorbet.

Anna: Ciągle musieliśmy go przekupywać i chyba trochę go tym zepsuliśmy. I na pewne rzeczy przymykałam oczy. Michaś w dzieciństwie bardzo ciężko chorował. Groziło mu, że w ogóle nie będzie chodził. To co za znaczenie ma te kilka tatuaży czy jakieś drobne wyskoki? Teraz to ja nawet lubię te jego tatuaże. Tylko te ręce mnie wykończyły. Pierwszy tatuaż zrobił sobie, jak miał 17 lat. To było słońce na plecach. Akurat była u nas moja siostra. Przyszła do mnie i zaczęła mnie wypytywać o tatuaże. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam jej, że ich nie cierpię. I coś mnie tknęło. Kazałam Michałowi podnieść koszulkę. Najpierw się zdenerwowałam.

Michał: Nawet ścierą dostałem.

Anna: Ale za chwilę już byłam nim zachwycona. Nic nie poradzę na to, że mam do Michała wielką słabość.

Michał: Moja mama ma do pewnych spraw podejście takie, jak do tatuaży. Tak samo było z kolczykami i wieloma innymi sprawami dużo bardziej poważnymi. Najpierw krytykuje, a potem mówi, że jest OK. Gdy zrobiłem sobie drugi tatuaż, powiedziała: „I po co ci to było? Tamto słońce tak ładnie wyglądało”. Zrobiłem trzeci, a mama: „Teraz to już naprawdę nie jest ładnie. Jak były tylko tamte dwa, było dobrze”. Ale ostatnio nawet powiedziała, że ten na szyi jej się podoba.

Anna: To prawda, nie przeszkadza mi. Czasem tylko mój mąż mówi: „Po co mu te tatuaże? Jak będzie starszy, to mu będzie przeszkadzało”. Chyba jesteśmy dziwnymi rodzicami.

Iza Grzybowska/Voyk

Michał: W końcu się przyznałaś! (śmiech).

Anna: Bardzo kochamy nasze dzieci i jesteśmy w stanie przebaczyć im wszystko.

Miała z nim Pani utrapienie.

Anna: Tak. Często byłam wzywana do szkoły. I zazwyczaj w duchu to Michałowi przyznawałam rację. Ale nauczycielom mówiłam, że porozmawiam z synem. Po prostu Michał, jak był pewien swojej wiedzy czy tego, że dobrze coś napisał czy odpowiedział, to nie tolerował, jak się go poprawiało. Jego racja zawsze musiała być na wierzchu.

Michał: Jeńców nie biorę!

Anna: Czasami sobie obiecywałam, że jak przyjdzie do domu, spiorę go tak, że się nie pozbiera. A on wchodził, spojrzał na mnie i już mi złość mijała. Najgorzej było z jego nocnymi eskapadami. Nigdy nie było go tam, gdzie powiedział, że będzie. Nigdy też nie wrócił o tej godzinie, o której powiedział, że wróci. Po drodze zawsze kogoś spotkał, musiał pogadać, kogoś odprowadzić. W drodze do domu zawsze napotykał przeszkody.

Michał: To nie przeszkody, tylko intrygujące przeciwności losu. Do dzisiaj to mi zostało, tylko na inną skalę. Na przykład zamiast w Berlinie ląduję w Sztokholmie. Z Meksyku zamiast po czterech dniach wracam po dwóch tygodniach.

Anna: Kiedyś w sylwestra całą noc go szukaliśmy, aż nas Nowy Rok zastał w samochodzie. Ale powtarzam, mam do niego słabość, chociaż wiem, że jest egoistą.

Michał: Nie zgadzam się. Po prostu idę przez życie sam, tylko w pewnych momentach ktoś mi towarzyszy.

Jako egoista miałeś w nosie, co będzie przeżywać Twoja rodzina, gdy publicznie w telewizji ogłosisz, że jesteś Żydem?

Michał: Nie, po prostu Kuba Wojewódzki zaskoczył mnie tym pytaniem. Odpowiedziałem z automatu.

Poszło w eter i co?

Anna: I nic. Nikt nic nieprzyjemnego nam nie powiedział. Może dlatego, że ci, co mnie znają, wiedzą, że jestem bardzo silną osobą i boją się coś powiedzieć. A poza tym nikim się nie przejmuję, bo swoje wiem.

I nie obchodzi mnie, co kto sobie myśli na mój temat. A ze znajomymi i przyjaciółmi na temat naszego pochodzenia i tego, że Michał jest gejem, w ogóle nie rozmawiamy.

Może to dla nich po prostu są trudne tematy.

Anna: Po prostu to nie jest dla nich nic nadzwyczajnego. Mamy wspaniałych przyjaciół, którym to w ogóle nie przeszkadza.

Czytaj także: Prababcia piosenkarki Anny Marii Jopek zginęła na Titanicu. „Tragiczny rejs pokrzyżował jej te plany”

Iza Grzybowska/Voyk

To dlaczego przez tyle lat nie powiedziała Pani Michałowi o tym, że macie żydowskie korzenie?

Anna: Bałam się ostracyzmu.

Michał: To się raczej tchórzostwo nazywa! Najbardziej nienawidzę, gdy ktoś idzie w zaparte. Ja już wiedziałem, jak jest, bo ciotka mi powiedziała, a ty próbujesz wywinąć kota ogonem. Dlatego się wściekłem. Chciałem szczerej odpowiedzi, nawet jeśli ona była bardzo niewygodna.

Anna: Michałku, tylko że nie wziąłeś pod uwagę wszystkich okoliczności. Żyłam w czasach, kiedy Żydzi byli prześladowani. I przez Gomułkę, i przez późniejsze władze. W mieście, gdzie miał miejsce pogrom Żydów. Jako mała dziewczynka znalazłam na półce zdjęcia związane gumką. Były na nich rozsypana ziemia, ciała w dołach. Zapytałam mamę, co na nich jest. I wtedy ona zabroniła mi kiedykolwiek przyznawać się, że takie zdjęcia widziałam, i kategorycznie zakazała mi wymawiać nazwę Katyń. Kazała mi przysiąc, że nigdy, przenigdy nie przyznam się, że cokolwiek wiem na ten temat. Chciałam chronić moją rodzinę przed nienawiścią innych, bo przecież gdyby się wydało, że jesteśmy Żydami, mogłoby to ściągnąć nieszczęście na nasz dom.

Michał: Zdenerwowałem się, że potraktowałaś mnie jak gówniarza i zadecydowałaś za mnie, czy mam wiedzieć, czy nie wiedzieć. Potem mi mówiłaś, że to dla mojego dobra. Ale ja już byłem pełnoletni, jak się dowiedziałem! Po prostu nie lubię, jak ktoś decyduje za mnie. Rozumiem, że jak miałem pięć lat, robiliście coś dla mojego dobra. Ale nie teraz, gdy jestem dorosły. A poza tym to, że mamy żydowskie pochodzenie, nie jest niczym złym, żeby to ukrywać.

Anna: Może w dzisiejszych czasach, ale kiedyś…

Michał: Ja tylko chciałem, skoro jestem już dorosły, żeby traktowano mnie jak dorosłego. Tak naprawdę odliczałem czas do osiemnastki, żeby szybciutko się wyprowadzić.

Tak bardzo było Ci źle z rodzicami?

Michał: Bardzo chciałem decydować o sobie. Chciałem popełniać błędy, podejmować własne decyzje. Dlatego w wieku 15 lat zacząłem zarabiać pieniądze, żeby decydować o sobie i o swoich wydatkach. Już mi się wydaje, że jestem dorosły, a tu nagle okazuje się, że moja najbliższa rodzina postanowiła wykreować rzeczywistość, która okazała się kłamstwem. A potem mi powiedzieli, że to dla mojego dobra!

Anna: W moim pokoleniu było zakodowane, że przyznanie się do żydowskiego pochodzenia powoduje kłopoty. Z dostaniem się na uczelnię i z wieloma innymi rzeczami. Ludzie z żydowskimi korzeniami byli dyskryminowani. Tak postąpiłam i uważam, że słusznie. Gdybym miała to zrobić jeszcze raz, dokładnie tak bym zrobiła.

Michał: A ja znów bym się wściekł. Dokąd tak chcesz mnie chronić? Do końca życia?

Anna: Tak. Przecież jesteś moim synem.

Michał: Ale nie podoba mi się to, że „zapomniałaś” mi powiedzieć o jednym szczególe.

Anna: Gdybyś wiedział, na pewno byś wypaplał, przecież jesteś do bólu szczery.

Michał: A jak już wypiję… to wszystko wyśpiewam…

Anna: Nawet to, czego nie było.

Michał: Ty mi różne rzeczy wmawiasz. Mam podejrzenia, że moja mama, jak coś dla niej nie jest wygodne, to mówi: „Nie, to nieprawda, wcale tak nie było”. Z książką „Chcę żyć” też tak było. Za każdym razem, gdy coś opowiadałem, mówiłaś: „Nie, to było trochę inaczej” i opowiadałaś swoją wersję.

Anna: I co? Trochę faktów jest pomylonych.

Michał: A skąd ja mam wiedzieć, co i jak było, kiedy byłem mały? Ja nie pamiętam, a ty możesz opowiadać, co chcesz. I tak tego nie sprawdzę. Odpowiedzialność za prawdę biorę od momentu, kiedy jestem osobą świadomą.

Iza Grzybowska/Voyk

To co z tą książką? Jest w niej sama prawda?

Michał: Tak. Sama prawda. Ale to nie jest kronika ani dokument. Nie czuję się upoważniony, żeby ze szczegółami i detalami mówić o osobach, które były w moim życiu bardzo ważne, ale nie chcą lub nie muszą ujawniać swojej tożsamości. Bo to nie jest książka, co, gdzie i z kim, ale o emocjach, które towarzyszą nam w tych relacjach. Również o tym, jaki wpływ mają inni na te związki. Tylko dlatego, że ludzie uzurpują sobie prawo do wchodzenia w buciorach w cudze życie, wielokrotnie rujnują takie relacje. I nie mówimy tylko o relacjach homoseksualnych. Wścibstwo i chęć ucieczki od własnych problemów pcha nas do mieszania się w cudze życie. Tym samym nie naprawiamy swoich problemów, a przykładamy rękę do niszczenia i krzywdzenia innych.

To dlaczego ją napisałeś? Kusisz, żeby w Twoje życie wejść.

Michał: Napisałem ją z kilku powodów. Po pierwsze, wydaje mi się, że jesteśmy w takim momencie rozmów i problemów społecznych, że możemy walczyć i dochodzić własnych praw, do szacunku i równouprawnienia mniejszości, że to jest moment, kiedy ludzie muszą zdać sobie sprawę, że nie istnieje jeden słuszny kierunek i jeden model rodziny, jedne pragnienia, szczyty do zdobycia i wartości. Nie możemy patrzeć na innych przez pryzmat samego siebie. Po drugie, wielokrotnie dostaję maile, podchodzą do mnie ludzie i dziękują lub pytają, co mają zrobić, żeby nie zostać odtrąconymi z różnych powodów. Boją się po prostu wykluczenia.

Anna: Tak jak ja się bałam o ciebie.

Michał: Tak, tylko że ja miałem was. Całą rodzinę, do której wiedziałem, że mogę wrócić, kiedy świat mnie opluje. Wiele osób nie ma pewności, że rodzina się od nich nie odwróci i boją się, że sami będą musieli stawić czoło całemu światu. Najważniejsze jest, żeby mieć wsparcie wśród bliskich.

Tylko co zrobić, jeśli tego nie ma?

Michał: Wiem, że w takiej sytuacji to może być jedna z najtrudniejszych decyzji. Ale warto zaryzykować. W końcu stawką jest życie.

Anna: A rodzice muszą zrozumieć, że mieć dziecko geja lub lesbijkę to nie jest dramat. Kiedy rodzi się dziecko, to deklarujemy, że to największy skarb, a potem, jak nie spełnia naszych nadziei, tak łatwo niektórym przychodzi się odwrócić. Tak nie powinno być.

To stąd Pani udział w książce?

Anna: Między innymi.

Dla kogo więc ją napisałeś?

Michał: Dla wszystkich tych, których wytykają palcami, opluwają, wyśmiewają. Dla tych, którzy stoją na rozstaju dróg i muszą wybrać: iść własną drogą, bardzo możliwe, że ciężką, czy podporządkować się oczekiwaniom społeczeństwa. Jeśli wybierze się pierwszą opcję, zapewne wielokrotnie dostanie się po głowie, ale przeżyje też piękne chwile, i o to warto walczyć. Wybierając drugie rozwiązanie, ma się pozornie łatwo, ale trzeba pamiętać, że wchodząc na tę drogę, podejmuje się decyzję o samobójstwie, które będzie trwało kilkadziesiąt lat. To książka dla wszystkich, którzy są tak zwaną mniejszością. Żeby pamiętali, że mniejszość jest większością i że nie należy się bać.

Reklama

Czytaj też: Na przekór wszystkim! Oto historia niezwykłej miłości Agnieszki i Grzegorza Hyży

Iza Grzybowska/Voyk
Reklama
Reklama
Reklama