Majka Jeżowska: „Zaczęłam całkiem nowy etap życia. I to pod każdym względem”
Przypominamy niezwykłą rozmowę z Majką Jeżowską!
- Krystyna Pytlakowska
Szalejąca po scenie, porywająca dzieci do tańca nastolatka w krótkiej spódniczce... To Majka Jeżowska 30 lat temu. A dziś? Atrakcyjna „sześćdziesiątka”. Kobieta kryjąca w sobie tajemnicę przeszłości i wiarę w przyszłość. Dziś Majka Jeżowska obchodzi 61. urodziny. Z tej okazji w ramach cyklu archiwum VIVY! - wywiady, przypominamy niezwykłą rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z Majką Jeżowską. O zawodowym wypaleniu, bolesnym rozstaniu i całkiem nowym etapie życia, w który weszła z nową, „dorosłą” płytą. Rozmowa ukazała się w magazynie VIVA! w kwietniu 2016 roku.
W wyobraźni widzę Cię jako nastolatkę w krótkiej spódniczce szalejącą po scenie, porywającą dziecięcą widownię do wspólnego tańca. A tymczasem okazuje się, że rozmawiam z kobietą 50-letnią. Nigdy nie ukrywałaś wieku?
Majka Jeżowska: Nigdy. Zresztą nie można dzisiaj ukryć wieku, w internecie są wszystkie informacje. Można natomiast dbać o swój wygląd, sylwetkę i mieć „młodą duszę”, jak ja. A dla niektórych kobiet życie zaczyna się po pięćdziesiątce. Sharon Stone mówi, że dopiero dojrzała kobieta staje się interesująca – nie tylko intelektualnie. Jej zmysłowość jest inna: kryje w sobie tajemnicę przeszłości i wiarę w przyszłość. Moja pięćdziesiątka nie jest dla mnie żadnym problemem. Przeciwnie, właśnie teraz zaczęłam całkiem nowy etap życia. I to pod każdym względem.
Zobacz: Majka Jeżowska kończy dziś 61 lat! Jak się zmieniała?
Mówisz o nowej, „dorosłej” płycie?
Przez wiele lat zadawano mi pytanie, kiedy nagram nową płytę z piosenkami dla dorosłych, a ja czułam się uwięziona w szufladzie „wokalistki dla dzieci”. Czułam się wypalona. Odkąd w latach 80. nagrałam piosenkę „A ja wolę moją mamę”, zostałam królową familijnej rozrywki. Występowałam w największych halach koncertowych i na stadionach. To dawało mi olbrzymią radość, popularność i sympatię publiczności. Od ponad 30 lat występuję na estradzie, bawiąc całe pokolenia Polaków. Ale czułam, że należę też do innego świata, że stoję w miejscu, a mam jeszcze potencjał, żeby zrobić coś nowego! Studiowałam w Akademii Muzycznej na wydziale jazzu, uwielbiałam kiedyś śpiewać bluesa i jazz. Chciałam do tego wrócić! I właśnie nagrałam „dorosłą” płytę z musicalowymi piosenkami z Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia – „Filmowa Majka Symfonicznie” i czuję się przeszczęśliwa! Premiera płyty już wkrótce!
Nowa płyta wiąże się też z inną zmianą w Twoim życiu. Mówi się o Twoim rozstaniu z partnerem i menedżerem?
To prawda. Rozstaliśmy się, chociaż przez 20 lat uchodziliśmy za jedną z fajniejszych par w show-biznesie. Myślę, że do tego rozstania i on, i ja dojrzewaliśmy powoli, ale skutecznie. I to największa teraz zmiana w moim życiu. Bardzo bolesna.
No cóż, rozstania mają to do siebie, że bolą. Ale ból po nich nie trwa wiecznie, mogę Ci to obiecać.
Na szczęście ten ból już przycichł. Drugiego stycznia minął rok od rozstania. Odbyłam więc roczną „żałobę” i teraz zaczął się proces zdrowienia. Najtrudniejsze było pierwszych sześć miesięcy i ten okropny ucisk w klatce piersiowej. Zupełnie jak wtedy, 19 lat temu, kiedy na oczach całej rodziny nagle zmarł na atak serca mój kochany tata. Ten ból powoduje poczucie straty, a rozstanie to przecież strata najbliższej osoby. Nie przypuszczałam, że będę aż tak cierpieć, że można się tak uzależnić od drugiej osoby. Rozstanie odczuwa się wtedy jak operację na otwartym sercu. Może dlatego, że nasze życia splotły się w jedno jak warkocz. Razem pracowaliśmy, razem prowadziliśmy dom, byliśmy jak syjamskie bliźnięta, oboje spod znaku Bliźniąt. Nasza historia nadawała się na piękny scenariusz filmowy o romantycznej miłości.
Tylko że filmowe love story zwykle kończą się optymistycznie, a w życiu bywa odwrotnie.
Jestem niepoprawną romantyczką! Płakałam w poduszkę, czytając po raz kolejny „Przeminęło z wiatrem”, i dopisywałam w wyobraźni ciąg dalszy, w którym Scarlett i Rhett znowu byli razem i żyli długo i szczęśliwie. Zawsze tęskniłam za taką wyidealizowaną miłością, w której są wzloty i upadki, ale cały czas między dwojgiem ludzi temperatura rozgrzewa się do czerwoności. Nawet po latach. Gdy wszystko blednie, a ludzie zaczynają żyć obok siebie – to trudne do zaakceptowania. Wchodzisz do pokoju, ale on cię nie widzi, nie patrzy na ciebie z zachwytem, nie mówi ci już: „Pięknie wyglądasz”. Nie obejmujecie się, nie przytulacie. Ty chcesz jechać tylko z nim „pod palmy”, on woli narty z przyjaciółmi, więc nie jeździcie razem na wakacje, nie snujecie wspólnych planów. Nie chciałam w swoim życiu takiego wypalenia, gdy miłość przechodzi na emeryturę.
Może nie starałaś się, by było inaczej?
Próbowałam. Może nieudolnie? Zabiegałam o uwagę. Chciałam być dla niego najważniejsza i najładniejsza. Tak się jednak nie czułam od dawna. Jestem bardzo emocjonalną, otwartą osobą, on – przeciwnie. Miałam natłok myśli, problemy z zasypianiem, płakałam, złościłam się, a on przykładał głowę do poduszki i natychmiast uciekał w sen. Ja chciałam o wszystkim z nim rozmawiać, on wolał milczeć. W końcu zmęczyłam się tym szukaniem odpowiedzi na jego pytanie: „Czego ty chcesz po tylu latach?”. I zrozumiałam, że nie zamierzam reszty życia spędzić przy szklance letniej herbaty, pozbawiona tego błysku zachwytu w oczach, który nadaje związkowi świeżość uczuć. W końcu doszliśmy do ściany, stwierdzając, że musimy zrobić sobie przerwę.
Ale takie przerwy są niebezpieczne, często kończą się rozwodem, bo uświadamiamy sobie, że umiemy żyć bez naszego partnera.
Musiałam zaryzykować. Liczyłam, że oboje odpoczniemy od złych emocji i zatęsknimy za sobą, zakopując wszystkie wypowiedziane wcześniej w złości słowa. Łudziłam się, że uczucie straty zmusi mojego partnera do jakiegoś zrywu uczuć. Tak się niestety nie stało. Przez całe moje dotychczasowe życie nigdy nie byłam sama, przechodziłam od jednego związku do drugiego i chyba najbardziej teraz bałam się samotności.
A ile miałaś tych związków?
Ten był moim trzecim poważnym. Pierwszy, z Januszem Komanem, trwał dwa lata, wyszłam za niego za mąż, a kiedy urodził się nasz syn Wojtek, szybko stwierdziłam, że nam się nie uda. Zresztą Janusz był sporo starszy ode mnie i porywczy. Po jednej z kłótni wylądowałam nocą w szpitalu z wylewem do strun głosowych. Mogłam stracić głos. Zaraz potem wyjechałam na kontrakt do Stanów, syna zostawiłam u rodziców w Nowym Sączu i u cioci Basi, czyli mojej siostry, która do dzisiaj kocha go jak własne dziecko. O ile pierwszy związek był oparty na zauroczeniu młodej dziewczyny znanym kompozytorem, który wprowadził mnie w świat show-biznesu, to drugie małżeństwo, „amerykańskie”, wynikało bardziej z rozsądku i przyjaźni niż z szalonej miłości. Mój następny mąż był wspaniałym gitarzystą i cudownym przyjacielem, który pomagał wychowywać mi Wojtka przez 12 lat. Potrzebowałam wtedy kogoś, kto się mną w Ameryce zaopiekuje. Tom Logan był tam moją jedyną rodziną.
Lęk przed samotnością to zły doradca, bo tęskni się za prawdziwą miłością…
Zawsze tęskni się za miłością, jeżeli jej w naszym życiu nie ma. I chociaż niektórzy twierdzą, że miłość to tylko wielkie utrapienie i cierpienie, więc lepiej związać się z kimś na zasadzie przyjaźni, to ja uważam dzisiaj, iż pustka uczuciowa niczemu dobremu nie służy. Nie jest inspiracją. A ja ciągle tej inspiracji potrzebuję. Przekonałam się o tym, kiedy poznałam mojego trzeciego mężczyznę, Darka. To była naprawdę szalona miłość i wielka namiętność.
Mówisz, że to historia filmowa?
Gotowy scenariusz. Spotkaliśmy się właściwie dwa razy. Najpierw na rejsie statkiem „Stefan Batory”. Był przystojnym i tajemniczym oficerem intendentury z blizną na twarzy! Ech. Nasz romans na statku był filmowo-książkowy, dokoła morze, mewy i ja – śpiewająca artystka. Byliśmy przez dwa tygodnie nierozłączni. Spotkaliśmy się po raz drugi po jednym z moich koncertów nad polskim morzem. To przeznaczenie, pomyślałam. Najpierw musieliśmy pozamykać stare sprawy. Zakończyłam moje małżeństwo z Tomem, wróciłam z synem do Polski i zaczęłam wspólne życie z Darkiem. Został moim menedżerem.
A Ty stałaś się odpowiedzialna za mężczyznę. To nie jest dobry układ.
To prawda, chociaż dla mnie było to oczywiste. Ja miałam już pozycję zawodową i osiągnięcia. Jednak odpowiedzialność za nasz sukces spoczywała na moich barkach. On, pracowity i ambitny, odnalazł się w moim świecie szybko. Założyliśmy firmę fonograficzną Ja-Majka Music, wydawaliśmy moje płyty. Pierwsza z nich, „Kolorowe dzieci”, zdobyła status Platynowej Płyty. Następne pokrywały się złotem. Wierzyłam, że budujemy swoje „imperium”, wspólną przyszłość. Weźmiemy ślub, będziemy mieć dziecko, będziemy się rozwijać, tak jak ustalaliśmy wcześniej. Nic z tego nie wyszło. Najpierw nie mieliśmy na ślub czasu, rzuciliśmy się w wir pracy – grałam ponad 300 koncertów rocznie. Porządkowaliśmy przeszłość, żeby nie mieć już żadnych obciążeń. Dom w Chicago przepisałam na byłego męża.
Dobrze więc być Twoim mężem i potem się rozwieść (śmiech).
Naprawdę dobrze, bo uzmysłowiłam sobie niedawno, że w każdym związku byłam niezależna finansowo. Nie chciałam niczego, co mogłabym sobie sama kupić. Tylko czułości, bliskości, podniecających rozmów, adoracji, wspólnych celów, rodziny. Myślę, że wszystkich moich mężczyzn rozpieszczałam swoją siłą i poczuciem, że zawsze damy sobie radę.
Twoja siła sprawiała, że mężczyźni pozwalali sobie na słabość.
Może. Z Darkiem nie wzięliśmy ślubu, bo nie potrzebowaliśmy papierka, by być razem. Kochaliśmy się i tylko to było ważne. Przyszedł jednak moment, kiedy zapragnęłam tego bardzo mocno, po śmierci mojej mamy. Byliśmy wtedy już 10 lat razem i zdałam sobie sprawę, że powinniśmy zrobić krok naprzód. Tato zmarł siedem lat wcześniej, odeszła mama. Mój syn Wojtek wyprowadził się z domu. Wpadłam w przygnębienie. I wtedy zaczęłam mówić o ślubie. Potrzebowałam jakiegoś pozytywnego zdarzenia w naszym życiu, wsparcia partnera. Gdybyśmy wtedy ustalili datę, zajęłabym się przygotowaniami i zaczęlibyśmy nowy rozdział. Usłyszałam wtedy: „To nie jest dobry moment”. „Dlaczego?”. „Nie wiem…”.
Najgorsze, co kobieta może usłyszeć.
Serce mi pękło. Zabolało tak bardzo, że przez następnych 10 lat starałam się wybaczyć mu te słowa. Ale one we mnie tkwiły głęboko, byłam rozgoryczona, że nie zrozumiał mojego stanu ducha. Facet, który mówił, że nie mógłby beze mnie żyć, nie mógł zdobyć się na słowo „tak” wobec prawa? Jakby tego było mało, oznajmił mi, że chce się realizować jako menedżer innych artystów. Rozumiałam, że już nie mogę mieć go na własność, ale to był fatalny moment, żeby mi to oznajmić. Darek został menedżerem aktorów. Doszło więcej obowiązków, więcej spotkań biznesowych, wyjazdów beze mnie. Zaakceptowałam to z czasem i zaczęłam być z niego dumna, chociaż wolałam, żeby spędzał więcej czasu ze mną. Straciłam kontakt ze środowiskiem muzycznym. Miałam wrażenie, że ta nowa działalność Darka pochłania go dużo bardziej niż moje sprawy zawodowe. Został nawet producentem spektakli teatralnych. Uważałam, że we wszystkim trzeba zachować równowagę. Zaczęliśmy się od siebie oddalać, żyć obok siebie.
Przeczytaj: Majka Jeżowska jakiej nie znamy! „Lubię siebie i lubię seks!”
Co jest najtrudniejsze, kiedy miłość się kończy?
Bezradność wobec obojętności drugiej strony. Czujesz, że już nad tym nie panujesz, że wszystko się rozjeżdża. Smutna jest ta samotność w związku. Złościłam się, zamartwiałam i zaczęłam być nieznośna, przyznaję. Nie lubiłam siebie takiej niekochanej i niespełnionej. Nie potrafiłam zaakceptować takiego stanu rzeczy. Tymczasem „więdłam” i to przenosiło się na moje życie zawodowe. Nie wierzyłam, że jeszcze mogę coś zrobić. Szukałam w nim wsparcia i motywacji, ale kiedy rozmawialiśmy o moich frustracjach, słyszałam tylko: „Inni mają gorzej, nie narzekaj. Chcesz się ścigać z młodymi? Po co ci nowe płyty?”. Czułam, że umieram muzycznie, że potrzebuję rewolucji w życiu.
Ale przecież dużo pracowałaś. O Twoich akcjach charytatywnych było głośno.
Kilka lat temu stworzyłam charytatywny projekt „Czarodzieje uśmiechu” dla Fundacji Ronalda McDonalda. To cztery edycje płyt z moimi piosenkami w nowych aranżacjach, zaśpiewanymi przez gwiazdy polskiej muzyki w duetach z dziećmi na rzecz kampanii społecznej „Nie nowotworom u dzieci”. Czarodziejami uśmiechu zostali Urszula, Ania Wyszkoni, Małgosia Ostrowska, Andrzej Piaseczny, Piotr Cugowski, Mietek Szcześniak, Rafał Brzozowski i laureaci festiwalu moich piosenek „Rytm i melodia” w Radomiu. Przy realizacji tego projektu pracowałam z najlepszymi w Polsce muzykami, producentami i artystami. W październiku ubiegłego roku odbył się przepiękny koncert „Czarodzieje uśmiechu” w Krakowie z okazji uroczystego otwarcia domu naszej fundacji – „Domu poza domem”, czyli bezpłatnego hotelu dla rodzin dotkniętych chorobą nowotworową dziecka. Zbudowany został między innymi z funduszu ze sprzedaży ponad 300 tysięcy płyt „Czarodzieje uśmiechu”. Ciągle mi jednak brakowało czegoś mojego – nowe piosenki to jak dla ciebie pisanie nowej książki. Muszę spróbować bycia inną Majką, pomyślałam.
I to wszystko działo się w takim trudnym dla Ciebie roku!
Najgorsze było pierwsze pół roku, kiedy wracałam do pustego domu, a wszędzie czułam jeszcze jego obecność. Myślałam, że nie umiem być sama, ale nauczyłam się delektować poczuciem wolności. Miałam wsparcie przyjaciół. Pierwsze miesiące po rozstaniu analizowałam cały nasz związek. Darek zamknął za sobą drzwi wcześniej niż ja, moje zamykanie trwało dłużej, wiele miesięcy miałam je uchylone, bo myślałam, że może jednak uda nam się zbliżyć do siebie. Tak się nie stało. Wszystko w sobie przepracowałam, poukładałam i oswoiłam swoją samotność. Wychodziłam na prostą. Założyłam nową firmę, kupiłam nowy samochód, zaczęłam biegać i dostrzegać plusy bycia singielką.
Zobacz także: Majka Jeżowska o znajomości z Agnieszką Osiecką: „Czuję niedosyt, że za mało ją znałam”
Nie jesteś już przygnębiona?
Praca nad nową płytą dodała mi skrzydeł. Moja przyjaciółka Joasia Gajewska wspierała ten projekt od początku i to dzięki niej powstała „Filmowa Majka Symfonicznie”. Wybrałam takie piosenki, które znają dorośli i dzieci: „When You Wish Upon a Star” czy „Tej historii bieg” nagrany w duecie z Andrzejem Piasecznym. W grudniu nakręciłam pierwszy „flash mob” do świątecznej piosenki „Uwierzyć pragnę w święta”. Mam nadzieję, że słuchacze mojej płyty przeniosą się w zaczarowany świat wspaniałej amerykańskiej muzyki. Dla niektórych zaś ta płyta będzie zaskoczeniem, bo piękne aranżacje Tomka Filipczaka wymagały ode mnie prawie musicalowego śpiewania. Wzięłam nawet kilka lekcji wokalnych na Warsztatach Głosu. Zawsze marzyłam o musicalu i o śpiewaniu z orkiestrą symfoniczną. I jak śpiewa pewna piosenkarka, Majka Jeżowska – marzenia się spełniają. Gdy byłam mała, wyobrażałam sobie, że stoję w lawendowym fraku, koniecznie lawendowym, i dyryguję orkiestrą.
To takie wizję mają małe dziewczynki w Nowym Sączu?
W Nowym Sączu, w parafialnym kościele vis-a-vis mojego domu, śpiewałam z zespołem na mszach bigbitowych. Młodzież wypełniała wtedy kościół po brzegi. Komponowałam muzykę do poezji Brandstaettera, jeździłam na festiwale i przeglądy pieśni sakralnej. Nie chodziłam więc na randki i na dyskoteki, bo cały czas się uczyłam. Rano w zwykłej szkole, po południu w szkole muzycznej. Ambitna i zaangażowana. Mam to po ojcu Zbigniewie i po jego ojcu. Mój dziadek, Jan Jeżowski, jako starosta powiatowy w Tłumaczu koło Stanisławowa, był oddanym społecznikiem, mediatorem między Polakami i Ukraińcami tuż przed II wojną. Został aresztowany i rozstrzelany przez NKWD w jednym z obozów jenieckich na Ukrainie. Odziedziczyłam po nich nie tylko pracowitość, ale i gen społecznikowski. Tato z kolei – lekarz stomatolog – jak moja siostra Barbara był ławnikiem w sądzie i wieloletnim prezesem Związku Sybiraków w Nowym Sączu. Miał piękny głos. Znał wszystkie arie Kiepury, wyśpiewywał je na balkonie ich starej kamienicy w Tłumaczu, aż sąsiadom szklanki dzwoniły w kredensach. To on zaraził mnie muzyką i miłością do sztuki, a zwłaszcza do kina. Kiedy wracał z pracy, całował mamę i mówił, że jest najpiękniejsza. Robił jej prezenty bez okazji.
Jaką Majką Jeżowską jesteś dzisiaj? Przeżycia bardzo Cię zmieniły?
Mam nadzieję, że wcale. Nie chcę się zmieniać. Zawsze miałam dużo młodzieńczej energii i power do tworzenia. Teraz wracają. Czuję się tak, jakbym wyszła z tunelu na światło. Znajomi mówią, że kwitnę, że znowu mam blask w oczach. Nie chcę jednak przemeblowywać mojego świata na siłę. Mam sprawdzonych przyjaciół, fantastyczny zawód, dużo fajnych pomysłów na nowe piosenki, koncerty, programy.
Obiecaj, że nie zerwiesz z dziećmi?
Obiecuję, to bardzo ważna część mojego życia i uwielbiam dla nich śpiewać. Jestem patronką trzech przedszkoli w Polsce, a pod koniec kwietnia tego roku, już po raz 11., odbędzie się festiwal moich piosenek dla dzieci i młodzieży „Rytm i melodia” w Radomiu. Pierwsze piosenki nagrywałam dla mojego małego synka. Dziś Wojtek jest dorosłym i mądrym facetem. Jestem z niego bardzo dumna, bo samodzielnie rozwija się jako reżyser i producent reklam, a jego niesamowity krótki film „There is a city” zrobił furorę w sieci. Nasze relacje, gdy dojrzewał, rozluźniły się. Teraz znowu trwa przy mnie. A ja mam satysfakcję, że się ogarnęłam, stanęłam na nogi i idę do przodu.
A miłość?
Odpoczywam od miłości. Przyjdzie i miłość, w swoim czasie. Pamiętaj, nic na siłę. Przyjdzie, gdy będę już na nią gotowa.