„Wie, że w skokach się niczego nie przewidzi. Tak samo jak w życiu”. Kamil Stoch obchodzi urodziny!
Jak wychować Mistrza? Przypominamy rozmowę z rodzicami 33-latka
- Krystyna Pytlakowska
Czterokrotny olimpijczyk, dwukrotny zdobywca Pucharu Świata. Na początku tego roku po raz trzeci zwyciężył w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni, co należy uznać za historyczny i bezapelacyjny sukces. Aktualny rekordzista kraju w długości skoku narciarskiego i trzeci najbardziej utytułowany polski sportowiec w historii igrzysk... Niezrównany Kamil Stoch świętuje dziś urodziny! Z tej okazji przypominamy rozmowę z jego rodzicami, siostrami i szwagrami.
Wywiad Krystyny Pytlakowskiej ukazał się w marcu 2018 roku w magazynie VIVA!
Magazyn VIVA! Rodzina Kamila Stocha - wywiad
Kiedy Kamil skacze, zamierają ze strachu. Gdy szczęśliwie wyląduje, wszyscy ściskają się, całują i rosną z dumy. Wszyscy, czyli tata Bronisław, mama Krystyna i siostry Ania i Natalia z mężami. Wujkowi kibicuje też jego siostrzeniec Alik. To rozmowa nie tylko o tym, jak... wychować Mistrza, ale także o potędze rodzinnej więzi i miłości.
Jest cała rodzina, tyle że bez Kamila i jego żony Ewy, oboje nie wrócili jeszcze z Korei. Są rodzice i dwie siostry Mistrza – Ania i Natalia, którą wszyscy w domu nazywają Nina. Rozmawiamy w tym samym pokoju co cztery lata temu. Niewiele się tu zmieniło, może tylko przybyło płyt i książek. Jest pręgowana kotka, tylko pies już odszedł do psiego nieba. A mały Alik wita się, podając już rękę jak dorosły. Na razie to jedyny wnuk państwa Stochów. Pani Krystyna przynosi herbatę i ciasto, a pan Bronek sypie dowcipami, jak zwykle. Ma powody do dobrego humoru – Kamil znowu zdobył na igrzyskach złoty medal.
Zobacz też: W czym tkwi sekret małżeństwa Kamila Stocha i jego żony Ewy?
Kiedy skacze, wszyscy zaciskacie kciuki?
Krystyna Stoch: Oczywiście, a ja zamieram ze strachu – tak bardzo się boję, żeby skoczył bezpiecznie. On i wszyscy jego koledzy. Ten lęk towarzyszy mi, odkąd Kamil zaczął skakać.
Bronisław Stoch: Ale nic nie mogłaś na to poradzić. Ja zresztą też się boję.
Krystyna: Tylko niech pani nie pyta, jak go witamy, kiedy wraca z zawodów. Powiedziałam mężowi, że jeżeli jeszcze jakiś dziennikarz mnie o to zapyta, to go po prostu wyproszę.
No dobrze, ale jak go witacie (śmiech)?
Bronisław: Chlebem i solą oczywiście.
Natalia (siostra Kamila): A kiedy już skoczy, to straszny krzyk się u nas podnosi, wszyscy się ściskamy, całujemy i rośniemy z dumy.
Wesoło macie tutaj w tym Zębie.
Krystyna: Kiedy są wszyscy – córki, ich mężowie, wnuk – to zawsze jest bardzo radośnie. Gorzej, gdy wyjadą i zostajemy sami z Bronkiem.
Bronisław: Tylko kotka nas rozwesela, ale na weekendy przyjeżdża wnuczek, wtedy się nim zajmujemy.
Ania (najstarsza siostra Kamila): Takich dziadków, jakich ma moje dziecko, to wszyscy mogą pozazdrościć, nikt nie ma podobnych.
Natalia: Tato, a pamiętasz, jak Ania do mnie zadzwoniła i mówi: „Jest nadzieja, że jednak tata kocha swoje dzieci bardziej niż wnuka”.
Ania: Bo poszli na narty i ojciec uczył Alika jeździć, w końcu mówi: „Ale Kamil to jednak jeździł lepiej niż ty”. Dzieci czasem bywają w czymś lepsze niż wnuki.
Natalia: Kamil miał ogromny talent od dziecka, a Alik to jeszcze nie wiadomo, czy będzie skoczkiem. Ma dopiero niecałe pięć lat.
Krystyna: Dzieci zawsze mówiły, że dla ojca pierwszy jest pies, kot, potem ja, a na końcu one.
Natalia: Kolejność jest tu nieważna, po prostu pies i cała reszta (śmiech).
Pamiętacie, jak Kamil się urodził i ile ważył?
Krystyna: Duży był, całe dwa dziewięćdziesiąt, okropny grubas. Ania ważyła dwa sześćdziesiąt, a Ninka dwa czterdzieści. Kamil więc był najgrubszy.
Natalia: Ale na słowo „grubas” wszyscy się spodziewają, że ważył co najmniej cztery i pół kilo.
Krystyna: Sama byłam bardzo szczupła, ważyłam 47 kilo, a w ciąży 52. To jak miałabym wydać na świat takiego wielkoluda? Rodziłam dzieci i wracałam do domu, normalnie płaska jak przed ciążą, tyle że z noworodkiem na ręku. A kobiety w okolicy się dziwiły: „To pani była w ciąży, nie zauważyłyśmy”. Taka już moja natura.
Po dwóch dziewczynach pojawił się chłopak, pewnie Pani mąż oszalał z radości.
Bronisław: Nie jestem seksistą, każde dziecko mnie cieszyło i ciągle cieszy.
Ale chłopaka inaczej się wychowuje. Łatwiej?
Krystyna: Nieprawda, dziewczynki są łatwiejsze do wychowania, bardziej obowiązkowe i bardzo opiekuńcze.
Natalia: Ale nie oszukujmy się, Kamil był zawsze waszym oczkiem w głowie, i dla nas, sióstr, również. Głównie dlatego, że był najmłodszy, i to się już nie zmieni.
Krystyna: Dzieci rodziły się co dwa lata, tak więc Ania jest starsza od Kamila o cztery i to ona się nim opiekowała.
Ania: Kamil do dzisiaj wspomina, jak go ćwiczyłyśmy w sprzątaniu i praniu, on zawsze po sobie sprząta, nawet w hotelu. A gdy wyjeżdża, to jakby nikt tam nie mieszkał. To myśmy go tak nauczyły.
No nie powiecie, że łóżko słał po sobie?
Ania: Wszystko robił, łóżko zasłane, brodzik spłukany, nic po nim nie trzeba poprawiać. Nawet sam sobie prasuje, Ewa jest zadowolona.
Krystyna: Prałam jego koszulki i wieszałam na sznurkach, a on potem już to wszystko sobie składał i chował do szafy albo do plecaka, bo przecież ciągle wyjeżdżał.
Ania: Tylko gotować nie umie.
Krystyna: Ja się śmieję, że nawet wodę przypali, chociaż parówki sobie ugotuje i jajko usmaży. Po prostu nie miał czasu nauczyć się gotowania, no bo kiedy.
A Pan Bronek umie gotować?
Ania: Nasz tata? Tak. Umie.
Bronisław: Ale też czasem coś przypalę.
Krystyna: Tata dobrze gotuje. Mieliśmy teraz robotnika, bo remontowaliśmy dół domu, to mąż mu gotował.
Ania: Bo my nie jesteśmy taką typową góralską rodziną z podziałem obowiązków, u nas wszyscy wszystko robią.
Krystyna: To prawda, gdy dzieci były małe, a ja chodziłam do pracy, musiały nawet w piecach palić. Teraz już mamy centralne, więc nie ma takiej potrzeby. Ale kiedyś w każdym pokoju był piec.
Ania: I które pierwsze wracało ze szkoły, to w nim paliło.
Krystyna: Nawet Kamil.
Na pewno nie jesteście taką typową góralską rodziną, wszyscy macie wyższe wykształcenie, a Pani Krystyna całkiem niedawno skończyła resocjalizację.
Krystyna: Nie mogłam przecież odstawać (śmiech).
Natalia: Dużo górali jest wykształconych. To już nie te czasy, żeby zadowolić się samą podstawówką.
Bronisław: Teraz góral to nie tylko ten, który pasie owce, ale mamy sąsiada architekta, lekarza.
Natalia: A ty jesteś psychologiem i zawsze umiesz wytłumaczyć, dlaczego postępuje się tak, a nie inaczej.
Bronisław: Ważne tylko, żeby z tradycją być za pan brat i pamiętać o swoich korzeniach.
Krystyna: Na początku, jak Kamil wygrywał, to pisano „Stoch z Zakopanego”, a przecież on jest z Zębu. Ciągle więc ich poprawiał, bo nie można mylić Zębu z Zakopanem.
Bronisław: Nasza miejscowość jest teraz dzięki temu znana. Ja zresztą zawsze uważałem, że Ząb jest wyjątkowy i my, zębianie, jesteśmy z niego dumni. Opowiadamy taką anegdotę o Stasiu, który pojechał do Paryża i tam się ożenił, a urzędnicy czytają w paszporcie: „Ząb, a co to jest?”, pytają z pretensją. A on żachnął się: „To pan nie wie? Paryż, Londyn i Ząb to trzy najważniejsze miejscowości na świecie”.
Mąż zawsze był taki wesoły i takiego Pani pokochała?
Krystyna: Taki mnie chciał.
Bronisław: Myśmy się nawet pożenili dla żartu.
Krystyna: No proszę, po 36 latach dowiedziałam się prawdy.
Zobacz też: 20 lat temu zmienił skoki w sport narodowy Polaków. Jak dziś wygląda życie Adama Małysza?
A Pana żona była najpiękniejszą dziewczyną.
Bronisław: W tej wsi na pewno.
Krystyna: Dobrze powspominać, ale kilka dni temu strasznie bolała mnie ręka i mówię do męża: „Chyba mam jakiś zator”. Płaczę i proszę: „Bronek, ja ci się teraz wyspowiadam z naszego małżeństwa, a ty mi przebacz, bo jak umrę, to chciałabym iść do nieba, to wam potem z tego nieba pomogę, przebacz mi więc wszystko”. A on zaczął się śmiać.
Bronisław: Był taki dowcip. Baba chciała pójść do spowiedzi, a góral mówi: „Nie chodź do księdza, ja cię wyspowiadam”. Zarzucił kalesony na ręce, jak stułę, a ona mówi: „Ten najstarszy syn to chyba nie będzie twój, na pewno nie będzie twój”. A góral na to: „Żeby nie te świętości na mnie, tobym cię zlał”. Ale ty, Krysiu, takiego kawału byś mi nie zrobiła, Krystyny to bardzo porządne dziewczyny, aż za bardzo. Szkoda (śmiech).
Dobraliście się jak w korcu maku. Ciekawe, jak się odnaleźliście.
Natalia: Tata opowiadał, że się poznali na dyskotece, którą organizował.
Krystyna: Tylko że ja nie chodziłam na dyskoteki, to znaczy raz poszłam i więcej nie, bo trzeba było zapłacić za bilet.
Bronisław: Dwa razy więc byłaś – pierwszy i ostatni.
A Pan dobrze tańczy?
Krystyna: Nawet nie zauważyłam, bo stali za tym pulpitem i puszczali płyty. To ich jarało.
Natalia: Bo tata kocha muzykę, od najmłodszych lat.
Widzę właśnie, ile tutaj ma Pan płyt winylowych?
Bronisław: Będzie z 10 tysięcy.
Ania: One są wszędzie, w każdym zakamarku. Mama nie jest w stanie tam sięgać i ścierać kurzu. Pod stołem też nie ma gdzie nóg postawić, wszędzie są płyty. Ale my nie narzekamy.
Bronisław: Przynajmniej będziecie mieli się czym dzielić.
Ania: To wszystko ma zostać w jednym miejscu, ten dom i ten pokój. Nic nie będziemy dzielić. A w ogóle to skończcie już z tą śmiercią.
Natalia: Ten, kto będzie tu mieszkał, na pewno nie naruszy tej kolekcji. Dla nas to nasza historia. Jak byliśmy dziećmi, a wy zapraszaliście gości, nigdy nie włączaliście telewizora, tylko muzykę. Jak siedzimy sobie tutaj razem, to tata zawsze nam puszcza płyty.
Czego słuchacie?
Krystyna: Ja najchętniej Anny German „O przemijaniu”, zawsze mu mówię: „Masz mi to zagrać na cmentarzu”. „Dobrze”, odpowiada. „Tylko muszę tam sprzęt zawieźć”.
Natalia: Jak na wiosnę albo w lecie robimy ognisko, to tata wyciąga wszystkie przedłużacze i uruchamiają sprzęt z Kamilem. Kamil mówi: „Tata, ja ci pomogę”, bo nasz ojciec jest trochę niezdarny, zawsze się śpieszy, wszystko robi na hura.
Bronisław: Ale część sprzętu można połamać albo zawieruszyć, pomoc Kamila więc bardzo mi się przydaje, bo on zawsze wie, co do czego pasuje.
Krystyna: A jednak to zawsze Kamil był żywym srebrem, nie usiedział na miejscu, ciągle biegał i obijał się o wszystko, co było po drodze.
Ania: On wiecznie o coś się uderzał, a to o uchwyt nad zlewem, gdy mył naczynia, a to o drzwi.
Natalia: Bo zrobiliście je za niskie, a Kamil jest wysoki.
Krystyna: Miał chyba ze dwa lata, kiedy we trójkę wymyślili sobie taką zabawę, że jeździli na krzesłach.
Natalia: Oparcia były metalowe, ślizgaliśmy się na nich po linoleum, a młody przytrzasnął się tym metalem. Wyglądał, jakby sobie poderżnął gardło.
Krystyna: Trzeba było zaraz do lekarza jechać, on ciągle miał jakieś wypadki. A to mu kość w rączce pękła, a to oko sobie podbił. Teraz to opieka by nam go zabrała, tyle miał siniaków na buzi i ciele. Gdy szliśmy do kościoła, wszyscy patrzyli na niego, ale nikt złego słowa nie powiedział.
Natalia: A nasze koleżanki mówiły, że nie lubią do nas przychodzić, bo Kamil zawsze sobie wtedy coś zrobi. Pamiętam, jak zeskoczył z piętra na rozgrzane blachy, dobrze, że miał wełniane skarpety, a nie sztuczne, boby się spalił.
Krystyna: Ale na ogół z dziećmi nie miałam kłopotów, były grzeczne, nie musiałam nawet na nie za bardzo krzyczeć. Kiedyś Ania – już jako studentka – przyjechała na ferie i mówi: „Dowiedziałam się, że jestem zwichnięta, bo każde dziecko powinno przejść okres buntu”. A u nas nic takiego nie było. Nawet jak dzieci chciały jechać na dyskotekę, to mąż im dawał kluczyki do samochodu.
Ania: Ale dzięki waszemu zaufaniu żadne z nas nigdy nie naruszyło zasad i nie zrobiło wam wstydu.
Natalia: Nawet się nigdy nie upiłyśmy, bo tata nam tłumaczył, że jak pić, to w domu, bo blisko łóżka.
Bronisław: I do toalety. A jak chcecie się zabawić, to zaproście gości do nas – mówiłem.
Krystyna: Czasami to tutaj było pełno dzieci. Nawet listonosz, co nas nie znał, bo pracował na zastępstwie, widząc w przedpokoju mnóstwo bucików, zapytał: „To pani ma tyle dzieci?”. Ale przyszedł taki moment, że z Bronkiem stwierdziliśmy: skoro Kamil jest takim żywym srebrem, ma tyle werwy, inicjatywy i pomysłów, dobrze by to było jakoś spożytkować. Niech nie marnuje tego na zabawy w domu.
Bronisław: Dobrze by było, gdyby się rozładował, wyciszył, skoro miał takie ADHD.
Natalia: Tato, co ty opowiadasz. I zaraz dziennikarze to podchwycą, bo nie znają się na twoich żartach. ADHD to choroba, a Kamil umiał się skupić, tylko był bardzo żywotny. Miał mnóstwo energii.
Krystyna: Ale jednocześnie chętnie czytał, u nas w domu w ogóle się dużo czyta.
Ania: Tata czytał nam bajki po rosyjsku, z książki, którą mu znajoma z Rosji przywiozła. A że tata zna rosyjski, to chcieliśmy, żeby nam ją właśnie czytał. Maglowaliśmy te bajki co wieczór.
Natalia: A pamiętacie, jak pojechaliśmy do Odessy i z dziećmi tam dogadywaliśmy się bez problemu? Po rosyjsku.
Zobacz też: Żona, ukochana matka i niezwyciężona mistrzyni olimpijska… Wspomnienie Ireny Szewińskiej
Miłość do czytania wynosi się z domu.
Ania: U nas zawsze było bardzo dużo książek. A Kamil też ma w swoim domu bogatą bibliotekę i w wolnych chwilach bardzo dużo czyta. Zachwyca się Kingiem i beletrystyką przygodową.
Natalia: Dlaczego nikt Kamila nie spyta, co lubi czytać, tylko jakim samochodem jeździ? Może sobie jeździć nawet na rowerze, a ludzi nie powinno to interesować.
Bronisław: Samochód łatwiej rozpoznać niż książkę, jest większy, widać go i jest droższy.
Natalia: Tata, ciebie to się zawsze żarty trzymają.
Ania: Tata teraz też wpaja mojemu dziecku miłość do książek. Alik nie ma telefonu, nie ma tabletu, w domu nie mamy telewizora, ale książek całe mnóstwo, z całego świata. Kamil nam je przywozi, dokądkolwiek jedzie. Moje dziecko ma książki z Korei, z Japonii.
Bronisław: Wy też dużo jeździcie. A niedawno Ewa Alikowi z Kenii książkę przywiozła.
Pani też pochodzi z takiej czytającej rodziny, Pani Krystyno?
Krystyna: Moja mama była zapaloną czytelniczką. Gdy poznaliśmy się z Bronkiem, powiedział: „To jest ta Krysia Stoch, która zostanie moją żoną, bo tu jest pełno książek”. Za komuny domowe biblioteczki były ewenementem.
Bronisław: Mój profesor Jan Legowicz z Uniwersytetu Warszawskiego powiedział kiedyś na wykładzie: „Strzeżcie się domu, w którym nie ma ani jednej książki”. U nas też było ich dużo, bo nas było dużo. Kiedyś mój szwagier przywiózł z paryskiej „Kultury” wydanie Sołżenicyna „Archipelag GUŁag”. To był początek lat 80. A mój przyjaciel Krzysztof do dzisiaj wspomina, jak moja mama siedzi pod lampą i przez lupę czyta książki. Miała krótki wzrok, ale do okulisty nie chodziła.
Natalia: Chałupeczka, góralka w chustce i czyta. Wyobrażacie to sobie?
Ania: A miała skończone tylko sześć klas podstawówki.
Bronisław: Ten „Archipelag” wszyscy połknęliśmy, on gdzieś tu jest. A w stanie wojennym przywiozłem z Warszawy dwie torby nielegalnych wydawnictw. Do dziś czytamy coś, co wymaga wysiłku.
Rodzice Wam mówili: „Róbcie to, co chcecie, byle nikogo nie krzywdzić”?
Ania: Rodzice popełnili bardzo dużo „błędów wychowawczych”, nie nauczyli nas zazdrości, zawiści i zawziętości. Wszyscy mamy wpojone, że ludzie są dobrzy. Dlatego nas boli, gdy okaże się, że jednak nie. Mieliśmy wiele różnych sytuacji, Kamil też w swojej naiwności został nieraz wykorzystany.
Natalia: A teraz się śmieje, że rodzice trzymali nas w szafie pancernej.
Bo Was chronili przed złem tego świata?
Natalia: Pokazywali, że świat jest dobry, a my nagle zderzyliśmy się z jego brutalnością.
Ania: My nie mamy potrzeby bogacenia się i oceniania, jak inni, ludzi po tym, co mają.
Co Kamil tak naprawdę ceni w życiu, co odziedziczył po Was – rodzicach?
Krystyna: Dla niego na pewno ważna jest rodzina, zaprosił ostatnio nas wszystkich nie dlatego, żebyśmy uczcili jego sukces, tylko z okazji urodzin jego żony Ewy.
Natalia: Kamil bardzo ceni sobie przyjaźń, cieszy się, gdy wygrywa kolega. Kiedyś ściągnął nas do Wisły na mistrzostwa Polski, zaprosił do restauracji i 15 razy powtórzył, że powinniśmy być dumni, bo dzisiaj z nami siedzi mistrz Polski Stefan Hula.
Bronisław: W naszej rodzinie pierwsze przykazanie to pomagać sobie wzajemnie.
Krystyna: I zawsze mówić prawdę. Uczyłam dzieci: „Jak chcecie czegoś, to powiedzcie. A my wam to damy, ale nie bierzcie niczego bez naszej wiedzy”.
Ania: A nam zawsze mówiliście, żebyśmy informowały, gdzie jesteśmy.
Krystyna: Żeby wiedzieć, gdzie was szukać w razie czego.
Pokłóciliście się kiedyś?
Natalia: Biliśmy się, tłukliśmy.
Krystyna: Ja krzyczałam na nich, jesteśmy przecież normalną rodziną.
Ania: Ale jak wygarnęliśmy sobie i się wywrzeszczeliśmy, to za chwilę było OK. Najbardziej przeszkadzają nam nasza szczerość i otwartość. Ja nieraz za to oberwałam od ludzi. Kamil też, bo ludzie są zawistni.
Natalia: Chociaż kiedy był w złej formie, to wielu dawało mu wsparcie.
Panie Bronku, a Pan jako psycholog tłumaczy synowi, że życie ma jasne i ciemne strony?
Bronisław: Teraz już nie, już nie wtykam nosa w jego sprawy, bo dojrzał. Ale gdy jest gorzej, mówię, żeby się nie martwił, bo będzie lepiej. Przeszedł już tyle kryzysów, że da radę i teraz. Ale Kamil jest silny, naprawdę.
Krystyna: Ale jest też wrażliwy i nie musi udawać, że jest bohaterem.
Bronisław: Skoczkowie okazują sobie zrozumienie i szacunek, bo wszystkich dotyczy ten sam stres – samotność na belce, samotność podczas lotu, samotne pokonywanie strachu i niebezpieczeństwa.
Krystyna: Sami podejmują decyzję – skoczyć czy nie.
I zawsze skaczą.
Krystyna: I ja zawsze się o niego boję. Dlatego rzadko bywam na skoczni. Pamiętam, jak miałam pretensje do męża, gdy Kamil pierwszy raz skoczył na dużej skoczni, miał 11 lat. I nikogo poza trenerem przy nim nie było.
Bronisław: Ja tam byłem wtedy, Krysiu. Widziałem ten skok.
Natalia: Po treningu przywiózł go trener i powiedział, że Kamil już skakał na dużej. Zrobiłam wielkie oczy: „Młody, kto ci pozwolił tam iść?”. I od razu chciałam się na niego wydrzeć, a on, że trener mu pozwolił.
Bronisław: Dużo mniej się bałem o dużą niż o średnią, średnia była wredna. Ale Kamil skakał pięknie.
Krystyna: My zawsze trzymamy kciuki i modlimy się, żeby bezpiecznie wylądował, a dopiero potem, żeby skoczył daleko i ładnie.
Natalia: A wczoraj śmialiśmy się z Kamilem, jakie to łamagi jesteśmy, po tacie, cała nasza trójka w coś się uderzy, gdzieś się przewróci.
Bronisław: No tak, wszystko co złe, to po tacie, a co dobre, to po mamie.
A gracie, jak tata, na wiolonczeli?
Natalia: Ja się zaczęłam uczyć gry na skrzypcach.
Krystyna: Wczoraj żartowaliśmy, że Kamil to najbezpieczniejszy jest w powietrzu, bo o nic się tam nie walnie.
Natalia: I cieszyliśmy się tylko, że nie upadł ostatnio przez te silne wiatry.
Ania: Powiedział, że to kolejna lekcja życiowa, i nie przeżywał, że mu się nie udało daleko skoczyć. Dawniej wpadłby w dołek.
Bronisław: Ale już wie, że w skokach się niczego nie przewidzi. Tak samo zresztą jak w życiu.