Katarzyna Grochola szczerze o małżeństwie: „Ludzie sprawdzają się, żyjąc ze sobą”
„To podstawowe pragnienie, żeby z kimś być”
- Redakcja VIVA!
Katarzyna Grochola i Stanisław Bartosik w tym roku będą obchodzić trzecią rocznicę ślubu. Pisarka ma za sobą trudne doświadczenia z mężczyznami. Mimo to, odważyła się wyjść za mąż po raz trzeci. W wywiadzie dla Faktu, przyznała, że wciąż czeka na moment, w którym będzie mogła wyprawić wesele. Poznajcie szczegóły!
Katarzyna Grochola o weselu
Katarzyna Grochola w wywiadzie dla Fakt zapytana czy udało jej się założyć białą suknię przyznała, że podczas jej ślubu z Stanisławem udało się wszystko poza jednym - weselem. Planowali je wyprawić wiosną 2020 roku, jednak z powodu pandemii musieli zmienić plany.
Tak. Na szczęście udało nam się wszystko, poza jednym. Mieliśmy bardzo skromny ślub w ogrodzie i liczyłam na większe wesele na wiosnę rok temu, ale ktoś nam załatwił pandemię... Wszystko więc jeszcze w tym temacie jeszcze przede mną. Mam nadzieję, że pandemia się skończy, zanim nie będziemy na chodzikach... - wyznaje pisarka
Grochola dedykuje książkę mężowi
Pisarka zadedykowała Stanisławowi swoją najnowszą książkę. Przyznała, że zrobiła do dlatego, że on przez półtora roku nagrywał dla niej piękną płytę w klimacie lat 80-90.
To opowieść o miłości szeroko pojętej i niebezpieczeństwach wynikających z braku zrozumienia drugiego człowieka. Co prawda, ja jego płytę przesłuchałam tysiące razy, a on dopiero jest na trzeciej stronie mojej książki. - opowiada w wywiadzie pisarka
Życzymy parze niekończącej się miłości i hucznego wesela, a tymczasem przypominamy wywiad pary, którego udzielili nam w 2019 roku.
Historia miłości Katarzyny Grocholi i Stanisława Bartosika
Pisarka i muzyk. Poznali się w 2016 roku. Ich ślub odbył się w tajemnicy. To jej trzecie małżeństwo, jego drugie. O nieudanych związkach, matrymonialnym ryzyku i o tym, po co był im ślub, Katarzyna Grochola i Stanisław Bartosik opowiedzieli nam w czerwcu 2019 roku w zabawnej, intymnej rozmowie.
Kasiu, jak się teraz nazywasz?
Katarzyna: Anna Katarzyna Grochola.
Po mężu?
Katarzyna: Panieńskie. Kiedyś moja córka nagrała się na sekretarce: „Tu mieszkanie Anny Szelągowskiej, Doroty Szelągowskiej, Katarzyny Szelągowskiej i Katarzyny Grocholi. Wszystkich czterech nie ma nas w domu”. Następnie ona się nazywała Hartwig i Sztaba. A ja się nazywałam Szelągowska-Madalińska, ale zostawiłam sobie tylko Szelągowską ze względu na córkę, żeby nie czuła się tak całkowicie wyobcowana. Ale jak Dorota wyszła za mąż i zmieniła nazwisko, to pozbyłam się wszystkich nazwisk i wróciłam do panieńskiego. A wtedy córka również postanowiła wrócić do panieńskiego.
Stanisław: Czego nie rozumiesz?
To się nazywa osobowość wieloraka?
Katarzyna: W psychiatrii. Ale ja byłam badana w Instytucie Zdrowia Psychicznego i jestem normalna. I mam to na papierze.
O!
Katarzyna: Myślę, że miałam wtedy depresję. Byłam przed pierwszym rozwodem, nie wiedziałam, co robić. Uczestniczyłam w zajęciach terapii grupowej, ale nic nie mówiłam i grupa przy mnie więdła. Terapeuta więc odesłał mnie do instytutu, gdzie zostałam poddana testowi. Jako osoba z poważnymi zaburzeniami musiałam być pod opieką. Towarzyszyła mi moja biedna matka. Miałam wtedy 30 lat.
Co wyszło?
Katarzyna: Że jestem świetna. I że mam wziąć odpowiedzialność za życie. Od razu poszłam do rozwodowego adwokata.
Zostawmy tamto małżeństwo. Chcę zapytać o obecne.
Katarzyna: Dziękuję, mamy się świetnie. Mam męża od 10 miesięcy, a mój mąż ma żonę. Mieszkamy w domu pod Warszawą. Ja sprzątam i gotuję.
Stanisław: A ja nic?
Katarzyna: A ty mi robisz śniadanie. I grasz na pianinie.
Czytaj także: Między nimi była wielka różnica wieku. Mimo to Gołda Tencer i Szymon Szurmiej byli razem 44 lata
Jak to się zaczęło?
Katarzyna: Musimy o tym mówić? Czy ta wiedza kogoś uszczęśliwi?
Tak. Wszyscy kochamy bajki.
Katarzyna: Jeżeli tak, to poznaliśmy się przypadkiem trzy lata temu. Staszek od 60 lat ma przyjaciela, który jest ożeniony z moją przyjaciółką. Wpadliśmy na siebie w pewnym dworku na benefisie zaprzyjaźnionego saksofonisty. Ty, Stasiu, schodziłeś po schodach.
Stanisław: Ja wchodziłem. Ty schodziłaś, wyszłaś z pokoju.
Katarzyna: Okej, schodziłam. Kasia powiedziała wtedy: „Wy się chyba jeszcze nie znacie”. I on nazwiskiem mi, rozumiesz, poleciał. Zapytałam, czy ma jakieś imię.
Stanisław: Powiedziałem, że nieciekawe. Chyba się spiąłem.
Katarzyna: Pomyślałam sobie: Zupełnie jak bohater mojej książki. I Jeremiasz w „Houston, mamy problem”, i Judyta w „Nigdy w życiu” mieli jakieś wąty do swoich imion. Potem był benefis.
Stanisław: Odprowadziłem Kasię do pokoju.
Katarzyna: Do drzwi. Już świtało. Usiedliśmy sobie w holu pałacowym. I zapytałeś, czy możesz mnie pocałować.
Stanisław: Nie od razu.
Katarzyna: Po trzech godzinach. Strasznie mnie to rozbawiło. Aż się zgodziłam.
Szybko.
Katarzyna: Nie szybko. Ostatni raz zapytał mnie o to kolega na cmentarzu Wolskim. A potem miałam 50 lat przerwy.
Stanisław: Też chodziłem na cmentarze, żeby się całować.
Kiedy zaczął Pan myśleć, że może być żoną?
Katarzyna: Nigdy. Ale zacząłeś od razu pisać do mnie esemesy.
Stanisław: Absolutnie nie pomyślałem.
Ale był Pan na Waszym ślubie?
Katarzyna: Był. Obrączkę od razu zgubił.
Stanisław: Trzeciego dnia. Grałem na pianinie, patrzę – nie ma!
Nosi Pan duplikat?
Stanisław: Tak.
Katarzyna: Strasznie się zmartwił, jakbym przestała być jego żoną.
Stanisław: Kasia powiedziała: „Nie martw się, pomodlimy się do świętego Antoniego. Znajdzie się”.
Modliłaś się o męża?
Katarzyna: Wprost przeciwnie. Miałam nieodparte wrażenie, że nie należy zmuszać latarni morskiej do zmiany kursu.
No i co się stało, że jednak welon?
Katarzyna: Napisałam z Andrzejem Wiśniewskim książkę „Związki i rozwiązki miłosne”. I w tej książce stało, że jeżeli jesteś osobą poważną, jeżeli zaryzykujesz, zaufasz i zawierzysz, to nie ma powodu, żeby czegoś unikać. Pomyślałam sobie: To co, będziemy się sprawdzać przez 10 lat? Ludzie sprawdzają się, żyjąc ze sobą, a nie sprawdzają, żeby potem żyć ze sobą dobrze.
Czytaj także: W tym małżeństwie była miłość, wierność, szacunek. Historia Jana Kobuszewskiego i Hanny Zembrzuskiej
Dlaczego ta kobieta, a nie inna?
Katarzyna: Mów, to ciekawe.
Stanisław: Ten przypadek, ta zbieżność, to spotkanie. Jesteś wyjątkowa, jesteś czarująca.
Katarzyna: Czarująca? Nigdy mi tego nie powiedziałeś. Musiał przyjść Romek, wpadaj do nas codziennie!
Stanisław: Mądra. Może czasami za mądra. Jak nie mam odpowiedzi, to wtedy za mądra.
Na czym Pan gra?
Stanisław: Z wykształcenia jestem magistrem sztuki. Skończyłem wydział instrumentalny wyższej szkoły muzycznej w Poznaniu.
Katarzyna: Artysta puzonu.
Co Pan robi teraz?
Stanisław: Rozwijam się.
Cudownie. A skąd Pan czerpie środki do życia?
Stanisław: Mam bardzo wysoką emeryturę, 2014 złotych.
Katarzyna: Ja mam emerytury 535.
Teraz rozumiem, dlaczego wyszłaś za Pana!
Stanisław: Jakoś sobie radzimy.
A wcześniej jak Pan sobie radził?
Stanisław: Grałem w Norwegii, pisałem partytury dla orkiestr. Nie było źle.
To trzecie małżeństwo Katarzyny. A Pana?
Stanisław: Drugie. Już się człowiek wyciszał. Wyprowadziłem się pod Poznań, w ogrodzie ptaszki śpiewały. Ale ostatnio wk*rwiały mnie.
I jak to jest być mężem Katarzyny Grocholi?
Stanisław: Kasia odjęła mi wiele lat. Być mężem Kasi, znaczy być szczęśliwym. I młodszym, chociaż może nie widać po braku włosów na głowie.
Zagrasz?
(Katarzyna Grochola siada przy pianinie i gra).
Stanisław: Tupet w muzyce jest potrzebny. Ale bezczelność?
Katarzyna: Uspokój się. Mylę się, bo pisałam książkę i nie ćwiczyłam.
Stanisław: Moja córka powiedziała, że mogłabyś być skrzypaczką.
Katarzyna: Twoja córka, która jest bardzo dobrą skrzypaczką, powiedziała, że mam doskonałe wyczucie płaszczyzny smyczka.
Czytaj także: Jerzy i Walentyna Hoffmanowie przeżyli ze sobą 35 lat. „Rzadko trafia się taki związek, jak Jurka z Walą”
Co Wasze dzieci na Wasz związek?
Katarzyna: Dorota lubi Stasia. Ja lubię jego córki.
Katarzyna mówi dużo. Pan oszczędnie. Nie bywa to trudne dla Pana?
Katarzyna: On mnie nie słucha.
Stanisław: Przy Kasi i tak mówię więcej niż zawsze. Jednym z ważniejszych znaków w muzyce jest pauza… Kasia mówi pięknie i mądrze. A jak boli, zakładam słuchawki i gram. Lubię ciszę.
Katarzyna: Ja lubię ciszę, jak piszę.
Stanisław: Pogadajcie sobie. Ja sobie pogram.
(Stanisław wstaje i siada do elektrycznego pianina. Zakłada słuchawki i gra. Słychać tylko lekki stukot klawiszy).
Gdzie braliście ślub?
Katarzyna: W moim ogrodzie. Nawet nam deszczyk pokropił na szczęście. Lilie kupiliśmy, żeby pachniały. Świadczyniami były siostra Stasia i moja przyjaciółka. Dzieci nie mogły być. Dorota miała zdjęcia, córka Stasia miała koncerty. Więc głupio byłoby zapraszać tylko jego drugie dziecko. Ale zrobimy wesele.
Nie mogliście dostosować daty ślubu do kalendarzy córek?
Katarzyna: To jest strasznie trudne. Córka Stasia gra w Hamburgu w filharmonii i nie może się zwolnić. A moja prowadzi pięć programów w telewizji i TVN jej nie puści.
Na swoim drugim ślubie płakałem. A jak to jest za trzecim razem?
Katarzyna: Było bajkowo. Byliśmy wzruszeni. Ludzie mają podstawowe pragnienie, żeby z kimś być. Nie uczepiliśmy się siebie ze Staszkiem, żeby budować wspólne życie, mieć wspólne dzieci, wychowywać wspólne wnuki. Możemy się tylko zaprzyjaźnić, stworzyć coś dobrego.
Po co więc ślub?
Katarzyna: Deklaracja wobec siebie. Oczywiście, że nam ten ślub nie był do niczego potrzebny. Oprócz tego, żeby siebie poważnie traktować. Papier nic nie daje. Ale brak papieru też nic nie załatwia. Jest asekuranctwem. „W razie czego będzie nam się lepiej rozstać”.
A skąd wiara, że tym razem się uda?
Katarzyna: Wiara jest zawsze. Nie ma pewności. W żadnym najlepszym, najmłodszym, najcudowniejszym małżeństwie też nie będzie.
I jak po po ślubie?
Katarzyna: Jakoś lepiej jest po ślubie. Coś się zmieniło na lepsze. Po raz pierwszy w życiu zrozumiałam, dlaczego ludzie się pobierają. Dla tego stanu wewnętrznej deklaracji, że ja już wiem, że to jest ten człowiek. To mnie uspokaja. Daje więcej pewności. Już nie muszę o wszystko walczyć, wszystkiego wyjaśniać. Nie muszę mówić: „O, jak mnie ciężko wczoraj zraniły twoje słowa, kiedy powiedziałeś: »Odczep się od mojego gotowania«”. Dlatego nie zwracamy uwagi na drobiazgi.
Nie masz tak, że budzisz się i myślisz: Co to za obcy facet?
Katarzyna: Nie. To jest mój facet.
Dlaczego rozpadały się Twoje poprzednie małżeństwa?
Katarzyna: W pierwszym małżeństwie byłam lekiem na zdradę. Ale z tego małżeństwa mam fantastyczną córkę, więc jeszcze raz dałabym się użyć jako tego lekarstwa. Drugie małżeństwo było kompletnym nieporozumieniem. Moją kompletną nieświadomością, za szybką decyzją. Nie wiedziałam, że pije, że jego poprzednia żona uciekła. To była ciężka szkoła życia. Tylko trzy lata, które bardzo wpłynęły na moje i Doroty życie. Ona miała gorzej, bo była dzieckiem, a ja – że się tak wyrażę – to piekło jej stworzyłam, przenosząc ją z Warszawy w nieznaną sytuację pod Grodzisk Mazowiecki, półtora kilometra do kolejki WKD. Nie prowadziłam samochodu, byłyśmy całkowicie zdane na mojego męża. Zimą wychodziłam po córkę na stację. Już jako osoba dorosła moja córka powiedziała, że to ją umocniło. Nie złamały nas te rzeczy. Ale było to hardcore’owe doświadczenie. Uciekłyśmy z mojego małżeństwa z niczym. Za 30 tysięcy wybudowałam swój słynny mały domek. Nieotynkowany.
Czytaj także: Dwie żony i wiele romansów. Kobiety Czesława Miłosza
Co takiego się dzieje, że Ty i córka ciągle zmieniacie partnerów?
Katarzyna: Nie. Ona ciągle nie zmienia. Ja też nie. Większość swojego życia przeżyłam jako samotna osoba. Wchodziłam w zły związek i wychodziłam z niego. Poznawałam kogoś, wydawało mi się, że to będzie to. A potem znowu żyłam sama. Obie miałyśmy odwagę zaryzykować. Czyli na przykład wziąć ślub. Gdybyśmy nie brały ślubu, nikt by nie mówił, że zmieniamy mężów.
Coś jest niezałatwione we mnie, skoro moje związki się rozpadają, i to się przenosi z pokolenia na pokolenie?
Katarzyna: Na pewno jest tak, że coś niezałatwionego w pierwszym związku przenosi się dalej. Należy przyjrzeć się, jaki był mój udział, dlaczego dokonałam takiego wyboru, co mogę zmienić w relacjach? I robię to. Jestem w terapii od paru lat.
Twoja córka określiła swego ojczyma mianem pedofila.
Katarzyna: Różne wieści się pojawiły parę lat temu. Myślę, że moja córka ma teraz więcej informacji niż ja. Co mogę powiedzieć?
Te informacje pojawiły się po Twoim odejściu?
Katarzyna: Nie wiem, czy po. Nie skrzywdził mojej córki.
Skąd wiesz?
Katarzyna: Bo wiem. I ona też to wie. Krzywdził ją w inny sposób.
Dlatego napisałaś „Zranić marionetkę”? Kryminał o tym, jak kobieta ofiara mści się na prześladowcach? Skalpelem po penisie!
Katarzyna: Dlaczego zemsta? Wszystkie niezałatwione sprawy kiedyś wyjdą. Wszystkie krzywdy dadzą o sobie znać. Takie jest życie. Spotykam się z ludźmi, jestem w terapii, współprowadziłam grupę dla współuzależnionych. Nie mamy pojęcia, co się dzieje w tak zwanych normalnych domach. Wśród ludzi, których znamy, wśród ludzi znanych z telewizji, polityki. I nie chcemy o tym wiedzieć. Ponieważ żona, która jest bita, „to widać sama tego chce”, skoro zostaje z agresorem. Dziewczyna, która jest zgwałcona, „widać sama tego chciała”, skoro do niego poszła. Dziecko, które jest nadużyte, „samo tego chciało”, bo siadało na kolanach. Na miłość boską, co to znaczy? To znaczy, że żadna z osób wydających taką opinię nie ma kompletnie wglądu we własne uczucia albo była nadużyta. Po prostu. Mamy chore społeczeństwo. Na obojętność, brak empatii. Na nienawiść.
Radykalizujesz się politycznie? W Twojej powieści zboczeńcy są wśród najwyższych kręgów władzy!
Katarzyna: Nie mogę mścić się jako Katarzyna Grochola. Ale mogę więcej jako autorka kryminałów. W fikcji mogę poszaleć.
(Od pianina wraca mąż).
Pan czytał?
Stanisław: Dwa razy do 120. strony. Później Kasia zaczęła zmieniać, poczekam, aż będzie gotowa książka.
Miłość po sześćdziesiątce ma inny smak?
Katarzyna: Dla mnie jest fajniej. Motyle w brzuchu i w ogóle.
Stanisław: Razem mamy ponad 100 lat.
Katarzyna: Sto trzydzieści.
Stanisław: Ale nie trzeba robić z tego sensacji. To jest normalne.
Katarzyna: Robimy wszystko to samo co młodzi, tylko nie musimy się zabezpieczać przed niechcianą ciążą.
Czytaj także: Krzysztof Komeda i Zofia Komedowa: jazzman i jego muza. Historia wyjątkowej miłości