Reklama

Ona wychowała się we Francji, on w Austrii. Helena i Jan Lubomirscy-Lanckorońscy, książę i hrabianka, którzy spotykali się na uroczystościach rodzinnych, gdyż ich rody od wieków są ze sobą splecione. „Słuchaj, wiesz co, jest taka bardzo fajna dziewczyna, Helena…”, usłyszał kiedyś od kuzynów. W rozmowie z Beatą Nowicką opowiedzieli, jak się poznali oraz jak dzisiaj wygląda ich życie. Przypominamy fragment wywiadu, który ukazał się w grudniowym wydaniu VIVY!.

Reklama

Helena i Jan Lubomirscy-Lanckorońscy - jak się poznali?

Gdzie jest Państwa gniazdo?

Jan Lubomirski-Lanckoroński: (śmiech). To jest bardzo trudne pytanie, bo jest ich kilka… W tym roku spędziliśmy ponad osiem miesięcy w Lubniewicach. Więc można powiedzieć, że numerem jeden są Lubniewice. Potem Szczawnica, gdzie rodzina Heleny po dziadku Adamie Stadnickim odziedziczyła nieruchomości i ziemie.

Zobacz: Jan Lubomirski-Lanckoroński wziął ślub! Romantyczna uroczystość odbyła się w Krakowie

Helena: Potem dom w Warszawie i Londyn. Niestety Paryż, gdzie się urodziłam i wychowałam, zszedł na dalsze miejsce. Z powodu pandemii dawno tam nie byliśmy. Od 12 lat mieszkam w Polsce i tu jest mój dom.

KRZYSZTOF OPALIŃSKI

Jak Państwo się poznali?

Jan: Zacznę od tego, że jestem wujem Heleny, ale piątego stopnia. W związku z tym małżonka traktuje mnie w odpowiedni sposób, z szacunkiem godnym starszego wuja (śmiech). Wywodzimy się z tego samego pnia drzewa genealogicznego, mieliśmy wspólny herb. Małżeństwa w naszych rodzinach często się zdarzały. Kiedy poznaliśmy się z Helenką, byłem już po rozwodzie. Wtedy moja najbliższa rodzina bardzo się mną przejęła i rozpoczęło się tak zwane swatanie. Swatami zostali moi kuzyni, notabene również dosyć bliscy krewni Helenki. Pamiętam, że usiedli ze mną i mówią: „Słuchaj, wiesz co, jest taka bardzo fajna dziewczyna, Helena…”. Symboliczne, że zanim ojciec Helenki wyemigrował do Francji, bardzo dużo imprezował w Krakowie z moim tatą, nie mówiąc już o tym, że mój przyszły teść mieszkał w naszym mieszkaniu w Krakowie. Nasz dom był miejscem otwartym, różni krewni pomieszkiwali u nas albo wpadali z wizytą. Non stop przewijały się tłumy ludzi, byłem małym chłopcem i pamiętam, że w kuchni siedziało zwykle pięć, sześć osób, które słuchały Radia Wolna Europa, dyskutowały. Zawsze był u nas jakiś emisariusz z Warszawy z opozycyjną lekturą. UB zakładało nam podsłuchy, w kamienicy vis-à-vis stał tajniak, który notował, kto do nas wchodzi i kiedy wychodzi. To był wywrotowy budynek. Mój ojciec wspomina, że po wojnie do naszego mieszkania dokwaterowano 20 żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Helena: Mój tato po studiach w latach 70. wyemigrował z Polski. Najpierw do Belgii, gdzie miał rodzinę, potem przyjechał do Francji, poznał moją mamę i zdecydował, że tam zostanie. Przed wojną Uzdrowisko Szczawnica należało do naszego pradziadka, hrabiego Adama Stadnickiego. W 1945 wszystkie nasze dobra zostały skonfiskowane. Gdy byłam dzieckiem, kilkukrotnie odwiedzaliśmy z rodzicami Polskę. Dopiero w 2005 roku pojawiła się szansa, żeby odzyskać część rodzinnego majątku. Mój ojciec postanowił zainwestować w rozwój Szczawnicy, a my, jego dzieci, podjęliśmy się realizacji tego projektu. Pierwszy przyjechał mój brat Krzysztof, potem dołączył Nicolas. Odnowili plac Dietla i Café Helenka. Wtedy do nich dołączyłam i zrewitalizowaliśmy Modrzewie Park Hotel. Kiedy zobaczyłam malutkie, siedmiotysięczne miasteczko, przepięknie położone wśród gór i pełne serdecznychludzi, poczułam się jak w domu.

Przeczytaj także: Jan Lubomirski-Lanckoroński dba o swoją prywatność. Oto tajemnice polskiego księcia

Ile Pani miała wtedy lat?

Helena: Dwadzieścia siedem. Wróciłam do Paryża, po dwóch dniach złożyłam wypowiedzenie w pracy, wypełniłam swoje zobowiązania, a po trzech miesiącach wsiadłam do samochodu i wróciłam do Szczawnicy. To był impuls. Moi przyjaciele nie ukrywali zaskoczenia. W Paryżu skończyłam szkołę handlową. Pracowałam w firmie Cartier, w galerii Printemps, w wydawnictwie Hachette Filipacchi, miałam bardzo dobrą pozycję zawodową. Ale do Polski ciągnęło mnie serce. Dokupiliśmy więcej nieruchomości, powiększając dawny majątek pradziadka, i zaczęliśmy je odnawiać. Do tej pory odrestaurowaliśmy między innymi: pijalnię wód mineralnych, Café Helenka, plac Dietla, Modrzewie Park Hotel, Muzeum Uzdrowiska, Willę Marta, hotel Nawigator, Stadninę Koni Rajd. Zrewitalizowaliśmy we współpracy z miastem Szczawnica piękne parki. Jednym z naszych największych projektów była odbudowa Dworku Gościnnego, po którym po pożarze w 1962 roku zostały same fundamenty. Powstał w 1884 roku i pełnił funkcję „pienińskiego salonu”. Gościł Matejkę, Wyczółkowskiego, Kossaka, Modrzejewską, Wyspiańskiego czy Sienkiewicza. Obecnie działa jako multifunkcjonalna sala konferencyjno-festiwalowa, gdzie zapraszamy artystów, między innymi Nigela Kennedy’ego, Leszka Możdżera, Annę Marię Jopek czy zespół Zakopower. Nie należał do naszego pradziadka, ale mieszkańcy byli do niego przywiązani, więc podjęliśmy się tego zadania i odbudowaliśmy od zera.

Czytaj też: Rodzina królewska w czasach II wojny światowej. Dzisiejsza królowa Elżbieta II była... mechanikiem

Brzmi imponująco. Pewnie nie spodziewała się Pani, że w Polsce znajdzie też miłość życia?

Helena: W pewnym momencie uznaliśmy z braćmi, że nie możemy żyć samą pracą, musimy się trochę socjalizować, prowadzić jakieś życie towarzyskie. Na weselu naszej kuzynki Cecylii bliżej poznałam Jana…

Jan: Kolejny zabawny zbieg okoliczności, mama mojej małżonki nazywa się Devaux, a moja prababka również nazywała się de Vaux. Chyba zawsze byliśmy ze sobą powiązani, żona czekała na mnie całe życie…

Helena: A ty czekałeś na mnie.

Reklama

Zobacz także: Jan II Kazimierz Waza i Ludwika Maria Gonzaga: abdykował po jej śmierci

KRZYSZTOF OPALIŃSKI
Reklama
Reklama
Reklama