Reklama

Pięć lat to dużo i mało jednocześnie. Wspomnienia wciąż są żywe, a codzienność nieustannie uczy, jak żyć na nowo – bez tej drugiej osoby obok. Helena Norowicz, wybitna aktorka i modelka, przez sześć dekad dzieliła życie z Marianem Pysznikiem. W szczerej rozmowie z Aliną Mrowińską dla magazynu VIVA! wspomina ich wspólne lata, trudne początki kariery, chwile zwątpienia, ale i wielką miłość, która przetrwała próbę czasu. Opowiada też o samotności, która choć oswojona, wciąż bywa dotkliwa.

Reklama

– Niedawno minęło pięć lat od śmierci Pani męża…

W lutym tego roku… Marian miał problemy z sercem, był ustalony plan leczenia, poszedł do szpitala i w ciągu tygodnia odszedł… Myślę, że zabił go covid, to był początek pandemii.

– Ile lat byliście razem?

Od drugiego roku studiów, czyli od 1956 roku. Sześćdziesiąt cztery lata razem… Byliśmy na jednym roku szkoły teatralnej. Dziewczyny miały wzięcie, bo było nas dużo mniej. Tylko sześć dostało się na pierwszy rok, a studia skończyły cztery. Ja byłam bardzo wybredna, nie zakochiwałam się łatwo, w zasadzie nie zwracałam większej uwagi na chłopaków. Na pierwszym i drugim roku bardzo dużo się uczyłam. To był czas, kiedy profesorowie uważnie nam się przyglądali i każdy mógł usłyszeć, że się nie rozwija i nie nadaje do zawodu. Bardzo się tego bałam. Zwłaszcza że był profesor, od którego usłyszałam na korytarzu: „Obserwowałem cię i uważam, że masz poważny problem – źle oddychasz”. Zapytałam: „To co ja mam zrobić?”, a on: „Przyjdź do mnie do gabinetu, rozbierzesz się i wtedy zobaczę, gdzie są problemy”.

Już wiedziałam, że nie chodzi mu o żadne oddychanie. Oczywiście nie poszłam, ale nie byłam pewna, jak on się dalej będzie zachowywał. Co prawda nie miał z moim rokiem żadnych zajęć, miała jego żona, ale jakaś obawa pozostała. Nic złego się nie stało, po drugim roku dostałam nawet stypendium artystyczne. Ale te nerwy, stres, że tyle osób odpada, doprowadziły mnie do tego, że zaczęłam chorować. Włosy wychodziły mi garściami, ciągle byłam zmęczona, nie chodziłam w ogóle na niektóre zajęcia. I Marian zaczął do mnie przychodzić, przynosił mi notatki. Któregoś dnia nie mogłam podnieść się z łóżka o własnych siłach, zarzuciłam mu ręce na szyję, spojrzałam w jego oczy i tak mi się jakoś zamgliło.

– I tak się zaczęło?

Tak, wiedziałam, że Marian będzie świetnym partnerem na życie. To bardzo dotkliwe stracić kogoś, z kim było się tyle lat. Nie zawsze było pięknie i miło, raz przechodziliśmy bardzo poważny kryzys. To był bolesny i trudny czas, nie chcę wchodzić w szczegóły, ale wtedy chciałam nawet odejść… Ale się na to nie zdobyłam. Zbyt wiele nas łączyło.

Czytaj też: Helena Norowicz i Marian Pysznik byli małżeństwem przez ponad 60 lat. Ich miłość przerwała śmierć

Helena Norowicz, Viva! 6/2025 Fot. Caroline Grzelak Caroline Grzelak

– Można oswoić nieobecność bliskiego człowieka?

Z czasem można. Mnie bardzo pomogło to, że w czasie naszego małżeństwa sporo czasu spędzaliśmy osobno. Oboje dużo pracowaliśmy, ja w teatrze, mąż w telewizji. I kiedy ja w wakacje miałam urlop, mąż reżyserował różne festiwale muzyczne i był bardzo zajęty. Często sama gdzieś wyjeżdżałam. I pewnie dzięki temu nie czuję się aż tak opuszczona. Chociaż na pewno czuję się samotna, to są dziesiątki drobnych rzeczy, które robiliśmy razem, i tego mi brakuje. Oboje uwielbialiśmy nasz letni dom pod Warszawą. Początkowo to było marzenie męża. Pamiętam, jak przyjechałam tam pierwszy raz, byłam przerażona. Początek lat 80., wieś Bartniki w Puszczy Mariańskiej, dom na zupełnym odludziu, wszędzie pełno pokrzyw i wysokich traw. Nie było porządnej drogi, tylko jakiś leśny dukt, trzeba było doprowadzić wodę, zrobić łazienkę, tylko w dwóch pokojach była podłoga.

– Mnóstwo rzeczy musieliście zrobić praktycznie od zera.

Powiedziałam mężowi, że zupełnie mi się tu nie podoba. Ale po jakimś czasie zaczęłam się przekonywać i urządzać to miejsce po swojemu. Chciałam zrobić taki prawdziwy wiejski dom. Gdzieś wynalazłam stare drewniane łóżko z ramą, wielki kufer, w jadalni każdą ze ścian inaczej udekorowałam – na jednej wisiały obrazy jeleni, na drugiej drewniane talerze, a na trzeciej ceramika. Włożyłam w to miejsce bardzo dużo pracy. Sadziłam drzewa, kwiaty, koszami znosiłam ziemię z lasu.

WARSZWA 09.04.2016 PREMIERA BALETU PT. BURZA N/Z: HELENA NOROWICZ Marian Pysznik Fot. VIPHOTO/EAST NEWS
Helena Norowicz i jej mąż Marian Pysznik, Warszawa, 09.04.2016 Fot. VIPHOTO/EAST NEWS

– Pokochała Pani to miejsce?

Bardzo. Miałam 67 lat, kiedy odeszłam z teatru na emeryturę i coraz więcej czasu spędzałam na wsi, od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Mąż też już był na emeryturze i wiedliśmy takie spokojne, wiejskie życie. Piękny las, cisza, czyste powietrze. Uwielbiałam chodzić na długie spacery. Odżyły wspomnienia z mojego dzieciństwa na Kresach Wschodnich, leśniczówki dziadka. To był sielski, cudowny czas, dopóki nie wybuchła wojna.

– Ostatnie lato i jesień spędziła Pani u siebie na wsi?

Byłam bardzo krótko, bo już nie mogę prowadzić samochodu. Trochę mi smutno, ale wszystko się kiedyś kończy.

[...]

Reklama

Cały wywiad w nowej VIVIE! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce dostępny od czwartku, 27 marca 2025 roku.

Helena Norowicz, Viva! 6/2025 Fot. Caroline Grzelak
Helena Norowicz, Viva! 6/2025 Fot. Caroline Grzelak Caroline Grzelak
Reklama
Reklama
Reklama