„Faceci z miłosnej rozpaczy wychodzą szybciej”. Adam Sztaba o życiu, muzyce i kobietach
1 z 4
Adam Sztaba, kompozytor, juror, dyrygent. Zwykle to on dowodzi. Jednak w najnowszej „VIVIE!” zgodził się przekazać batutę Piotrowi Najsztubowi. Czy dyryguje też kobietami i czy ma skłonności do ekshibicjonizmu?
Na pytanie jak to jest mieć takie nazwisko odpowiedział...
Adam Sztaba: Czuję pewną presję. Wynika z tego, że ludzie sporo ode mnie oczekują. Nie chcąc ich zawieść, muszę się starać coraz mocniej. Za każdym razem, gdy przygotowuję duże koncerty albo biorę udział w ważnych przedsięwzięciach, to „nie zawieść” krąży gdzieś nad głową. Dlatego tak rzadko komponuję.- Wyznał w wywiadzie.
Trudno się temu dziwić. Pierwszy ogólnopolski sukces osiągnął przecież już w wieku 17 lat, muzyką do musicalu „Fatamorgana”. Najsztubowi powiedział: Najwięcej własnej muzyki tworzyłem w wieku 16, 18 lat. Potem zacząłem od niej odchodzić. Szukając inspiracji, zacząłem aranżować, czyli nadawać mój własny ton cudzym utworom. Kiedyś wydawało mi się, że wczesny debiut to coś fantastycznego. Dziś nie mam już tego przekonania. Dużo zdrowsze jest powolne wznoszenie. Większość wybitnych twórców tworzyła największe dzieła na starość, tuż przed śmiercią.
Zapraszamy do przeczytania kolejnych fragmentów rozmowy i obejrzenia zdjęć z sesji, która powstała w niezwykle klimatycznym miejscu - starej papierni w Konstancinie.
Polecamy także: Adam Sztaba o rozstaniu z żoną Dorotą Szelągowską: „Rozwód to strata, ale też refleksja”
2 z 4
Adam Sztaba o rozpaczy. Czy jest dla niego źródłem twórczej inspiracji? W wywiadzie wyznał:
Nie przeżyłem aż takiej depresji, żeby zgubić cel w życiu i nie chcieć rano wstawać z łóżka.
– Ale rozpacz była?
Rozpacz tak. Nawet kilka razy.
– I jak Pan przeżywa rozpacz?
Próbuję ją zagłuszyć, bynajmniej nie muzyką. Szukam jakiegoś zajęcia.
– Nie miał Pan takiego pomysłu, że oto przytrafiła mi się wspaniała rozpacz i teraz na jej bazie napiszę coś w tonacji moll?
Mam wrażenie, że taka teoria powstawania muzyki jest nieprawdziwa. Witold Lutosławski – wielki, niezwykły kompozytor. Człowiek szczęśliwy, żyjący w szczęśliwym związku. A więc z jednej strony małżeństwo, które było jakąś niespotykaną symbiozą tych dwojga ludzi, z drugiej geniusz, który pozostawił po sobie ponadczasowe utwory.
– Mamy „wdrukowany” schemat romantyczny, oczekujemy, że jak kobieta zostawia kompozytora, to ma być requiem na za tydzień. Zgodnie z przedwojennym cytatem: „Przez to, że inny ją dopieszczał, literatura pozyskała wieszcza”.
Dla mnie rozpacz nie jest inspirująca. Przeciwnie, w takim stanie raczej zatapiam się w sobie, w myślach, w szukaniu przyczyn, w rozmowach.
– Stękający Pan jest?
Nie, ale bywa, że w trudniejszych momentach zamiast iść do przodu, zatrzymuję się i spoglądam wstecz.
– Trochę jak kobieta.
I jak sporo mężczyzn. Faceci z miłosnej rozpaczy wychodzą szybciej.
– Bo jesteśmy bardziej płytcy?
Prostsi. Dziesięcioletnie dziewczynki potrafią budować wielopiętrowe intrygi, żeby się zemścić. Chłopcy nie knują, najwyżej się pobiją. Wolę być prostszy.
Polecamy także: Adam Sztaba o rozstaniu z żoną Dorotą Szelągowską: „Rozwód to strata, ale też refleksja”
3 z 4
Czy Adam Sztaba ma w sobie coś z ekshibicjonisty? I do jakiej epoki jest mu najbliżej?
– Żyjemy w czasach ekshibicjonizmu, kiedy się człowiek wystawia na afisz i staje się istotą życia. I Pan dla takiej publiki musi pisać…
Pod tym względem czuję się zupełnie nie z tej epoki. Najbliżej mi do Młodej Polski.
– Ale mówi Pan, że za dużo nie pije.
To akurat zawsze można nadrobić.
– Bo oni się upalali, upijali, po prostu…
Oni przede wszystkim nie wiedzieli, co będzie jutro, więc musieli żyć dzisiaj. Życie towarzyskie rezonowało na skrajnych częstotliwościach, ale też jakie rzeczy działy się w sztuce, jakie się tam przetaczały burze! My też czujemy koniec pewnej epoki, nadchodzi nowe. Do tego życie w strachu przed wojną też jakoś zbiega się z tamtymi czasami.
Zapraszamy też do obejrzenia filmu z powstawania sesji, która odbyła się w niezwykle klimatycznym miejscu - starej papierni w Konstancinie.
4 z 4
Adam Sztaba o perfekcjonizmie, ambicji i kobietach:
– Leciał Pan już kiedyś w przepaść na scenie, bo się aż tak nie udało?
Nie. Wszystko musi być precyzyjnie zaplanowane. Wymagam od siebie bardzo dużo i tego samego wymagam od innych, a tymczasem inni są… inni. Dziś już wiem, że nie ma potrzeby wymagać od nich aż takiego poświęcenia. Kiedyś byłem idealnym kandydatem na pustelnika żyjącego wyłącznie dla muzyki.
– Co poszło nie tak?
Uświadomiłem sobie, że wszelkie skrajności są niszczące. Do tego ambicja. Być może to właśnie ze względu na tę ambicję łatwiej jest mi odnaleźć się w aranżowaniu już powstałych utworów. Modeluję je według własnego smaku.
– Z kobietami ma Pan podobnie? Stara się Pan je „aranżować”? Faceci często mają taką pokusę.
To jest niemożliwe. Kiedyś faktycznie próbowałem w swoich związkach modelować kobiety w kierunku jakiegoś mojego wyobrażenia ideału. Chciałem, by kobieta zawsze była wyrozumiała, zaradna, piękna…
– Dzika w łóżku.
Też.
– Czyli nie wierzy Pan, że można kobietę zaaranżować, tak jak zastany utwór.
To nie kwestia wiary, co doświadczenia. Okazuje się, że można co najwyżej delikatnie podaranżować.
Polecamy także: Adam Sztaba o rozstaniu z żoną Dorotą Szelągowską: „Rozwód to strata, ale też refleksja”.