Został jurorem programu, w którym kiedyś poniósł porażkę. „Stres mnie zjadł”
Dawid Kwiatkowski szczerze o tym, że nie warto się poddawać

Kiedyś marzył, by dostać się do programu „Must be the music”, teraz jest w nim… jurorem. "Cieszę się, że mam w swoim portfolio tę historię odrzucenia", mówi Katarzynie Piątkowskiej. Dawid Kwiatkowski w szczerej rozmowie ujawnia, czego obawiał się najbardziej.
[Ostatnia publikacja na VUŻ i VIVA! Historie:03.03.2025 r.]
Dawid Kwiatkowski o chwilach zwątpienia na planie "Must be the music". Wywiad VIVA!
[...]
– Niedługo będzie mogła na Ciebie też popatrzeć w telewizji. Zostałeś jurorem w „Must be the music”. Los jest przewrotny, bo przecież próbowałeś się dostać do programu jako uczestnik. A teraz zostałeś jurorem…
Jestem przykładem na to, że nigdy nie można się poddawać w dążeniu do realizacji marzeń. Cieszę się, że mam w swoim portfolio tę historię odrzucenia, bo ona mnie dużo nauczyła. Pamiętam, że byłem bardzo zawiedziony, bo bardzo w siebie wierzyłem. A tymczasem dwóch jurorów uznało, że to jeszcze nie mój czas. Później na korytarzu spotkałem Korę, która oceniała uczestników. Rzuciła: „Chłopaku, scena nie jest dla ludzi, którzy nie umieją zapanować nad tremą”. I to jest prawda. Stres mnie zjadł.
– Byłeś bardzo młody.
I nigdy wcześniej nie byłem w Warszawie. Najdalej wypuszczałem się do Poznania autostopem. W studiu spotkałem ludzi, których znałem z telewizji i radia. Może gdybym tak jak mój brat jeździł na wszystkie festiwale, z których on przywoził nagrody… Ale nie jeździłem. Gdybym wtedy przeszedł dalej, może moja kariera zaczęłaby się zbyt szybko? Nie żałuję, że podjąłem to wyzwanie, bo dzięki temu dowiedziałem się, z czym mam największy problem. To po pierwsze, a po drugie, dzisiaj sam wiem, jakim powinienem być jurorem. Uważam, że wsparcie, jakie uczestnicy mogą dostać od jurorów, jest bardzo ważne. Ja starałem się każdemu dać jakąś radę, tak żeby nie podcinać skrzydeł, ale zwrócić uwagę, nad czym powinni popracować. Nigdy nikogo nie wyśmiewam. Czasem czuję, że to uczestnicy drwią z nas, jurorów. Zdarzało mi się podczas jakiegoś występu pomyśleć: To są jakieś jaja.

– Co dał Ci udział w programie jako jurorowi?
Podbudował moją samoocenę. Miałem wątpliwości, czy w ogóle powinienem kogoś oceniać, choć nie ukrywam, że chciałem zostać jurorem i zgłosiłem się na casting.
– Z czego wynikały Twoje wątpliwości?
Przywykłem do oceniania młodszych od siebie. To było prostsze, bo musiałem jedynie uważać, żeby tych dzieciaków nie zranić. Ale gdy przyszło mi oceniać dorosłych, dla których udział w tym programie to często ostatnia szansa, okazało się, że już nie jest to tak proste. Zwłaszcza że na castingach pojawiały się osoby, które znam z jakichś muzycznych dokonań, ze sceny. Często mają wielki talent, są po dobrych szkołach, ale z jakiegoś powodu nigdy nie udało im się wybić. I co ja mam im powiedzieć?
– Bałeś się, że usłyszysz, że nie masz prawa ich oceniać?
Z czasem zrozumiałem, że może oni mają dłuższy staż niż ja, ale intensywność mojej kariery pozwoliła mi zdobyć ogromne doświadczenie. Cały czas się też rozwijam, ciągle się uczę. Codziennie mam jakieś lekcje: fortepian, gitarę, śpiew. Nie chcę, żeby ktoś kiedyś powiedział, że całe życie grałem na jedno kopyto (śmiech).
[...]
Cały wywiad w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 27 lutego.