Reklama

To dzięki niemu "Lista Schindlera" została nakręcona w Polsce! Dyrektor Teatru Wielkiego - Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski pracuje 24 godziny na dobę, a plany robi na trzy sezony do przodu. Od zawsze związany z kulturą. To ona nadaje jego życiu rytm. I dzięki niej ma w zanadrzu mnóstwo pasjonujących anegdot o spotkaniach z najważniejszymi twórcami. W wywiadzie z najnowszej „VIVY!” podzielił się z Romanem Praszyńskim opowieścią o tym, jak udało mu się przekonać Stevena Spielberga, by „Listę Schindlera” nakręcił w Krakowie.

Reklama

Steven Spielberg.

Waldemar Dąbrowski: Jako wiceminister kultury istotnie przekonałem go, by nakręcił „Listę Schindlera” w Polsce. Wiedziałem, że struktura Hollywood wyglądała wówczas następująco: gwiazdy, megagwiazdy i Steven Spielberg. Czegokolwiek się dotknął, zamieniał w bryłkę złota. Był jednak obciążony pewnym kompleksem: nigdy nie dostał Oscara za wartości artystyczne. Pamiętam, że gdy planował „Listę Schindlera”, odwiedziłem go na planie „Park Jurajski”. Obok Laura Dern, Jeff Goldblum… Steven popatrzył na mnie i mówi: „Proponujesz mi trzy miesiące w Europie, kiedy ja muszę montować ten film. Daj mi argument, który mnie przekona”. Powiedziałem wtedy: „Daję ci słowo honoru, że jeżeli poznasz Kraków, dostrzeżesz skomplikowanie losu polskiego, głębsze sensy historii, którą chcesz opowiedzieć, i wartość filmu niesłychanie na tym zyska. Nie będzie porównania, jak gdybyś nakręcił go po prostu w Hollywood”. Zastanowiło go to. Zgodził się przyjechać na chwilę. Zadzwoniłem wtedy do Piotra Skrzyneckiego i mówię: „Musisz przygotować w swojej Piwnicy pod Baranami coś naprawdę wyjątkowego”. Środowisko aktorskie bardzo się rozemocjonowało. Spielberg przyjechał istotnie, ale oznajmił, że źle się czuje i do żadnego teatru nie pójdzie. Wyjaśniłem mu, że do teatru może nie iść, ale doświadczyć jedynego w swoim rodzaju fenomenu artystyczno-literackiego musi. „Dobrze, ale idziemy tylko na 20 minut, OK?”, odparł. „Oczywiście!”. Poszliśmy. Z 20 minut zrobiło się pięć godzin. Nie można go było stamtąd wyciągnąć. Od razu obsadził Beatę Rybotycką, Jacka Wójcickiego, Jerzego Nowaka i parę innych osób. Wreszcie nad ranem wychodzimy, na krakowskim rynku noc spotyka się z dniem, magiczny moment rozświetlenia nieba… A Spielberg bierze mnie pod ramię i mówi: „Wiesz, właściwie już się zdecydowałem: nakręcę ten film w Krakowie. Musisz mi jednak coś obiecać”. Oczyma wyobraźni widziałem już te miliony dolarów, których przecież nijak nie miałem… „Obiecaj mi, że do tego momentu nie odmalujecie Krakowa!”. Dostał moje słowo. A potem dostał Oscara.

Bartek Wieczorek/LAF AM

Waldemar Dąbrowski, Viva! luty 2016

Więcej o pasjonującym życiu Waldemara Dąbrowskiego w najnowszej „VIVIE” .

Reklama

Polecamy także: Sukces Mariusza Trelińskiego. Jego „Tristan i Izolda” otwiera sezon w prestiżowej Metropolitan Opera!

Reklama
Reklama
Reklama