Pierwszą nagrodę na festiwalu w Gdyni otrzymała w wieku 23 lat. Wyróżnienie ją umocniło
Nie do wiary, na co wydała pierwsze pieniądze
- Karol Sowa
- , Beata Nowicka
Piękna i odważna. W sztuce, w życiu, w miłości. Ekspertka od grania skomplikowanych kobiet, które przeznaczenie stawia przed skrajnymi wyborami. Ikona stylu. Hedonistka. Smakoszka życia. Magdalena Cielecka opowiada Beacie Nowickiej o podróży, która z rodzinnych Żarek przywiodła ją na szczyt.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 26.09.2024 r.]
Magdalena Cielecka: wywiad
Jesień 1995 roku, 20. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Parę miesięcy wcześniej skończyłaś Szkołę Teatralną w Krakowie. Stoisz na scenie i odbierasz nagrodę za główną rolę w „Pokuszeniu” Barbary Sass. Masz 23 lata. Pamiętasz?
Wszystkie pierwsze razy pamięta się dokładnie. Nagrodę wręczała mi Maja Komorowska, dziś gramy razem w Nowym Teatrze, gdzie teraz rozmawiamy. Cieszyłam się, że jestem na tym festiwalu, ale nie potrafię powiedzieć, na ile byłam świadoma tego, co się dzieje. To był świat, w który weszłam trochę jak Kopciuszek. Jestem z małej miejscowości, w szkole teatralnej bardziej się przyglądałam, niż szalałam, byłam raczej wycofana. Dzień wcześniej Barbara powiedziała: „Chyba dostaniesz nagrodę”, bo dzwonili do niej z pytaniem, czy ja zostaję do końca festiwalu, ale siedząc potem na widowni, w ogóle o tym nie myślałam. Kiedy usłyszałam swoje nazwisko, nie dowierzając, wyszłam na scenę i podziękowałam Barbarze, to jej należała się ta nagroda. Stworzyłam tę postać na autopilocie, wyłącznie dzięki niej. Po ceremonii był bankiet w hotelu Gdynia. Przyjechał do mnie mój ówczesny partner, szczęśliwi tańczyliśmy na parkiecie, kiedy o późnej godzinie, być może nawet już porannej, rzuciła się na mnie rozwścieczona kobieta: „Pani jest Cielecka?!”. „Tak”. „Dlaczego pani nie przyszła do kasy po pieniądze?!” „Jakie pieniądze?” „No, nagrodę odebrać!”. Była to pani księgowa, która czekała na mnie od kilku godzin.
Ile dostałaś?
Zobacz także
Nie pamiętam, ale następnego dnia, przed powrotem do Krakowa, w hotelowej perfumerii kupiłam sobie flakon Poême Lancôme. Wówczas o nich marzyłam, nie było mnie stać. Moje pierwsze w życiu luksusowe perfumy.
CZYTAJ TEŻ: Jej życie wciąż gna, ale dziś jest przede wszystkim mamą: „Ivo jest zawsze na pierwszym miejscu”
Reklamowała je Juliette Binoche! Od Twojego debiutu minęło 30 lat. Jakie miałaś wtedy pojęcie o kuszeniu, uwodzeniu, miłości, zdradzie?
Moją bohaterkę utkała Barbara, wspaniała reżyserka sfokusowana na kobietach, która napisała świetny scenariusz. Tam było wszystko. Nawet gdybym nic nie wiedziała o życiu, nie miała intuicji, a tylko wypełniła sobą postać, ta rola by się obroniła. Ja wtedy wiodłam życie 23-letniej zakochanej dziewczyny, w związku od kilku lat, młodej aktorki wchodzącej w zawód, tworzącej, żyjącej w Krakowie, odkrywającej świat. Zmagającej się ze swoimi ograniczeniami, marzeniami. Byłam dużo bardziej radykalna i zerojedynkowa. Pytasz, jakie miałam pojęcie o kuszeniu? Z tym człowiek się rodzi i myślę, że ja to mam, ale wtedy byłam pełna zahamowań, bez świadomości, że mogę być zmysłowa, seksowna, że potrafię swoją kobiecością coś zagrać. Paradoksalnie im jestem starsza, im mniej wyglądam jak tamta 23-latka, tym większy mam luz. Chętniej bawię się swoją cielesnością, eksponuję ją i czerpię z tego przyjemność. Myślę, że to jest doświadczenie pokoleniowe ludzi wychowanych w latach 70., w szarym czasie stanu wojennego, kiedy nie było nic: możliwości, perspektyw, panowało przeświadczenie: „Siedź w kącie, a znajdą cię”. To wpłynęło na nasze poczucie wartości, pewność siebie. Rok po Gdyni zostaliśmy zaproszeni z „Pokuszeniem” na festiwal do Karlowych Warów, wtedy pierwszy raz w życiu leciałam samolotem. Był 1996 rok.
Przeszłam podobną drogę. Miałaś jakieś konkretne plany na przyszłość?
Żadnych. Nie zadawałam sobie takich poważnych pytań. Ale wiedziałam, że debiut u Barbary Sass i nagroda w Gdyni są nobilitacją, wyniesieniem na wyższy poziom. Zostałam aktorką od zadań trudnych, ciekawych. Czułam, że to zobowiązuje, że nie powinnam – ale też sama nie chciałam – grać tak zwanych głupot, ról ozdobników albo wypełniaczy. Ten film był wyjątkowym darem, ale wtedy bardziej pasjonował mnie teatr. Pod koniec roku akademickiego dostałam angaż do Starego Teatru, gdzie grałam już jako studentka. Tadeusz Bradecki, ówczesny dyrektor, zaangażował mnie dzięki rekomendacji Anny Polony, mojej pani profesor. Nie byłam jej pupilką, ale uznała, że w dyplomie coś się we mnie obudziło. Czułam się, jakbym złapała Pana Boga za nogi. Byłam przeszczęśliwa, że nie muszę wyjeżdżać z Krakowa. Kolejny film „Amok” Natalii Korynckiej-Gruz zrobiłam dopiero po dwóch latach – klątwa nagrody? – ale nie czułam tej przerwy, w teatrze grałam rolę za rolą, byłam intensywnie zaangażowana.
[...]
Rozmawiała Beata Nowicka
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Poznali się na randce w ciemno, to spotkanie zmieniło ich życie: „Umiarkowanie chciałam się tam znaleźć, a spotkałam miłość”
Cały wywiad dostępny w nowym numerze VIVY! Magazyn w punktach sprzedaży już od czwartku, 26 września. Dostępne będą dwie okładki do wyboru:
Co jeszcze w VIVIE! 18/2024?
Paweł Edelman: Zdradza kulisy warsztatu i mówi, co jest najważniejsze w pracy operatora, a co w życiu prywatnym.
Figura, Janda, Szapołowska, Hoffman, Englert… Tworzyli kanony polskiego kina, dziś czują… niedosyt.
Kulig, Komasa, Kulm, von Horn, Olszańska… Bezkompromisowi, kreatywni – przyszłość polskiej kinematografii jest w dobrych rękach.
Dagmara Domińczyk mówi: „Nie jestem jakimś Tomem Cruise’em. Ani chwalipiętą”…
Podróże: Gdynia w obiektywie Zbigniewa Kosycarza.