Paulina Krupińska-Karpiel o relacji z mężem: „Znaczenie mają czyny, a nie miliony haseł”. Tacy są prywatnie...
Prezenterka i była miss obchodzi dziś urodziny
- Katarzyna Piątkowska
Nigdy nie zależało jej na byciu idealną i prowadzeniu bajkowego życia. Paulina Krupińska-Karpiel jest spełnioną kobietą zawodowo i prywatnie. Prowadzi własny biznes, ma wymarzną pracę, cieszy się sympatia widzów. Każdą wolną chwilę spędza ze swoją rodziną - ukochanym mężem i dziećmi. Wspólnie z Sebastianem Karpielem-Bułecką skupiają się na wychowaniu pociech, przekazują im najważniejsze wartości i poświęcają całą uwagę. Wiedzą, że mogą na siebie liczyć każdej sytuacji. Jak udaje im się łączyć swoje dwa światy? Jaką są rodziną? Paulina Krupińska-Karpiel o wyjątkowej relacji z ukochanym mężem opowiedziała kilka miesięcy temu Katarzynie Piątkowskiej.
Dziś z okazji urodzin gwiazdy przypominamy fragment wywiadu z VIVY!.
Paulina Krupińska-Karpiel o rodzinie
Są kobiety, które uważają, że nikt nie będzie w opiece tak dobry jak one.
Takie myślenie „ja zrobię wszystko najlepiej” to duży błąd. Przecież ojciec tak samo kocha. Nam, kobietom, czasem wydaje się, że mężczyźni są za mało delikatni, że nie dadzą rady przewinąć czy przebrać malutkiego dziecka. A oni są bardzo chętni do opieki, a szczególnie, kiedy już te dzieci się komunikują i mogą dzielić z nimi wspólne pasje.
Dużą część rodzicielskich obowiązków Sebastian wziął na siebie, gdy wybuchła pandemia?
Dzięki pandemii nasze role się wyrównały. Kiedy ja pracowałam, Sebastian brał na siebie cały dom.
Dla Ciebie to był trudny czas, bo przecież wtedy poprowadziłaś pierwszy raz „Dzień dobry TVN”.
Pamiętam to dokładnie. To był 5 marca. Pierwsze nasze wydanie. Wielkie emocje. Potem już były programy bez gości w studiu. Wszyscy znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości, wystraszeni, bo przecież nikt nie wiedział, co się wydarzy. Sebastian nie miał koncertów, przedszkola dzieci były pozamykane. Uciekliśmy do Kościeliska i wtedy kursowałam między Warszawą a Podhalem, żeby poprowadzić cztery dni programu z rzędu. To było wyzwanie.
[...]
Jak więc łączycie te dwa światy?
Jak dzieci były jeszcze malutkie, staraliśmy się we wszystkie wolne dni od pracy jeździć do Kościeliska. Teraz to nie jest możliwe, bo Tosia z Jędrusiem chodzą do przedszkola i mają stałe zajęcia, ja mam program i prowadzę jeszcze firmę z suplementami premium, Sebastian koncertuje i pracuje nad nową płytą. To wszystko wymaga doskonałej logistyki i synchronizacji kalendarzy. Jak się uda to wszystko pogodzić, jedziemy na Podhale razem. Czasem Sebastian jeździ sam albo z dziećmi. Teraz on zabierze Jędrka, a ja zostanę z Tosią, żebyśmy mogły pobyć tylko we dwie. Poświęcę czas tylko jednemu dziecku, co czasem jest konieczne. Na ten moment taka sytuacja jest komfortowa i stwarza dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Ale za jakiś czas może mi się zmienić. Może rzucę show-biznes i wyjedziemy do Nowej Zelandii, która mi się marzy, i zaczniemy wieść zupełnie inne życie? Nauczyłam się brać to, co los mi daje. Na przykład nie spodziewałam się, że będę prowadziła „Dzień dobry TVN”, nie zakładałam, że urodzę jedno dziecko po drugim. Dlatego na nic się nie fiksuję, nie robię konkretnych planów. Czekam na te zaskoczenia, które ma dla mnie życie.
Jaką jesteście rodziną?
Spontaniczną. Potrafimy jednego dnia pomyśleć, że fajnie by było gdzieś polecieć, a drugiego dnia już siedzimy w samolocie. To mi daje poczucie wolności, o którym już mówiłam. Jak widzisz, dzieci mi jej nie odebrały. One są towarzyszami w tej podróży przez życie. Jesteśmy też trochę jak włoska rodzina. Są i krzyki, i spokój. Umiemy się jednak godzić, a przede wszystkim umiemy ze sobą rozmawiać.
I mówić sobie „kocham”?
Zdarza się, ale jak wiesz, Sebastian jest małomówny (śmiech). Jesteśmy na takim etapie życia, że nie potrzebujemy deklaracji. Czyny mają znaczenie i wspólna codzienność, a nie miliony haseł. Dzieciaki zaraz wyjdą z domu i co wtedy? Trzeba się tak po prostu lubić i organizować wspólne życie, żeby, jak już Tosia i Jędrek pójdą, mieć coś razem do roboty. W tym momencie wiele par się rozpada, bo przez lata łączyły ich tylko dzieci, więc fajnie, jak parę łączy wspólna pasja. Na przykład mogą to być wypady na rower, narty, wspólne bieganie czy oglądanie ulubionych seriali. Ważne, żeby to był czas tylko dla siebie, bez dzieci. Gdy jesteśmy w górach, łączymy przyjemne z pożytecznym i chodzimy na skitoury. Za to w Warszawie, gdy nie idę do pracy, zawsze po odprowadzeniu dzieci do przedszkola siadamy przy stole, jemy śniadanie i omawiamy ważne rzeczy. To jest ten cenny czas.
Chodzicie na randki?
Kiedy? (śmiech). Ja stroję się do pracy, on na scenę. Najlepszy czas jest w domu, w wygodnych ciuchach, gdzie nic nikomu nie musimy udowadniać. Najlepsza randka? Zasnęłam na kanapie, oglądając dokument o papieżu. Pamiętasz takie zdanie z „Kubusia Puchatka”: „Wiesz, Prosiaczku, dom jest wszędzie tam, gdzie nie musisz wciągać brzucha”? W domu możemy być zmęczeni i słabi. I lubię to. Doszłam do momentu, że już nie chcę być superbohaterką. Nauczyłam się przyjmować pomoc innych bez uszczerbku dla mojej dumy. Dzięki temu daję szansę komuś innemu na bycie superbohaterem. W sumie niedawno odkryłam, że fajnie jest, kiedy możesz i potrafisz wesprzeć się na ramieniu bliskiej osoby. Jak każdy mam momenty, że już mi się czegoś nie chce, nie mam na coś siły. I pozwalam sobie na to.
Sprawdź też: Paulina Krupińska na zdjęciu po pierwszym porodzie: "Takie zdjęcie pokazuje jak ten czas szybko leci"
Przy okazji kolejnych urodzin Pauliny Krupińskiej życzymy jej samych pięknych dni u boku tych, których kocha najbardziej.