W młodości zadawał się ze złodziejami, dziś kręci o nich filmy. Patryk Vega kończy 40 lat
1 z 5
Patryk Vega kończy 40 lat!
Nie budują nas sukcesy, tylko porażki. Bardzo cieszę się i doceniam, że mogłem zaznać w życiu lat długów i ubóstwa. Dzięki temu nigdy już nie odbije mi „sodówa”. Miałem silną determinację, żeby osiągnąć sukces, zrobić film. Dlatego się udało - mówił VIVIE!
Zobacz też: Patryk Vega o sukcesie „Pitbulla’’: To, co się stało, przeszło najśmielsze oczekiwania
Twórca kultowego „Pitbulla” nie zwalnia tempa. Patryk Vega po „Nowych porządkach” nakręcił niemal od razu „Niebezpieczne kobiety”. Te okazały się kasowym sukcesem: Tylko w pierwszy weekend film obejrzało ponad 800 tysięcy osób. To absolutny rekord, jeśli chodzi o polską kinematografię. Trzecia część filmowej trylogii – to nie tylko doskonałe kino sensacyjne, pełne charakterystycznego dla serii humoru, ale również wielkie emocje i uczucia, wyraziści bohaterowie. Nie skończył żadnej szkoły filmowej. Doświadczenie zbierał na planie. Miał 18 lat, gdy napisał scenariusz o pojedynku seryjnego mordercy z zawodowym zabójcą. Na debiut czekał 8 lat. W wieku 26 lat stwierdził, że daje sobie jeszcze rok. Jeśli nie uda mu się w tym czasie nakręcić filmu, zmienia zawód. Udało się. W tym czasie pracowal dla fundacji Polsat.
Zobacz też: Mocniejsze niż w „Psach”. Tych 8 cytatów z nowego „Pitbulla’’ może wejść na stałe do popkultury
Jaki reżyser jest prywatnie? W kwietniu 2015 r. uchylił rąbka tajemnicy w wywiadzie dla "Vivy!". Romanowi Praszyńskiemu wyznał, że w młodości bił się i zadawał ze złodziejami, a później przeszedł radykalną przemianę - przestał pić, jeść mięso i wrócił do Boga.
Polecamy też: „Historia była autoryzowana przez gangsterów, którzy mi to opowiedzieli”. Patryk Vega o „Pitbullu”
Polecamy też: Kobiety niebezpieczne: Cielecka, Ostaszewska, Kulig. Zobacz zwiastun Pitbulla w wersji bez cenzury!
2 z 5
– Jak Pan się tam znalazł?
Kręciłem dokument z policjantami z Radomia. Sprawa haraczy. Mężczyzna dzwonił do drobnych przedsiębiorców, straszył, że spali dom, zgwałci córkę, jeżeli nie zapłacą. Jeździłem z policjantami, którzy pilnowali aparatów telefonicznych. Akurat dzwonił z przychodni, do której weszliśmy skorzystać z toalety. Miał broń, zaczął uciekać. Policjanci gonili go, strzelając w powietrze. Ja za nimi z kamerą. Miałem 26 lat i nagle odkryłem w sobie kogoś, kogo istnienia nie podejrzewałem. Zabiłbym tego człowieka, gdybym go złapał. Wcześniej nie podejrzewałem się o tego typu emocje.
– Dalej kolekcjonuje Pan „pocztówki”?
Nie szukam już ryzyka. Nie stosuję używek, nie zażywam narkotyków. Od 30. roku życia dokonuje się we mnie transformacja. Dotyczy wszystkiego. Począwszy od zmiany domu, kobiety, przez przyjaciół, sferę zawodową, cielesną, duchową. Wróciłem do Kościoła katolickiego. Po 28 latach zdecydowałem się na spowiedź. Fantastycznie się z tym czuję.
– Przestanie Pan robić filmy o gangsterach, a zacznie o nawróconych grzesznikach?
Bardziej istotne jest pytanie, jaki jest cel robienia filmu. Patrząc na swoje życie, mam poczucie, że wszedłem do obozu wroga, poznałem go i dzięki temu dzisiaj potrafię piętnować zło w umiejętny sposób. A zło w czystej postaci należy piętnować i nie należy bać się o tym mówić. Film taki jak „Służby specjalne” się z tym nie kłóci.
– Pan się fascynuje złem w swoich filmach?
Zło jest bardziej kręcące dla ludzi. Ale dobro jest dla mnie dużo bardziej tajemnicze. W „Służbach…”, czyniąc z oprawców głównych bohaterów, wyłączam w głowie widza autoalarm. Może tych bohaterów polubić, nawet się wzruszyć. Ale koniec końców przychodzi refleksja. Cieszy mnie, że wątek religijny także został bardzo dobrze odebrany. Mam setki maili od księży z całego kraju. Zapraszają mnie do kościołów, żebym dał świadectwo swojej przemiany.
– Wcześniej żył Pan ekstremalnie. Skąd ta skłonność?
Wychowała mnie matka. Nie mając męskiego wzorca, za wszelką cenę chciałem udowodnić otoczeniu, że jestem stuprocentowym facetem. Przykrywałem własną wrażliwość od najmłodszych lat, robiąc dużo bardziej brutalne i agresywne rzeczy niż moi rówieśnicy. Od podstawówki biłem się ze wszystkimi. Miałem konflikty z prawem, dostałem wyrok za kradzież z włamaniem. Mogłem skończyć w więzieniu.
– Pociągał Pana przestępczy świat?
Tak, ale nie pasowałem do tego świata. Przestępcy wyczuwali, że jestem innym gatunkiem zwierzęcia. Zło mnie uwiodło. Zło jest proste. Szybkie. Młodzi filmowcy myślą, że jak zrobią filmy, w których epatują przemocą i krwią, to będą wyraziści, zaznaczą swój charakter pisma. Ewolucja, która się we mnie dokonała, sprowadza się do tego, że bardziej od krwi interesuje mnie natura ludzka.
– Odcina się Pan od swojego kultowego już „Pitbulla”?
W żadnym wypadku. To film o ostatnich romantykach. Moi bohaterowie – policjanci z początku XXI wieku – zarabiali 1580 zł miesięcznie. Mieli szefa, który był ignorantem, zakaz jeżdżenia samochodami powyżej limitu, bo nie było na benzynę. Dane z komputerów przepisywali ręcznie, bo nie było drukarki. Poświęcali rodzinę i zdrowie dla pracy. Niezwykłe dla mnie było to, jakią siłę charakteru trzeba mieć, by w takiej sytuacji się nie złamać i nie przejść na drugą stronę barykady. To czysty romantyzm. O tym opowiada „Pitbull”.
– O rycerzach walczących ze złem?
Dlatego ludzie kochają ten film przez dziesiątki powtórek. Dlatego stał się kultowy. Bohaterowie mają ideały, chcą walczyć. W maju wydam książkę „Złe psy. W imię zasad”. Napisałem ją po samobójstwie Sławka Opali, który był pierwowzorem głównej postaci „Pitbulla”. Jego śmierć uświadomiła mi, że byłoby źle, gdyby historia o tamtych czasach i policjantach poszła w kompletne zapomnienie.
– Pan chciał być policjantem?
Kiedy jeździłem z nimi jako dokumentalista, kręciło mnie to. W wieku 14 lat obejrzałem „Milczenie owiec”. Przeżyłem orgazm filmowy, zaczęła się moja pasja do kina. Bardzo chciałem pracować z seryjnymi mordercami i psychopatami. Dlatego zdawałem na resocjalizację, żeby pracować z przestępcami. Ale spóźniłem się na egzamin.
- Co Pan robi?
Muszę teraz powisieć głową w dół przez 10 minut. Miałem dwa wypadki samochodowe – jeden z dachowaniem, drugi zderzenie czołowe. Rozciągam kręgosłup. Niemcy wymyślili do tego genialne urządzenie. Transformuję też całe ciało. Sześć razy w tygodniu chodzę na siłownię.
Polecamy też: „Historia była autoryzowana przez gangsterów, którzy mi to opowiedzieli”. Patryk Vega o „Pitbullu”
Polecamy też: Kobiety niebezpieczne: Cielecka, Ostaszewska, Kulig. Zobacz zwiastun Pitbulla w wersji bez cenzury!
3 z 5
– Z powodu kręgosłupa?
Nie, Dostojewskiego, który przekonał mnie, by traktować swoje ciało jak dzieło sztuki. Od czterech miesięcy jestem na diecie wegetariańskiej bez mięsa i ryb. Ćwiczę z trenerem po półtorej godziny dziennie. Tyle co profesjonalni sportowcy. Jeżeli za coś się zabieram, robię to na 500 procent.
– Będzie lans na plaży?
Spełniam swoje marzenia. Pragnienie, by dobrze wyglądać, narodziło się we mnie już w dzieciństwie, po obejrzeniu „Rambo”. Przez całe życie nie dbałem o ciało. Imprezowałem, uwielbiałem się objadać. Jedzenie było jedyną rzeczą, której nie potrafiłem sobie obrzydzić. O ile mogłem odstawić papierosy i alkohol, bo potrafiłem skojarzyć je z czymś negatywnym, z jedzeniem było to niewykonalne. W końcu odkryłem, że jestem w stanie poświęcić jedzenie dla miłości do własnego ciała. Na diecie czuję się tak dobrze, jakbym znowu był dwudziestoparoletnim gościem.
– Paradoks, bohaterzy Pana filmów piją, wciągają, a Pan okaz zdrowia?
Piętnaście lat temu bardziej ich przypominałem. Gdy miałem kilkanaście lat, wymyśliłem, że chcę kolekcjonować „pocztówki”, czyli ekstremalnie silne emocjonalnie wydarzenia. Niedostępne dla zwykłych ludzi. Dlatego kiedy przeżyłem strzelaninę na ulicy, nie myślałem o niebezpieczeństwie, tylko byłem podekscytowany, patrząc na siebie z boku. Oto doświadczyłem kompletnie niezwykłej sytuacji!
– Jest Pan samoukiem?
Nie mam żadnej szkoły filmowej. Doświadczenie zdobywałem na planie. Od pucybuta. Byłem mikrofoniarzem w „Klanie”, wyrzucili mnie, gdy spuściłem mikrofon na głowę aktorki. Próbowałem być realizatorem dźwięku. Dzięki temu dziś dobrze rozumiem problemy mojej ekipy.
– A jak zaczął Pan robić swoje filmy?
Miałem 18 lat, gdy napisałem scenariusz o pojedynku seryjnego mordercy z zawodowym zabójcą. Wymyśliłem, że główną rolę zagra Małgorzata Foremniak. Byłem w niej zakochany po „Radiu Romans”. Traf chciał, że moja mama spotkała ją na spacerze w parku i powiedziała, że syn napisał scenariusz: „Niech się pani nie zdziwi, jak za parę lat przyjdzie do pani z propozycją zagrania głównej roli”. Na to Foremniak: „Niech przyjedzie do mnie do teatru”. Ubrałem się w marynarkę, wziąłem różę i pojechałem ze scenariuszem. A ona dała go do przeczytania Waldemarowi Dzikiemu, który nie był jeszcze jej mężem. Był zaszokowany dialogami i chciał się spotkać. Spytał, co bym chciał zrobić ze scenariuszem. Powiedziałem: „Zrobię film. Niech pan da mi milion dolarów, a ja zdobędę Oscara”. Pokiwał głową i zatrudnił mnie jako sekretarkę. Parzyłem kawę w biurze, on robił serial „Pierwszy milion”. Zapytałem, czy mógłbym popisać po pracy na próbę scenariusz jednego odcinka. Zgodził się. Pisząc po nocach, wykosiłem cały zespół scenarzystów, Dziki wyrzucił ich. Sam napisałem wszystko.
– I zarobił Pan pierwszy milion?
Daleko do miliona. Ale były to pierwsze większe pieniądze po ośmiu latach biedy. Mieszkałem z dziewczyną. Jak mieliśmy na ser żółty lub butelkę coli, to było święto.
To też romantyczne?
Nie budują nas sukcesy, tylko porażki. Bardzo cieszę się i doceniam, że mogłem zaznać w życiu lat długów i ubóstwa. Dzięki temu nigdy już nie odbije mi „sodówa”. Miałem silną determinację, żeby osiągnąć sukces, zrobić film. Dlatego się udało. Moja mama mówiła, że szczęście w życiu to spotkanie się czegoś dobrze pomyślanego z pomyślnym zbiegiem okoliczności. Dużo rzeczy zależy od farta. Na pewno wiele zawdzięczam ludziom, których spotkałem. Po napisaniu „Pierwszego miliona” pojechałem do komendy policji zdokumentować drobną rzecz do scenariusza o seryjnym zabójcy i płatnym mordercy. Jak wszedłem do wydziału zabójstw, zobaczyłem na ścianie napis: „I zobaczywszy pracę naszą, Pan Bóg był zadowolony, a zapytawszy o zarobki nasze, usiadł i zapłakał” i akwarium ze skarbonką na utrzymanie rybek. Policjanci wskazali na te rybki i powiedzieli, że teraz mają już dla kogo żyć. To był moment, w którym stwierdziłem, że wyrzucam scenariusz, z którym przyszedłem, i chcę zrobić film o tych facetach. Bo byli niezwykli, kompletnie nieprzystający do stereotypu policjanta. Tak narodził się pomysł na „Pitbulla”.
Polecamy też: „Historia była autoryzowana przez gangsterów, którzy mi to opowiedzieli”. Patryk Vega o „Pitbullu”
Polecamy też: Kobiety niebezpieczne: Cielecka, Ostaszewska, Kulig. Zobacz zwiastun Pitbulla w wersji bez cenzury!
4 z 5
– Ile lat czekał Pan na debiut?
Osiem lat. Miałem 26 lat, gdy stwierdziłem, że daję sobie jeszcze rok czasu. Jeżeli w tym czasie nie nakręcę „Pitbulla”, zmieniam zawód. Nie chciałem być sfrustrowanym człowiekiem, który całe życie będzie miał poczucie, że jest genialny, tylko nikt poza nim tego nie wie.
– I udało się.
Dokładnie w ciągu roku. Czekając na debiut, pracowałem też dla fundacji Polsat. Jeździłem po Polsce, dokumentując patologię dotyczącą dzieci. Przekonałem się, że reszta kraju nie wygląda jak Warszawa. Widziałem miejsca, gdzie w XXI wieku rodzina z 14 dziećmi żyła na klepisku. Gdzie ojciec gwałcił córkę, która miała nowotwór wielkości jabłka. Gdzie nikt nawet do internisty z tą dziewczynką nie poszedł. To było niezwykle silnie doświadczenie, wspominam je do dziś. Tym bardziej że przygotowuję się teraz do filmu o handlu dziećmi. Spotykam się z pedofilami. Spotykam się z rodzicami, którym porwano dzieci. To bardzo dotykające, sam mam dziecko. Gdy wracam samochodem, ryczę całą drogę.
– Dlaczego wziął się Pan za tak traumatyczny temat?
Bo to globalny problem dotykający każdego. Choć nie każdy o tym wie. W dzisiejszym świecie 300 milionów ludzi jest niewolnikami. Co roku sprzedaje się milion dwieście tysięcy dzieci. Handel ludźmi jest najszybciej rozwijającą się gałęzią przestępczości. Ktoś o tym powinien mówić.
– W Polsce też?
Oczywiście. Stąd są porywane dzieci. Przez nasz kraj idzie tranzyt. W Polsce wykorzystuje się dzieci, powstaje u nas coraz więcej wytwórni pornografii dziecięcej. To gigantyczny problem, z którego nie zdajemy sobie sprawy. I mam poczucie, jakkolwiek tandetnie to zabrzmi, że w przypadku tego filmu nie interesuje mnie blichtr czy sukces. Mam poczucie, że jestem w stanie zrobić coś wartościowego dla ludzkości. Nie jako reżyser, tylko jako człowiek.
– Jaka jest cena obcowania z cierpieniem, zbrodnią?
Bez cierpienia nie rozumie się szczęścia. Ale cena obcowania z nim jest bardzo duża. Mój film będzie opowiadał o tym, że gdy patrzymy w otchłań, ona spogląda także w nas. To, czego doświadczamy, czemu się przyglądamy, nie jest dla nas obojętne. W firmie Google zatrudniono ludzi do tego, żeby blokowali strony z pedofilią, zabójstwami, okropieństwami. Ci ludzie po roku pracy lądowali u psychiatry.
– Pan już był?
Nie, ale przez wiele lat miałem depresję. Zapijałem ją alkoholem. Tak naprawdę dopiero od kilku lat na skutek diety, stylu życia i rodziny udało mi się z tego wyjść. Przez całe lata byłem bardzo smutnym człowiekiem. Niezadowolonym ze wszystkiego. Nie umiałem się cieszyć. Jakikolwiek sukces osiągnąłem, mówiłem: „To nie ma znaczenia, muszę starać się dalej”. Żyłem przyszłością, wciąż snułem plany, przez co życie przeciekało mi między palcami. Musiałem nauczyć się żyć w teraźniejszości. Wyrwać z gonitwy wiecznego niespełnienia.
– Żona pomogła?
Poznałem Katarzynę osiem lat temu i przy niej dokonały się największe zmiany. Niezwykle jest to, że ona nigdy na te zmiany nie naciskała. Może właśnie to, że pokochała mnie takim, jakim byłem, spowodowało, że pod wpływem miłości się roztopiłem. Bo tylko miłość może zgładzić demona.
Polecamy też: „Historia była autoryzowana przez gangsterów, którzy mi to opowiedzieli”. Patryk Vega o „Pitbullu”
Polecamy też: Kobiety niebezpieczne: Cielecka, Ostaszewska, Kulig. Zobacz zwiastun Pitbulla w wersji bez cenzury!
5 z 5
– Powiedział Pan, że rodzina równoważy mężczyznę?
Daje nowy kręgosłup, zmienia hierarchię wartości. Dopiero teraz staję się fajnym ojcem. Wcześniej traktowałem dziecko w kategorii obowiązku, spraw do załatwienia. Nie potrafiłem się tym cieszyć, zabawy wydawały mi się monotonne. Teraz buduję relację z córką i mam z tego frajdę. Zabieram ją na konie, mamy wspólne rytuały. Uwielbiam ją obserwować. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę chronić ją przed złem świata. Stworzyłem jej takie warunki, że nie zdaje sobie sprawy, że świat może być także zły. Chciałbym, żeby trwała w tym wrażeniu jak najdłużej.
– Czyli Pana filmów nigdy nie obejrzy?
Być może, jak dorośnie.
– Jak Pan łączy dwa światy? Ukrywa przed dzieckiem swoją pracę? Nie rozmawia o tym z żoną?
W domu z żoną nie rozmawiam na tematy zawodowe. Jestem wdzięczny, że ona wymaga ode mnie, żebym od 17.00 był ojcem. Wracam do domu i poświęcam córce sto procent uwagi. Latami byłem wkręcony w pracoholizm. Wigilia była dla mnie stratą czasu. W sylwestra pisałem scenariusz i nobilitowałem się wobec ludzi, którzy puszczali petardy za oknem. Katarzyna nauczyła mnie, że na wakacjach nie otwieram maila. I nie włączam telefonu. Nauczyłem się luzować.
– Nie brakuje Panu, że nie może Pan z nią porozmawiać o swoich pomysłach, planach?
Ależ rozmawiam. Katarzyna jest szefem produkcji filmów, które robię. Dodatkowo jest niezwykle biegła w kwestiach finansowych i księgowych, więc wszystkie te straszne rzeczy zdejmuje mi z głowy.
– Na początku rozmowy wspomniał Pan o zderzeniu czołowym. Jechał Pan wtedy z rodziną?
Jechałem z żoną i córką na Wigilię do Radomia. Pod lasem wpadłem w poślizg i uderzyłem w samochód jadący z naprzeciwka. Mój terenowy mercedes pękł na pół. Nikt nie miał szans wyjść z tego cało. Pamiętam, że z tego drugiego samochodu wybiegł mężczyzna, wrzeszcząc: „Zabiłeś mi ojca!”. Pomyślałem sobie: Kurczę, miałem jechać na Wigilię jeść pierogi, a pójdę do więzienia. Moje życie właśnie się skończyło. Ale okazało się, że oprócz drobnych obrażeń nikomu nic się nie stało. To są takie momenty, w których człowiek uświadamia sobie, że jest coś więcej.
– Bóg?
Miałem ogromną potrzebę zapewnienia mojej rodzinie w życiu bezpieczeństwa. Wydawało mi się, że jeśli kiedyś zgromadzę określone środki na koncie, będę się czuł bezpiecznie. W tamtej sekundzie zrozumiałem, że to niemożliwe. Bo zawsze mogę wszystko stracić w jednej chwili. Dziś nie czuję strachu o to, co ma się wydarzyć. Zawierzyłem Panu Bogu. Skoro wyciągnął nas z takiej sytuacji, to nie mam się czego bać. Bo nawet jeśli dojdzie do wypadku, w którym umrę, to widocznie taki jest plan.
Polecamy też: Nie widziałeś jeszcze Pitbulla? Po tej zajawce szybko nabierzesz ochoty. Bardzo mocna scena!
Polecamy też: Jej rola w „Pitbullu” to sukces. Dlaczego Alicja Bachleda-Curuś wybierała dotąd kino niezależne?