Omenaa Mensah wybudowała szkołę w Ghanie! Nam zdradza, jak tego dokonała
„To dzieciaki niechciane, często sprzedawane do pracy, które wychowują się na ulicy”, mówi
Jej upór i konsekwencja w końcu przyniosły pożądane rezultaty. Omenaa Mensah i jej fundacja zdołali wybudować szkołę dla dzieci w Ghanie. Zbiórka niezbędnych funduszy trwała kilka lat, podobnie jak finalizowanie inwestycji w Afryce. Jak przebiegał cały proces? O tym gwiazda TVN opowiedziała Krystynie Pytlakowskiej.
Krystyna Pytlakowska: zrobiłaś to! Zbudowałaś swoją wymarzoną szkołę w Ghanie. Gratulacje!
Omenaa Mensah: W końcu się udało, po kilku latach ciężkiej pracy i problemach. Budowanie w Afryce przypomina trochę stawianie drapaczy chmur w Warszawie. Trudne jest organizowanie budowy, przedstawianie swojej wizji, swoich standardów. Trzeba przekonać do tego wielu ludzi.
Ale dałaś radę. Ta szkoła to był Twój pomysł?
Mój od początku do końca. W moim domu edukacja była zawsze najwyższą wartością. Mój ojciec mawiał, żeby nie dawać dzieciom byle czego, tylko zważać na ich problemy. A ja postanowiłam, że to będzie właśnie szkoła. Najpierw stworzyłam tam ośrodek edukacyjny z nauką pisania, czytania i liczenia, a teraz mam ambitny plan, żeby wysłać do Ghany panią nauczycielkę i menadżera w jednej osobie, która będzie odkrywała w tamtejszych dzieciakach talenty. Ruszy też ogólnopolski program wysyłania studentów wyższych uczelni na kilkumiesięczne staże, żeby mogli w tamtejszych dzieciach rozwijać konkretne umiejętności i rozbudzać w nich zainteresowania, na przykład biologią, przyrodą, matematyką, fizyką, lub rozwijać talenty artystyczne.
Chciałabyś, żeby dzieci kończące tę szkołę dalej się kształciły?
Oczywiście. Chcę je sprowadzać na studia do Polski i tu je dalej kształcić. I mam nadzieję, że to się uda, bo wtedy dzieci z naszego ośrodka w Ghanie dostaną szansę zobaczenia innego świata i rozbudzenia w sobie ambicji. To dzieciaki niechciane, często sprzedawane do pracy, które wychowują się na ulicy, albo pracują za grosze i po prostu nie wiedzą, jak mogą wyprostować swoje życie.
Czytaj także: Omenaa Mensah i Rafał Brzoska świętują drugą rocznicę ślubu. To była niezwykła uroczystość
Szkoła w Ghanie wybudowana przez Omenaa Foundation
Gdzie Twoja szkoła się mieści?
Pod Akrą, czyli pod stolicą Ghany.
Przypuszczałaś, że to będzie aż takie trudne?
Tak, ale ja zawsze podchodzę do wszystkich spraw zawodowych i biznesowych z optymizmem, wierząc, że się uda, że to jest właśnie to, co chciałabym zrobić.
Nie zważasz na przeszkody?
Na szczęście nie. I może dlatego udaje mi się rozwijać moje biznesowe pomysły i je realizować. Gdybym myślała, ile to mnie będzie kosztowało czasu i zaangażowania, być może miałabym wątpliwości, czy warto to robić, a może lepiej zrezygnować. Na szczęście nie miałam aż takiej wyobraźni, że to będzie niełatwe i nie musiałam pokonywać swoich lęków.
A co było najtrudniejsze?
W początkowej fazie przekonanie Polaków, że wsparcie jest słuszną ideą, że pomoc dzieciom ulicy stwarza przed nami bardzo ważny cel. Najpierw trzeba było wytłumaczyć, co to jest problem niewolnictwa wśród dzieci w Afryce, i że warto inwestować w nowe pokolenia, pomagając im w edukacji. Czyli robiąc to, co my w Europie mamy za darmo. W Afryce, gdy ktoś nie ma środków finansowych, po prostu nie może chodzić do szkoły i się kształcić.
Zaczęłaś więc od zbierania pieniędzy u nas w Polsce. Jak to robiłaś?
Organizowałam szereg akcji, od rozprowadzania kalendarzy charytatywnych, po sprzedaż kolekcji koszul z wizerunkami różnych osobowości i zaprojektowanymi przez nasze modowe sławy, jak Maciej Zień czy Lidka Kalita. A w kalendarzu widniały portrety Weroniki Książkiewicz, Justyny Steczkowskiej, Kasi Bujakiewicz.
Wyprodukowałam też sztukę teatralną o tolerancji. Organizowałam różne eventy, angażując w to także moje prywatne środki. Współpracowałam z Rossmannem, Wedlem i innymi naszymi darczyńcami, a teraz szykujemy się do dużej akcji, dzięki której będziemy mogli ufundować stypendia dla dzieciaków z polskich domów dziecka i podopiecznych z Afryki, i to naprawdę dla wielu.
Czytaj także: Omenaa Mensah przeszła bardzo ciężką operację: „W Polsce się jej nie podjęto”
Wnętrza szkoły wybudowanej przez Omenaa Foundation w Ghanie
Udało Ci się. Zebrałaś podobno prawie półtora miliona złotych na budowę tej szkoły. Ale kto tak naprawdę ją budował?
Chłopaki z Ghany. Jeden z nich, który też był kiedyś dzieckiem ulicy, otworzył właśnie firmę budowlaną, wkładając pieniądze, które zarobił przy budowie szkoły. Współpracowałam też z braćmi salezjanami, którym często narzucałam swoje zdanie.
Jak ta szkoła wygląda?
Jest supernowoczesna i bardzo dobrze wyposażona, jak na standardy afrykańskie. Ma najlepsze pomoce naukowe, mikroskopy, komputery, bibliotekę, która mieści się na piętrze. Teraz będę wyposażać salę komputerową, chcę też zrobić studio nagrań. Planuję ponadto wybudowanie placu zabaw, bo szkoła to przecież nie tylko nauka, ale też aktywność fizyczna i zabawa.
A jak się Wasz ośrodek nazywa?
Na terenie ośrodka Child Protect Center jest nasza szkoła, która nazywa się KIDS HAVEN SCHOOL. Są w niej 4-latki, które siedziały na ulicach, dzieci, które mają pięć lat, dziesięć, i starsze, które pracowały jako rybacy, odczepiający sieci na jeziorze. Gdy trafiają do nas, okazuje się, że poziomem wiedzy 12-latki niewiele różnią się od 6-latków. I ta szkoła właśnie ma wyrównać te różnice, rozbudzić zainteresowania kierunkowe i uświadomić tym dzieciakom, że mogą potem pójść na studia, że tak naprawdę mogą wszystko, a jedynym ograniczeniem jest ich wyobraźnia.
Ogromną pracę w tej szkole muszą wykonywać psychologowie, terapueci, a nie tylko nauczyciele. Dlatego organizuję teraz ogólnopolski program dla studentów wyższych uczelni, którzy będą brać udział w Ghanie w kilkumiesięcznych stażach. Chcę, żeby te dzieci kształciła kadra z Europy. One są bardzo zdolne i już teraz sporo z nich chce zostać lekarzami, a jedno marzy o tym, żeby być pilotem. Dawniej do głowy by im to nie przyszło. Ale w ośrodku przebywają w bardzo specyficznych warunkach, a ja jestem w stanie udowodnić całemu światu, że można wyjść z najgorszej biedy, z najgorszego koszmaru i być szczęśliwym, spełnionym człowiekiem.
Czytaj także: Córka Omeny Mensah: „Na początku się bałam Afrykanów”. Omenaa i Vanessa rozmawiają o swoich korzeniach
Wnętrza szkoły wybudowanej przez Omenaa Foundation w Ghanie
Miałaś jednak chyba chwile zwątpienia?
Owszem, ale tylko wtedy, gdy bałam się, że na koncie mojej fundacji może zabraknąć środków.
I wtedy organizowałaś następny event.
No tak, bo dla mnie każdy problem to wyzwanie. W mojej firmie dziewczyny mają przechlapane, bo nie mogą powiedzieć, że czegoś się nie uda zrobić, albo że trzeba odstąpić od takiego pomysłu. Mamy myśleć do przodu, a nie do tyłu.
Dla swojej fundacji i dla budowy szkoły zrezygnowałaś z pracy w TVN?
Nie, ale mam dużo mniej dyżurów, a w międzyczasie rozwinęłam firmę producencką OMI PRODUCTIONS, która zajmuje się produkcją programów związanych z budownictwem i designem, a także założyłam kilka spółek portfelowych.
Jak sobie poradziłaś ze swoją rodziną, wyjazdami, budowaniem i opieką nad synem, i mężem oczywiście?
Ależ mąż mi towarzyszy, przecież to dzięki mojej fundacji i dzięki projektowi budowy szkoły go poznałam. Tym bardziej jest to dla nas świetny związek. A Rafał bardzo się cieszy, gdy osiągamy sukces.
Jesteś chyba z siebie bardzo dumna.
Dumna też, ale przede wszystkim szczęśliwa, że cały plan się powiódł.
Było już uroczyste otwarcie?
Tak, odbyło się wielkie, oficjalne otwarcie w Ghanie, na którym towarzyszył mi mój mąż i córka Vanessa. Jestem dumna ze swoich korzeni, dlatego w tracie tej uroczystości wystąpiłam w tradycyjnym stroju Ashanti, rodu, z którego się wywodzę. To dzieci mnie tak przebrały. Dumna jestem z nich bardzo, bo specjalnie dla nas zaprezentowali piękny program artystyczny, w podziękowaniu za szkołę. Widać było, że są szczęśliwe z tego, że szkoła powstała i że będą mogły się w niej uczyć. Ich radość to miód na moje serce.
Czytaj także: Tak wygląda teraz Vanessa, córka Omeny Mensah. Ma już 18 lat!
Rozmawiała: KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
Omenaa Mensah z uczniami szkoły w Ghanie