Natasza Urbańska: „Nie chcę, żeby ktoś mnie wkładał w jakąś rzeczywistość. Moja muzyka jest niepokorna”
Artystka szczerze o nowej płycie, relacjach z córką i poszukiwaniu siebie
Natasza Urbańska zaskakuje i zachwyca nas swoją muzyka. Wkrótce na rynku pojawi się nowy album wokalistki. W sieci już możemy słuchać singli zapowiadających krążek, a z nich wyłania się zupełnie inny obraz artystki. Każdy z utworów jest prawdziwą perełką i muzyczną ucztą dla jej fanów. W rozmowie z vivą.pl, Natasza Urbańska opowiedziała o poszukiwaniu siebie, instynkcie, którego nie zamierza już zagłuszać i wyzwaniach. Mimo wielu zawodowych wyzwań i tak najważniejsza pozostaje dla niej rodzina. Czy córka pójdzie w jej ślady?
Natasza Urbańska o muzycznych wyzwaniach, pasji i relacjach z córką
Zanim zaczęłyśmy rozmawiać, wspominała Pani o tym, że jest w niedoczasie, a ja mam wrażenie, że wydłuża Pani dobę o kilka godzin!
Natasza Urbańska: To faktycznie intensywny czas promocji nowej płyty. Niedawno ukazał się w sieci czwarty singiel - „Instynkt”! Wywiady, nagrania, występy... Dzieje się i z tego cieszę się najbardziej. Dziś czuję się w niedoczasie, ponieważ moja córka wróciła z obozu artystycznego. Ponad setka utalentowanych dzieci i młodzieży występowała na scenie Teatru Studio Buffo. Zawsze się wzruszam, gdy widzę nasza Kalinę na teatralnej scenie. Dlatego emocje były o wiele większe! Niezmiennie od ponad 18 lat wyławiamy talenty w szkółce artystycznej Metro, żeby dawać szanse uzdolnionej młodzieży. Często ci młodzi artyści występują na naszej scenie. To dla nich ogromne emocji, również cudowny czas nawiązywania znajomości.
Czyli córka dalej kontynuuje tę pasję. Ale swój debiut ma już dawno za sobą.
Miała siedem lat, gdy pojawiła się w spektaklu „Polita”. Wcielała się w rolę małej Poli Negri i poradziła sobie fantastycznie! Nie spodziewaliśmy się, że tak profesjonalnie podejdzie do tego zadania. Zawsze przygotowana, zorganizowana… A była wtedy małą dziewczynką. Zdarzało się, że to ona mnie ponaglała, bo spektakl się zaczyna, a ja jeszcze nie wyszłam z garderoby (śmiech). Obserwowaliśmy ją z zachwytem i poruszeniem.
Zobacz też: Natasza Urbańska opowiedziała o współpracy z pasierbem. To z nim nakręciła teledysk „Instynkt”
Po prostu tą smykałkę i profesjonalizm ma we krwi.
Myślę, że gdy ta pasja do śpiewu, aktorstwa czy samego teatru zakiełkuje w sercu, to będzie komuś towarzyszyć przez całe życie. Kalina codziennie śpiewa. Zdarza się, że daje mi prywatne koncerty w samochodzie, kiedy jedziemy gdzieś razem i podśpiewujemy. Ukradkiem ściszam radio, bo to ogromna przyjemność dla mnie z jaką radością i swobodą śpiewa...
W Pani życiu również następuje cudowny moment. Słyszeliśmy już cztery single zapowiadające album. Praca nad płytą rozpoczęła się jeszcze przed pandemią, a premiera zbliża się wielkimi krokami.
Miałam cichą nadzieję, że wypuszczę album w październiku. I nagle okazało się, że wszystko zamknięto, wszystko się zatrzymało i stanęły też moje plany. Tak naprawdę przez lata szukałam odpowiednich ludzi, którzy będą tworzyć muzykę razem ze mną. Dzięki mojej menager rozpoczęłam prace nad albumem z Sampler Orchestra. Byłam gotowa na to muzyczne spotkanie. Moi producenci Paweł i Staszek popatrzyli na mnie jak na muzyka, a nie jak na Nataszę, która ma za sobą różnokolorową, wszechstronną przeszłość sceniczną, ale nie do końca bluesową. Jednak zdecydowaliśmy się pójść właśnie w tę stronę, a w połączeniu z nowoczesną elektroniką dodało świeżości moim kompozycjom. Poruszanie się w tych nowych przestrzeniach dodaje mi skrzydeł i poczucie spełnienia. Zanim dojrzałam do tworzenia własnej muzyki, wiele rzeczy musiało się najpierw wydarzyć. Praca w teatrze, moja pierwsza płyta, tysiące koncertów, gdzie uczyłam się poruszać w różnych stylach muzycznych. To wszystko mnie zbudowało, ale czuję potrzebę iść dalej, pokonywać swoje słabości. Rozwijam się jako artystka i tym samym poznaję sama siebie.
Podczas naszych rozmów często powraca ten temat – poszukiwania siebie. W tym procesie najważniejsza jest sama droga. O tym opowiada nowy singiel – „Instynkt”.
Dla mnie to właśnie droga jest najciekawsza, stale mnie zaskakuje. Ten singiel mówi o tym, żeby słuchać tego wewnętrznego „ja”. Miłość i tęsknota do sceny zostaną już w moim sercu na zawsze. Wierzę, że instynkt będzie mnie prowadził i nigdy mnie nie zawiedzie...
Co Pani podpowiada ten instynkt, szósty zmysł?
„Idź i realizuj marzenia”. Gna mnie do przodu. Do mojego instynktu cały czas się „dogrzebuję”. Nie płynę z głównym nurtem i to jest mój wybór, czasem płynę pod prąd. A może kiedyś wszyscy popłyną z razem ze mną? Prawda jest taka, że moja droga bywa grząska, nieprzewidywalna, czasami się zapadam, by po chwili podnieść. Najpiękniejsze, że mam szanse współpracować z cudownymi ludźmi. Rodzina i przyjaciele dają mi siłę i nie słucham już doradców, którzy wiedzą lepiej, jaką muzykę powinnam robić. Jestem niezależnym producentem, sama tworzę album, teledyski, podpisuję się pod tym sama. Nie chcę, żeby ktoś mnie wkładał w jakąś rzeczywistość. Moja muzyka jest niepokorna, niejednoznaczna. Dlatego postawiłam na bluesa, organiczne dźwięki, prawdziwe instrumenty. To daje szansę odkrywać wspaniałych często bardzo młodych muzyków. Podczas premiery Psich łez w programie Kuby Wojewódzkiego Maciej Maleńczuk zachwycił się talentem mojego gitarzysty - Dobrosława Jabłońskiego.
Pamiętam, że w jednym z wywiadów mówiła Pani, że nie chce być podobna do kogoś, zamykać się w jednym klimacie, tylko zależy Pani na stworzeniu własnego stylu. To się udało. Jest to wyjątkowe brzmienie, zaskakujące i intrygujące. Do tego ta zmiana wizerunku!
To ostry muzyczny zakręt moim życiu i zmiana fryzury faktycznie to dopełnia. Wszystko się ze sobą idealnie łączy. Wchodząc do studia wiedziałam, że potrzebuję zmiany i udało mi się odkryć nową siebie. Gdy tworzyliśmy piosenki miałam ciarki, wiedziałam, że to jest ten moment! Praca szła nam błyskawicznie, po każdej próbie mieliśmy gotowy materiał. Kiedy w marcu pandemia pokrzyżowała wszelkie plany artystyczne. Nie było łatwo pracować nad płytą w tym trudnym czasie. Człowiek był obciążony psychicznie ogromną niewiadomą. Pytania się mnożyły, słupki zachorowań rosły… A ja już wtedy miałam prawie zamkniętą płytę. Postanowiłam nie zwalniać tempa , wypuszczałam kolejne single co kilka miesięcy i chcąc powoli oswajać swojego słuchacza z nowym brzmieniem ciekawa odbioru poszczególnych utworów. Tym bardziej że to są moje kompozycje.
Czuć w tych piosenkach Pani opowieść.
Cieszę się, że to się udało. Niektórzy podkreślają, że są zaskoczeni brzmieniem. Teksty są odzwierciedleniem mojej wrażliwości, moich tęsknot uczuć. Po prostu dobrze czuję się w swojej skórze, w tej muzyce i… nie boję się ostrych zakrętów (śmiech).
Mieliśmy okazję wysłuchać Pani duetu z Panem Maciejem Maleńczukiem w utworze „Psie łzy”. To było prawdziwe zaskoczenie, połączenie różnych dusz, wrażliwości.
To niepokorny i bardzo bluesowy artysta. Byłam bardzo mile zaskoczona, że przyjął zaproszenie i z pasją zaangażował się w tworzenie utworu. Do tego stopnia , że zmienił mi wszystko w piosence – muzykę, tekst (śmiech). Nie spodziewałam się, że aż tak wspólnie będziemy brzmieć. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna. Złapaliśmy świetny kontakt, niesamowite flow!
Czy szykują się kolejne duety?
Mogę jedynie zdradzić, że na pewno jeszcze zaskoczę! (śmiech)
To teraz najważniejsze pytanie! Płyta będzie miała swoją premierę na jesieni?
Sytuacja jest dynamiczna. Tym bardziej, że produkuje płytę niezależnie. Sprawy finansowe i logistyczne spoczywają na nas, na mojej i mojej menadżerki głowie. W tym momencie wydajemy kolejne single i pracujemy nad teledyskami.
Praca w teatrze, płyta, teledyski, wywiady… I nagle dowiaduję się, że przy tym tempie pracy relaksuje się Pani podczas prac ogrodowych! Nie wiedziałam, że uprawa roślin to też Pani kolejna pasja.
Rzeczywiście tak jest (śmiech) Odkryłam swoją pasję, gdy na świecie pojawiła się Kalina. Wychowywałam się w Warszawie, byłam przyzwyczajona do zupełnie innego życia. Kiedy byłam w ciąży zrozumiałam, że potrzebuje miejsca do resetu. To był taki moment dla mnie i mojego męża, że chcemy mieć przystań, do której będziemy uciekać. W Warszawie zawsze dzwonią telefony, a gdy przekraczamy próg naszego domu, skupiamy się tylko na rodzinnym życiu i jesteśmy nieosiągalni dla całego świata. Prowadzimy gospodarstwo, stale je rozbudowujemy. Posadziliśmy las, który rośnie razem z Kaliną. To nasza oaza, do której dobrze jest wracać. Tam też zaszyliśmy się na czas pandemii i blokady artystycznej. Udało nam się znaleźć w sobie dużo spokoju. Wyszłam z założenia, że to podarowano nam ten czas. Zwolniłam i… nie żałuję.
Sprawdź też: Natasza Urbańska opowiedziała o początkach związku z Januszem Józefowiczem