„Ja tej miłości nie szukałam. Zaskoczyła nas”. Monika Zamachowska w EKSKLUZYWNEJ sesji VIVY!
1 z 8
Dzisiaj przypada trzecia rocznica ślubu Moniki i Zbigniewa Zamachowskich, który odbył się w kameralnym gronie, w pałacu w Tłokini pod Kaliszem. Żeby do niego doszło, musieli wiele przejść. Wkrótce po nim panna młoda udzieliła VIVIE! niezwykle szczerego wywiadu. Jaka jest jej definicja miłości?
Monika Zamachowska: Być ze sobą. Marzę o tym, żebyśmy mogli być zawsze razem. On i ja 24 godziny na dobę. To chyba jest miłość.
– Na czym chcesz zbudować to małżeństwo?
Monika Zamachowska: Na miłości, na przyjaźni, na bliskości, również intelektualnej. Mój tato powiedział, że Zbyszek jest moim pierwszym prawdziwym partnerem intelektualnym. Czytamy te same książki, komentujemy te same artykuły w gazetach, rozumiemy się bez słów. Ale żeby była jasność, czasem się kłócimy. Ja jestem zołzą, a Zbyszek jest uparciuszkiem. Poza tym on się nie nadaje do roli „yes-mena”, czyli że ja coś planuję, załatwiam, a on mówi: „Aha, dobrze, kochanie, tak zrobimy”. O, nie! Zbyszek musi czuć, że bierze udział w każdej decyzji, nawet najdrobniejszej.
Polecamy: Monika Zamachowska: Już po ślubie!
W naszej galerii znajdziecie rozmowę z Moniką Zamachowską i wyjątkową sesję autorstwa Mateusza Stankiewicza. Zapraszamy!
2 z 8
Gdy Monika zaproponowała, że po ślubie przyjmie nazwisko męża…
Monika Zamachowska: Oniemiał, a po kilku sekundach zaczął się śmiać z niedowierzaniem: „Naprawdę?! Jezu… to byłoby fantastyczne!”. Chyba go zaskoczyłam. Nigdy wcześniej żadna kobieta nie używała jego nazwiska i myślę, że było mu z tego powodu przykro. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego. Rozczulił mnie, kiedy dodał uroczyście: „Byłbym zaszczycony i naprawdę szczęśliwy”. Od razu zaczął do mnie pieszczotliwie mówić: „Pani Zamachowska…Mmm… brzmi cudnie”.
– Czuję, że z „Moniką Richardson” pożegnałaś się bez żalu.
Monika Zamachowska: Używałam tego nazwiska przede wszystkim jako „pseudonimu artystycznego”. Nie noszą go moje dzieci, nie nosi Jamie, ich ojciec. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać ze Zbyszkiem o małżeństwie, pomyślałam: Może po 20 latach nadszedł czas, żeby oddać mojemu pierwszemu mężowi nazwisko, którego mi z grzeczności użyczył po rozwodzie? Oczywiście mieliśmy ze Zbyszkiem tysiąc wątpliwości. Co ludzie powiedzą? Jak zareagują? Liczyliśmy się z tym, że to będzie szok dla wszystkich – i bliskich, i nieznajomych – ale burza myśli nie trwała długo. Wierzę, że ta decyzja dobrze nam zrobi.
3 z 8
– Trzeci ślub, trzecie małżeństwo, trzecia miłość…
Monika Zamachowska: Ja tej miłości nie szukałam. Przyszła, jak każda wielka miłość, znienacka i zaskoczyła nas w naszej obopólnej, choć różnej małżeńskiej samotności. Od tamtej pory wylano na nas wiadra pomyj. Nie będę ci opowiadać, co przeżyliśmy, bo doskonale wiesz. Ale nikt nie wie, że bardzo długo żyliśmy w przekonaniu, że ten związek nie przetrwa. Zresztą Zbyszek nazwał to bardzo precyzyjnie: „My tego nie posklejamy”. Nie posklejamy naszego romansu, nie zbudujemy z niego czegoś trwałego. To jest „mission impossible”. Mamy szóstkę dzieci, mamy naszych – wtedy jeszcze – małżonków, jest za dużo elementów, które do siebie nie pasują. To się nie może udać. Paradoksalnie w podjęciu decyzji pomogła nam żona Zbyszka, gdy powiedziała mu: „Rozwodzę się z tobą, wyprowadź się”. Nigdy tego dnia nie zapomnę, czekałam na Zbyszka w kawiarni Kafka przy ulicy Oboźnej. Przyszedł i powiedział: „Żona się ze mną rozwodzi”.
Polecamy: Beata Ścibakówna: „Mężowi zawdzięczam przyspieszony kurs dojrzewania”. A co zawdzięcza córce?
4 z 8
Monika Zamachowska: Byliśmy oboje po długim okresie prób i błędów i mieliśmy dość tej szarpaniny. Byliśmy zmęczeni. Szukaliśmy spokoju i jakiejś elementarnej uczciwości wobec siebie, wobec najbliższych. Czekało nas sześć najcięższych miesięcy – od lipca, gdy Zbyszek zrozumiał, że musi się wyprowadzić, do grudnia, kiedy wprowadził się do mnie. To był gorączkowy czas zastanawiania się, przesuwania klocków na planszy naszego życia. Kiedy w końcu podjęliśmy decyzję, poczuliśmy oboje niewyobrażalną ulgę. Odetchnęliśmy. Uznaliśmy, że mamy szansę, jedną na milion, i uczepiliśmy się tego.
(…)
Nigdy potem nie spojrzeliśmy wstecz i nigdy nie usłyszałam od Zbyszka: „Monika, ja to przemyślałem i jednak nie dam rady. Nie udźwignę tego. Przepraszam cię, ale ja się wycofuję”. Ja również nie powiedziałam niczego takiego Zbyszkowi. Pamiętam pierwsze dni, kiedy zamieszkaliśmy razem. Czuliśmy taką dziecięcą radość, że można być tak blisko ze sobą bez poczucia winy, bez lęku, że zaraz się obudzimy i wszystko zniknie. Potem nie zawsze było tak łatwo.
Polecamy też: „Już drugi raz mi nie uciekniesz”. Dlaczego Magda Gessler i Waldemar Kozerawski wrócili do siebie po 23 latach?
5 z 8
– Zastanawiam się, co pomogło Ci przetrwać?
Monika Zamachowska: Jego miłość, nasza miłość. Zabrzmi to banalnie, ale kiedy Zbyszek miał kryzys, powtarzałam mu: „Nie martw się, mamy siebie, przetrwamy”. Kiedy ja płakałam, że dłużej tego nie wytrzymam, wystarczyło, że był obok mnie, utulił, nawet słowa były zbędne. Nie da się wszystkiego nazwać słowami, wytłumaczyć. Wiedziałam, że dla tej miłości jestem gotowa dużo zaryzykować. I bardzo dużo zaryzykowałam.
Polecamy: "Wiedziałam, że to jedyny, który mnie nie zawiedzie". Piękne zdjęcia ślubne Małgorzaty Kożuchowskiej
6 z 8
Monika Zamachowska: Razem zbudowaliśmy, nową rodzinę, patchworkową, niestereotypową, bardzo niekatolicką, niestety, ale dosyć trwałą – tak nam się wydaje – i wzniesioną na solidnych podstawach. Mieliśmy oboje potrzebę, żeby obwieścić światu, że jesteśmy razem nie dlatego, że jest nam dobrze w łóżku albo że teraz nie mamy już innego wyjścia, bośmy się rozwiedli i to wstyd, tylko dlatego, że chcemy razem iść przez życie, razem wychowywać moje dzieci, razem troszczyć się o dzieci Zbyszka i opiekować naszymi rodzicami, zadbać o tę resztkę kariery, która nam została, wzajemnie się wspierając.
7 z 8
Jaką jest żoną?
Monika Zamachowska: Pomimo mojego zasadniczego charakteru, jestem człowiekiem, który nie może być sam. Ja nie potrafię żyć sama, a szczególnie nie potrafię być bez mężczyzny. Żyję i rozkwitam jako kobieta, kiedy patrzy na mnie facet. Po prostu. Patrzy, jak maluję się wieczorem przed wyjściem na imprezę, patrzy, jak wstaję rano, jak przyrządzam mu śniadanie, bo uwielbiam gotować dla mężczyzny. Nie mówię o seksie, tylko o cieple, bliskości, czułości. Wtedy zaczęliśmy umawiać się ze Zbyszkiem na kawę, rozmawiać, spotykać raz, drugi, coraz częściej. Przy nim poczułam, że od dawna cholernie brakowało mi fizycznej bliskości mężczyzny.
(…)
Monika Zamachowska: Wszyscy wiedzą, że jestem autorytarna, władcza. Jestem pedantką, ale też osobą pracowitą i lojalną. W pracy oddaję 200 procent siebie. Mało kto wie, że w życiu całkowicie zawierzam się mężczyźnie. Zawsze byłam dobrą żoną, nie mam problemu z siedzeniem w kuchni, gotowaniem, przynoszeniem – od czasu do czasu – mężczyźnie śniadania do łóżka, praniem, prasowaniem, wychowywaniem dzieci (wszystkie dzieci są nasze!), ubieraniem męża, chodzeniem z nim do dentysty, kochaniem go.
Polecamy: Gawlińscy z synami - muzyczna rodzina w prywatnej odsłonie. Jak im się razem gra i żyje?
8 z 8
Jaki jest mąż? Jest...
Monika Zamachowska: …genialnym aktorem, fenomenalnie śpiewa, o czym wszyscy wiedzą. Ja wiem, że daje kobiecie poczucie bezpieczeństwa, dużo ciepła, serdeczność, wspaniałą energię. Ale jest też wymagający, zazdrosny, ma swoje małostki, które trzeba nauczyć się akceptować. Uwielbiam go za to, że jest taką „zapałeczką”: łatwo zapala się do drobnych rzeczy. Wystarczy, że go zapytam: „A co dzisiaj robimy wieczorem? Może zjemy śledzie od taty i napijemy się piwa? Albo weźmiemy rowery i pojedziemy 20 kilometrów, do centrum Warszawy? A może pogramy z dziećmi w karty? Albo po prostu zostaniemy w domu i poczytamy?”. Nie trzeba wielkiej rzeczy, żeby Zbyszka ucieszyć. Najbardziej zależy mu na tym, żebyśmy nieustannie byli razem. Strasznie boi się jednej rzeczy: nie chce już być sam.
Polecamy: Monika Zamachowska: Już po ślubie!