Reklama

Marta Żmuda Trzebiatowska we wrześniu 2015 r. wyszła za mąż za Kamila Kulę. Uroczystość do ostatniej chwili była utrzymywana w tajemnicy. Co powiedziała VIVIE! o mężu, kompleksach i czasach młodości? Dlaczego w szkole koledzy się z niej śmiali? Sprawdźcie!

Reklama

Przeczytajcie także: Marta Żmuda Trzebiatowska już po ślubie. Przeczytajcie, co w "Vivie!" mówiła o związkach i miłości

Marta Żmuda Trzebiatowska o sporcie i dietach

Prowadzi aktywny tryb życia, wysiłek fizyczny jest dla niej niezwykle istotny. A jak Marta Żmuda Trzebiatowska spędza czas wolny, gdy ma chwilę tylko dla siebie?

Relaks dla mnie oznacza plażowanie z książką, tak aby dać odpocząć ciału i umysłowi. Ale po kilku dniach takie spędzanie czasu zaczyna mnie nudzić, szukam atrakcji i wtedy ruszam z plecakiem w nieznane, w poszukiwaniu przygód, smaków i zapachów. Na co dzień jestem osobą bardzo aktywną, a dodatkowo sport mnie bardzo porządkuje. Staram się ćwiczyć cztery razy w tygodniu, jeśli pozwala mi na to czas. To jest tak zwany trening interwałowy, który polega na zmianie intensywności ćwiczeń- krótkie okresy intensywnego wysiłku przeplatają się w nim z dłuższymi okresami umiarkowanego wysiłku. Chodzi o podnoszenie i obniżanie tętna. Ćwiczę w domu, sama, zakładam buty, wrzucam dobrą muzykę i 45 minut, nie odpuszczając, daję sobie niezły wycisk. A kiedy jest ciepło wybieram aktywność na świeżym powietrzu, rolki, rower.
– Nie korzysta Pani z pomocy trenera?
Jestem osobą dość zdyscyplinowaną, która nie potrzebuje nad sobą kogoś, kto będzie liczył powtórzenia. Nigdy też sama siebie nie oszukuję, jak mam wykonać 10 powtórzeń to robię 10. Gdybym zrobiła 5 czułabym się niekomfortowo, że siebie zawiodłam.
– Jest Pani prymuską?
Nie wiem, czy to wynika z chęci bycia prymuską czy z mojej ambicji i uporu. Najgorzej jest oszukiwać samą siebie, nie tylko w kwestii treningu. To przekłada się na całe życie.
– Gra Pani role, które wymagają dobrej kondycji…
… stąd się właśnie wzięło moje trenowanie. Pamiętam jak zaczęłam przygotowania do spektaklu “Przez park na bosaka” w Teatrze Kwadrat. Pierwsze próby były dla mnie szalenie ciężkie. Nie miałam w ogóle kondycji, a początek spektaklu jest ułożony do muzyki, cały czas biegam i mówię. Dostawałam zadyszki, kolki i ciężko było zrozumieć wypowiadane przeze mnie kwestie. Pomyślałam, że skoro ja się tak męczę, to widz na widowni nie będzie miał komfortu z oglądania. Powiedziałam sobie wtedy, że muszę być lekka jak piórko, muszę biegać i mówić bez żadnego wysiłku. Nasz zawód mobilizuje, musimy być ciągle w dobrej formie.
– Stosuje Pani diety?
Nigdy nie byłam zwolenniczką restrykcyjnych diet. Zdrowe jedzenie polega u mnie na tym, że czytam wszystkie etykiety na produktach, które wrzucam do koszyka. Jestem fanką programu Kasi Bosackiej “Wiem, co jem”. W odżywianiu ważna jest dla mnie regularność, czyli pięć posiłków dziennie co trzy, cztery godziny jak zalecają dietetycy. Wtedy naprawdę nie podjada się niezdrowych przekąsek, bo nie ma takiej potrzeby. Kiedyś skorzystałam z diety pudełkowej i na pewno jeszcze do niej wrócę, gdy będę miała intensywny czas w pracy. To ułatwia życie. Nie przepadam za słodyczami, jedynym moim grzechem jest karmelowy popcorn, który uwielbiam. Nie wiem czasem czy bardziej idę do kina na film czy na ten popcorn właśnie. A druga rzecz to beza Pavlowej, ale tu staram się nie przesadzać. Raz w miesiącu góra!

Polecamy też: Marta Żmuda Trzebiatowska na okładce najnowszej "Vivy!". Po raz pierwszy o tym, jak wiele dała jej nowa miłość

Marta Żmuda Trzebiatowska o rolach amantek i uwodzicielek

Uchodzi za jedną z najbardziej atrakcyjnych polskich aktorek. Złośliwi zarzucają jej co prawda, że czasem jej grze brakuje dynamiki, jednak ona stara się nie przejmować hejtem. Czy uważa, że dbanie o urodę jest wpisane w jej zawód?

Myślę o tym inaczej. Aktorki nie są modelkami i w naszym zawodzie jest bardzo duża przestrzeń i dużo miejsca, nie tylko dla aktorek posiadających idealne ciała. Na szczęście! Nie jestem zwolenniczką tej wszechobecnej pogoni za idealnymi rozmiarami, chudymi pęcinami i sześciopakiem na brzuchu. Jestem fanką dbania o siebie: zarówno o swoje ciało i ducha. Myślę, że ważne jest, aby się ruszać, zdrowo jeść, ale i chodzić do lekarza! Na Dzień Kobiet zrobiłam sobie takie kompleksowe badania, aby być spokojną, bo uważam, ze lepiej zapobiegać niż leczyć. A sama uroda, to rzecz która przemija i za chwilę zostanie po niej tylko wspomnienie. Aktorki, które podziwiam nie należą do najmłodszych. Więc wierzę, że z każdą kolejną zmarszczką być może będę ciekawszą aktorką. To jest mapa życia, moja historia, doświadczenia, pragnienia, niespełnienia. Wszystko zapisane na twarzy. W taki sposób teraz myślę i mam nadzieję, że czas będzie działał na korzyść dla mnie jako dla aktorki. Oczywiście nie wiem, co powiem za dziesięć lat. Może będę starała się pazurami zatrzymać upływający czas, choć myślę, że w głowie mi się nie poprzewraca.
– Kiedyś mówiła Pani, że ludzie postrzegali Panią przez pryzmat urody i zdarzały się sytuacje, że byli zdziwieni, że Pani ma tyle do powiedzenia. Uroda ma też „gorszą stronę”?
Trochę tak jest, ale myślę, że nie ma się co na to złościć, bo w wielu sytuacjach uroda zapewne też pomaga. Dlatego stąd we mnie potrzeba, żeby robić rzeczy, które wychodzą poza to co zewnętrze. Żartuję, że ja “zyskuję przy bliższym poznaniu”, bo ktoś wtedy widzi więcej niż to, co można zobaczyć na okładce kolorowego magazynu.
– Często jest tak, że aktorki zostają doceniane za role w których się bardzo „pobrzydzają”.
Tak jest na pewno w Hollywood.
– Marzy się Pani taka rola?
Ja zawsze chciałam zagrać czarownicę w bajce dla dzieci. Ale to nie wynika z buntu tylko z wewnętrznej potrzeby żeby mierzyć się z różnymi zadaniami i wyzwaniami.

Polecamy też: „Nie jestem zwolenniczką pogoni za idealnymi rozmiarami”. Jak dba o siebie Marta Żmuda Trzebiatowska

Marta Żmuda Trzebiatowska o małżeństwie i rodzinie

Czy uważa, że małżeństwo ją odmieniło? Czemu zawdzięcza samoakceptację? Co mąż ceni w niej najbardziej? I kiedy nastąpił moment jej przemiany z dziewczyny w kobietę?

Moment, który Pani wspomniała faktycznie był dla mnie ważny, ale myślę że to naturalne w życiu każdej kobiety, że z poczwarki staje się motylem. Ale nie sądzę, żeby małżeństwo w jakiś sposób mnie zmieniło (śmiech). Ja już byłam ukształtowaną kobietą, kiedy zmieniłam swój stan cywilny. Może teraz jest we mnie trochę więcej luzu i bardziej sobie odpuszczam, ale to nie wynika z tego, że jestem mężatką tylko z pewnej dojrzałości. Mam więcej cierpliwości i zrozumienia dla siebie samej. Wydaje mi się, że się ze sobą zaprzyjaźniłam i oswoiłam wszystkie kompleksy, które miałam jako dziewczyna. Po prostu dziś lubię siebie, taką jaką jestem. Może przez drugiego człowieka, który nas kocha, mamy dla siebie większą akceptację. Miłość potrafi zdziałać cuda.
– Psychologowie twierdzą, że najpierw trzeba pokochać siebie, żeby móc kochać kogoś.
U mnie zdecydowanie tak było. Najpierw ja pokochałam siebie, a potem spotkałam człowieka, który mnie taką pokochał.
– Pani miała kompleksy? Trudno w to uwierzyć.
Każda młoda dziewczyna, kiedy dojrzewa ma ich tysiąc. W czasach szkolnych przesadzałyśmy wszystkie z makijażem, nakładało się go dużo za dużo. Podkład, puder, niebieskie cienie, wszystko podkradzione mamie. A dzisiaj właściwie nie muszę się malować, żeby czuć się fajnie ze sobą, nie muszę niczego przykrywać, nakładać żadnej maski. Oczywiście to nie znaczy, że nie jestem wymagająca, ale myślę, że nie ma sensu być krytykiem dla siebie, inni na pewno zrobią to za nas lepiej. Lepiej być dla siebie łagodną.

Polecamy też: Marta Żmuda Trzebiatowska: „Miłość potrafi zdziałać cuda”. Czy małżeństwo pomogło jej oswoić kompleksy?

Marta Żmuda Trzebiatowska o kompleksach i krytyce

Dlaczego koledzy się z niej śmiali? Czy przejmowała się krytyką? I co lubi w niej najbardziej mąż, Kamil Kula? Czy była klasową pięknością?

Nie! Absolutnie! Miałam wiele pięknych koleżanek, chłopcy na mnie raczej nie zwracali uwagi. Dopiero po latach na jakimś spotkaniu klasowym usłyszałam od nich „no gdybyśmy wiedzieli, że z ciebie taka laska będzie…”. W pewnym wieku, kiedy miałam te parę kilo więcej, zdarzyło się, że byłam nawet tematem żartów kolegów. To było trudne doświadczenie. Młode dziewczyny biorą sobie bardzo do serca takie uwagi.

– Teraz nie przejmuje się Pani tym co mówią.
Ja tę odporność w sobie wyrobiłam. Mam świadomość swoich mocnych i słabszych stron, ale nic w sobie nie zmienię i dlatego łatwiej jest żyć, gdy się z tym człowiek oswoi. I jeszcze jedna ważna rzecz. Trzeba się dużo uśmiechać. Wydaje mi się, że seksapil to nie są idealne wymiary, tylko coś nieuchwytnego. Czasem widzę kobiety, które mają te parę kilo więcej, ale emanuje z nich coś tak niesamowitego, że wszyscy mężczyźni się za nimi oglądają.

– Gdyby Pani miała wymienić mocne strony swojej urody to co to by było?
Mój mąż zawsze powtarza, że zakochał się w moich oczach, ale nie wiem czy sama bym to wymieniła. Wydaje mi się, że uśmiech. Uśmiech załatwia naprawdę wiele spraw i jest najkrótszą drogą do drugiego człowieka. Kobieta jest od razu dużo piękniejsza, kiedy nie zapomina zabrać ze sobą z domu uśmiechu.

Reklama

Polecamy też: Marta Żmuda Trzebiatowska: "Małżeństwo to dla mnie ład, porządek, ale i szaleństwo"

Reklama
Reklama
Reklama