Marta Żmuda Trzebiatowska już po ślubie. Przeczytajcie, co w "Vivie!" mówiła o związkach i miłości
Marta Żmuda Trzebiatowska powiedziała "tak" Kamilowi Kuli - ślub jednej z najpiękniejszych polskich aktorek młodego pokolenia zaskoczył wszystkich. Nikt nie spodziewał się, że znajomość z kolegą z pracy to tak poważny związek. Tymczasem w weekend ukoronowała go ceremonia zaślubin, która odbyła się na Pojezierzu Brodnickim.
Jak podaje "Fakt", ślub 31-letniej Marty Żmudy Trzebiatowskiej i 26-letniego Kamila Kuli odbył się w małym, drewnianym kościele w małej wsi Radoszki. W trakcie ceremonii parze towarzyszyła najbliższa rodzina i przyjaciele. Wśród gości nie zabrakło także kolegów z branży; pojawili się między innymi Paweł Małaszyński, Katarzyna Glinka, Emilian Kamiński i Andrzej Nejman.
Małżonkowie poznali się dwa lata temu na deskach warszawskiego Teatru Kwadrat. Grali nawet... małżeństwo w sztuce "Ślub doskonały". Oboje kontynuują też swoje kariery poza sceną - ona znana jest z seriali "Barwy szczęścia" i "Teraz albo nigdy", on z "To nie koniec świata" i "Hotelu 52".
Z okazji ślubu aktorki, która w 2009 roku została wybrana "Viva! Najpiękniejszą", przypominamy, co o związkach mówiła Piotrowi Najsztubowi w 2010 roku.
Marta Żmuda Trzebiatowska nigdy nie lubiła opowiadać o sprawach prywatnych. Nic dziwnego, że nie zdradziła powodów rozstania z Adamem Królem, nie wiadomo było też, co dzieje się w jej życiu uczuciowym. Kiedy w 2010 roku Piotr Najsztub przeprowadzał z nią wywiad dla "Vivy!", mówiła:
Moją największą porażką jest szum medialny wokół mnie, zainteresowanie mną dziesięciokrotnie przewyższyło moje umiejętności i dokonania.
Nawet Najsztubowi nie udało się z niej wyciągnąć, co dzieje się u niej w domu. Czyżby już wtedy nie działo się najlepiej w jej ówczesnym związku?
Wybór partnera życiowego, doświadczonego i starszego, też jest elementem Pani ostrożnościowego podejścia do świata?
Myślę, że to ma podłoże zupełnie gdzie indziej, ale to są sfery, do których nie dopuszczam nikogo.
Dowiem się, czy w domu tańczycie?
Już za dużo popełniłam błędów, opowiadając, co się dzieje u mnie, a „wczorajsze głupoty mogą się stać mądrościami jutra”, i wedle tej zasady staram się teraz bardzo odgrodzić świat prywatny od publicznego.
Podczas rozmowy przyznała się jednak do… samotności. To nietypowe wyznanie, jak na osobę w stałym, szczęśliwym związku.
Czy coś oprócz tańca przynosi Pani wyzwolenie?
Tak, moja samotność.
Jak jest skonstruowana?
Człowiek wybiera samotność z dwóch powodów: albo jest w zgodzie tylko z sobą, albo w tłumie, nawet wśród bliskich, czuje, że jest zdany tylko na siebie. U mnie działają oba te powody, z przewagą drugiego.
Czyli samotność w tłumie.
Tak, ale lubię swoją samotność. Czasami się tego boję.
Wydawało się, że w tamtym związku to Adam był stroną dominującą. Jednak Marta również jest osobą twardą i zdecydowaną. Nawet alkohole woli wysokoprocentowe. Jej ulubionym trunkiem jest whisky.
Whisky jest bardzo męskie, a łzy...
Jest we mnie dużo mężczyzny, mam, jak na kobietę, dużo testosteronu. Mimo całego rozedrgania i...
Wycofania...
Tak, jestem dość konkretna i kiedy przychodzi podjąć decyzję, robię to po męsku, a wszystkie konsekwencje, jakie się z tym wiążą, biorę na siebie.
Męskość to potrzeba dominacji. Ma Pani coś takiego?
Mam. Nie lubię kompromisów, lubię, jak jest po mojemu, aczkolwiek nauczyłam się przyznawać do błędów.
Jaki był wtedy przepis Marty na udany związek? Wierność? Niekoniecznie!
Wierność jest istotna?
To zależy, czy człowiek wytrzyma z sobą, kiedy ma coś na sumieniu.
To zależy od ilości przeczytanych książek, w których są tysięczne na to usprawiedliwienia. A Pani ma swoje zasady życiowe?
Pierwszą jest to, że żyję tak, żeby dać żyć też innym.
Kłamie Pani?
Oczywiście. Tylko w istotnych sprawach, ale przed samą sobą staram się nie kłamać.