Marina Łuczenko-Szczęsna mieszka w Turynie, nagrywa w Warszawie, uwielbia Dubaj
Gdzie jest jej miejsce na świecie?
Żyje między Warszawą a Włochami. W Polsce ma rodzinę i przyjaciół. Tutaj też nagrywa i prowadzi interesy. Jednak jej główne miejsce to na razie Turyn, gdzie jej mąż Wojciech Szczęsny gra w piłkarskim klubie. Marina Łuczenko-Szczęsna mówi, że gdy w którymś miejscu zasiedzi się za długo, zaczyna ją nosić. Była już w wielu miejscach na świecie, ale jest jedno, do którego wracała już siedem razy.
Pierwszy raz poleciała tam z Wojtkiem, bo, jak mówi, to idealna destynacja dla europejskich piłkarzy. Jest w miarę blisko i zawsze jest gwarancja pięknej pogody. A poza tym to miejsce, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Dubaj jest kosmopolityczny i każdemu pozawala wierzyć, że wszystko w życiu może się udać. Są tu miejsca dla wielbicieli metropolii, bo łączy ze sobą Los Angeles, Nowy Jork i kilka innych wyjątkowych miejsc na świecie. Ma wspaniałe plaże, ogrody, fantastyczne sklepy i wiele innych miejsc. Również tych przyjaznych dzieciom. Marina od czterech lat szuka właśnie takich, żeby jej syn Liam miał miejsca do zabawy i odpoczynku...
Czytaj także: Marina Łuczenko-Szczęsna przerywa milczenie! Tak mówi o małżeństwie, samotności i sile rodziny
Marina Łuczenko-Szczęsna o Dubaju
Żyjesz między Turynem a Warszawą. Podróżujesz. Nosi Cię po świecie?
Muszę przyznać, że jak za długo siedzę w jednym miejscu, faktycznie zaczyna mnie nosić (śmiech). Ale z podróżami wcale nie jest u nas tak różowo. Wojtek ma tylko cztery tygodnie wakacji w roku, a małe dzieci, takie jak Liam, potrzebują rutyny, nie mogę więc mu fundować ciągłych zmian. Gdy na przykład przylatujemy do Warszawy, to zawsze na minimum dwa tygodnie. Ja wtedy pracuję, ile wlezie, on chodzi tu do przedszkola, spędza czas z dziadkami, a potem wracamy do Włoch i tam też kontynuujemy rutynę z przedszkolem. Na całe szczęście świetnie się czuję w obu miejscach.
Do Dubaju poleciałaś bez swoich ukochanych chłopaków.
Tak, bo tym razem nie poleciałam tam odpoczywać, ale na sesję zdjęciową z VIVĄ!
Zobacz także
Byłaś tam już wcześniej?
Wiele razy. To jedno z naszych ulubionych miejsc.
Nie znudziło się Wam?
Nie, bo to miasto ma bardzo dużo do zaoferowania. Przede wszystkim całoroczną gwarantowaną pogodę i zaledwie sześć godzin lotu. Dla nas to kluczowe, bo mój mąż w okresie świątecznym ma tylko kilka dni wolnych. W Dubaju czujemy się bardzo komfortowo i bezpiecznie. Mamy tam już swoje ulubione miejscówki, restauracje. Mają tam fantastyczne jedzenie, całkiem przyjemne plaże i beach bary, ciepłe morze i całą masę atrakcji dla rodzin i dzieci. Można spędzić czas w mieście, ale też przeżyć orientalną przygodę w głębi pustyni.
Rozumiem, że odkąd pojawił się Liam, szukasz miejsc przyjaznych dzieciom.
Oczywiście, inaczej patrzymy na destynacje wakacyjne. Choć Liamkowi wiele nie trzeba, wystarczy słoneczko, plaża i oczywiście piłka.
(…)
Póki co całe Wasze życie podporządkowane jest pracy Wojtka?
W dużym stopniu. Jednak nie rezygnuję ze swojej pracy, a to wymaga dobrej organizacji. W miarę możliwości wszystko udaje się pogodzić. Miłość, rodzina od zawsze była moim marzeniem. Ale rodzice od dziecka uczyli mnie, że muszę być niezależna, również finansowo. Uważam, że ma to ogromny wpływ na samopoczucie kobiety. Kobieta spełniająca się zawodowo buduje zupełnie inną relację. Dlatego staram się logistycznie połączyć pracę z życiem prywatnym, bo to klucz do fajnego związku. Jak widać, jestem skuteczna, bo obchodzimy z Wojtkiem w tym roku 10. rocznicę (śmiech).
(…)
Czytaj też: Marina Łuczenko-Szczęsna o synku: „Wiadomo kto jest największym idolem Liama”
Podróże ma we krwi
Gdy poznałam Wojtka, grał w Arsenalu, mieszkał w Londynie. Tam panowały zupełnie inne zasady niż we Włoszech. Jak choćby ten jeden dzień wolny po meczu. Poza tym znam język angielski, miałam tam znajomych, producenta. W Turynie jest zupełnie inaczej.
Rozumiem, że to nie jest Twoje miejsce na ziemi?
Dom jest tam, gdzie jesteśmy razem. Nieważne, gdzie. Nauczyłam się tego już w dzieciństwie. Czuję, że mam duszę wędrowca. Gdy miałam półtora roku, moi rodzice podjęli decyzję, że zamieszkamy w Polsce.
Urodziłaś się w Ukrainie, ale część Twojej rodziny to Polacy?
Moi dziadkowie są Polakami. Gdy rozpadł się Związek Radziecki i mogliśmy zacząć podróżować, moi rodzice zdecydowali, między innymi ze względu na zdrowie mojego brata, że muszą znaleźć dla nas lepszą przestrzeń do życia. A ponieważ w Polsce mieliśmy rodzinę, znajomych, wybór był oczywisty. I choć dzieciaki dawały mi odczuć, że jestem obca, zawsze czułam się Polką. Od dziecka śpiewałam. Skończyłam szkołę muzyczną pierwszego stopnia w klasie fortepianu. Chodziłam na taniec, jeździłam na warsztaty
muzyczne, festiwale. Nie miałam życia takiego jak moi rówieśnicy. Zawsze przygotowywałam się albo do jakiegoś egzaminu w szkole muzycznej, albo do kolejnego festiwalu muzycznego. A jak chciałam zwyczajnie pobiegać z koleżankami po podwórku trochę dłużej, rodzice mówili: „Chcesz tak całe życie siedzieć na trzepaku czy chcesz coś w życiu osiągnąć?”. I wracałam do domu ćwiczyć. Chciałam się wyrwać ze Stalowej Woli.