Reklama

Synek Mariny i Wojciecha Szczęsnego ma już cztery lata. Jest największym fanem swojego taty. Gdy był w Katarze na mistrzostwach świata, bardzo przeżywał każdy mecz. Tak jak on kocha piłkę nożną i… golfa. „To Wojtek zaszczepił w nim pasję do tego sportu”, mówi Marina. Wokalistka opowiedziała też, jak spędzają czas we troje, jakim ojcem jest Wojtek i w czym tkwi jej sekret szczęścia.

Reklama

Fragment wywiadu o rodzinie

Przykład idzie z góry. Twoi rodzice są ze sobą bardzo długo.

Czterdzieści pięć lat po ślubie, jak pies z kotem (śmiech). Ale zawsze razem. Bardzo się uzupełniają. I to właśnie odnalazłam w naszej relacji. Z moim mężem jesteśmy zupełnie inni i teoretycznie z różnych światów. Udało nam się jednak stworzyć swój odrębny, mały świat, w którym jesteśmy tacy zwyczajni i normalni.

Jak wygląda Wasza normalność?

Gdy jesteśmy w Turynie, jeśli Wojtek akurat nie nocuje w hotelu, zawsze razem jemy śniadanie. Potem w drodze na trening mąż odwozi Liama do przedszkola. Popołudnia spędzamy razem we trójkę. Liam uwielbia golfa. Tą pasją zaraził go Wojtek, więc sobie razem grają. Czasem idziemy na basen, a czasem na lody włoskie. Spacerujemy po parku z naszym psem. Liam szaleje na hulajnodze albo na rowerze. Niestety Wojtka nie ma w każdy weekend i w środku tygodnia, bo gra mecze. Wtedy jesteśmy z Liamkiem sami.

Dlaczego Wojtek nocuje w hotelu?

We Włoszech tak jest, że noc przed meczem piłkarze spędzają w hotelu. Na zgrupowaniach reprezentacji Polski piłkarze też śpią w hotelu i niestety rodzina nie może ich odwiedzać (śmiech).

Brzmi trochę, jakby byli w wojsku.

Bo trochę tak jest. Chciałabym czasem móc sobie zaplanować, że w weekend zrobimy coś fajnego we trójkę, albo gdzieś polecieć na majówkę. Niestety Wojtek o dniu wolnym dowiaduje się dzień przed. A i tak musi wtedy przeznaczyć go na regenerację.

W Turynie więcej czasu jesteś sama niż z mężem?

Niestety. Wojtek jest świetnym ojcem i mężem. Gdy jesteśmy razem, mamy cudowny czas, ale przez nasze życie zawodowe tak naprawdę są to momenty. Nauczyliśmy się nimi cieszyć. Łapiemy te wspólne chwile. Bardzo doceniam to, co mam. Wiem, że są miliony osób na świecie, dla których los nie był łaskawy.

(...)

Czytaj też: Wojciech Szczęsny pojawił się na scenie po koncercie Mariny z wyjątkową niespodzianką

Marlena Bielińska/MOVE Picture

O wychowaniu syna

Rozumiem, że odkąd pojawił się Liam, szukasz miejsc przyjaznych dzieciom.

Oczywiście, inaczej patrzymy na destynacje wakacyjne. Choć Liamkowi wiele nie trzeba, wystarczy słoneczko, plaża i oczywiście piłka.

Liam jest fanem piłki?

Kocha futbol, na razie piłka jest jego całym życiem (śmiech). Wiadomo, kto jest jego największym idolem (śmiech). Tata mu bardzo imponuje.

Na Tobie spoczywa ciężar wychowania syna.

Dlatego muszę całą logistykę mojej pracy układać tak, żeby Liam na tym nie ucierpiał. Ale to takie ostatnie szalone dwa lata, bo jak Liam pójdzie do szkoły, będę musiała się dopasować bezpośrednio do niego.

W czym więc tkwi sekret szczęścia?

Bez względu na to, co zrobię, zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie się to podobało. Dlatego robię swoje. We własnym tempie i na własnych zasadach. Tak, aby to było dobre dla mnie i mojej rodziny. Niewiele osób wie, jaką codziennie drogę trzeba pokonać, żeby znaleźć się tu, gdzie jesteśmy. Często widzą tylko efekt końcowy. Płytko oceniając nas przez pryzmat dóbr materialnych. A prawda jest taka, że kiedy udaje ci się osiągnąć swoje cele i marzenia, szybko zdajesz sobie sprawę, że to nie w tym tkwi sekret szczęścia. A w tych małych, niezwykle zwykłych, bezcennych chwilach, na które czasami nie zwracamy uwagi w tym całym pędzie życia.

Reklama

Pełny wywiad przeczytam w najnowszym numerze VIVY!, dostępnym na rynku od czwartku 23 marca.

Marlena Bielińska/MOVE Picture
Reklama
Reklama
Reklama