Reklama

Śmierć Pawła Królikowskiego w lutym 2020 roku boleśnie dotknęła jego ukochaną żonę i dzieci. W czerwcu 2021 roku Małgorzata Ostrowska-Królikowska natomiast opowiedziała Beacie Nowickiej o wartości rodziny i miłości silniejszej niż śmierć. Gdy cały świat zawalił się jej na głowę, to właśnie na wsparcie pięciorga swoich dzieci mogła liczyć. Wraz z mężem zawsze byli z nich niezmiernie dumni. Długo jednak nikt nie wiedział, że o życie najmłodszego z nich, Ksawerego, musieli stoczyć trudną, heroiczną walkę. Lekarze dawali mu zaledwie 30% szans na przeżycie...

Reklama

Poniżej fragment wywiadu, który pojawił się w magazynie VIVA! w lipcu 2021 roku

Gdy Paweł umarł, kto Ci pomagał?

Bardzo wspierały mnie dzieci, przyjaciele, Anita – siostra Pawła i moja siostra Agata. A z Antkiem rozumieliśmy się bez słów. Kiedy Paweł umarł, trzeba było zająć się pogrzebem, stypą, rodziną. Pamiętam, jak zadzwoniła do mnie koleżanka i mówi: „Nie rób pogrzebu 5 marca, bo formalności zajmują mnóstwo czasu, wykończysz się”. Rozłączyłam się i pomyślałam, że ma rację, ale Paweł lubił piątkę. Napisał nawet piosenkę: „Spróbuj wygrać uśmiech czyjś jak pięć razy pięć. Wygrajmy razem”. Pomyślałam, że to znak i pogrzeb odbędzie się piątego. Pierwsza fundamentalna decyzja – gdzie pochować Pawła? Dziewczynki chciały, żeby grób był w Zalesiu, mówiły, że będą chodzić do taty na spacery. Wtedy zadzwonił biskup Markowski, rozmawiał ze mną półtorej godziny, przekonując, żebyśmy jednak zrobili pogrzeb w Warszawie.

[...]

Po roku ta pustka w Twoim domu, w Twoim sercu jest większa czy mniejsza?

Nie ma Pawła, ale on istnieje. We mnie, w naszych dzieciach. Wnuczek jest wykapanym dziadkiem. Patrzę na moje córki i synów i cały czas mam wrażenie, że to Paweł. Powtarzam z premedytacją: „Dzieci, jest żałoba, ale idziemy ku słońcu”. Bardzo łatwo poddać się i wpaść w depresję. Sama tego doświadczyłam. Któregoś dnia wracałam z Antkiem samochodem ze szpitala i ryczałam. Pytałam Pana Boga, co nas czeka, czy Paweł przeżyje…? Antek spojrzał na mnie i powiedział: „Mamo, uczyłaś mnie pacierza. Pamiętasz, jakie tam pada zdanie? I bądź wola Twoja”. Zaniemówiłam. Zrozumiałam, że mój syn nie klepał pacierza, tylko modlił się ze zrozumieniem. To było jak objawienie.

Wzrusza mnie, gdy dzieci nas, dorosłych, czegoś uczą.

Mnie również. Wtedy obiecałam sobie: to więcej się nie powtórzy. Mam piątkę cudownych dzieci i nie mogę się rozsypać. Po tym, jak straciły ojca, nie powinny martwić się o matkę. Czasami popłaczę sobie w samotności, ale nie chcę, żeby dzieci to widziały. Człowiek zawsze ma w sobie niezgodę na zły los. Ulega iluzji, że on się wywinie, że jemu się uda.

„Panie profesorze, ale cuda się zdarzają…”.

„Ale ja nie jestem cudotwórcą”… Bardzo pomogła mi Biblia. Dużo na niej buduję. Szczególnie na historiach ze Starego Testamentu. Antkowi dałam do czytania Księgę Syracha. Z Ksawerym czytaliśmy Księgę Przysłów. „Taki jest los chciwych zysku, zabiera on własne ich życie” – czyż to nie jest celne?! Albo: „Synu mój, słuchaj napomnień ojca, nie odrzucaj nauk swej matki”. W tej tradycji jest mądrość.

Zobacz też: „Są dzieci z brzuszka i są dzieci z serduszka”. Oto historia Renaty Przemyk i jej adoptowanej córki Klary

Grażyna Gudejko

Małgorzata Ostrowska-Królikowska z synami: Ksawerym, Antonim i Janem

Dzieci są świadectwem miłości?

Zawsze. Pierwszy urodził się Antek, trzy lata później Jasiek, po dziesięciu latach pojawiła się Julka, skarb, bo córcia, po trzech druga córcia Marcelina i na koniec Ksawery, który jest wielką miłością nas wszystkich. Kiedy go rodziłam, miałam 43 lata. Wszyscy mnie pytali, jakie operacje sobie robiłam, bo bardzo dobrze czułam się sama ze sobą. A to hormony czynią cuda.

Antka urodziłaś w wieku 24 lat. Ksawerego 19 lat później. To były dwa różne macierzyństwa?

Zupełnie. Za pierwszym razem byłam młodziutką dziewczyną z małej miejscowości, wychowaną przez babcię, bo mama pracowała. To ona mnie uczyła pacierza. I chroniła. Jak chciałam pomóc jej w kuchni, babcia mówiła: „poczytaj sobie, jeszcze się w kuchni nastoisz”. Miała rację. Przyszło dorosłe życie, musiałam nauczyć się różnych rzeczy. Nie musiałam, chciałam. Jest coś cudownego w tym, że możesz sprawić przyjemność…

…ludziom, których kochasz.

Paweł też to lubił. Zawsze chciał wszystkich zagarnąć i nakarmić. Taka pierwotna potrzeba zaopiekowania się bliskimi. A wracając do twojego pytania, kiedy rodziłam Antka, mieszkaliśmy w Łodzi. Paweł pracował w Teatrze Studyjnym, a ja zajmowałam się dzieckiem i bardzo mi się to podobało. Wtedy modne były podręczniki Benjamina Spocka, guru bezstresowego wychowania dzieci.

Pamiętam. Po latach Spock przyznał, że stosując własne metody, nie zdołał dobrze wychować swoich synów.

Kolejna moda się zdewaluowała. Nie znałam życia, ale zawsze bardzo dużo czytałam. Lubiłam czerpać z tego, co przydarzyło się innym. Wierzyłam w tradycyjne wartości. Babcia mi powtarzała: „Wiara jest jak latarnia morska, zawsze masz stamtąd światło i wiesz, w którą stronę pójść. Masz się do czego odwołać”. W życiu takie stałe punkty są szalenie potrzebne.

[...]

Co czułaś, kiedy dowiedziałaś się, że jesteś w piątej ciąży?

Czystą radość. Spokój. Nie musieliśmy martwić się, czy nas stać na wanienkę, łóżeczko, pampersy. Mieliśmy komfort materialny. Ale Ksyksy był wcześniakiem. Na dodatek zaraziliśmy się paciorkowcem. Lekarze dawali 30 procent szans, że nasz synek przeżyje. Urodził się na początku października, do domu przynieśliśmy go na święta Bożego Narodzenia. Stoczyliśmy walkę o jego życie. Dlatego ma imię Ksawery, czyli „ten, co chce żyć”. Był maluteńki, a taki wojujący. Paweł grał wtedy w „Pitbullu” Vegi, miał niesamowitą charakteryzację. Nie zapomnę, jak prosto z planu wpadał taki odmieniony do szpitala. Był bardzo za dziećmi.

Kiedy z Tobą rozmawiam, mam wrażenie, że Paweł wciąż żyje… Czujesz się samotna?

Brakuje mi jego codziennych gestów, rytuałów, drobiazgów, bo na tym budowało się nasze wspólne życie. Chciałabym, żeby złapał mnie za rękę, żeby się do mnie przytulił. Paweł uwielbiał piosenkę Mietka Szcześniaka: „Każdy wschód słońca ciebie zapowiada. Nie pozwól nam przespać poranka”. Gdy budził się rano, głośno ją puszczał i sam śpiewał. Kochał życie, pilnował, żeby go nie przespać.

Czytaj także: Monika Miller już nie ukrywa prawdy. Otwarcie mówi o swojej orientacji

Grażyna Gudejko
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama