Reklama

Jest malarką, aktorką, saksofonistką i poetką. Co wyróżnia Maję Kowalczyk? Ma zespół Downa, który nauczyła się wykorzystywać jako swój atut. Zawsze jest wspierana przez ukochaną mamę, Aleksandrę. Gra w Teatrze 21. Jak na co dzień wygląda jej życie? Poruszająca rozmowa artystki z Krystyną Pytlakowską ukazuje ją z zupełnie innej strony...

Reklama

Maja się nie poddaje. To ona, jako pierwsza w Polsce osoba z zespołem Downa, otrzymała stypendium artystyczne miasta Warszawy, by dzięki tym pieniądzom mogła rozwijać się jako aktorka Teatru 21. To jest jej wielkie zwycięstwo, a także zachęta dla innych, że warto próbować. Ona i mama siedzą teraz w moim domu przy długim stole. Pijemy herbatę. Zaczynam zadawać pytania. Maja chce odpowiadać sama. To jej wywiad. Nie lubi, gdy mama ją wyręcza. „Porozmawiajcie później”, proponuje. Jej myśli są głębokie, ale nie zawsze potrafi ubrać je w słowa.

CZYTAJ TEŻ: Maciej Musiał pokazał zdjęcie ze swoim tatą. Okazja była szczególna

Agnieszka Kulesza & Łukasz Pik

Maja

Maju, jak starałaś się o to stypendium? Ktoś Ci podpowiedział czy sama wpadłaś na ten pomysł?

To był pomysł mamy, a ja go zaakceptowałam, stypendium to pieniądze na projekty. Koledzy dostają stypendium i ja też mogę. Jest taka piosenka „Sen o Warszawie” Niemena i tam jest tekst: „Miasto moje, a w nim”. Zmieniłam go na: „Miasto moje, ja w nim”. To motto tego projektu. A ja lubię chodzić do muzeum, na koncerty, chcę dotrzeć z piosenką do innych. I chcę tak jak inni występować w Warszawie. Pójdziemy w miasto, w różne miejsca, gdzie spotkam się z publicznością, żeby ludzie zdrowi oswoili się z niepełnosprawnością.

Jak ich oswajasz?

Rozmawiamy. Rozumiem ich. Mówimy o miłych sprawach, odpowiadam na pytania.

Jakie?

To kumplowska rozmowa. Ile masz lat, jak się nazywasz, czy masz chłopaka. Dziewczyny rozmawiają o chłopakach, a chłopaki o dziewczynach.

Wszystko zaczęło się od tego, że zostałaś aktorką Teatru 21. Czy to teatr znalazł Ciebie, czy Ty znalazłaś teatr?

Teatr mnie znalazł, Justyna Sobczyk chciała stworzyć taki teatr, to mnie zaproszono. Chodziłam wtedy do szkoły podstawowej dla niepełnosprawnych. W szkole były warsztaty, które prowadziła Justyna, potem powstał teatr. To było dawno. Mama mówi, że miałam osiem lat, inni byli starsi ode mnie.

Byłaś więc, Maju, najmłodsza.

Tak. A moja pierwsza rola to aniołek w jasełkach. Jak jestem aniołkiem, to muszę być delikatna, dać radość dzieciom, modlić się. Aniołek jest jak gwiazda na niebie. Pamiętam jeszcze „Lot nad Panamą”, później zagrałam sędzię sądu najmniejszego w „Alicji”.

Wiedziałaś wtedy, kim chcesz być?

Aktorką oczywiście, a później, jak urosłam, to dostałam saksofon i uczę się grać na saksofonie. Chcę być również muzykiem.

Jakie role grasz najczęściej?

Mało tekstu, dużo ruchu. Lubię ruch, taniec, pracę z ciałem. W „Statku miłości” jestem Pukiem, który szuka miłości. W „Rewolucji, której nie było” gram ofiarę rewolucji. Mam różne role.

Gdy dostajesz brawa, jesteś bardzo z siebie zadowolona?

Tak, oczywiście. Na widowni jest dużo moich fanów. Lubię, jak przychodzą znajomi. A ja mam nadzieję, że zagram w filmie, tak jak mój kolega w „Klanie”.

Wiedziałaś, że jesteś inna niż większość dzieci?

Tak. Byłam inna, ale musiałam zaakceptować downów.

Jak odnajdują się dzieci, które się różnią od rówieśników? Śmiano się z Ciebie, dokuczano Ci?

Nie, nie śmiano się.

Trudno Ci było nauczyć się roli?

Trudno. Musiałam przeczytać tekst kilka razy, żeby dobrze wymawiać słowa.

Jak często macie próby w teatrze?

Normalnie spotykamy się w poniedziałki i środy po południu. Teraz, jak jest pandemia, to na Zoomie.

W czym teraz grasz?

Teraz pracujemy nad nowym spektaklem o miłości. Szukamy piosenek o miłości.

Jak żyjesz w tej pandemii?

A, w porządku, na luzie.

Masz jeszcze siostrę. Jest starsza?

Nie, młodsza ode mnie, ja jestem starsza.

Jakie masz kontakty z siostrą?

Relacje raz są dobre, raz nie – czasem słońce, czasem deszcz. Nie lubię, jak ktoś mi zwraca uwagę.

Ale bardzo się kochacie.

Tak. Oczywiście.

Lubisz też malować, masz wiele talentów. Co Cię inspiruje?

Poezja. Czytamy dużo poezji. Napisałam taki wiersz: „Poezja to ja, z poezją my, i inni z poezją. Mówimy o poezji, czytanie wierszy jest poezją, pisanie też jest poezją. Uśmiech to też poezja”.

Agnieszka Kulesza & Łukasz Pik

Jakich poetów czytasz?

Lubię wiersze o miłości. Dostałam w prezencie „Dom ciało” Rupi Kaur. Chodzimy często z mamą do biblioteki i tam szukamy różnych książek. Lubię też książki o gotowaniu.

Jak uczyłaś się czytać? To było trudne?

Łatwe.

Kiedy zaczęłaś sama czytać?

Mama mówi, że w przedszkolu.

Co czujesz na scenie?

Wolność, młodość. Dobrze się bawię na scenie. Muszę też poskładać myśli, przypomnieć sobie tekst, powiedzieć go. I nie zasnąć na scenie. Raz zasnęłam (śmiech).

Czy myślisz czasem, jak żyłabyś, gdybyś nie miała zespołu Downa?

Mogłabym zrobić wszystko. Chcę spróbować palić papierosy.

Nie rób tego, proszę. Co Ci sprawia największą trudność?

Pokonać stres, tremę. Gdy się boję, odczuwam zdenerwowanie.

Masz jakieś marzenia?

Każdy człowiek ma marzenia. A ja chciałabym więcej grać na saksofonie. I na perkusji też, mam poczucie rytmu.

Wolisz saksofon niż teatr?

Po równi. Czasem i muzykę, i teatr tak samo. Lubię chodzić na koncerty. Mam ulubiony zespół Pokusa z Tymkiem Bryndalem, Natanem i Teo. Czekam na koniec pandemii, żebyśmy mogli grać. Chodzę na logopedię, uczę się wyraźnie mówić, dykcji. I jak oddychać.

Myślisz, że wszystkiemu byś dała radę?

Tak. Potrzeba tylko inspiracji. Kiedy czytam wiersze, to chcę też napisać wiersz.

Uczysz się też angielskiego.

Tak. Po angielsku mogę się dogadać. Przydaje się w podróży. Byłam w Nowym Jorku i innych miejscach.

Kim chciałabyś być, mając 30 lat?

Muzykiem. Grać na saksofonie i na perkusji. Mam poczucie rytmu. Jeden dziadek był organistą, a inny trębaczem. Muzyka jest w naszej rodzinie od zawsze. Mam już własny zespół Tośmy Są. Dużo w nim moich kolegów. Zdrowych i z downem.

A może książkę o sobie napiszesz?

Teraz piszę swój manifest. Książkę też może kiedyś napiszę.

Prowadzisz warsztaty. Co przekazujesz tym, którzy w nich uczestniczą?

Żeby się nie bali, żeby się otworzyli. Dzieciaki pytają, czy trudno zostać aktorem, jak się przygotowuję do roli. Te warsztaty prowadzą też inni koledzy z Teatru 21.

A jakie jest Twoje motto?

Hakuna matata. Jest fajnie, będzie dobrze, o nic się nie martw, bo musi być dobrze. To z filmu „Król Lew”.

Mówiłaś, że nie czujesz strachu przed miłością…

Bo ja kocham miłość. Napisałam ten wiersz o miłości, bo miłość to jest spokój.

Wierzysz, że ją spotkasz?

Nie wiem, może.

A kim w Twoim życiu jest mama?

Mama jest dla mnie bardzo ważną osobą, chciałabym tylko, aby była spokojniejsza i robiła to, co jej w duszy gra… A teraz niech mama odpowie na twoje pytania, już wystarczy.

Agnieszka Kulesza & Łukasz Pik

Aleksandra

Kiedy dowiedziałaś się, że Maja ma zespół Downa?

Gdy podano mi ją na ręce w szpitalu zaraz po urodzeniu. Spojrzałam na nią i już wiedziałam… A wokół mnie zapanowała głęboka cisza. To bardzo trudny moment, gdy lekarz musi przekazać rodzicom informację, że ich dziecko jest niepełnosprawne. I bez szans na wyleczenie. Trudne było przekazanie rodzinie informacji, że mamy niepełnosprawne dziecko. Ale gdy zobaczyłam Maję, pomyślałam: Maju, musimy być silne. I będziemy silne, damy radę.

Nie byłaś przerażona?

Byłam. Wiedziałam, że to wada genetyczna, nieuleczalna, ale postanowiłam z nią walczyć. I walczyć o Maję. Pierwsze miesiące poświęciłam na histeryczną próbę „naprawienia” mojego dziecka. To był czas sięgania po różne metody rehabilitacji, czytania, porównywania informacji z książek i różnego rodzaju terapie. Wstydzę się tego okresu i tego rozpaczliwego szukania naprawczego, a co za tym idzie – męczenia dziecka i siebie nadgorliwością terapeutyczną. Wtedy mój mąż Piotr powiedział, że powinnam szybko wrócić do pracy, bo inaczej nasz dom zamieni się w centrum rehabilitacji. I tak zrobiłam. Szukałam dla Mai opiekunki i trafiliśmy na cudowną Julię z Ukrainy. A rehabilitację ograniczyłam do najistotniejszych działań. Każdy nowy etap w życiu był trudny, jak pójście do przedszkola, do szkoły, co robić po szkole. To chyba najtrudniejszy moment, kiedy następuje zetknięcie ze zdrowymi rówieśnikami i porównywanie Mai z nimi. Przedszkole było dla nas czasem najbardziej bezpiecznym. Tam, gdzie Maja chodziła, czyli do Przedszkola Integracyjnego numer 45 na Mokotowie, wdrażano autorski program integracji niepełnosprawnych z pełnosprawnymi. Do tej samej grupy chodziła jej młodsza siostra Kasia. Tam dzieci uczyły się akceptować odmienność. Maja niedawno współprowadziła tam zajęcia dla przedszkolaków. Dopiero w szkole rozdzieliłam je. Kasia poszła do powszechnej, a Maja do specjalnej szkoły społecznej Dać Szansę. Kolejny raz musiałam zderzyć się z porównaniem. Maja odnalazła się tam od razu, to ja musiałam znowu zaakceptować niepełnosprawność swojego dziecka. Maja skończyła ją w czerwcu. I znowu szukamy pomysłu na dalsze, dorosłe życie.

Masz już jakiś plan?

Czekam, aż powstanie Centrum Sztuki Włączającej. Tam będzie stała siedziba Teatru 21, a także miejsce integrujące i wspierające osoby z różnymi niepełnosprawnościami. Będą tam organizowane spotkania, wystawy, warsztaty, wykłady. Wierzę, że Maja będzie mogła się spełniać jako artystka. Na remont tego miejsca Fundacja Teatr 21 od lat zbiera pieniądze.

Maja mogłaby żyć samodzielnie?

Nie, dużo potrafi zrobić sama, ale jest bardzo ufna, boję się, że ktoś mógłby to wykorzystać. Na razie bałaby się sama mieszkać. Nie chce jeszcze spróbować przenieść się na jakiś czas do mieszkania treningowego, gdzie młodzież uczy się samodzielności. Musi do tej decyzji dojrzeć. Potrzebuje wsparcia w codziennych czynnościach, w przemieszczaniu się po mieście itp.

Pogodziłaś się z tym, że Twoje dziecko jest inne?

Nie wiem. Nauczyłam się żyć z tą świadomością. Maja daje nam dużo radości, ciepła i empatii. W trudnych chwilach wspiera swoim optymizmem. Jest uzależniona ode mnie, taty, siostry i znajomych i tak już będzie zawsze.

Czy ona czuje swoją inność?

Zdaje sobie z tego sprawę, marzy o świecie zdrowych ludzi i to w pewnym stopniu zapewnia jej teatr. Drugim takim miejscem jest Boker Tow JCC, gdzie w niedziele pomaga w barze. To miejsce z koszerną, wegetariańską kuchnią przy Chmielnej. Doskonale się tam czuje. Bardzo lubi gotować, robimy czasem krótkie filmy, można je zobaczyć na YouTubie pod tytułem „Maja gotuje”.

Jest utalentowana i niezwykła.

I szalenie wrażliwa. Wie, czego chce. Kiedy Kasia zaczęła chodzić na angielski, Maja powiedziała, że też chce. Zapamiętywała słówka, wyrażenia, całe zdania. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie wolno zakładać, że dziecko nie da rady. Trzeba dać mu szansę. Gdy widzę, że Maja tańczy przed lustrem i sprawia jej to radość, szukam miejsca, gdzie może rozwijać zainteresowania. I tak w wieku przedszkolnym zaczęła chodzić na zajęcia taneczne. Zaprocentowało to w teatrze, gdzie jej atutem jest taniec i ruch. Dało też możliwość wzięcia udziału w innych spektaklach. W 2017 roku na Festiwalu Ciało/Umysł wystąpiła w przedstawieniu „Gala”. Dostała się też do projektu „Taniec i niepełnosprawność”, gdzie uczestniczyła w warsztatach z uznanymi choreografami.

Czy jest coś, co ją denerwuje?

Że tak młodo wygląda. I trudno jej wytłumaczyć, że u kobiet młody wygląd to wielka zaleta. Ona nie lubi, gdy się ją traktuje jak dziecko. Mówi: „Przecież jestem już dorosła, zarabiam, pracuję w teatrze”.

W ilu przedstawieniach zagrała?

Na pewno w kilkunastu. To spektakle dla dzieci i dla dorosłych, czasami performance. Ostatni, zrealizowany w formule online’owej „Ciało w ciało z Marilyn”, został zaproszony do tegorocznej edycji jednego z festiwali w Nowym Jorku. Maja razem z koleżanką z teatru Aleksandrą Skotarek wcielają się tam w postać Marilyn Monroe. To intymny zapis wideo ich własnych marzeń, porównań z ikoną popkultury. Maja wzięła także udział w projekcie realizowanym przez Nowy Teatr – „Konstytucja na Chór Polaków” w reżyserii Marty Górnickiej. W ubiegłym roku wystąpiła w teledysku Kasi Kurzawskiej „Moja droga”.

Podporządkowałaś Mai życie?

Tak. To trudne wyzwanie dla całej rodziny. Bardzo ważne jest to, że mam ogromne wsparcie w mężu i w drugiej córce. Ale nie można całkowicie podporządkować się niepełnosprawności. Trzeba pamiętać też o sobie. Skończyłam organizację produkcji filmowo-telewizyjnej, pracowałam przy filmie, w reklamie. Teraz zrobiłam sobie przerwę. Wydawało mi się, że muszę poświęcić Mai więcej czasu, pomóc jej wejść w dorosłe życie. Gdy ona jest szczęśliwa, to i ja jestem szczęśliwa. Jesteśmy jak naczynia połączone. Ale najwyższy czas te naczynia rozłączyć. I to zadanie dla mnie – zapanować nad swoją nadopiekuńczością, a córce dać wolność. A samej wrócić do pracy.

A kiedy ona czuje się szczęśliwa?

Gdy ma poczucie samodzielności, gdy jest doceniana i akceptowana. Kiedy spotyka się ze swoim zespołem muzycznym. Kiedy idzie na koncert, na piwo. W grupie znajomych rozkwita.

Ciekawe, że na swój projekt artystyczny wybrała Niemena.

Maja nie wymyśliłaby tego projektu sama. Nad pomysłem pracowaliśmy całą rodziną i bardzo pomogła nam Justyna Wielgus z Teatru 21 – wiceprezeska Fundacji Teatr 21. W utworze Czesława Niemena jest takie zdanie: „Mam tak samo jak ty, miasto moje, a w nim…”. I to zdanie, lekko zmienione: „Miasto moje ja w nim”, stało się punktem wyjścia do naszego projektu. Będziemy szukać odpowiedzi na pytanie o miejsce artysty z niepełnosprawnością w Warszawie, badać otwartość tych miejsc, w których Maja była widzem i w których chciałaby wystąpić. Maja nieraz wspomina koncerty jej ulubionego zespołu Pokusa w Komunie Warszawa, w SPATiF-ie czy w Jazdowie. Czy jest szansa, aby pojawiła się tam ze swoim minikoncertem? To duże wyzwanie dla Mai.

Jak wyobrażasz sobie przyszłość?

Mam nadzieję, że powstanie Centrum Sztuki Włączającej i że Maja znajdzie tam kawałek miejsca dla siebie. Trzeba stworzyć jej możliwość uwolnienia się ode mnie, bo czuję, że ją ograniczam. Chciałabym Mai dać wolność, możliwość samodzielnego działania. Wiem, że ona tego potrzebuje.

Twoja córka czymś Cię zaskakuje?

Tak. Ma duże poczucie humoru, jest dowcipna i potrafi odciąć się pełnym humoru komentarzem. Potrafi też zażegnać konflikt. Poza tym doskonale buszuje w internecie, pisze na komputerze, rozumie nuty, posługuje się telefonem lepiej ode mnie. Myślę, że ułoży sobie życie. Bardzo bym chciała, żeby znalazła życiowego partnera i zakochała się.

Myślę, że na to przyjdzie jeszcze czas.

Też w to wierzę, ponieważ osoby z zespołem Downa są teraz dużo bardziej widoczne i akceptowane. Dawniej zdarzały się trudne momenty. Natomiast często musimy oswajać otoczenie. Przed zapisaniem Mai na jakieś zajęcia staram się najpierw zapytać prowadzącego, czy może spróbować i uczestniczyć w zajęciach. Niestety, często słyszę „nie”. To trudne chwile. Ale to też dzięki takim inicjatywom, jak Teatr 21 czy popularny program „Down the road”, gdzie grupa osób z zespołem Downa podróżuje po Europie z Przemkiem Kossakowskim, społeczeństwo oswaja się z niepełnosprawnością. Ważna jest edukacja, ważne są takie inicjatywy, jak Światowy Dzień Zespołu Downa. To już 21 marca, zapraszamy wszystkich do założenia dwóch niepasujących do siebie skarpetek. Chcemy w ten sposób pokazać, że solidaryzujemy się z osobami z zespołem Downa.

Dlaczego ta data?

Bo wada ta polega na tym, że w 21. parze chromosomów osoby z zespołem Downa zamiast dwóch par mają trzy chromosomy.

Coraz częściej zdarza się też, że osoby z niepełnosprawnością biorą udział w reklamach. Kiedyś było to nie do pomyślenia.

Na szczęście czasy się zmieniają.

Wywiad z magazynu VIVA!. Wydanie z 24 lutego 2022 roku.

Reklama

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Filip Chajzer nie pojawi się w Dzień Dobry TVN. Stacja oraz dziennikarz wydali oświadczenie

Agnieszka Kulesza & Łukasz Pik
Reklama
Reklama
Reklama