Reklama

Miłość była dla nich nie tylko postawą, lecz także planem na życie. Towarzyszyła im każdego dnia. Byli ze sobą do końca... Magdalena Zawadzka w poruszającej rozmowie z Krystyną Pytlakowską wspomina ukochanego męża, Gustawa Holoubka. Jaki był prywatnie? Co znaczyło dla niego małżeństwo? Jakie były ich ceremoniały, które stały się nieodłącznym elementem tej wyjątkowej więzi? Ta rozmowa jest niezwykle osobista...

Reklama

Krystyna Pytlakowska: Na rocznicę urodzin Gustawa Holoubka od 13 lat odbywa się koncert poświęcony Jego pamięci. Masz potrzebę przypominania ludziom, że był taki wielki aktor?

Magdalena Zawadzka: Tak. Człowiek żyje dotąd, dopóki się o nim pamięta. A ja chcę, żeby żył jak najdłużej w ludzkiej pamięci, miał przecież tak wiele do zaoferowania: wspaniałych, cudownych, mądrych i odkrywczych myśli. I nawet jeżeli ci, którzy go kiedyś znali, powoli odchodzą, to inni, którzy być może nigdy nie widzieli go na scenie i nawet nie znają jego nazwiska, sięgną do źródeł, żeby się czegoś o Gustawie dowiedzieć - wybitnym Mistrzu. Na pomysł tych koncertów wpadliśmy z grupą jego przyjaciół, już rok po śmierci Gustawa.

A dlaczego są to wieczory muzyczne, a nie teatralne?

Bo muzyka była wielką miłością Gustawa. Jego ojciec kupował płyty z operami i Gustaw znał je od wczesnego dzieciństwa na pamięć, mógłby wiele z tych arii zaśpiewać. Poza tym wybitny kompozytor Artur Malawski, który był profesorem Gustawa w szkole teatralnej, nauczył go muzykę rozumieć. Przez pierwsze trzy lata borykałam się z różnymi trudnościami, organizując te koncerty. Bardzo pomagali mi wtedy w ich organizacji na Zamku Królewskim: wybitny śpiewak Wiesław Ochman i dyrektor Zamku profesor Andrzej Rottermund.

Teraz zajmuje się organizowaniem tych rocznic pamięci dyrektor Teatru Wielkiego Waldemar Dąbrowski.

Tak. Zawsze szanował i podziwiał Gustawa. I w końcu widząc, jak usiłuję pokonywać różne trudności organizacyjne, powiedział: „Madziu, ja to biorę na siebie, o nic więcej się już nie martw”. To był wielki prezent od losu. Waldemar Dąbrowski te koncerty firmuje, ale reżyseruje je znakomity znawca muzyki Stanisław Leszczyński, który dobiera repertuar na każdy z tych urodzinowych koncertów. One niosą w sobie radość właśnie dlatego, że odbywają się w rocznicę urodzin, a nie śmierci. Dzięki nim możemy przez dwie godziny przebywać w świecie Gustawa, który uwielbiał muzykę klasyczną i śpiew. Muzyka go koiła, dawała mu siłę.

Czytaj także: Gustaw Holoubek: ostatni taki gentleman. Ciut chuligański

Grzegorz Roginski/Forum

Magdalena Zawadzka i Gustaw Holoubek

Każdy taki koncert wiąże się dla Ciebie ze wspomnieniami.

Tak, tym bardziej że często towarzyszy muzyce głos Gustawa, jego wypowiedź czy niepowtarzalna recytacja. A ten ostatni, który odbył się 20 kwietnia, był niezwykle wstrząsający i piękny w swojej prostocie. Nosił nazwę, tak jak wszystkie wcześniejsze koncerty, „Zagrajcie mi to”. Tylko jeden poświęcony wykonawcom operowym był zatytułowany „Zaśpiewajcie mi to”.

I kiedy Śląski Kwartet Smyczkowy zagrał muzykę Haydna, do recytacji Gustawa Holoubka pod nazwą „Gustaw Holoubek in memoriam”, cała sala Teatru Wielkiego tonęła w ciszy. Widzowie byli zasłuchani i wzruszeni. Może nawet płakali.

Nie widziałam niczyich łez, bo sama byłam pogrążona we wspomnieniach, słuchając fragmentów Pisma Świętego, które Gustaw nagrał dla Polskiego Radia 30 września 1999 roku w kościele śp. Piotra i Pawła w Katowicach. Kiedy zabrzmiało siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu, każdy z widzów i słuchaczy był pod wrażeniem. Sposób, w jaki Gustaw to mówił, był niepowtarzalny, mistrzowski. I mam tu na myśli nie tylko mistrzostwo słowa, ale głos Gustawa pełen najszlachetniejszego, dramatycznego patosu. W jego głosie było coś metafizycznego. Zatopiłam się więc w jego i moim świecie. A ta przejmująca, brzemienna uwagą cisza była rodzajem najwyższego uznania.

Kiedy słuchasz głosu Gustawa...?

On jest wtedy ze mną. Taki, jakim go znałam od lat. Jego głos był przecież obecny na co dzień w moim życiu.

Miał jakieś ulubione powiedzenie, którym Cię witał czy żegnał na dobranoc?

Pamiętam głównie, że kiedy wracałam do domu, a nie mógł mi otworzyć drzwi, wołał z głębi mieszkania: „Jestem!” To było piękne, dawał mi tym do zrozumienia, że czekał i cieszy się, że przyszłam. Poza tym miał mnóstwo przeróżnych powiedzeń. Właściwie nie do powtórzenia, bo zmieniał je zależnie od okoliczności. Dotyczyło to również jego żartów i dowcipów. Trudno mi teraz przywołać jakieś w pamięci, ponieważ wszystko, co było tematem jego żartów, dotyczyło danej chwili.

To nie było tak, że siedział i opowiadał kawały, albo łapał kogoś za klapę marynarki: „chodź, chodź, opowiem ci dowcip”. Jego żarty czy anegdoty to były komentarze dotyczące aktualnej sprawy albo sytuacji i każdy żart wzbogacał swoim sposobem mówienia i sobie tylko właściwą intonacją. Anegdoty Gustawa spisane na papierze nie wydają się wcale zabawne, ale ozdobione jego osobowością, niezmiennie wszystkich bawiły.

Czytaj także: Magdalena Zawadzka o Gustawie Holoubku: „Cały czas jest przy mnie obecny”

ARCHIWUM TEATRU DRAMATYCZNEGO

Ja mogę przypomnieć tylko, że kiedy pierwszy raz telefonowałam do Gustawa Holoubka, pełna tremy, prosząc go o wywiad do mojego pisma, zapytał: „na jaki temat będziemy rozmawiać?”, z niepokojem odparłam, że chciałabym, żeby tematem naszego wywiadu była miłość. Odpowiedział wtedy: „Ależ świetnie, ja teraz mogę mówić wyłącznie o miłości”.

To piękna anegdota, bo Gustaw rzeczywiście wierzył w miłość, pielęgnował miłość i cieszył się miłością. Odrzucał kunktatorstwo, podchody, knowania, był tak prostolinijny ze swoją chłopięcą ufnością, całą duszą i sercem oddany wierze w drugiego człowieka. Całe moje życie z nim otaczało dobro, mądrość i cudowna pobłażliwość. Nawet jak powiedziałam coś może bezsensownego albo naiwnego, patrzył na mnie z czułością i pytał: „Magusiu, a ile ty masz latek?” Dawał mi tym do zrozumienia, żebym wydoroślała i nauczyła się dystansu do wielu spraw. Cenił młodych, początkujących, utalentowanych artystów. Uważał, że najgorszy jest brak talentu, ale za to pracowitość aż do bólu. Mówił o niektórych twórcach, że im brak talentu daruje, ale ich pracowitość to dopiero nieszczęście.

Zakochał się w Tobie także dlatego, że masz talent.

Właściwie nie wiem, dlaczego się we mnie zakochał. Chyba nikt nie wie, dlaczego się w kimś zakochuje.

Cały czas jesteście razem, mimo że już od 14 lat nie żyje.

Gdy wchodzę do naszego, jeszcze niedawno wspólnego mieszkania, nigdy nie czuję się w nim sama. W meblach, w przedmiotach, w powietrzu, we wszystkim, co jest w tym domu, jesteśmy razem. Tworzyliśmy go wspólnie, udzielając sobie wzajemnie rad, zdobywając różne rzeczy w tamtych ciężkich czasach, kiedy prawie nic nie było w sklepach, a jeżeli już, to brzydkie. Trzeba było wyszukiwać „białe kruki” w każdej dziedzinie. A my oboje byliśmy specjalistami w wyszukiwaniu ładnych przedmiotów, które podobały się i Gustawowi, i mnie.

W naszym mieszkaniu nie ma ani jednej rzeczy, którą bym przeforsowała na siłę bez akceptacji Gustawa. Dlatego gdy spojrzę tutaj na cokolwiek, mam poczucie wspólnoty. Pamiętam, w jakich okolicznościach każda rzecz była kupowana albo podarowana i doskonale pamiętam, przez kogo. Gdy otwieram drzwi wejściowe, w uszach mi brzmi jego „Jestem”. I to nadaje sens wszystkiemu, co dzieje się wokół mnie teraz. Nasze życie nie było zmarnowane, nawet gdy płakałam albo się czymś martwiłam, przeżywaliśmy to wspólnie i dzięki Gustawowi wszystko zmierzało ku dobremu.

Koncerty urodzinowe to dar od Ciebie nie tylko dla Gustawa i dla ludzi, którzy go znali i pamiętają, ale także dla tych, którzy dopiero teraz mają okazję go poznać.

Taka jest istota tych koncertów. Żyjemy przecież w świecie, w którym zapomina się następnego dnia po pogrzebie o ludziach, którzy nasz świat tworzyli. My jesteśmy tylko kontynuacją i dlatego nie wolno zapominać o tych, którzy odeszli - z niektórych powinniśmy brać przykład, a o innych niestety pamiętać ku przestrodze. A ja bardzo chcę, żeby o Gustawie nigdy nie zapomniano jako o człowieku, który tworzył świat kultury i piękna.

Zostały też z pewnością nagrania nie tylko z głosem Gustawa Holoubka, ale też z wielkich przedstawień, w jakich brał udział. Czy „Dziady” z 1968 roku, które zmieniły bieg historii, zostały nagrane?

Nie. Zachowały się tylko niewielkie fragmenty, nagrywane na nośnikach jeszcze dość prymitywnych. A przecież to, co dotyczy teatru i występu na żywo, powinno być nagrywane i przekazywane następnym pokoleniom.

Te pokolenia byłyby za to wdzięczne.

Na wdzięczność raczej nie liczę. Temat pamięci o mężu zmusza mnie do przypomnienia faktu, że 29 maja 2008 roku Rada Warszawy uroczyście nadała imię Gustawa Holoubka Teatrowi Dramatycznemu. Gustaw Holoubek kierował nim przez 11 lat i za jego dyrekcji teatr stał się jedną z czołowych europejskich scen. Imię Gustawa Holoubka zostało zdjęte przez Radę Warszawy bez poinformowania opinii publicznej i mnie. Po cichu. Do tej pory go nie przywrócono. Czekam i mam nadzieję, aż Rada Warszawy zmieni wcześniejszą decyzję i przywróci imię Gustawa Holoubka Teatrowi Dramatycznemu. Z góry za to dziękuje.

Rozmawiała: KRYSTYNA PYTLAKOWSKA

Czytaj także: Gustaw Holoubek we wspomnieniach Magdaleny Zawadzkiej

Radosław NAWROCKI / Forum
Reklama

Magdalena Różczka, Jan Holoubek, Magdalena Zawadzka, Warszawa, Teatr Ateneum, 18.11.2021 rok

Reklama
Reklama
Reklama