Grzegorz Religa nie zawsze miał z ojcem łatwą relację. Dziś rocznica urodzin Zbigniewa Religi...
„Potrafił powiedzieć: „jesteś głupi jak but”. Ale nie obrażałem się”
- Krystyna Pytlakowska
W czym byli podobni, a w czym się różnili (poza tym, że ojciec kibicował Górnikowi Zabrze, a on Legii)? Czy łatwo mu mierzyć się z porównaniami do legendy? Czy tak jak ojciec chciałby zostać prezydentem? Grzegorz Religa, wybitny kardiochirurg, w trudnej i zaskakującej rozmowie z Krystyną Pytlakowską o Zbigniewie Relidze, charyzmatycznym chirurgu. Ale nie tylko.
Przypominamy ten szczególny wywiad w dniu kolejnej rocznicy urodzin legendarnego lekarza.
Artykuł aktualizowany: 16.12.2023 r.
Wspomnienia Grzegorza Religi o ojcu
Krystyna Pytlakowska: Jak myśli Pan o swoim ojcu? Że był utalentowany? Że był dobrym człowiekiem? Że brakuje go Panu i że gdyby żył, może pomógłby Panu w dokończeniu budowy oddziału?
Grzegorz Religa: Nie myślę w ten sposób, bo go nie ma, i tyle. Nie mam takich „powrotowych myśli”.
A że dokonał czegoś pionierskiego, że był wybitnym człowiekiem?
Kiedy dorastałem, nie myślałem tak o nim. Zdawałem sobie sprawę z tego, że był rozpoznawalny, bo czegoś w Polsce dokonał. Na szczęście nie było wtedy plotkarskich portali. Ojciec nie pozował na ściankach. Ja zresztą też nie pozuję. Myślę głównie o pracy, a nie o tym, kim byli rodzice. I są, bo mama przecież żyje. Ale podziwiałem ojca, i jako nastolatek, i jako dorosły człowiek, lecz nie prawiliśmy sobie komplementów.
A nie żałuje Pan, że czegoś nie zdążył mu powiedzieć?
Nie miewam takich myśli. Właściwie rozmawialiśmy o wszystkim na bieżąco. Nie myślę więc, że coś bym mu powiedział teraz, czego nie powiedziałem mu kiedyś.
Jesteście do siebie podobni. Na pewno zewnętrznie.
To prawda. Kiedyś mówiło się o takich dzieciach: „Skóra zdarta z ojca”. Ale w wielu punktach bardzo się różniliśmy.
Jakich?
Ojciec był bardziej zdecydowany i zdeterminowany niż ja. Jestem bardziej miękki, ustępliwy.
Zbigniew Religa, 2007
Tak? Ale jest Pan podobnie wybuchowy jak Pana ojciec. Nietrudno wprawić Pana w złość, czego zresztą doświadczyłam na własnej skórze. (śmiech)
To prawda, jestem popędliwy, szybko wpadam we wściekłość. Ale potem mi przechodzi. Ojciec też był wybuchowy, chyba bardziej niż ja. U niego, podobnie jak u mnie, wszystko musiało współgrać. Najbardziej złościło go, gdy ktoś coś w pracy zawalił, między innymi ja na początku, kiedy nie wyszukałem potrzebnego preparatu.
Wściekł się, bo z mojej winy mogło coś nie dojść do skutku. Doskonale pamiętam, kiedy przy moim pierwszym przeszczepie z emocji zapomniałem wyjąć pacjentowi stymulator. Ze strachem przyznałem mu się do tego, ale tylko machnął ręką. „To się usunie”, powiedział. Ważne było, że przeszczep poszedł idealnie. Istotna tu była nasza relacja – popełniłem mały błąd, a on przyjął to normalnie.
Czytaj także: Gdy się poznali, ona miała już córkę. Borysa Budkę i jego żonę dzieli 7 lat
Grzegorz Religa w sesji dla „VIVY!”, październik 2021
Kiedy pracował Pan z ojcem?
W latach 2001–2004. Do ministerstwa odszedł w 2005. Ojciec przyszedł do Instytutu w Aninie i został moim szefem. A ja tam pracowałem już od 1997 roku. To nie było więc tak, że zatrudniono mnie jakby po znajomości. Ojciec zresztą był w Aninie jeszcze w latach 80. Potem odszedł do Zabrza i wrócił na początku lat dwutysięcznych.
Jakie było Pana dzieciństwo?
Wydawało mi się, że jest zwyczajne. Ojciec głównie siedział w szpitalu, mama naukowiec, też pochłonięta pracą. A ja, jak wielu rówieśników, biegałem po podwórku z kluczem na szyi. I nic złego mi się nie działo. Dziecko musi uczyć się samodzielności i ja się jej od małego uczyłem. Z dzieciństwa pamiętam fajne wakacje za granicą, kiedy pojechaliśmy na miesiąc do Hiszpanii i mieszkaliśmy w namiocie, a rok później do Grecji.
Rodzice zarobili trochę pieniędzy na stażu w Stanach Zjednoczonych, więc mogliśmy sobie pozwolić na taki wyjazd. Wspominam to jako świetny czas, bo mogliśmy uczyć się bliskości. Potem ojciec już cały tydzień spędzał na Śląsku, w Zabrzu, a mama pracowała do nocy. Kiedy przychodziłem ze szkoły, jej nie było, a kiedy wychodziłem rano z domu, jeszcze spała.
Miał Pan więc dużo wolności.
I dobrze, bo mogliśmy robić wszystko, co chcieliśmy. Chociaż istniały granice (...)
Rozumiał Pan wszystkie jego decyzje?
Nie zawsze. Na przykład fakt, że zajął się polityką, odchodząc od medycyny, dla mnie był trudny do pojęcia. Ja polityką się nie interesowałem i nie interesuję. A on nią żył. Nie byłem więc w rozmowach dla niego równorzędnym partnerem. Potrafił powiedzieć: „jesteś głupi jak but”. Ale nie obrażałem się o to. Natomiast jestem mu wdzięczny za to, że podtrzymywał mnie w decyzji o studiowaniu medycyny. Wpadłem na ten pomysł, kiedy kończyłem liceum i nie miałem planu na życie, a w domu nic, tylko medycyna. Nie było moim marzeniem zostać lekarzem, ale na medycynę pójść było najprościej. W sumie ta decyzja nie była najgorsza.
Za pierwszym razem się nie udało.
Nie dostałem się z powodu własnego lenistwa i głupoty. Jedyne, co jest w tej historii ważne – miałem legalne możliwości dostania się na inną uczelnię, nie chciałem też zdawać na medycynę w Zabrzu. Zapadła więc wspólna decyzja, że będę próbował po raz drugi w Warszawie, a teraz pójdę do roboty. Postanowiłem przy cichej aprobacie ojca spróbować ponownie zarobić na punkty, pracując jako salowy na urologii. To była dobra lekcja.
Najpierw nawet nie chciałem iść na kardiochirurgię, żeby uniknąć porównywania z ojcem. Chciałem istnieć jako ja, a nie jako syn mojego ojca. Chociaż, jak już powiedziałem, pierwszy raz do operacji dopuścił mnie on, gdy został moim szefem w szpitalu w Aninie i pozwolił wykonać samodzielnie niektóre czynności. Za drugim razem już mnie przyjęto na medycynę w Warszawie, no i jestem kardiochirurgiem, podobnie jak tata.
Pamięta Pan jego pierwszą transplantację serca, nieudaną zresztą?
Jak to nieudaną! Operacja się udała, natomiast chory umarł z powodu powikłań po przeszczepie – wiedza medyczna na temat leczenia supresyjnego w tamtych czasach była uboga. To był 1985 rok, miałem 18 lat i nie bardzo się interesowałem sprawami dorosłych. Miałem swoje towarzystwo, swoje tematy, swoje pasje.
Czytaj także: Satyryk z powołania, z zawodu nauczyciel WF-u. Tajemnice Marcina Wójcika z Ani Mru-Mru
Zbigniew Religa, Grzegorz Religa, Anin, Instytut Kardiologii, czerwiec 2004 roku