Paweł Wawrzecki jest tatą na medal. Tak opiekuje się córką z porażeniem mózgowym
„Jestem przygotowany do trudnych sytuacji”
- Krystyna Pytlakowska
Przyjacielski, utalentowany, z pogodnym usposobieniem. Paweł Wawrzecki od lat skupia się na życiu zawodowym, jak ognia unikając błysku fleszy. Słynie ze swojej skromności i pracowitości. Ale w życiu prywatnym przeszedł naprawdę wiele... Los kilka razy okrutnie go doświadczył. Tragiczna śmierć ojca i pierwszej żony, bliska relacja z Agnieszką Kotulanką...
W niezwykłym wywiadzie z Krystyną Pytlakowską dla vivy.pl z maja 2020 roku Paweł Wawrzecki opowiadał o czasie pandemii, opiece nad 42-letnią córką Anią, która urodziła się z porażeniem mózgowym, jej codzienności oraz postrzeganiu rzeczywistości. Aktor jest bardzo zżyty z córką. Jest jej największym wsparciem i pomocą. Wspólnie gotują, spędzają razem każdą wolną chwilę. Są nierozłączni.
Z okazji urodzin aktora, przypominamy tę intymną i jedyną w swoim rodzaju rozmowę!
[Ostatnia aktualizacja tekstu 12.02.2024 rok]
Wywiad z Pawłem Wawrzeckim
Na pewno nie jest Ci łatwo podczas tej pandemii. Jak żyjesz Ty i jak żyje teraz Twoja córka Ania?
Paweł Wawrzecki: Staramy się żyć w miarę normalnie. Dużo chodzimy na spacery, bo mieszkamy koło lasu. Mamy swoje trasy i robimy codziennie od trzech do sześciu kilometrów. Robimy to, żeby Ania nie przybierała na wadze i wzmacniała nogi, bo ona chodzi w sposób charakterystyczny. Ale daje radę. Jest zmęczona, lecz za to dobrze śpi.
Czy do Ani dociera to, co dzieje się na zewnątrz?
Wie, że istnieje zagrożenie życia, że jest pandemia i że to niebezpieczne. Nieczynny jest ośrodek, do którego jeździła na zajęcia terapeutyczne. Musiała podpisać papiery, więc docierają do niej realia rzeczywistości. Ma świadomość, że dzieje się coś bardzo złego. Sama jednak jest zdrowa, właściwie na nic nie choruje. Ale wie też, że inni ludzie umierają, chociaż moja rodzina właściwie jest długowieczna.
Zobacz: Paulina Sykut-Jeżyna unika publicznych wyjść z mężem. Prezenterka ujawniła zaskakującą prawdę
A czy rozumie, czym jest śmierć?
Po swojemu na pewno tak. Bardzo przeżywała, kiedy umarł jej dziadek, ojciec mojej żony Basi. Odszedł trzy lata po niej, a ja miałem problem, jak Ani o tym powiedzieć. Pytała, czemu do niego nie zadzwonimy, a ja, że telefon nie działa. Posługiwałem się kłamstwem, które mi bardzo dokuczało. Ale w końcu wyznałem jej prawdę. Bardzo przeżyła śmierć babci, a później też żony mojego brata. Ona wie, co to znaczy odejść. Nie chcę jednak rozmawiać o śmierciach. W pandemii otworzyły się nam drzwi do innego życia, takiego bliżej siebie. Jesteśmy sami, przebywamy we dwoje w domu, bez osób do pomocy. Ale musimy sobie jakoś radzić.
Jestem przygotowany psychicznie do trudnych sytuacji. Umiem uprać, posprzątać, ugotować. Wybieramy z Anką sobie rozmaite potrawy. Pytam, co by zjadła i gotujemy na przykład zupę pomidorową. Anka mi pomaga, wrzucając przyprawy. I pyta, czy pamiętam, że ma wziąć lekarstwo o 12 w południe. Albo przypomina: „Nie dałeś mi magnezu!”. Wynosi naczynia do zlewu, po śniadaniu myje swój kubek, a do obiadu przygotowuje stół, kładzie talerze, sztućce i serwetki. Zawsze teraz jadamy razem. Rano przygotowuję sałatkę warzywną: ogórek, rzodkiewka, czosnek, po dwa pomidorki koktajlowe. Dodajemy do tego koper i pietruszkę, bo ma dużo żelaza i neutralizuje zapach czosnku. Ale i tak przez maseczkę nikt go od nas nie poczuje.
Paweł Wawrzecki z córką Anią, czerwiec 2004
Masz takie poczucie, że Twoja córka się Tobą opiekuje?
A wiesz, że tak? Ona ogarnia umysłowo to wszystko, co się dzieje wokół nas. I wie, że z powodu koronawirusa na wiele nie możemy sobie pozwolić. Niestety, już sześć tygodni nie chodzi do swojego ośrodka, gdzie gra w zespole, śpiewa i uczestniczy w terapiach. Na pewno jej tego bardzo brakuje. Ma świetny słuch, który odziedziczyła po swojej mamie Basi, i jej ojcu, który miał słuch absolutny. Czuje rytm, dobrze śpiewa i pamięta słowa. Ale teraz czuje się trochę jak na wakacjach, czeka, co dalej będzie. Oboje nie bardzo wiemy, jak długo jeszcze przyjdzie nam tak żyć. A jednocześnie wie, że jestem z nią w domu, bo teatr zamknięty, i że do Stanów Zjednoczonych nie wyjadę, bo są zamknięte granice.
Cieszy ją zapewne, że ma Ciebie przez cały dzień.
Tak, ale przecież to nieprawda, że nie pracuję. W teatrze mamy wirtualne spotkania, nagrywamy spektakle. Ostatnio zagraliśmy „Zemstę”. Ania bardzo lubi słuchać tekstów Fredry.
Wie, co to jest teatr?
No pewnie, że wie. Zagrała przecież z sukcesem w „Ani z Zielonego Wzgórza”. Najpierw za sprawą Basi, a po jej śmierci zajęła się tym Marysia Ciunelis. Anka miała bardzo dobre doświadczenia z tego teatralnego kontaktu. I chyba ma intuicję aktorską, o czym przekonujemy się, gdy uczestniczy w kółku teatralnym swojego ośrodka, gdzie pracują z nimi zawodowi aktorzy.
Twoja córka urodziła się z porażeniem mózgowym. I to, kim jest dzisiaj, zawdzięcza swojej matce i Tobie. A z tego, co mówisz, jest inteligentną, utalentowaną dziewczyną.
Tak, chociaż czasami zachowuje się jak małe dziecko. To zresztą wszystko jest dość skomplikowane. Emocjonalnie rozwija się prawidłowo. Podobają jej się niektórzy moi koledzy, jak Andrzej Grabarczyk czy Paweł Małaszyński. Bardzo lubi z nimi rozmawiać, a ja nie mogę jej tego zabronić. Jest zainteresowana wszystkim, co się dzieje wokół niej i zdrowiem każdego członka naszej rodziny. Bardzo się martwi, gdy ktoś choruje.
A jak się z nią rozmawia?
Jest bardzo wygadana. Jak to mówię, mocna w pysku. Zresztą sama z nią porozmawiaj, to się przekonasz. Chodzi też na spotkania z psychologiem i rozmawia z nim o różnych ważnych sprawach, między innymi o tym, jak przychodzą na świat dzieci i co to jest miłość. A gdy pytają ją, kogo kocha, odpowiada, że najbardziej na świecie tatusia.
Przeczytaj również: Joanna Kulig zapozowała u boku Toma Hanksa. Kolejny sukces polskiej aktorki
Na pewno myślisz o tym, co będzie z Twoją córką, gdy Ty odejdziesz. Przepraszam, że Cię o to pytam, ale wiem, że na pewno myślisz o tym ze strachem.
Wolałbym, żeby była inna kolejność. Pamiętam, jak moja Basia mówiła o tym, co się stanie, gdy jej nie będzie. Ale ja nie zastanawiam się nad moim odchodzeniem. Nie przywołuję tego, bo wiem, że Anka miałaby wtedy bardzo ciężko. A jednocześnie mam świadomość, że tacy ludzie jak Ania muszą potem jakoś żyć, bez tej osoby, do której się przyzwyczaiły. Żyją z bólem i ze świadomością, że tego kogoś już nie ma. Ale zostają im po nim wspomnienia.
Tak naprawdę nie wiesz, ile Anka rozumie. A na pewno dużo więcej, niż sądzisz.
Oceniam jej inteligencję bardzo wysoko. Tym bardziej, że zupełnie obcy ludzie, którzy spotykają się z Anią, czasami są pełni podziwu dla jej zdolności kojarzenia. Chociaż widać, że to osoba obciążona. Ania nigdy nie będzie pracowała, chociaż skończyła szkołę, pisze, czyta, korzysta z komputera. Ale sama na przykład książki nie przeczyta, bo to zbyt dla niej męczące.
Ale filmy ogląda?
Oglądamy dużo filmów, zwłaszcza o zwierzętach. A w wolnym czasie gramy w gry internetowe, takie, w których trzeba odpowiadać na pytania - miasta na jakąś literę, warzywa na jakąś literę, państwa na jakąś literę. Często się w to bawimy. Robimy też sobie quizy, słuchamy odgłosów ptaków i Ania zgaduje, jaki to ptak. Na ten temat ma ogromną wiedzę. A w weekendy wpada do nas dawna nauczycielka Ani w klasie integracyjnej i piszą z Anią dyktando. W ortografii jest bardzo dobra. No i ma fantastyczną pamięć. Teraz to jednak wszystko uległo zastopowaniu...
Ania i Paweł Wawrzeccy, kwiecień 2008. Córka aktora miała wówczas 27 lat
A czym zajmujecie się wieczorami?
Stawiamy pasjanse. Ania traktuje je rygorystycznie, układając karty jedna po drugiej. I bardzo się cieszy, gdy jej pasjans wyjdzie. Gra też w Totolotka, chociaż nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego, jak człowiek wchodzi w posiadanie pieniędzy. Dla niej to proste, trzeba iść do bankomatu i je podjąć.
Czy czuje Twój strach przed epidemią?
Ja wcale nie jestem taki wystraszony. Nasza rodzina jest mocna genetycznie, jak już ci wspomniałem. A w kręgu moich znajomych dwie osoby przeszły koronawirusa i wyzdrowiały. Oczywiście ważne są warunki, w jakich ta choroba przebiega. Łatwiej jest, gdy można zostać w domu, a jeszcze łatwiej, gdy wokół domu jest ogród. My się więc wirusa nie boimy. Mamy duży ogród, w którym sprzątamy, a Anka zbiera szyszki na ognisko. Któregoś dnia upieczemy sobie przy nim kiełbaski.
Szkoda tylko, że Twoja żona nie może przyjechać z Ameryki i pobyć z Wami.
Szkoda. Ania bardzo ją lubi. Ale żona, która w tej chwili jest na Florydzie, często do nas dzwoni. Miała przyjechać na święta Wielkanocne, ale oczywiście epidemia na to nie pozwoliła i na razie nie ma widoków na to, żeby przyjechała. Myślimy o spotkaniu w czerwcu, ale nie mamy pojęcia, czy już to będzie możliwe. Moja żona bardzo się o nas martwi, przypomina o myciu rąk, o maseczkach na twarz. I prosi, żebyśmy nie chodzili na targ.
A chodzicie?
Tak, ale rzadko. Na pewno nie codziennie.
Czy teraz, kiedy masz więcej czasu, wracasz myślami do przeszłości?
Nie. Bo ja chcę iść do przodu, a nie rozpamiętywać to, co było.
Czytaj także:
Paweł Wawrzecki z drugą żoną, dr Izabelą Roman oraz córką Anią, kwiecień 2014
Mam jednak bardzo ważne pytanie. Czy wybaczyłeś już tym, którzy w tak okrutny sposób zabrali Ci ojca? (został skazany na karę śmierci w aferze mięsnej w 1955 roku. To był proces pokazowy, tzw. „odstraszający”).
Wywalczyłem jego rehabilitację, i jak na ironię, został zrehabilitowany za rządów Leszka Millera. Nie chcę jednak o tym mówić. Przeżyłem bez ojca 55 lat, bez babci 50, ale gdybym ciągle o tym myślał, działałbym sam na siebie destrukcyjnie. Ułożyłem sobie jakoś życie i nie chcę tego zniszczyć. I myślę też, że jeszcze na tym świecie coś osiągnę, coś zdziałam. Lubię przecież to, co robię. I lubię się czuć potrzebny. Myślę też, że los w jakiś sposób chciał mi wynagrodzić moją stratę i dał mi talent, a także pracowitość.
Pomyśl, jestem już 45 lat na scenie. A licząc od tego roku, kiedy jeszcze byłem studentem i Erwin Axer zaprosił mnie do teatru, to już 46 lat jestem aktywny zawodowo. I nawet teraz jakoś funkcjonuję w tej rzeczywistości pandemicznej. Myślę, że się jeszcze nieraz spotkamy w teatrze, chociaż nie wyobrażam sobie przedstawień, w których na widowni siedzi tylko 50 osób.
Ale przecież to się kiedyś skończy. Kiedyś będzie jeszcze normalnie.
Głęboko w to wierzę. I wierzę również, że nie będziemy musieli nagrywać spektakli na Skypie, chociaż to też jest ważne dla widza. Po „Zemście” i „Wszystko jest względne” Ayckbourna, widzowie zadają nam dużo pytań. Spotykamy się też przez Internet i dyskutujemy o sztuce. Daje nam to wrażenie prawie prawdziwego teatru (w tym momencie Ania wtrąca się do naszej rozmowy: „Taki teatr jest genialny, nawet bym powiedziała. A ja uważam, że nawet lepszy, ponieważ nie muszę się rozstawać wieczorami z tatą”).
Rozmawiała: KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
Paweł i Ania Wawrzeccy w czerwcu 2013 roku. Córka aktora miała wówczas 32 lata
[Ostatnia publikacja na Viva Historie 10.06.2024 r.]