Katarzyna Błażejewska-Stuhr i Maciej Stuhr o pierwszym spotkaniu i swojej miłości
„Czasami zakrada się jakiś niepokój, czy przypadkiem coś się nie wypaliło”
- Beata Nowicka
On – najpopularniejszy aktor swojego pokolenia, mąż i ojciec. Ona – dietetyczka kliniczna, aktywistka, żona i mama. On mówi: „Spotkałem rudego anioła”. Ona: „Ja walczę, mąż mnie wspiera”. Power couple współczesnych czasów. Trendsetterzy pomagania uchodźcom. Oto fragment wywiadu Katarzyny Błażejewskiej-Stuhr i Macieja Stuhra z lipca 2022 roku. Rozmawiała Beata Nowicka. Zakochani dzisiaj świętują 7. rocznicę ślubu.
Katarzyna Błażejewska-Stuhr i Maciej Stuhr w VIVIE!
Po raz pierwszy spotkaliśmy się we trójkę osiem lat temu. My pracowaliśmy nad książką, a Kasia do nas dołączyła. Bawiłam się na Waszym weselu. Wiedliście w miarę beztroskie, szczęśliwe życie. Dziś mam wrażenie, jakby to się działo w innej epoce. Prowadzicie inne życie.
Katarzyna Błażejewska-Stuhr: Dalej szczęśliwe, chyba… (śmiech). Rzeczywiście, wyprowadziliśmy się z mieszkania w centrum do domu, na stałe jest z nami dwójka dzieci, dwa psy, uchodźcy. Ale cały czas walczę o tamtą beztroskę, bo ona wciąż jest, tylko gubi się w natłoku obowiązków.
Maciej Stuhr: Dużo rzeczy się też nie zmieniło.
Miłość na przykład?
Maciej: Przede wszystkim fascynacja sobą, mówię o swoim uczuciu do Kasi. Nie sądziłem – zabrzmi to banalnie – że związek może tak nie ostygnąć. Wciąż dużo robimy wspólnie, z pasją. Wiadomo, że niektóre rzeczy muszą walczyć o palmę pierwszeństwa i przegrywają z codziennością: z wożeniem dzieci, psami, lekarzami, szpitalami, zakupami…
…niespodziewanymi gośćmi?
Maciej: Goście są naszą spécialité de la maison, mam wrażenie. Jesteśmy mistrzami w przyjmowaniu gości i oboje to uwielbiamy. To się stało naszym stylem życia.
Katarzyna: I nie mówimy tylko o uchodźcach.
Maciej: Mamy dom otwarty. Zauważyłem, że jesteśmy siebie ciekawi przy gościach. Niektóre rzeczy wiemy o sobie tylko dlatego, że przychodzą goście i w żartach, albo nie w żartach, coś mówimy. W ich obecności przerabiamy różne tematy. Tak dowiedziałem się, że Kasi nie podoba się moja broda, którą zapuściłem do serialu „Szadź”. Potem przez osiem miesięcy cztery razy dziennie słyszałem…
Katarzyna: …że nie lubię tej brody, ta broda jest okropna. Teraz, kiedy ją zgolił, 80 razy dziennie mówię, jak mi się podoba, jaki jest przystojny, a wręcz piękny. Maćka to peszy, ale nie mogę się pohamować (śmiech).
No i osiągnęliśmy piękną równowagę. Brody nie ma, miłość jest.
Maciej: Kluczem jest to, żeby wyrywać chwile, kiedy jest się tylko we dwoje. Czasami zakrada się jakiś niepokój, czy przypadkiem coś się nie wypaliło. Okazuje się jednak – jak już zostajemy sami – że nie. Tym silniejsza jest wtedy ta ulga: o Jezu, jednak nic się nie zmieniło. Czasami po prostu nie ma czasu na uważność w tym całym zamieszaniu.
Zwanym życiem. Z ważnych zmian – po latach odszedł Pan z teatru Warlikowskiego.
Maciej: Przez 20 lat byłem przepracowany i nie chciałem tak funkcjonować do końca życia. W sferze marzeń zawsze było: mniej pracować. Decyzja, żeby się rozstać, przynajmniej formalnie, z zespołem Warlikowskiego, nie jest prosta. Praca z nim to marzenie wszystkich aktorów. Do dzisiaj jest mi czasami smutno i tęsknię. Wciąż gram stare rzeczy. Zresztą od Krzyśka chyba nigdy definitywnie się nie odchodzi.
Katarzyna: Pamiętam, jak nam kolana zmiękły, kiedy zobaczyliśmy plan wyjazdów ze spektaklem „Wyjeżdżamy”. Okazało się, że przez cztery miesiące nie będzie Maćka w domu. Kiedy zrezygnował, przyjęłam to z ulgą. Ale nie naciskałam na ciebie w tej decyzji. Zwłaszcza że dla mnie Nowy Teatr też jest bardzo ważnym miejscem. Pracowałam od lat z całym zespołem.
Czytaj też: Natalia Przybysz o traumie przez molestowanie w rodzinie. "Byłam w szoku, musiałam się pozbierać"
Tam się poznaliście?
Katarzyna: Poznaliśmy się w Teatrze Polonia, ale Maciek mnie nie pamięta, bo miałam wtedy dredy.
Maciej: Jak można pamiętać kogoś, kto ma dredy?
Katarzyna: Zwłaszcza że to były rude dredy do pasa (śmiech).
Maciej: To było ciekawe, bo jak się poznaliśmy, miałem największy w swoim życiu kociokwik, choć wiele ich bywało, a pani o tym wie najlepiej. Ale wtedy było wszystko: zagranica, teatry, kilka premier, seriale, filmy, radio, studenci. I tak funkcjonowaliśmy z Kasią przez pierwsze lata, że właściwie w ogóle nie było tematu, ile ja pracuję, gdzie pracuję i dlaczego.
Katarzyna: Cenię pracowitość, więc raczej mi to nie przeszkadzało.
Maciej: Natomiast potem, kiedy założyliśmy rodzinę i na świecie pojawił się nasz syn Tadzik, z oczywistych powodów fakt, ile mnie w tym domu jest bądź nie ma, ma ogromny wpływ na funkcjonowanie tego przedsiębiorstwa. Trzeba było zrobić jakiś plan, żeby to wszystko się nie zawaliło.
Katarzyna: Wcześniej, jak Maćka nie było w domu, ja też dużo pracowałam, pisałam książki albo jeździłam do Maćka na plany filmowe i tam pracowałam. Kiedy urodził się Tadzik, musiałam zwolnić, bo kawał ciąży przeleżałam. No a potem każda mama wie – pracowałam, ale i karmiłam piersią, więc musiałam być niedaleko. Po jakimś czasie Maciek mógł włączyć się w działania domowe. Pamiętam, jak mnie zaszokowałeś decyzją, że odchodzisz z teatru. Powiedziałeś mi o tym w sklepie i w pierwszej chwili pomyślałam, że to jest żart. Nie przypuszczałam, że Maciek nosił się z taką myślą, na pewno długo to rozważał.
Maciej: Pomysł chodził za mną ze dwa lata. Decyzję podjąłem tuż przed pandemią. Między nami jest 10 lat różnicy wieku. Teraz Kasia ma tyle, ile ja miałem, kiedy zaczęliśmy być razem. Wydaje mi się, że to jest taki wiek, kiedy warto docisnąć pedał kariery na maksa, a potem trochę go poluzować, bo nie wyobrażam sobie, żeby tak jechać do końca życia. Ja bym nie chciał.
Zobacz też: Nicki Aycox nie żyje. Aktorka filmów grozy miała 47 lat
Myśli Pan, że żona chciałaby docisnąć pedał kariery na maksa?
Maciej: Trzeba zacząć od tego, że kiedy się poznaliśmy, Kasia, która była wykształconą na Akademii Medycznej dietetyczką, pracowała jako kierowniczka widowni, a później jako koordynatorka pracy artystycznej w Nowym Teatrze.
Katarzyna: Przyjmowałam też pacjentów, ale nie dało się z tego wyżyć.
Maciej: Usilnie ją wtedy namawiałem na powrót do zawodu. Nie żeby mi było z nią źle w teatrze, ale uważałem, że to ma sens. Kasia ma bardzo dużą wiedzę i ambitne plany zawodowe, a oprócz tego staje się świetlaną postacią nie tylko dla mnie, ale też dla ludzi. Wydaje mi się, że powinna się tym zająć.