Rojst dał im sławę, przed nami odsłonili swoje tajemnice. Tacy są prywatnie Kasper Bajon i Jan Holoubek
"Jesteśmy żywymi dowodami na to, że koincydencje rządzą naszymi losami"
- Wiktor Krajewski
Artyści. Duet idealny. Reżyser Jan Holoubek i scenarzysta Kasper Bajon czego nie nakręcą, okazuje się hitem, który gromadzi przed ekranami wielomilionową widownię. Na pytanie, czy ich przyjaźń przetrwa wszystko, odpowiadają, że nie są przyjaciółmi, bo wiele czasu musi upłynąć, żeby tak o sobie myśleli. W rozmowie z Wiktorem Krajewskim zdradzają, czy ich znajomość to dzieło przypadku oraz ile razy pokłócili się na śmierć i życie.
Kasper Bajon i Jan Holoubek o współpracy i przyjaźni
Mimo że jesteście związani ze sobą węzłem wręcz artystycznym, serialowym, filmowym, Wasza znajomość początki ma zupełnie gdzieś indziej. Bo to nie plan zdjęciowy czy film Was połączył. Wasze światy przecięły się i zbiegły dzięki literaturze.
Jan: Wielu ludzi uważa, że życiem rządzą przypadki, a inni z kolei śmieją się ze stwierdzenia, że nic nie dzieje się przez przypadek. Tyle że w naszym wypadku ten przypadek jest kluczowy.
Co masz na myśli?
Jan: Bo jak wytłumaczysz, że idziesz na domówkę, stoisz naprzeciwko ogromnego regału wypełnionego od góry do dołu książkami, tych książek jest z 500, może nawet i więcej… Wyciągasz rękę po jedną i trafiasz na pozycję, którą napisał ktoś, z kim później jesteś związany zawodowo. Wstyd przyznać, ale książkę sobie „pożyczyłem”. Autor i jego sposób pojmowania rzeczywistości zaciekawił mnie. To była powieść Kaspra pod tytułem „Klug”…
I pojawił się w Tobie wewnętrzny imperatyw, żeby odnaleźć autora, poznać go i zrobić razem coś filmowego?
Jan: Od tego momentu w moich myślach krążyła chęć poznania autora. I na jednym z planów reklamowych, kompletnie nie wiedząc, że spotkasz kogoś, kto zaprzątał twoje myśli, po prostu wpadasz na niego… Zobacz, to jest kolejny przypadek i najlepszy dowód, że są sytuacje z góry przesądzone. Jak czegoś bardzo chcesz, pojawia się w tobie pragnienie, a świat z tobą współpracuje.
Kasper: Nasze drogi przecięły się dość późno. Był rok 2015. Ciekawe jest, że przecież nasi rodzice znali się od lat, ale my nigdy nie mieliśmy szansy się poznać. Kolejna sprawa, że mamy masę wspólnych znajomych, a jednak jakoś wcześniej się mijaliśmy. Aż tu nagle dochodzi do sytuacji, że nieoczekiwanie wpadamy na siebie i okazuje się, że jest nam bardzo po drodze, a nasze światy mają wiele wspólnego. [...] Reasumując, jesteśmy żywymi dowodami na to, że koincydencje rządzą naszymi losami.
Czytaj też: Jego życie to historia transformacji. „Szukam swojego szczęścia w miłości, na świecie…”
A to, że dorastaliście w czasach, o których opowiadacie w swoich serialach, ma wpływ na lepsze zrozumienie sposobu, w jaki postrzegacie świat?
Jan: Nie nazwałbym siebie fanem lat 90., a chyba nawet wręcz przeciwnie, nie idealizuję i nie romantyzuję tamtego czasu w historii Polski. Oczywiście pojawia się pewna nostalgia, która wiąże się z ważnym okresem w moim życiu, czyli dorastaniem, czasem liceum, potem studiów. Wspominam to jako moment wyjątkowy, chociaż same lata 90. są w mojej pamięci siermiężne, oddalone od tego, co dzieje się dziś.
Kasper: Dziś ta nostalgia jakoś pokracznie urosła w siłę. Tyle że zapominamy, że był to czas zły. Trudny. Dziś na przykład środowiska hiphopowe starają się w swojej twórczości wrócić do tamtego okresu, jakaś taka dziwna tęsknota, której nie rozumiem, jest obecna w ich twórczości. Wiadomo, wszyscy byliśmy młodsi, ale to była przecież przeraźliwa dekada. Brzydka i niebezpieczna. I my tak staramy się pokazać lata 90. Okrucieństwo, brzydota były tłem życia każdego, kto wtedy dorastał. Na porządku dziennym były pobicia i tak zwane krojenie, czyli rozboje. Strach był elementem codzienności.
Jan: Jestem starszy od Kaspra o pięć lat, więc zahaczyłem również o lata 80. Ten przełom, jaki nastąpił po 1989 roku, był wydarzeniem, które napawało mnie dumą. Byłem świadomy tego, co te zmiany, co ta wolta będzie oznaczać i dla kraju, i dla ludzi. Duma to mało powiedziane, co wtedy czułem. Pojawiały się nowe sklepy, na ulicach zagraniczne samochody, pierwsze McDonaldy. W powietrzu unosił się zapach mitycznego Zachodu, a my go doganialiśmy – przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Dzisiaj patrzę na to z pewnym rozczuleniem, bo mimo tych gwałtownych zmian, jeszcze długo tkwiliśmy w postkomunistycznej siermiędze.
[...]
Nazwalibyście siebie przyjaciółmi?
Jan: Przyjaźń kształtuje się bardzo długo, przez lata. Zarówno Kasper, jak i ja jesteśmy w tym wieku, że mamy tego świadomość. Przyjaźni nie buduje się ani w rok, ani w dwa czy nawet 10 lat, a przez 30 czy 40. Trochę czasu nam jeszcze potrzeba. Kaspra uwielbiam, cenię i śmiało przyznaję, że jest moim bardzo dobrym kumplem.
Kasper: To jest trochę jak z pierwszym związkiem w życiu, który jest bardzo ważny i odciska na tobie ogromne piętno. Tak mam z pierwszym „Rojstem”. To doświadczenie bardzo mnie z Jankiem połączyło. I trwa to już od sześciu lat. Niegdyś istniała taka instytucja, jak „kolega z wojska”. I Janek jest takim moim kolegą z wojska. Razem przeżyliśmy złego kaprala i daliśmy mu radę (śmiech).
Jan: Sam plan filmowy i jego struktura ma w sobie coś z manewrów wojskowych, więc to bardzo adekwatne porównanie.
Zdarza się Wam przenieść Waszą znajomość zawodową na grunt prywatny?
Jan: Zdarza mi się latać na Fuertę, na której Kasper pomieszkuje. I tam zdarza nam się czasem spotkać na kawkę, trochę poplotkować (śmiech).
Kasper: Nasza relacja jest zdrowa, bo mamy podobne podejście do przyjaźni. Przyjaźń trwa latami i ma silne umocowanie w przeszłości.
Jan: Ale zobacz, może za jakiś czas naszą relację z koleżeństwa przeniesiemy na poziom przyjaźni i z pełną odpowiedzialnością będziemy mogli tak o niej mówić. Dobrym prognostykiem jest moment, gdy widzisz kogoś po raz pierwszy w życiu. Albo wiesz, że chcesz z tym kimś przebywać, albo czujesz, że można przez chwilę porozmawiać, ale to będzie chwila i nigdy nie pojawi się chęć na coś więcej.
Kasper: Mamy wiele wspólnych planów.
Jan: No co tu dużo mówić, trzeba robić, i tyle. Jak się złapie bakcyla robienia filmów, to jak zapadnięcie na nieuleczalną chorobę. Tak mówił wspaniały reżyser Janusz Majewski i miał rację. Pacjent jest chory dożywotnio, razem z nim chorują jego bliscy, czy tego chcą, czy nie. Ja nie mam wątpliwości, że zapadłem na nią głęboko, a Kasper od niedawna jest również świeżym pacjentem.
Kasper: I nie mam zamiaru szukać remedium.
Cały wywiad w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 11 kwietnia.