Maja Sablewska: „Nie wyglądałam dobrze i nie akceptowałam tego". Jak pokonała kompleksy?
1 z 7
„Byłam bardzo zakompleksioną dziewczyną. Nie wyglądałam dobrze i nie akceptowałam tego” - mówi Maja Sablewska. Tamte czasy dawno minęły. Teraz kocha siebie, znalazła własny styl, a samoakceptacji i zabawy modą uczy inne kobiety w programie na TVN Style. Jak do tego doszła? O swojej drodze do szczęścia opowiedziała w VIVIE! Katarzynie Sielickiej.
– Jesteś zadowolona z tego, co udało Ci się osiągnąć w tym programie? Masz poczucie, że jesteś w tym miejscu, w którym powinnaś być?
Maja Sablewska: Więcej. Czuję, że jestem w miejscu, w którym mogę śmiało powiedzieć, że kocham swoją pracę.
– Pierwszy raz?
Maja Sablewska: Pierwszy raz w stu procentach świadomie, choć nie mogę powiedzieć, że wcześniej nie kochałam. Chciałam być dobrym menedżerem i czułam, że tak jest.
– Zaczęłaś, kiedy miałaś 16 lat. Pracowałaś dla gwiazd, ale sama nie chciałaś być gwiazdą. Dlaczego?
Maja Sablewska: Byłam bardzo zakompleksioną dziewczyną. Kiedy miałam sześć lat, miałam wypadek, uszkodziłam oko. Potem mimo wszystko chciałam być sportowcem, uprawiałam koszykówkę i wydawało się, że nic mi nie przeszkodzi, ale okazało się inaczej. Któregoś dnia trener mi powiedział, że przez problemy z oczami nigdy się nie dostanę na żaden AWF. A chciałam jechać za granicę, myślałam, że będę grała w kobiecej lidze NBA.
– Zawsze wysoko mierzyłaś.
Maja Sablewska: Tak. To było jedno z moich marzeń. A niestety to, co się działo w moim życiu, marzenia zweryfikowało. Przez dziewięć kolejnych lat miałam co chwilę operacje, co chwilę byłam w szpitalu. Czasami ludzie, którzy mnie spotykają, starsi ode mnie, mówili mi, że mam w sobie dużą dojrzałość. A ja w wieku sześciu lat spędzałam mnóstwo czasu ze starszymi kobietami na szpitalnych oddziałach i uczyłam się od nich życia. Pamiętam te rozmowy. To było takie dotykanie świata dorosłych. Miałam mało do czynienia z beztroskim światem dziecka.
Polecamy też: „Jestem małą rybką w akwarium pełnym piranii”. Maja Sablewska, 36 lat, od 15 lat w show-biznesie
Wywiad ze specjalistką od wizerunku ilustrują niezwykłe, eleganckie zdjęcia z sesji w Mediolanie. Zachęcamy do obejrzenia ich w naszej galerii.
Dlaczego koniec pracy w „X Factorze” był dla niej trudny? Którą z metamorfoz uważa za najbardziej udaną? I dlaczego raz w życiu założyła garsonkę? Przeczytajcie też najciekawsze fragmenty rozmowy, która ukazała się w najnowszym numerze VIVY!. Od 28 lipca w kioskach.
2 z 7
– Odkąd funkcjonujesz w show-biznesie, zawsze jesteś blisko mody, ale o swoich czasach liceum mówisz w ostrych słowach, na przykład: „Wyglądałam jak orangutan”.
Maja Sablewska: Taka jest prawda, nie wyglądałam dobrze i nie akceptowałam tego. To była ciężka praca. Droga poprzez kryzysy i błędy, które popełniałam.
– Pobrzmiewa w tym duma.
Maja Sablewska: Tak? Mam poczucie, że robienie czegoś tylko dla siebie, kiedy się jest osobą publiczną, jest egoistyczne. Fajnie jest zrobić coś pożytecznego dla innych. A jeśli najlepszą rzeczą, jaką robiłam do tej pory, była praca nad wizerunkiem, to pomyślałam, że się nad tym skupię, pokazując zwykłym kobietom, że ja też kiedyś byłam w sytuacji beznadziejnej. I jeśli mnie udało się z niej wyjść, to uda się i innym.
– Pierwszy wizerunek, który stworzyłaś z sukcesem, to był Twój własny…
Maja Sablewska: Być może, chociaż wcześniej były wszystkie artystki, z którymi pracowałam, Doda, Edyta…
– Twój styl widać było w stylu Twoich podopiecznych. One go przejmowały.
Maja Sablewska: To mocne słowa. Wtedy chyba nie miałam takiej świadomości. Praca nad wizerunkiem zawsze była wspólna. Ja walczyłam o siebie, o to, żeby nikogo nie udawać, nie przebierać się. Kiedy negocjowałam pierwszy poważny kontrakt Dody, miałam 27 lat i po raz pierwszy w życiu ubrałam się w garsonkę. Czułam się w tym strasznie, ale wynegocjowałam to, co chciałam. Wtedy pomyślałam, że ludzie oceniają innych po wyglądzie, bo gdybym przyszła w T-shircie i w dżinsach, prawdopodobnie nikt poważnie by na mnie nie spojrzał.
– Ale nie skłoniło Cię to do noszenia garsonek na stałe?
Maja Sablewska: Nie! Wręcz odwrotnie. Otworzyły mnie podróże. Kiedy pojechałam pierwszy raz do Nowego Jorku i do Londynu, zobaczyłam, że tam mogę chodzić w moich ulubionych ramoneskach i dżinsach i z powodzeniem spotykać się z ludźmi na naprawdę wysokim szczeblu. To znaczy, że tak naprawdę nieważne, jak wyglądam, tylko to, jaka jestem, co robię, jak sobie radzę na takich spotkaniach. A na poważnie zaczęłam dbać o swój wizerunek chyba dopiero po tym, jak przestałam być menedżerem.
Polecamy też: „Młodzi mają więcej problemów z seksem niż dojrzali”. Mariola Bojarska-Ferenc przełamuje stereotypy dotyczące wieku.
3 z 7
– A przestałaś być menedżerem, bo to nie wyszło?
Maja Sablewska: Wyszło, to była moja świadoma decyzja. Nie chciałam dalej być kimś, kim nie jestem, a musiałabym, żeby się utrzymać w tym fachu. Być taką zołzą, osobą, która idzie do celu po trupach. Pamiętam, że kiedy pracowałam w „X Factorze”, słyszałam takie opinie na swój temat i pomyślałam: Jak to jest możliwe…?
– Ale Ty w „X Factorze” byłaś tą dobrą…
Maja Sablewska: No właśnie. Tylko to nie wystarczyło. Tam trzeba było jeszcze robić show. A ja nie do końca to potrafiłam.
– A teraz potrafisz.
Maja Sablewska: Tak?
– No tak, w końcu Twój program ma już siódmą edycję.
Maja Sablewska: Tak, ale mój program opiera się na absolutnej prawdzie. Scenariusz pisze życie. Jedna z uczestniczek powiedziała, że jak dowiedziała się, że zakwalifikowała się do programu, czuła się, jakby wygrała w totka. Nie ma dla mnie lepszego komplementu. Bo moment, kiedy przestałam pracować w „X Factorze”, był dla mnie bardzo ciężki, nagle się okazało, że…
– …że się nie sprawdziłaś?
Maja Sablewska: Sprawdziłam się. Wyniki oglądalności mówią same za siebie. Tylko chyba nie odnalazłam się w tym kółku wzajemnej adoracji. Nigdy nie zapomnę, jak w luźnej rozmowie z Czesławem i Kubą powiedziałam, że w tym programie trzeba mieć jaja, a Czesław na to: „No, największe to masz ty”. I wtedy poczułam, że oni mnie nie lubią. Trochę mnie to zabolało.
Polecamy też: „Jak zostać panem metr sześćdziesiąt dziewięć uwielbianym przez kobiety” - zdradza Czesław Mozil
4 z 7
– Byłaś rockową dziewczyną.
Maja Sablewska: Kochałam i kocham rock’n’rolla! Zawsze musiałam mieć podarte dżinsy, czasami potrafiłam z bluzy zrobić sukienkę i myślałam, że zaimponuję komuś w klasie, a w klasie się ze mnie wyśmiewali. Znajomy, którego wtedy poznałam, zaproponował mi prowadzenie fanklubu Natalii Kukulskiej. Bardzo podobało mi się to, że ona była taka normalna, po koncercie w Częstochowie wyszła do nas, porozmawiała, wtedy skradła moje serce. Pomyślałam: Kurczę, chciałbym kiedyś dla takiej gwiazdy pracować. Oddałam się temu. Jak coś robię, to wchodzę w to w stu procentach. Bardzo dużo zawdzięczam Natalii.
– Moda była Twoim hobby?
Maja Sablewska: Moda zawsze była obok. Chodziło o wyrażanie siebie poprzez ubrania. Nie stać mnie było na dobre ciuchy, więc kupowałam takie, które nosiłam non stop. Chodziłam w ogromnych T-shirtach i koszulach flanelowych, bo miałam kompleks swoich (za)długich nóg. Byłam taką szarą myszką w okularach i w kucyku, ale mnie się wtedy wydawało, że mam superstyl, bo wyglądam jak Kurt Cobain w damskiej wersji (śmiech).
Polecamy też: „Jestem małą rybką w akwarium pełnym piranii”. Maja Sablewska, 36 lat, od 15 lat w show-biznesie
5 z 7
– Podobno jeszcze masz w szafie marynarki po babci, a Twoja mama ma talent do wyszukiwania rzeczy w second-handach. To one uczyły Cię stylu?
Maja Sablewska: Babcia do dziś wygląda jak ikona mody. Moja mama także uwielbia ubrania, potrafi mi znaleźć apaszkę, koszulkę albo spodnie, które totalnie trafiają w mój gust, a kosztują dwa–trzy złote. Ona mnie tego nauczyła. Zawsze ceniła klasykę. Jak miała sukienki, to one były proste, ale miały jakiś kołnierzyk, jakąś falbankę. To mi zawsze imponowało.
– A kim mama jest z zawodu?
Maja Sablewska: Pracowała w Spółdzielni Niewidomych, była sekretarką. Mój tata był maszynistą. Oboje odpoczywają już na zasłużonej emeryturze.
– Doradzasz mamie?
Maja Sablewska: Tak. Jeszcze nigdy o tym nie mówiłam, ale uważam, że metamorfoza mamy to jest moja życiowa metamorfoza. Podczas czwartej edycji programu zadzwoniła do mnie i powiedziała, że potrzebuje mojej pomocy. I to był początek jej wielkiej przemiany. Schudła 25 kilo, pokonała ciężkie choroby, z brunetki stała się blondynką.
– I jest szczęśliwa?
Maja Sablewska: Jest bardzo szczęśliwa. Mam wrażenie, że razem z moim tatą przeżywają drugą młodość. Są szczęśliwi i dzięki temu ja też mogę być szczęśliwa.
Polecamy też: Mariola Bojarska-Ferenc: „Mam 55 lat i wciąż staram się rozwijać”. Co robi, że tak wygląda? WIDEO
6 z 7
– Kiedy pierwszy raz zrozumiałaś, że pora pozbyć się kompleksów?
Maja Sablewska: W czasie „X Factora”, kiedy poszłam na dywanik do dyrektora Miszczaka. Zrobił mi pranie mózgu.
– Co powiedział? Że jesteś piękna i mądra?
Maja Sablewska: Powiedział mi, że jestem głupia, bo sobie nie zdaję sprawy, jakie mam atuty. I że przed kamerą wyglądam jak milion dolarów. To jest właśnie to, co ja teraz mówię kobietom: „Jesteś piękna”.
– Ostatnio zrobiłaś sesję zdjęciową w Mediolanie, jak się czujesz w roli modelki?
Maja Sablewska: Hm… Myślałam o tym że, muszę wykonać zadanie najlepiej, jak potrafię, tak żeby efekt mnie zadowolił. A to nie jest proste.
- Zaprojektowałaś kolekcję butów dla firmy Carinii. Jesteś z niej zadowolona?
Maja Sablewska: To są buty z charakterem, które lubię i w których chodzę. Dla mnie najważniejsze było to, żeby były wygodne i proste, klasyczne. Nie trzy suwaki, tylko jeden, nie trzy kolory złota, tylko jeden. Krok po kroku doszliśmy do modeli, które mi odpowiadały. Ale to praca wielu ludzi, nie tylko moja.
Polecamy też: Małgorzata Rozenek uczy manier, ale sama nie zawsze jest damą. Dlaczego wzbudza takie emocje?
7 z 7
Maja Sablewska: Nie wierzę w trendy, uważam, że w modzie zawsze broniła się klasyka, pomysł, kreacja. Traktuję modę jak przepis babci, który przechodzi z pokolenia na pokolenie i każdy go doprawia, jak chce. Czasami podoba mi się jakiś trend, ale ja takie rzeczy mam w swojej szafie krótko. Szkoda mi kasy, żeby wciąż kupować nowości. A na przykład żakiet od Chanel, który kupiłam kiedyś w Paryżu, mam już siódmy rok i pokazywałam się w nim wiele razy. Dla mnie to jest właśnie styl. Do tej pory chodzę w wielkich bluzkach, mimo że mogłabym chodzić w bardzo obcisłych T-shirtach, bo nie muszę nic zasłaniać. A ja po prostu dobrze się w tym czuję. To tak, jak z samochodami – kocham stare mercedesy. I kiedy pracuję na własny rachunek, to mogę sobie pozwolić na 22-letniego mercedesa i czuć się w nim tak, jak inni czują się w nowym ferrari.
– Lubisz zakupy?
Maja Sablewska: Uwielbiam. Teraz lecę do Londynu na dwa dni po to, żeby naładować baterie. Odpoczywam w miejscach, gdzie jest najwięcej ludzi, nie na leżaku. Chodzę z notesem i sobie zapisuję pomysły na program albo na to, co bym chciała zrobić. Przyjeżdżam z nowymi inspiracjami.
– Czyli marzenia, które będziesz gonić, dotyczą mody.
Maja Sablewska: Tak, czuję, że przy tym zostanę. Moda, praca z ludźmi daje mi energię, skrzydła. A jeśli już to robić, to tak, żeby być najlepszym.
Polecamy też: „Jestem małą rybką w akwarium pełnym piranii”. Maja Sablewska, 36 lat, od 15 lat w show-biznesie