O tym, że śmierć zawsze przychodzi za wcześnie. Przejmująca rozmowa „VIVY!” z Haliną Frąckowiak
- Alina Mrowińska
VIVA!: Rozmawiamy w Pani mieszkaniu na warszawskim Wilanowie. Przeprowadziła się tu Pani dwa lata temu. Brak Pani dawnego domu na Zaciszu, tamtego ogrodu, ciszy, spokoju?
Halina Frąckowiak: Wygodniej mi tutaj, nie muszę odśnieżać, grabić liści, martwić się o naprawę dachu. Nie mam co prawda ogródka, ale jest duży taras. Jedyna słabość mieszkania to to, że nie mogę sobie wieczorem tak pośpiewać. Kiedy pierwszy raz tu weszłam, od razu poczułam, że to moje miejsce. Podoba mi się architektura, zieleń, widok z okna na Świątynię Opatrzności. No i nie muszę już dojeżdżać z Zacisza do Pałacu w Wilanowie, tylko mam 10 minut pieszo. A to zawsze było moje ulubione miejsce, jeszcze od czasów jak przyjeżdżałam z małym Filipem. Przeprowadziłam się dopiero po śmierci mamusi. Mama bardzo była związana z tamtym miejscem, domem, sąsiadami. Mieszkała ze mną od urodzenia Filipa. Bardzo byłyśmy sobie bliskie. Pamiętam taką noc, mama nie spała, weszłam do jej pokoju. Zobaczyłam, że ma łzy w oczach. Powiedziała: „Halusiu, ja wiem, że chcesz sprzedać dom i tak strasznie mi przykro”…
Czytaj też: The Rolling Stones powracają. Premiera ich pierwszej płyty od 11 lat
– Jaka była Pani mama?
Halina Frąckowiak: Pogodna, szlachetna, dobra. Kiedyś mi powiedziała: „Nigdy nie sądziłam, że ty sobie tak świetnie poradzisz w życiu. Zawsze się o ciebie bałam, byłaś taka cichutka”. W ostatnich latach to ja opiekowałam się mamą, a cały czas czułam się przy Niej dzieckiem. Kiedy byliśmy z bratem mali, sadzała nas na szafach, a sama krzątała się po domu, śpiewając.
Czytaj też: Tomasz Kalita, cierpiący na raka mózgu polityk, opowiada VIVIE! o walce z glejakiem
– Siedzieliście na szafach???
Halina Frąckowiak: Tak, uwielbialiśmy to. Lubiłam poranki, bo budził mnie mamy śpiew. Szybko wstawałam, szłam do kuchni, okno było szeroko otwarte. Piękne chwile. Mama bardzo pilnowała, żebym potrafiła posprzątać, coś ugotować, żebym się dobrze uczyła. Bardzo mi Jej brakuje. Minęło już siedem lat od Jej śmierci. Był taki moment, na krótko przed odejściem, kiedy mi powiedziała: „Hala, ja umieram, jak to się stanie, to powiedz ojcu, że nie mam do niego o nic żalu”. I to była cała moja mama. Tata odszedł od nas, kiedy byłam dzieckiem, założył nową rodzinę. Zadzwoniłam do niego, jak to się stało. Żeby wiedział, że wszystko mu wybaczyła. Przyjechał na pogrzeb, bardzo już starszy pan, przygarbiony. Płakał jak dziecko. Głęboko wierzę, że kiedyś się spotkam z mamą. Wierzę, że spotkam się ze wszystkimi ludźmi, których kochałam. A śmierć zawsze przychodzi za wcześnie.
Cały wywiad z Haliną Frąckowiak przeczytacie w najnowszej VIVIE