Filip Chajzer gorzko o rozstaniu ze stacją TVN. Nie przebiera w słowach i porównuje je do toksycznego związku
"Po długich negocjacjach podpisaliśmy papiery „rozwodowe”. Pomyślałem: Jestem wolny"
- Beata Nowicka
Jego codzienność to rollercoaster. Filip Chajzer wiele przeżył, a swoimi doświadczeniami mógłby obdarzyć kilka osób. Spełnia swoje marzenia, biegnie przed siebie, pokonując przeszkody. Napisał książek, pożegnał się z Tańcem z Gwiazdami i otworzył kebab. Przez lata spełniał się jako reporter i dziennikarz. Widzowie doskonale znają go z roli prowadzącego Dzień Dobry TVN. W rozmowie z Beatą Nowicką opowiedział o swojej drodze i rozstaniu ze stacją.
Filip Chajzer o pracy i pożegnaniu ze stacją TVN
A co było Twoim celem?
Sukces. Zawsze chciałem sukcesu. To się nie zmieniło do dziś. Zmienia się tylko droga dotarcia i kolejny szczyt, nowa Nanga. Kiedy wystartowało „Dzień dobry TVN”, byłem grubym ziemniakiem. Pierwsze wydanie prowadziła Kinga Rusin z Marcinem Mellerem na plaży w Sopocie, do dziś pamiętam, jak ich oglądam. Niedługo później były moje urodziny. Byłem ziemniakiem, ale niepozbawionym wielkich ambicji. Tuż przed zdmuchnięciem świeczek na torcie kolega powiedział: „A teraz, Filip, pomyśl życzenie”. Pomyślałem: Będę kiedyś prowadzić „Dzień dobry TVN”. Była to pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy. Powtarzałem to życzenie co urodziny aż do momentu…
…kiedy się spełniło.
I cały czas harowałem jak wół. Z zawodu i z pasji jestem reporterem. Tego się trzymam. Jestem też człowiekiem zerojedynkowym. To też ma związek z moim ADHD. Może i jestem królem przypału, ale mam też kilka cech, które w sobie lubię. Jedną z nich jest determinacja. Jeśli w coś wchodzę, robię to na sto procent. Zapieprzam bez wytchnienia. Tak samo było z „Tańcem z Gwiazdami”. Zadzwonił do mnie Edward Miszczak z propozycją spotkania. 27 listopada. Moje urodziny. Myślę sobie: No to dyrektor się wstrzelił. Wierzę w magię dat. Od jakiegoś czasu marzyłem o powrocie genialnego formatu „Idź na całość”. Na świecie programy retro znowu są na topie, powracają z wielkimi sukcesami, więc uznałem, że to jest idealny moment, żebym poprowadził ten program razem z ojcem. Co to byłby za show! My razem jesteśmy świetni. Tak różni, ale jest w tym bardzo dużo uroku. Na spotkanie szedłem z myślą, że to będzie game changer. Moje marzenie się spełni. W głowie słyszałem słynne zawołanie mojego ojca: „Idź na całość! Idź na całość!”. A dyrektor… powiedział: „Taniec z Gwiazdami”. Życie jednak jest nieprzewidywalne (śmiech). Moja pierwsza myśl: K… przecież ja nie umiem tańczyć! Ruszam się jak kawał kloca. Nie potrafię dwóch kroków zrobić! Ale Edward, stary wilk, miał to przemyślane.
Czytaj też: Jego życie to historia transformacji. „Szukam swojego szczęścia w miłości, na świecie…”
No tak, słynie z tego, że wie, co robi.
Kolejna refleksja: OK, w tańcu jesteś kompletną nogą, ale pracujesz w telewizji od 15 lat. Wiesz, że telewizja to jest historia człowieka, ale ta historia musi być ciekawa. Widz chce zobaczyć, jak pokonujesz swoje kolejne bariery, jak przechodzisz sam siebie. Więc od początku lutego harowałem po pięć–sześć godzin dziennie. Do dnia, w którym odpadłem, nie opuściłem ani jednego treningu. Wiem, że to było tylko parę odcinków, ale ja w nich przeszedłem samego siebie. Ubzdurałem sobie, że ciężką pracą od zera uda się przekuć brak talentu w sukces. Dostałem w ryj. Nie pierwszy raz, ale znowu po coś. Każda przegrana czegoś cię uczy. Każdy człowiek, który cię wkurza, jest twoim nauczycielem.
Wcześniej po 13 latach rozstałeś się z TVN. Bolało?
Można to porównać do rozpadu związku. Jeszcze trochę kochasz tę dziewczynę, ale już wiesz, że jest toksyczna. Zaczyna się przeciąganie liny w lewo, w prawo, kto kogo bardziej wnerwi. Aż następuje koniec. Czujesz ból serca, bo przeżyliście razem wiele lat, wiele wspaniałych chwil i… ulgę. Po długich negocjacjach podpisaliśmy papiery „rozwodowe” i po raz ostatni wyszedłem z Wiertniczej. Pamiętam, że to był przełom września i października, piękne słońce, ciepło, mój motocykl, którym dziś do ciebie przyjechałem, stał zaparkowany przed wejściem. Wsiadłem, wrzuciłem jedynkę, dałem gazu, ile się tylko dało, i ruszyłem. Pomyślałem: Jestem wolny. A przede mną wszystko.
I…?
Wychodząc z siedziby TVN, zadałem sobie pytanie: co chcę teraz robić? I odpowiedziałem: Znaleźć się na liście „Forbesa”. Wcześniej udało mi się otworzyć kilka biznesów, często bez biznesplanu, na przykład Klinikę Leczenia Otyłości Dziecięcej. Tam nie było żadnej kalkulacji. Miałem pomysł, spotkałem odpowiedniego człowieka i wypaliło. Tym razem przywołałem jedno wspomnienie z dzieciństwa. W 1990 roku przyjechaliśmy z mamą do Berlina Zachodniego i ojciec zabrał nas na danie, którego nie znałem. To był döner kebab. Dziś kebaby smakują zupełnie inaczej. Znalazłem mistrzów w tej dziedzinie i postanowiłem odtworzyć tamten smak z Berlina w Warszawie. Każdy pomysł lubię przegadać z mamą. Mama zawsze mówi to samo: „Filip, jeśli to sprawia, że jesteś szczęśliwy – rób to!”. I to zdanie jest mi potrzebne. Zawsze muszę je usłyszeć na nowo.
Sprawdź też: Od kilku lat pobiera emeryturę, jednak nie zawiesił kariery. Tak dziś wygląda życie Ryszarda Rynkowskiego
Cały wywiad z Filipem Chajzerem do przeczytania w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 11 kwietnia.