Pozował z żonami, z chihuahuą i solo. Cezary Pazura to bohater wielu naszych sesji. Oto najlepsze!
1 z 9
Kim byłby Cezary Pazura, gdyby nie został aktorem? Kucharzem, malarzem, a może pisarzem? Miał wiele marzeń oraz planów i opowiedział o nich VIVIE!
Aktor o niepowtarzalnym głosie obchodzi dzisiaj swoje 54 urodziny, dlatego przypominamy różne wcielenia Cezarego Pazury. W 2002 roku opowiedział Piotrowi Najsztubowi o swoich planach na starość oraz o sztuce...
Cezary Pazura: Obserwując starszych ludzi, myślę sobie: „Boże, żebym ja nie zwariował na starość”. Cały czas będę się starał nie robić takich głupot. Jeśli będę malował, to nie będę tego pokazywał. Chciałbym umieć pisać.
– Co chciałby Pan pisać?
Cezary Pazura: Czytając szkalujące kogoś artykuły chciałbym zabrać głos. Jeżeli dziennikarz mija się z prawdą, to chciałbym mu pięknie odpowiedzieć, tym językiem, który on uprawia i stosuje.
– Próbował Pan i nie wychodziło?
Cezary Pazura: Autografy mam już wyrobione. To są dwa słowa. Próbowałem pisać i nic dobrego z tego nie wychodziło. Człowiek jest kompetentny w pisaniu, jeśli to, co chce powiedzieć, umie zawrzeć w kilku błyskotliwych, odkrywczych zdaniach. Ja pisałem jak wypracowania w podstawówce. Pani zadała temat i lałem wodę. Od starożytnych Rzymian do współczesności – wszędzie można znaleźć uciśnionych chłopów, bogatych, złych władców, wojny, itd. I znajdowałem.
Polecamy: VIVA! się śmieje! A wraz z nami Pazura, Majewski, Najsztub, Żebrowski. Z czego i... dlaczego?
2 z 9
Co jest ważne w pracy aktora?
Cezary Pazura: Trzeba znowu wrócić do punktu wyjścia, do dobrej literatury. Człowiek się rozdrobnił, stał się kelnerem, który serwuje gotowe posiłki. Przestaje zwracać uwagę na to, z czego są zrobione. Żeby być artystą, trzeba wrócić do tych książek, które się kiedyś przeczytało i o nich zapomniało. Wrócić do tego pierwszego momentu, gdy chciało się wykrzyczeć swój bunt. Stetryczałem.
– Pan wierzy, że to możliwe?
Cezary Pazura: To trzeba zrobić profesjonalnie. Wróciłem do książek, do literatury. Muszę teraz odpowiedzieć sobie na pytanie: „Co warto robić?” Bo praktycznie już nic nie muszę robić.
– Pan mądrzeje?
Cezary Pazura: Mam nadzieję, że tak. To przychodzi z wiekiem. Już nie chodzi o to, żebym brylował na ekranie. Teraz chciałbym coś powiedzieć od siebie. Mam wrażenie, że wszystko wokół zmierza w niedobrym kierunku, żeśmy się troszkę pogubili. Nie znam filozofii, jestem życiowym pseudofilozofem. Swoją ułomną inteligencję, wrażliwość – to wszystko, co już poznałem w życiu – chcę teraz położyć na patelni i zobaczyć, co się z tego usmaży. Zaczęło mi brakować pełnego przekonania do tego, co robię. Chciałbym się pozbyć wątpliwości.
– A jak się nie uda, to co? Zamartwi się Pan?
Cezary Pazura: Nie. Ale będę cały czas walczył. Będę cały czas szukał swojej drogi.
Polecamy: "Muszę zabić Czarka P. Niech mi los dopisze inną gębę". Cezary Pazura ma dość bycia błaznem
3 z 9
Cezary Pazura: Jeżeli chcemy tylko się powzruszać, to możemy popatrzeć na van Gogha i już mamy inny rodzaj obcowania ze sztuką.
– Pana wzrusza van Gogh?
Cezary Pazura: Podziwiam.
– A co Pana wzrusza w malarstwie?
Cezary Pazura: Szczerze? Po raz pierwszy obcowałem sam na sam z dziełami impresjonistów w Galerii Puszkina w Moskwie. Tam jest mało ludzi. Cisza, spokój. Mogłem stać, ile chciałem przed jednym obrazem, mogłem go mieć z bliska, mogłem go mieć na dystans.
– Jakie niewypowiedziane słowa towarzyszyły tej obserwacji?
Cezary Pazura: Piękno. Wchodzisz w obraz, widzisz wszystko, jesteś tam, wzbogaca cię to. Człowiek czuje się lepiej.
– Budzi się wtedy w Panu zazdrość, że sam tak nie potrafi?
Cezary Pazura: Budzi się. Próbowałem malować, nawet wygrałem jakiś konkurs malarski w ósmej klasie. Byłem olimpijczykiem, mogłem mieć indeks do Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi, ale się uparłem na aktorstwo. Czułem, że plastycznie mam brak kompetencji, inaczej widzę, a inaczej wychodzi mi na płótnie.
Polecamy: VIVA! się śmieje! A wraz z nami Pazura, Majewski, Najsztub, Żebrowski. Z czego i... dlaczego?
4 z 9
– Byłby Pan w stanie porównać to, co Pan robi w filmie, do twórczości jakiegoś malarza?
Cezary Pazura: Andy Warhol.
– Dlaczego Warhol?
Cezary Pazura: Chyba to jest najbliżej. Tu i teraz, a czy to potem przejdzie do historii, jest mniej ważne. On przeszedł.
5 z 9
Cezary Pazura: Znam swoje miejsce. Mam swoje przemyślenia, taką własną wewnętrzną konstytucję, która usprawiedliwia mój pobyt na ziemi. Jestem wychowany w rodzinie katolickiej. Katolik chodzi co niedzielę do kościoła. Byłem bardzo mocno związany z kościołem w dzieciństwie i młodości. Ministrantem byłem 20 lat – do 27 roku życia. Miałem trzy autorytety: dom, kościół i nauczyciel.
– Jakiś moment mszy szczególnie był Panu bliski?
Cezary Pazura: Mszę zacząłem rozumieć bardzo późno. Na początku to był teatr, jakieś puste słowa. Dopiero potem zacząłem te słowa rozumieć. Jako ministrant byłem ofiarą działania szatana. Szatan najintensywniej działa w pobliżu ołtarza.
– Czyli najbardziej narażeni są ministranci?
Cezary Pazura: I ksiądz. Tam rzeczywiście działał szatan – dosłownie, namacalnie. Na przykład jak to jest możliwe, że dwóm chłopakom, mnie i mojemu bratu, przychodzi do głowy ten sam żart w tym samym momencie, na ten sam temat. Na sklepieniu naszego kościoła było narysowanych 12 apostołów z wiosłami – sześciu z jednej strony, sześciu z drugiej strony, pośrodku Jezus. Myśmy spojrzeli na siebie w pełnym objawieniu. I mówię do brata: „Kto to jest?” „Jezus Chrystus”. „A ci obok?” „To chyba jego goryle”. To jest dowód na istnienie szatana. Skąd u dzieciaków nagle, w tym samym momencie, ten sam żart? Ktoś nam go włożył do głowy. Szybko pobiegliśmy do spowiedzi, byłem przerażony. Innym razem przyszedł nowy ministrant, ośmioletni Jasio, i ksiądz mówi, żeby się nim zaopiekować. Mówię: „Dobra, będziesz polewał wino. Jak kiwnę głową, pójdziesz po taką karafkę, przyjdziesz, staniesz naprzeciwko mnie i jak się ksiądz do ciebie odwróci z winem, to to, co masz w prawej ręce, wypijesz, a wlejesz to, co masz w lewej rączce”. Wszyscy koledzy w śmiech. Mały też zaczął się śmiać. Myślałem, że on zrozumiał, że to żart. W czasie mszy mały patrzy na mnie, ma totalne zaufanie w tych oczkach. Ksiądz kończy modlitwę, odwraca się, a ten chłopiec patrzy na mnie. Myślę sobie: „To koniec”. Kiwnąłem głową. Wypił wino, polał wodę. Ksiądz odwrócił się do mnie i mówi: „Pazura, porozmawiamy po mszy”. Wtedy byłem przewodniczącym ministrantów, zostałem zdegradowany. To są właśnie dowody na istnienie szatana.
Polecamy: "Muszę zabić Czarka P. Niech mi los dopisze inną gębę". Cezary Pazura ma dość bycia błaznem
6 z 9
Z kolei niecały rok temu w wywiadzie dla VIVY! powiedział o swoich ulubionych sentencjach filmowych, które wygłosił na temat miłości?
Cezary Pazura: Dwie skrajne. Pierwsza z filmu Marka Koterskiego „Ajlawju”: „Kiedy zakochałem się pierwszy raz, myślałem, że umrę z miłości. A jak zakochał się kolega, myślałem, że umrę ze śmiechu”. I z „Psów” Władka Pasikowskiego: „Kiedyś kochałem jedną kobietę, dałbym sobie za nią rękę uciąć. I dziś bym, kurwa, nie miał ręki”. To są słowa z moich ról, czyli kawałek mnie.
Polecamy: VIVA! się śmieje! A wraz z nami Pazura, Majewski, Najsztub, Żebrowski. Z czego i... dlaczego?
7 z 9
Cezary Pazura: Fakt, że jestem aktorem, traktuję jak bonus od losu. Jako chłopiec z Niewiadowa, z lat 70., nie powinienem mieć takich zapędów. Szczytem osiągnięć chłopców z Niewiadowa było uczyć się w Tomaszowie Mazowieckim. Studia wyższe to już były pojedyncze przypadki. Nagle Cezary Pazura „se zamarzył”, że zostanie aktorem. W tamtych czasach aktor BYŁ w telewizji. To było coś. Kiedy nie dostałem się do szkoły aktorskiej w Łodzi za pierwszym razem, mój tata, który był nauczycielem, w pokoju nauczycielskim od swoich koleżanek usłyszał: „A co ty, Zdzisiu, chciałeś z syna Holoubka zrobić?!”. Pomyślałem sobie: No rzeczywiście, to nie jest dla mnie robota. I jakoś tak w środku się poddałem. Ale tata się nie poddał.
– Co Pan robił przez ten rok?
Cezary Pazura: Poszedłem do policealnego studium gastronomicznego, żeby nie iść do wojska. Nasza stołówka szkolna żywiła 800 osób. Ja miałem dyżury w piątki, trzeba było im zrobić obiad w czasach, kiedy wszystko było na kartki. Niezłe wyzwanie. Tam podjąłem decyzję, że do szkoły teatralnej już nie będę zdawał, tylko skończę ten gastronomik. Ale tata zawiózł moje papiery do Łodzi i poinformował mnie, że mam egzaminy. Już zaczęły się wakacje, ale mieliśmy praktyki gastronomiczne w klasztorze Cystersów koło Sulejowa, hotel z basenem w tamtych czasach, high life! Uznałem, że ten gastronomik to jednak moje powołanie. Chodzi nie tylko o gotowanie, ale też wymyślanie drinków, organizowanie imprez, miksowanie muzyki. To były czasy, kiedy do jednej pięćdziesiątki wódki potrafiłem sprzedać 10 śledzi, ponieważ trzeba było kupić wódkę z konsumpcją, ale klienci z tej konsumpcji rezygnowali. Doliczałem ją sobie do rachunku, a śledź w lodówce stał. Kasa była dla mnie. Poczułem się bardzo majętnym gastronomikiem (śmiech). Ale koledzy wsadzili mnie do autobusu, żebym na te egzaminy do Łodzi pojechał.
Polecamy: "Muszę zabić Czarka P. Niech mi los dopisze inną gębę". Cezary Pazura ma dość bycia błaznem
8 z 9
Cezary Pazura: Janek Machulski obrazowo nam tłumaczył: „Wyobraźcie sobie, że policjant przynosi do domu robotę: strzela do dzieci i pałuje żonę. Roboty do domu się nie przynosi”. Ale postać Michela Houllie była tak trudna, że ja do domu wracałem jako Michel. Nie potrafiłem zostawić go na wycieraczce przed drzwiami. Jest takie chińskie przysłowie: jest czas na łowienie ryb i czas na suszenie sieci.
– Bo jak porwiesz sieć, nic nie złowisz. Już po tobie.
Cezary Pazura: Otóż to. Bardzo ciężko jest złapać w życiu ten balans i tę harmonię. Sam wpadłem w taką pułapkę. Tak ciężko pracowałem, że zacząłem konsumować swój ogon. Ciągle coś musiałem. Czy raczej wydawało mi się, że muszę.
9 z 9
– Ma Pan dotkliwe porażki na koncie?
Cezary Pazura: Nigdy nie dzieliłem życia na sukcesy i porażki. Uważam, że wszystko, co dostaję od losu, jest po coś. Niekoniecznie jest tak, że jak człowiek jest uczciwy, dostaje same nagrody, ale wierzę, że dobro wraca. Sam nie jestem dobrym człowiekiem, żeby nie było nieporozumień. Mam swoje wady, chimery. Potrafię być cholernie niemiły.
– Dla najbliższych?
Cezary Pazura: Nie. Do najbliższych mam słabość. Nauczyła mnie tego ciotka Halina, świętej pamięci, która kiedyś powiedziała: „Wy, Pazurowie, na zewnątrz, wśród ludzi, jesteście tacy sympatyczni, ale w domu u was bywa różnie”. Miałem wtedy 18 lat i wziąłem sobie tę uwagę do serca. Wyznaję zasadę, że bliscy są najważniejsi. W końcu to ja mam być autorytetem dla moich dzieci.
Polecamy: "Muszę zabić Czarka P. Niech mi los dopisze inną gębę". Cezary Pazura ma dość bycia błaznem