Reklama

Bridget Jones, najsłynniejsza singielka świata, wraca do nas w nowej roli dojrzałej kobiety i wdowy. Nigdy nie była wyidealizowaną bohaterką komedii romantycznej. Nie przypominała księżniczki z bajki.
Zaliczała wiele wpadek. Miała mnóstwo kompleksów, stale się odchudzała, a potem zajadała stresy
słodyczami i zapijała winem. Wydawała się normalną, choć nieco neurotyczną kobietą. Jaka jest dzisiaj?

Reklama

[Ostatnia publikacja na VUŻ-u i Viva Historie 14.02.2025 r.]

Powrót Bridget Jones

Bridget Jones, ikona popkultury lat 90., wraca po latach w nowym filmie „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”. Nie jest już 30-letnią singielką, tylko dojrzałą kobietą po pięćdziesiątce. Wdową. Matką dwójki małych dzieci, co oznacza, że macierzyństwo długo odkładała, jak wiele z nas, na później. Jej ukochany, przystojny prawnik Mark Darcy, grany przez Colina Firtha, nie żyje. Zginął od wybuchu miny lądowej podczas akcji humanitarnej w Sudanie. Kto czytał książkę z 2013 roku pod tym samym tytułem – na tej powieści oparty jest film – był na to przygotowany, a jednak…

Wielu wielbicieli Bridget sądziło, że film nie będzie w tym wątku tak wiernie trzymał się powieści i że Darcy’ego jednak zobaczymy. „Zabili go? Niemożliwe!”, „Nie ma filmu bez niego”, pisali rozgoryczeni internauci. Ale film jest, Bridget znowu musi radzić sobie sama (Mark Darcy pojawia się jedynie w krótkich retrospektywach). Po czterech latach żałoby pani Darcy wraca do życia i nabiera ochoty na randkowanie. W jej otoczeniu pojawi się dawny kochanek Daniel Cleaver, grany przez Hugh Granta, i młodszy o 20 lat, poznany w randkowej aplikacji, sympatyczny chłopak Roxster. W tej roli zobaczymy modnego dzisiaj angielskiego aktora Leo Woodalla. Czy Bridget zmieniła się w kuguarzycę? Czemu nie…

„Starzenie się to przywilej. Jestem przekonana, że wszyscy powinniśmy żyć pełnią życia, niezależnie od wieku”, napisała w recenzji nowego filmu o Bridget Jones dziennikarka „The Independent”. Bridget Jones miałaby nam tym razem przypomnieć, że kobiety po pięćdziesiątce nie są jeszcze gotowe na samotność i na to, by stać się niewidzialnymi dla mężczyzn.

Zobacz też: To właśnie w nim zakocha się ekranowa Bridget Jones, mówi się o nim, że jest kolejnym DiCaprio. Kim jest Leo Woodall, który dziś szturmem podbija kino?

2K3E7DY Bridget Jones's Diary 2001.Bridget Jones's Diary Movie Poster. Renee Zellweger
Renee Zellweger: plakat filmu Dziennik Bridget Jones 2001 r.

Zjawisko ikon felietonów: Bridget Jones i Carrie Bradshaw

Trudno o bardziej rozpoznawalną kobiecą bohaterkę we współczesnej literaturze i filmie. W różnych literackich rankingach Bridget Jones nazywana jest jedną z najbardziej wpływowych kobiet w show-biznesie i to, że jest postacią fikcyjną, nie ma nic do rzeczy. Zawładnęła emocjami i wyobraźnią kobiet bardziej niż niejedna realna postać. Właściwie można ją porównać jedynie do innej wielkiej ikony lat 90., Amerykanki Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim mieście”. Obie były początkowo wymyślone jako bohaterki felietonów. Autorka „Seksu w wielkim mieście” Candace Bushnell zaczęła je pisać w dzienniku „New York Observer”, w 1994 roku. Opisywała w nich życie singli – siebie

i swoich przyjaciółek na Manhattanie.

Bridget Jones pojawiła się w 1995 roku jako bohaterka felietonów angielskiej dziennikarki Helen Fielding w gazecie „The Independent” (dziś już nieistniejącej w papierowej wersji). Fielding do tej pory z rozczuleniem wspomina pracę w redakcji i swoje dziennikarskie teksty, takie jak „Dokąd zmierza wieś?” czy rozprawkę o kaloriach w oliwkach. Ale musiała być niezła, ponieważ to ona dostała propozycję prowadzenia rubryki o życiu singielki w Londynie.

Początkowo miała to być czysto satyryczna kronika z życia londyńskich singletonów („samotników, pojedynczych”, tak Fielding prześmiewczo nazywała singli). Nie chciała pisać o sobie, była ambitna i snobistyczna: „Uznałam, że felietony oparte na ciągłym eksponowaniu siebie byłyby żenujące
i zbyt mnie obnażały”. Dlatego wymyśliła fikcyjną bohaterkę Bridget Jones. Felieton, który miał być jednym z dodatków do poważnego dziennika, zaczął żyć własnym życiem.

W 1996 roku ukazał się „Dziennik Bridget Jones”, a w 2001 roku na ekrany wszedł film pod tym samym tytułem, który natychmiast okazał się światowym hitem. Po nim przyszły kolejne powieści, również ekranizowane. Pierwszy film zarobił 280 milionów dolarów, drugi – „Bridget Jones: W pogoni za rozumem” – 260 milionów.

Zobacz także: Renée Zellweger zachwyciła na premierze „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”

Renee Zellweger na planie Dziennika Bridget Jones 2001 r. Fot. Ken Goff/Getty Images

O mały włos, a Renée Zellweger nie dostałaby roli Bridget

Może trudno w to uwierzyć, ale do roli Bridget Jones brano pod uwagę 35 aktorek, wśród nich przede wszystkim faworytkę Brytyjczyków Kate Winslet, wówczas gwiazdę „Titanica”. Producenci uznali jednak, że Winslet jest zbyt młoda do tej roli. Mówiło się o Cameron Diaz (za seksowna), Rachel Weisz (za ładna), a także Nicole Kidman, Tony Collette, Cate Blanchett, Patricii albo Rosannie Arquette i wielu innych gwiazdach. O pochodzącej z Teksasu Renée Zellweger początkowo nikt nie myślał. W przypadku Renée, która okazała się idealna do tej roli, sprawa rozbijała się w dużej mierze o akcent.

Chodziło o to, by aktorka pozbyła się nie tylko teksańskiego akcentu, ale mówiła tak zwanym Estuary English, czyli tak jak mówią ludzie z południowo-wschodniej Anglii. Niektórzy śmiali się, że Zellweger w roli Bridget Jones to zemsta za to, że kilkadziesiąt lat wcześniej słynną Amerykankę Scarlett O’Harę z „Przeminęło z wiatrem” zagrała z kolei angielska aktorka Vivien Leigh. Nie ma miejsca, by opisywać tu pracę, jaką wykonała nad sobą Zellweger. Zatrudniła się nawet w wydawnictwie Picador, by pracować tak jak Bridget. A co najdziwniejsze, podobno nikt jej nie poznał! Chociaż na biurku postawiła zdjęcie swojego ówczesnego ukochanego, słynnego komika Jima Carreya.

Dość powiedzieć, że akcent opanowała tak dobrze, że Hugh Grant oniemiał, gdy już po premierze usłyszał, jak naprawdę mówi Renée w swoim rodzimym języku.

Czym ujmowała Bridget

Bridget to była rewolucja w komedii romantycznej lat 90., która wtedy jako gatunek filmowy święciła triumfy. Nazywano ją nawet antybohaterką gatunku – poznajemy bowiem Bridget jako 30-letnią starą pannę (sorry za archaiczne określenie), która próbuje ułożyć sobie życie osobiste i zawodowe. Daleko jej do ideału, ma kompleks na punkcie ciała. Uważa, że jest gruba i stale się odchudza, a jednocześnie zajada stresy słodyczami, serem i zapija winem. W chwilach kryzysu siada przed telewizorem rozmemłana, w piżamie, z kubkiem lodów w jednej i papierosem w drugiej ręce.

„Jestem zapuszczona – niewydepilowana, krzaczaste brwi, zero ćwiczeń, peelingu, pedikiuru i medytacji, odrosty nietknięte, włosy niewymodelowane, nieubrana (fatalnie, bo zupełnie już o to nie dbam) – na dodatek kompensuję to obżeraniem się. Muszę się za siebie wziąć”, mówi o sobie Bridget w powieści „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”. Kiedyś deklarowała, że nie chce już popełniać starych błędów, bo czas na nowe. Ale jako 30- i 50-latka ma ten sam problem z ogarnięciem siebie.

Nie jest mistrzynią kuchni. „Gotuję. To znaczy robię popcorn w mikrofali”. Bywa nieporadna, niezdarna, zalicza wiele wpadek. Choćby wtedy, gdy jako początkująca dziennikarka BBC nie rozpoznaje słynnego pisarza Salmana Rushdiego i pyta go jedynie, którędy do toalety. A pamiętacie tę scenę z „Dziennika Bridget Jones”, kiedy Bridget przychodzi w kostiumie króliczka na rodzinne przyjęcie? Gdyby taka historia przytrafiła się dzisiejszym „Zetkom”, pewnie ktoś wrzuciłby zdjęcia do mediów społecznościowych, narażając ich na publiczne obśmianie. W tamtym czasie nie było jeszcze Instagrama czy Facebooka, ale można zrozumieć upokorzenie Bridget jako kobiety. Takie emocje są ponadpokoleniowe.

A Bridget zaliczała wpadki nawet z bielizną odchudzającą. Jej spłaszczające brzuch majtki ujawniły się niespodziewanie podczas intymnej sceny z ukochanym Danielem Cleaverem. Upokorzenia Bridget były tym boleśniejsze, że tak bardzo chciała się wszystkim podobać, uchodzić za fajną i atrakcyjną. Trudno się dziwić, że podbiła serca kobiet, które mogły przejrzeć się w tej bohaterce jak w lustrze. Zobaczyć złożony portret kobiety niedoskonałej, która przeżywa wzloty i bolesne upadki, a nie królewnę z bajki.

Czytaj również: Colin Firth i klątwa pana Darcy'ego. "Ta rola zaszkodziła mojej karierze"

UK. Renee Zellweger in a scene from ©Miramax film: Bridget Jones's Diary (2001).Plot: Bridget Jones is determined to improve herself while she looks for love in a year in which she keeps a personal diary. Ref: LMK110-J6973-131120 Supplied by LMKMEDIA. Editorial Only. Landmark Media is not the copyright owner of these Film or TV stills but provides a service only for recognised Media outlets. pictures@lmkmedia.com
Renee Zellweger, kadr z filmu Dziennik Bridget Jones (2001)

Bridget Jones i mężczyźni

Bridget marzy, by wyjść za mąż, bo takie są też oczekiwania rodzinne i towarzyskie, po trzydziestce wypada nosić obrączkę na palcu. Z Darcym poznaje ją toksyczna mamusia, która pragnie, by córka wyszła za bogatego adwokata. Pierwsza reakcja Bridget? „Fuj!”. I dalej: „Wydało mi się to dość śmieszne, że nazywam się Darcy i stoję sama, wyglądając wyniośle na przyjęciu”, notowała, odwołując się do stereotypu Darcy’ego. Minie dużo czasu, zanim Bridget Jones się ustatkuje.

W wydanej w 1998 roku powieści „Bridget Jones: W pogoni za rozumem” bohaterka miota się między statecznym Markiem Darcym a uwodzicielskim Danielem Cleaverem. W filmie „Dziecko Bridget Jones” z 2016 roku (nieopartym na powieści) panna Jones w wieku 43 lat rodzi pierwsze dziecko – syna Williama. Nie wie, czy jest synem Marka Darcy’ego, czy przystojniaka Jacka, granego przez Patricka Dempseya. Ostatecznie wychodzi za ojca swojego synka – Darcy’ego. Teraz zobaczymy ją jako wdowę, książka, na podstawie której powstał film „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”, jest formalnie trzy lata wcześniejsza niż film „Dziecko Bridget Jones” z 2016 roku. Ale jej ekranizacja trafia do kin na całym świecie dopiero teraz [premiera w Polsce w Walentynki, 14 lutego - przyp. red.]

A75NKH BRIDGET JONE'S DIARY - 2001 Universal film with Hugh Grant and Renee Zellweger
Renee Zellweger i Hugh Grant, kadr z filmu Dziennik Bridget Jones (2001)

Bridget Jones a Duma i uprzedzenie

Bridget Jones uchodzi dziś za sztandarowe dzieło tak zwanej chick lit, literatury dla laseczek, jak pogardliwie nazywa się książki pisane przez kobiety dla kobiet. Są to zwykle historie kobiet po trzydziestce, które przeżywają różne rozterki zawodowe i miłosne. Do tego nurtu należą między innymi „Diabeł ubiera się u Prady” Lauren Weisberger, „Spotkajmy się w kawiarni” Jenny Colgan czy „Wyznania zakupoholiczki” Sophie Kinselli. Za matkę gatunku krytycy uważają między innymi Jane Austen, ale wielu sądzi, że trudno zamykać dzieła Austen w takiej etykiecie, a i sama Bridget Jones się jej wymyka. Za dużo tu przełamywania stereotypów powieściowej love story.

Helen Fielding w oczywisty sposób odwołuje się do „Dumy i uprzedzenia” Jane Austen, choćby przez postać Darcy’ego. Colin Firth grał Fitzwilliama Darcy’ego w telewizyjnym serialu „Rozważna i romantyczna”, zdobył dzięki tej roli sławę i uwielbienie. W kolejnych odsłonach historii o Bridget Jones gra Marka Darcy’ego, adwokata. Podobnie jak jego legendarny pierwowzór, wydaje się arogancki i odpychający, a jest tak naprawdę szlachetnym, dobrym człowiekiem. Darcy to niejedyna nić łącząca obie powieści. Wydaje się bowiem, że singielki z Londynu, z przełomu wieków nie różnią się tak bardzo od panien z XIX wieku. Tak jak tamte gadają ciągle o facetach i mają kłopoty ze znalezieniem odpowiednich partnerów. Świat się zmienia, ale jak ktoś napisał, „na froncie romantycznym” zmiany nie są aż tak wielkie.

Czytaj także: Świata poza sobą nie widzieli, on jednak nie był gotowy na ślub. Po latach gorzko pożałował rozstania

Renée Zellweger, Helen Fielding at Peacock's "Bridget Jones: Mad About the Boy" Special Screening at Lincoln Center on February 12, 2025 in New York, New York. (Photo by John Nacion/Variety via Getty Images)
Renée Zellweger i Helen Fielding na premierze "Bridget Jones: Szalejąc za facetem" 12 luty 2025 Fot. John Nacion/Variety via Getty Images

Nie wszyscy pokochali Bridget Jones

Trzeba też dodać, że historia Bridget Jones nie została przez wszystkich entuzjastycznie przyjęta. Chłodno odnoszą się do niej zdeklarowane feministki, ale nie tylko. Padają zarzuty, że bohaterka szuka zależności od mężczyzny, a nie samodzielności (wolności, autonomii), szczęście zaś kojarzy jej się jedynie z instytucją małżeństwa. Bycie singielką oznacza życie w nieszczęściu, wstydzie i śmierć w samotności – Bridget boi się nawet, że jej ciało po samotnej śmierci zjedzą psy. Bycie singielką jest gorsze niż tajskie więzienie, do którego Bridget Jones trafia w drugiej powieści „W pogoni za rozumem”.

Brytyjska wykładowczyni i feministka Angela McRobbie pisała, że Bridget jest słaba i poddaje się patriarchalnym oczekiwaniom. Dzisiaj syndromem Bridget Jones nazywa się anuptafobię, czyli strach przed życiem bez partnera. „Sama miewam takie lęki i nawet jeśli trudno mi się do tego przyznać publicznie, wiem, że Bridget miała prawo tak się czuć”, mówiła w jednej z rozmów Helen Fielding. I dodawała: „Nie ma nic złego w byciu singielką, pod warunkiem że nie czujesz się z tym głupio”.

Nie podobała się też obsesja Bridget na punkcie ciała i wagi oraz ciągłe poczucie winy, że nie jest taka, jak powinna. Czy Helen Fielding w swoich książkach podsycała toksyczne oczekiwania, by obsesyjnie liczyć kalorie i sprawdzać wagę? Czy rzeczywiście budowała schemat, według którego szczupły jest dobry, a gruby zły i do odrzucenia? W każdym razie jest to ciągle gorący temat, bo dziewczyny nadal potrafią mieć fobie na punkcie ciała i martwić się, tak jak Bridget, że mają tyłki wielkie jak Brazylia. A jak bardzo potrafimy być oceniane na podstawie wyglądu, doświadczyła sama Renée Zellweger, która najpierw bez sensu zrobiła sobie operację plastyczną, aby się odmłodzić. A potem musiała się jeszcze zmierzyć z totalnym hejtem. „To nie botoks ani operacja, ale porwanie. Ktoś podmienił nam Renée. Ratujmy ją!”, pisali internauci. Ktoś sugerował, że to nie Zellweger, a Michael Jackson w nowym wcieleniu.

Reklama

Jedno na pewno się zmieniło. „Dzisiaj nie wyobrażam sobie sceny, w której szef łapie Bridget za cycki czy tyłek, w czasach po #MeToo to nie do przyjęcia”, mówiła sama Helen Fielding. Pisarka zwracała uwagę, w jak bardzo seksistowskim świecie żyła, co znalazło odbicie w pierwszej, legendarnej powieści „Dzienniku Bridget Jones”. Bridget Jones ma mnóstwo wad, bywa infantylna, ale przy tym wzrusza, wywołuje uśmiech i sympatię. Próbuje się odnaleźć w niełatwym życiu, popełniając przy tym mnóstwo błędów, ale kto ich nie popełnia…

Hugh Grant and Renee Zellweger at "Bridget Jones Mad About the Boy" World Premiere at The Odeon Luxe Leicester Square, London on 29 January 2025
Hugh Grant i Renee Zellweger na premierze "Bridget Jones: Szalejąc za facetem" Fot. Joanne Davidson / Camera Press
Colin Firth, Renee Zellweger, Hugh Grant, Bridget Jones
East News
Reklama
Reklama
Reklama