Trudne życie Nikiego Laudy. Płonął żywcem w bolidzie, skutki odczuwał do końca swych dni...
Były kierowca Formuły 1 zmarł równo 3 lata temu
Niki Lauda to bez wątpienia ikona sportów motorowych. Był jednym z najbardziej pracowitych, rozsądnych, ale również poszkodowanych rajdowców. Zawsze chłodno kalkulował ryzyko, robił tylko to, w co wierzył na sto procent i nigdy się nie poddawał. Tylko w życiu prywatnym pozwalał sobie na odrobinę szaleństwa. Jak wiadomo, miał on dwie żony oraz pięcioro dzieci, w tym jedno z nieformalnego związku. Dodatkowo jego życie naznaczyło tragiczne wydarzenie, które miało miejsce w 1976 roku. Skutki tych wydarzeń odczuwał do końca życia. Sportowiec zmarł 20 maja 2019 roku, czyli równo 3 lata temu. Z tego powodu przypomnijmy trzykrotnego mistrza świata. Jakim człowiekiem był naprawdę?
Niki Lauda zmarł w wieku 70 lat
Trzy lata temu dotarła do nas smutna wiadomość o jego śmierci. Niki Lauda miał 70 lat. Od dawna zmagał się z problemami zdrowotnymi. Przeszedł ostre zapalenie płuc. Od kilku miesięcy przebywał w klinice w Szwajcarii, gdzie był poddawany nieustannym dializom. Po tym, co przeżył, nikt nie przypuszczał, że pokona go choroba. W końcu już wcześniej kilka razy wymykał się śmierci. Gdy w 1975 roku zdobył swoje pierwsze mistrzostwo Formuły 1 ze Scuderią Ferrari nikt nie miał wątpliwości, że w świecie rajdowców pojawiła się prawdziwa konkurencja.
ZOBACZ TAKŻE: Iwona Schymalla była największą gwiazdą TVP. Gdy odeszła, dostawała pogróżki...
Niki Lauda - wypadek w Niemczech
Wygrał 4 z 6 pierwszych wyścigów, a w piątym i szóstym zajął drugie miejsca. Mówiono wprost, że utrzymanie tytułu mistrzowskiego to tylko formalność i lada chwila Niki Lauda zostanie dwukrotnym mistrzem świata. Tego, co wydarzyło się na torze Nurburgiring w Niemczech nikt nie mógł przewidzieć. Doszło do wypadku, w którym Lauda zaczął płonąć żywcem w bolidzie. Zawodnika wyciągnęli jego koledzy z toru, wówczas nie wiedząc jeszcze, że ratują mu życie. Niki był całkowicie poparzony. Nawdychał się toksycznych oparów i chwilę po wypadku zapadł w śpiączkę. Lekarze nie dawali mu zbyt dużych szans na przeżycie. Ksiądz udzielił mu nawet ostatniego namaszczenia.
Ale Niki Lauda nie poddał się. W szpitalu walczył o życie, a siły dodawała mu myśl, że musi być najlepszy: „Był jeden moment w szpitalu, kiedy czułem, że unoszę się do jakiejś wielkiej dziury. Zrobiło mi się dość przyjemnie. I wtedy dotarło do mnie, że umieram. Zacząłem intensywnie myśleć. Nie, nie nie, musisz słuchać lekarzy. Słuchaj lekarzy”, opowiadał. Do zdrowia powracał w zawrotnym tempie. Przeszczepiona skóra powoli zaczynała się goić, ale gdy pierwszy raz zobaczył się w lustrze, był przerażony: „Co zrobię, jeśli będę tak wyglądać przez resztę życia?”, powiedział sam do siebie. Ale postanowił walczyć. Jak mantrę powtarzał sobie, że przecież żyje, więc nie warto poświęcać lat na rozpamiętywanie tego, co było.
Już sześć tygodni później wystartował w wyścigu Monzy - z nasiąkniętym krwią bandażem założonym na pół głowy i bez ucha, które stracił podczas wypadku. I choć błyskawicznie wrócił do ścigania, wówczas nie zdobył tytułu. Przegrał jednym punktem. „Po takim wypadku trzeba nabrać pewności siebie. Nie łatwo jest tak wszystko zapomnieć. Nie wolno udawać, że nic się nie stało. Musiałem przezwyciężyć strach. A ten można przezwyciężyć przez nabranie wiary we własne umiejętności. Pół roku trwało zanim znowu zacząłem jeździć jak wcześniej”, tłumaczył sobie porażkę. I faktycznie, w kolejnym roku znów był najlepszy. W 1977 po raz drugi stał się mistrzem świata. Sukcesem napawał się przez dwa lata, w tym czasie realizując się w innej pasji - liniom lotniczym, których był właścicielem.
Musiałem przezwyciężyć strach. A ten można przezwyciężyć przez nabranie wiary we własne umiejętności
Katastrofa w Tajlandii
Sport motorowy wciąż go jednak fascynował. Nikogo nie zdziwiło, że w 1982 roku znów powrócił na tor, a dwa lata później po raz trzeci został mistrzem świata. Jak mówią, do trzech razy sztuka. I w jego przypadku to się sprawdziło. Trzy lata później zakończył karierę i w pełni poświęcił się swoim liniom lotniczym. Niestety 26 maja 1991 roku samolot linii Lauda Air startując z Bangkoku do Wiednia rozbił się. Zginęły 223 osoby, a Lauda mówił potem, że katastrofa w Tajlandii była dla niego gorszym przeżyciem niż jego wypadek. Po tym długo nie mógł dojść do siebie. W ostatnich latach życia poświęcił się komentowaniu wyścigów w telewizji RTL.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Księżna Kate na premierze filmu „Top Gun Maverick” znów złamała królewski protokół
Niki Lauda: życie prywatne - żona, dzieci
Dziś nikt nie ma wątpliwości, że na torze był genialny, ale w jego życiu prywatnym nie działo się najlepiej. Pierwsza żona Nikiego Laudy, Marlene Kanus, związek ze sportowcem podsumowała słowami: „Był potwornym dupkiem”. Zapytany oto po latach Niki wyznał: „Miała rację”, tłumacząc że w tym czasie całą swoją uwagę poświęcał rajdom, a nie żonie. Ta jednak zawsze go wspierała, za co bardzo jej dziękował. Mimo to para rozwiodła się w 1991 roku po piętnastu latach małżeństwa. Mówiono, że to dlatego, że sportowiec zdradził żonę, a owocem jednej z jego przygód miał być syn Christoph, urodzony w 1982 roku.
Byli małżonkowie utrzymywali jednak kontakt ze względu na synów: Lukasa i Mathiasa. Później związał się ze stewardessą linii lotniczych, Birgit Wetzinger. To właśnie ona oddała mu nerkę, gdy pierwszy przeszczep w 1997 roku został odrzucony, Para wzięła ślub w 2008 roku, a rok później na świecie pojawiły się ich dzieci, bliźniaki: Mia i Max.
Przez tragiczny wypadek wciąż jednak pojawiały się problemy zdrowotne. W 2018 roku zachorował na ostre zapalenie płuc, które skończyło się przeszczepem organu. Długo dochodził do siebie. W styczniu 2019 roku znów powrócił do szpitala. Mimo to z okazji swoich 70 urodzin Niki Lauda opublikował krótkie nagranie, w którym z uśmiechem na twarzy mówił: „Wrócę i to na pełnym gazie”. Niestety, tym razem planu nie udało mu się zrealizować...
1 z 4
Ikona sportów motorowych. Jeden z najbardziej pracowitych, rozsądnych, ale i poszkodowanych rajdowców. Zawsze chłodno kalkulował ryzyko, robił tylko to, w co wierzył na sto procent i nigdy się nie poddawał.
2 z 4
Niki Lauda z synem Matthiasem w 1976 roku
3 z 4
Syn sportowca poszedł w jego ślady. Mathias dziś jest kierowcą rajdowym, ale nie odnosi tak spektakularnych sukcesów jak ojciec
4 z 4
W 1995 roku zakończył karierę sportową i w pełni poświęcił się swoim liniom lotniczym.