Piętnaście lat temu, 18 lutego 2009 roku do Polski dotarła dramatyczna informacja. Złota medalistka z Sydney, najmłodsza Polka w historii, która zdobyła złoty medal na olimpiadzie, Kamila Skolimowska zmarła podczas zgrupowania w Portugalii. Podczas sekcji zwłok okazało się, że przyczyną śmierci młociarki był zator tętnicy płucnej i zawał serca. Wszyscy byli zszokowani, bo przecież Kamila miała dopiero 26 lat. Dla bliskich, rodziny był to potworny cios.

Reklama

„Człowiek żyje tak długo, jak pamięć o nim. Dlatego Kamila cały czas, każdego dnia, jest z nami. Czuwa nad nami i jesteśmy pewni, że patrząc na nas tam z góry, jest zadowolona, że dzięki fundacji jej imienia pomagamy sportowcom potrzebującym opieki zdrowotnej”, mówili rodzice mistrzyni w rozmowie z „Faktem”.

[Ostatnia aktualizacja tekstu: 18.02.2024 rok]

Ostatnie chwile Kamili Skolimowskiej

Tamtego dnia Kamila Skolimowska zdążyła porozmawiać z mamą. Nie poszła na trening, ponieważ nie czuła się najlepiej. Podczas popołudniowych ćwiczeń zemdlała. Od tamtego momentu wydarzenia toczyły się błyskawicznie. Pomoc ratowników, reanimacja, szpital.

Problemy ze zdrowiem pojawiły się już wcześniej podczas igrzysk w Pekinie. Wtedy Kamila Skolimowska z trudem oddychała i tam również zemdlała. Lekarze uznali, że dolegliwości są skutkiem smogu. Po powrocie z Portugalii miała przejść badania w szpitalu. Nie zdążyła. Rodzice Kamili Skolimowskiej nie mogą wybaczyć lekarzom, którzy błędnie zdiagnozowali ich dziecko w Pekinie.

Zobacz także

„Po śmierci córki znalazło się chyba z dwudziestu medyków, którzy mówili: „no jak to? Przecież wiadomo było, że to zator. To takie proste!” Nie mogliśmy tego słuchać. Tym bardziej że Kama po tych igrzyskach uderzała wszędzie. Ci lekarze w Pekinie byli niby tacy renomowani i co, nie przyszło im do głowy, żeby zrobić badania krwi? Nasze dziecko mogło i powinno żyć”, mówili Teresa i Robert Skolimowscy w Fakcie.

Czytaj też: Nie zawsze się rozumieli, zbliżyła ich choroba Rafała. Dziś Alicję Resich i jej syna łączy silna więź

PAP/Przemek Wierzchowski

Kamila Skolimowska na podium podczas XXVII Letnich Igrzysk Olimpijskich ze złotym medalem zdobytym w konkurencji rzut młotem kobiet. Sydney, Australia 09.2000.

Magic Media / Forum

Mama Kamili Skolimowskiej o śmierci córki. Czy tej tragedii można było uniknąć?

O tamtych dramatycznych wydarzeniach jej mama, Teresa Skolimowska, mówiła w 2021 roku w VIVIE!: „do dzisiaj nie mogę sobie darować, że kiedy umierała, nie było mnie przy niej. Ona tak o wszystkich dbała. Martwiła się o nasze zdrowie. Marcin (Rosengarten, partner Kamili - przyp.aut.) jej kiedyś powiedział, że tak dba o innych, że powinna zadbać o siebie. A ona mu powiedziała, że o nią to on musi zadbać”.

Nie zdążył.

Myśmy wszyscy nie zdążyli. Ta myśl, że to była kwestia kilku dni, nie daje mi spokoju. Przecież po powrocie z Portugalii, z obozu, podczas którego zmarła, Kama miała położyć się do szpitala na kompleksowe badania. Wszystko było już załatwione, bo ona od dłuższego czasu czuła się źle.

A jednak zdecydowała się pojechać na obóz, na którym doznała zatoru płucnego i zawału serca.

Ona bardzo dbała o swoje zdrowie. Mój mąż przez 25 lat dźwigał ciężary. Ja trenowałam rzut dyskiem. Oboje wiemy, że zawodowego sportowca zawsze coś boli. Ale są takie bolaki, jak ja to mówię, że się do nich człowiek przyzwyczaja, a są takie, które są sygnałem, że naprawdę w organizmie dzieje się coś złego. Kama była bardzo na to wyczulona. Każdy drobiazg konsultowała z lekarzami. Ona przeszła tyle zabiegów, tyle operacji, bo nigdy nie czekała, aż samo przejdzie.

Co więc zawiodło?

Moim zdaniem lekarze. I o to już zawsze będę mieć wielki żal. Przecież ona cały czas była pod ich opieką. W końcu była w kadrze narodowej, olimpijskiej. Z Kamą źle się zaczęło dziać wcześniej, podczas olimpiady w Pekinie. Miała duszności, zemdlała. Uznano, że to z powodu smogu. A to nie był smog, tylko już wtedy prawdopodobnie przeszła pierwszy zator. Tyle że skrzep był na tyle mały, że skończyło się na omdleniu. Mam żal, że nie znalazł się nikt, kto by ją potem pokierował, nie powiedział, jakie badania powinna zrobić. A przecież wiadomo, że miała nadwagę, brała tabletki antykoncepcyjne, dużo trenowała, latała samolotami, nurkowała, co było jej wielką pasją. I z tego wszystkiego nikt nie wyciągnął wniosków. Dopiero lekarz, który miał przyjąć Kamę na oddział w szpitalu. Gdy 18 lutego 2009 roku trener Kamy zadzwonił do męża z Portugalii z informacją, że nasza córka zemdlała, od razu skontaktowaliśmy się z naszym lekarzem. Po opisie objawów od razu postawił diagnozę, że to może być zator. Kazał mężowi dzwonić do trenera, żeby przekazał tamtejszym lekarzom, żeby podali jej zastrzyki z aspiryną.

Zobacz też: Radosław Majdan pożegnał zmarłą mamę. „Dziękuję Ci za wszystko. Byłaś dla nas wspaniałą mamą”

Szymon Szcześniak

Szymon Szcześniak

Nikt nie posłuchał?

Nie. To był maleńki ośrodek zdrowia. Dopiero gdy Kama tam trafiła, wezwano karetkę z Faro. Jak ona pędziła! Ale było już za późno.

Wcześniej Pani brat zmarł z tego samego powodu, co Kamila.

Mój brat Edward Wenta też był sportowcem. Jak cała moja rodzina. Ale nikt nie pomyślał, że możemy mieć jakieś predyspozycje rodzinne w tym kierunku. Po tym wszystkim zrobiliśmy z mężem badania genetyczne, żeby sprawdzić, czy dzieciom jakiegoś świństwa nie sprzedaliśmy. Okazało się, że nie.

Ma Pani wyrzuty sumienia, że nie zatrzymała jej w domu?

Ogromne. Cały czas myślę, że gdyby nie pojechała, gdybym się uparła, żeby została, wszystko skończyłoby się inaczej. Żyłaby, miałaby rodzinę... Ale ona była uparta. Gdy w Pekinie oprócz tego omdlenia nabawiła się kontuzji, lekarz odradzał jej start w zawodach. Mówiłam jej, żeby zrezygnowała, ale powiedziała tylko, że nie pojechała tam na wycieczkę. A miała taką przepuklinę, że zerwane powięzi wyglądały jak szmata. Dopiero jak wróciła do Polski, poszła na operację.

Skąd wiadomo, że wtedy w Pekinie też przeszła zator?

Podczas sekcji zwłok okazało się, że ten, który ją zabił, był prawdopodobnie drugim zatorem. Kolejny raz już nie miała tyle szczęścia.

Zobacz też: Martę i Witolda Pasztów łączyło wyjątkowe uczucie. Muzyk odszedł rok temu...

Szymon Szcześniak
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama