Kim był król psychoanalizy, geniuszem czy oszustem? Historia Zygmunta Freuda
Prawdę o pomyłkach Freuda ukrywała jego córka Anna. Nie chciała niszczyć wizerunku ojca
Jego poglądy były od zawsze dyskusyjne, Zygmunt Freud - ojciec i król psychoanalizy miał swoich wyznawców i zagorzałych przeciwników. Jedni uważali go za geniusza, inni za naukowego hochsztaplera. A samą psychoanalizę za „niebezpieczną metodę” leczenia. Był nawet film pod takim tytułem „Niebezpieczna metoda” z Vigo Mortensenem w roli Zygmunta Freuda i Keirą Knightly. Cieszył się wielkim powodzeniem, bo Freud to wciąż popularna postać! W 1999 roku amerykański magazyn „The Time” uznał go za najwybitniejszy umysł XX wieku. Jego dorobek zestawiany jest z teoriami Darwina i Einsteina. Co wiemy o Freudzie i co przed nami ukrywano? Dziś mijają 82 lata od śmierci lekarza.
Zobacz też: Marek Perepeczko i Agnieszka Fitkau: ten związek budził kontrowersje. Oto historia ich miłości!
Wielki umysł, wielkie wpadki
Zygmunt Freud urodził się 6 maja 1856 roku (obchodziłby teraz swoje 165 urodziny!). Pochodził z niezamożnej żydowskiej rodziny z Freibergu – obecnie czeski Příbor. Ojciec był kupcem tekstylnym, ale rodzinie nie powodziło się najlepiej. Sigismund urodził się w czepku, co wzięto za dobrą wróżbę. Matka, która go uwielbiała uważała, że będzie kimś wyjątkowym. I miała rację. W wieku 17 lat skończył gimnazjum jako prymus. Doktorat z medycyny zrobił jako 24-latek. Pracował w Paryżu, a potem przez wiele lat przyjmował pacjentów w Wiedniu. Freud, choć miał piękny umysł, nie zawsze był pięknym człowiekiem. Popełniał pomyłki, manipulował pacjentami, nie szanował ich. „Jedyną rzecz, do której pacjenci się nadają, jest pomóc psychoanalitykowi utrzymać się i dostarczyć materiału do teorii. (…)kusimy pacjentów, wzmacniając ich nadzieję na wyzdrowienie”, pisał w jednym z listów.
Korespondencję Freuda cenzurowała długo, bo aż do 1985 roku jego najmłodsza córka Anna. Dlatego wielkie wpadki doktora ujawnione zostały dopiero po jej śmierci.
Nos jak genitalia: przypadek Emmy Eckstein
Była jedną z pierwszych pacjentek Freuda. Gdy zjawiła się u niego, miała 27 lat. Była młoda, ładna. Cierpiała na dolegliwości żołądkowe i problemy z menstruacją. Miała również kłopoty z chodzeniem, większość czasu spędzała na kanapie. Freud uważał, że problemy Emmy są neurotyczne, wynikają z nerwicy o podłoży seksualnym. Jako metodę zaproponował…operację nosa. A właściwie nie on sam, tylko jego ówczesny przyjaciel i współpracownik dr Wilhelm Fliess, znany otorynolaryngolog. Fliess tłumaczył ten sposób leczenia własną teorią – według niego problemy seksualne były przenoszone z organów płciowych na nos. Aż trudno w to dzisiaj uwierzyć! Operacja się udała, ale wdały się powikłania. Pacjentka miała opuchliznę i krwawienia. Gdy doszedł do tego nieprzyjemny zapach - pewnie z gangreny, Freud poprosił o pomoc wiedeńskich chirurgów. Jeden z nich wyciągnął z nosa Emmy ponad półmetrową gazę, której nie zauważył podczas operacji Wilhelm Fliess. Bulwersować może fakt, że Freud w liście do Flissa przeprasza głównie za to, że kolega musiał operować w obcym mieście. Bierze na siebie winę za stan Emmy. Zapewnia o zaufaniu. „Jej ból jest nieprawdziwy, a krwawienia, które wydawały się spowodowane twoją operacją, mają w rzeczywistości podłoże psychologiczne – są histeryczne”, pisał do przyjaciela.
Emma Eckstein spędziła resztę życia we własnym łóżku – oszpecona i pogrążona w depresji. Gdyby nie ratunek chirurgów, pewnie by umarła. Wyczyny Freuda i Fliessa wyglądają bardziej na eksperyment niż na poważną diagnozę. A przecież Freud był lekarzem, i to nie początkującym, miał wówczas 39 lat. Dla Fliessa była to pierwsza operacja, wcześniej leczył pacjentów azotanem srebra i kokainą. Kokainą leczył też sam Freud, sam ją zażywał, polecał swojej młodziutkiej narzeczonej, a potem żonie Marcie Bernays. Jest zresztą autorem głośnego tekstu „Über Coca”. Przyczynił się do spopularyzowania narkotyku, czego podobno po wielu latach żałował. Sprawa Emmy Eckstein wyszła na jaw po 90 latach, dzięki analizie korespondencji ujawnionej po śmierci Anny. I nie była jedyną.
Zobacz także
Zobacz też: Niezwykła historia Alexandry Richie – synowej profesora Władysława Bartoszewskiego
Wilki na drzewie: przypadek Siergieja Pankiejewa
Najgłośniejszym, znanym pacjentem Zygmunta Freuda był rosyjski arystokrata, Siergiej Pankiejew. Człowiek wilk – jak nazywał go Freud. Pankiejew od dzieciństwa miał cierpieć z powodu wyniszczających go depresji i lęków dotyczących wilków. Krótko przed czwartymi urodzinami miał taki oto sen: „Śniło mi się, że była noc i że leżałem w łóżku. Wiem, że kiedy śniłem była zima i że to była noc. Nagle okno samo się otwarło i z przerażeniem zobaczyłem, że na wielkim orzechu naprzeciwko okna siedziało kilka białych wilków. Sześć lub siedem. Wilki były całkiem białe i przypominały bardziej lisy czy owczarki, gdyż miały wielkie ogony jak lisy i postawione uszy jak psy, gdy nasłuchują. Z wielkiego przerażenia, najpewniej z uwagi na to, że mogłem być pożarty przez wilki, krzyknąłem i obudziłem się”.
Freud uznał, że: wilki to rodzice; ich białość oznacza pościel; ich bezruch – dokładnie odwrotnie, ruchy wykonywane podczas stosunku; dzień oznaczał noc; a całość musiała stanowić odbicie wspomnienia pierwszego roku życia, gdy matka i ojciec Pankiejewa uprawiali seks, podczas gdy on patrzył na to z kołyski. Po pięciu latach intensywnej psychoanalizy, Freud oznajmił, że całkowicie wyleczył Pankiejewa, a na dowód tego opublikował artykuł pt. „Z historii niemowlęcej nerwicy”, gdzie opisuje proces „leczenia”. W rzeczywistości ten sukces okazał się kłamstwem. Wspomnienia Pankiejewa, były mu sugerowane, czy nawet narzucane przez Freuda. W Rosji nie było zwyczaju, by dzieci spały z rodzicami. Nie mógł być świadkiem stosunku swoich rodziców. Wilki były kreacją, czy też interpretacją Freuda - i okazały się tak naprawdę psami. Pankiejew cierpiał długie lata. Podobno Freud wiedział, że jego psychoanaliza na nic tu nie pomogła. Do tego okazało się, że pacjent otrzymywał rentę, aby nikomu o tym niepowodzeniu nie opowiadał. Dopiero w 1970 roku Pankiejew udzielił wywiadu austriackiej dziennikarce Karin Obholzer, której skarżył się, że cała przygoda z Freudem to była katastrofa „Jestem w takim samym stanie, jak wówczas gdy przyszedłem do Freuda, ale Freuda już nie ma”, powiedział.
Takich przypadków było dużo więcej, niby wyleczonych, a tak naprawdę opłaconych. Można by też opisać przypadek bohaterki filmu „Niebezpieczna metoda” Sabiny Spierlein. Freud traktował ją pobłażliwie, w listach do Carla Gustawa Junga nazywał „małą dziewczynką” i robił niedwuznaczne aluzje. A jednocześnie ściągnął od niej teorie destrukcji i popędu śmierci, bardzo ważne dla psychoanalizy. Ale ciekawym przypadkiem jest także sam Freud.
Zobacz też: Kryła romans Karola i Camilli, nienawidziła Diany... Oto nieznane oblicze matki Elżbiety II
Życie w trójkącie: przypadek Zygmunta Freuda
Był przystojny, bardzo zadbany, robił wrażenie na kobietach. W wieku 30 lat ożenił się ze śliczną Martą Bernays, jej dziadek ze strony ojca był szychą – rabinem Hamburga. Bardzo szybko mieli dzieci. Doczekali się niezłej gromadki, bo aż szóstki pociech. Freud zwierzał się, że ma pociąg do żony i chciałby z nią uprawiać seks, ale powstrzymuje się. Marta jest zmęczona, poza tym bardzo łatwo i szybko zachodzi w ciążę. Gdy w Wiedniu, w domu przy ulicy Berggasse zaczęła z nimi mieszkać siostra Marty – Minna plotkom nie było końca. Minny spędziła z małżonkami 43 lata, do śmierci Zygmunta w 1939 roku. Niemal powszechnie uważano, że Freud żyje w kazirodczym trójkącie, z obiema siostrami. Freud uwielbiał rozmawiać z Minną, była inteligentna, oczytana, wpatrzona w niego. W początku XX wieku plotki o ich romansie podsycał sam Carl Gustaw Jung. Miał on podobno opowiadać, że Minna zwierzyła mu się z intymnych relacji z Freudem. I swojego poczucia winy. Plotkowano też, że była w ciąży, którą usunęła. Tajemniczy wyjazd Minny zbiegł się w czasie z podjęciem przez Freuda pieniędzy, których przeznaczenia nie chciał wyjawić. O Minnny i jej relacjach z Zygmuntem Freudem można zresztą przeczytać w fabularyzowanej biografii „Kochanka Freuda” autorstwa Jannifer Kaufman i Karen Mack (wyd. Znak, 2013). Sprawa była tak głośna i sensacyjna, że za obronę Freuda wzięli się jego uczniowie, zarzekając się, że zawsze był przykładnym mężem.
Freudowanie
Czy dorobek Zygmunta Freuda jest przeceniany? Z pewnością nie, dokonał wielkich rzeczy. Wprowadził do psychiatrii pojęcie nieświadomości, czy podświadomości, dzisiaj oczywiste, a przed laty nieznane. Psychoanaliza ma od lat wielu zwolenników. Kto oglądał filmy Woody'ego Allena, pamięta że każdy biegał w nich do swojego psychoanalityka. Ale ma też krytyków, którzy uważają, że jest to raczej pseudonauka, zbyt dowolna w interpretacji, bo można ją było naukowo zweryfikować. Nie zawsze też skuteczna, do córki Zygmunta Freuda - Anny chodziła na kozetkę Marylin Monroe. Niestety, jak wiadomo bez większych sukcesów. Z drugiej strony często zapominamy, jak bardzo Freud wszedł do naszej kultury i sposobu myślenia, kiedy mówimy o kompleksie Edypa, nieprzepracowanych traumach, pomyłkach freudowskich. Jak pisał Adam Krzemiński w „Polityce": (Freud) „Był nadzieją dla neurasteników i guru dla ciekawskich z dobrego towarzystwa, którzy wieczorami chadzali do teatru na sztuki Ibsena albo na seanse hipnotyczne lub wywoływanie duchów, a po południu „freudowali” w kawiarni o swoich snach, narcyzmie i zazdrości o penisa". Freud bardzo poszerzył naszą wiedzę o ludzkiej naturze. Jego problem polegał na tym, że często traktował pacjentów przedmiotowo. I naginał ich zwierzenia do swoich teorii. Mnóstwo zachowań tłumaczył np. kompleksem Edypa, tymczasem nie udowodniono nawet, że taki syndrom naprawdę istnieje. Jest to więc raczej pojęcie z dziedziny kultury i literatury niż nauki. Był kilkanaście razy zgłoszony do nagrody Nobla, z medycyny i (raz) literatury, ale nigdy jej nie otrzymał. Ostatnie lata życia miał okropne, chorował na raka podniebienia, męczył się, do końca była przy nim Martha i Minna. Zmarł w Londynie w 1939 roku.