Reklama

W tę historię nikt nie mógł uwierzyć. On poprosił ją o rękę, chcąc spędzić z nią resztę życia, a ona każdego dnia pisała na niego raporty do bezpieki.

Reklama

Paweł Jasienica zakochał się w agentce SB

Naprawdę nazywał się Leon Lech Beynar. „Pawła Jasienicę” przybrał za literacki pseudonim. Gdy w sierpniu 1945 roku walczył w AK, podczas jednej z walk postrzelono go w udo. Schronienie znalazł wtedy na plebanii u proboszcza z Jasienicy i stąd przyszła inspiracja na pseudonim. Swoją pierwszą miłość, Władysławę, poznał w „Klubie Włóczęgów Wileńskich”, studenckim zrzeszeniu, które skupiało się wokół intelektualnych dyskusji i wycieczek. Do tego samego klubu należał też wtedy Czesław Miłosz. Leon i Władysława pobrali się wkrótce i niedługo potem urodziła im się córka Ewa. W 1965 roku ukochana pisarza zmarła.

Miał słabość do kobiet i nie lubił samotności, więc kiedy w jego życiu pojawiła się Zofia O’Bretenny, był w siódmym niebie. Mógł na nowo kochać i czuć się kochany, a przynajmniej tak mu się wtedy wydawało. Nie wiedział tylko, że jego nowej wybranki serca nie zesłał los, a bezpieka w celu szczegółowej inwigilacji. Kiedy Zofia pojawiła się w życiu w Jasienicy, on był już wówczas znanym pisarzem wyraźnie zaznaczającym swoje stanowisko w kręgu opozycji.

W 1960 roku ukazała się jego książka zatytułowana "Polska Piastów", trzy lata później wydano "Polskę Jagiellonów". W swoich pracach Jasienica przedstawiał historię w taki sposób, że porywał czytelników. Zwłaszcza w młodych ludziach potrafił budzić pasję do zgłębiania tej wiedzy. Miłośnicy literatury pokochali jego książki, ale PRL-owscy historycy już zupełnie nie. Według nich podejście Jasienicy do wielu tematów było za mało marksistowskie i ogólem sprzeczne z ich poglądami.

W związku z tą samowolką co do narracji historycznej w książkach Jasienicy, pisarz był w oczach służb bezpieczeństwa dużym zagrożeniem. Sytuacja zmieniła się, gdy w ich szeregach zjawiła się Zofia, pseudonim "Ewa".

Czytaj też: Władysław Komar i Tadeusz Ślusarski: razem na mecie życia. Sportowcy odeszli razem w tragicznym wypadku

Ewa Beynar-Czeczott / Forum

Kim była Zofia Beynar-O’Bretenny, druga żona Pawła Jasienicy?

Nazywała się Nena Zofia Darowska, primo voto O’Bretenny. Zaintrygowanie wzbudzała przede wszystkim nazwiskiem po mężu. Wszystkim mówiła, że miała męża irlandczyka, którego poznała w czasie wojny w obozie. Dalekie to było od prawdy, co wyszło na jaw dopiero po śmierci Zofii, której pierwszy mąż okazał się być Polakiem. Jego rodzina zamieszkała w Polsce kilka pokoleń wcześniej. Mieli razem syna, nad którym Zofia przejęła opiekę, kiedy rozstała się z mężem.

Szukała swojej drogi, chciała poczuć się dowartościowana. Poszła na jeden kierunek studiów, na SGH, potem na drugi, na polonistykę Uniwersytetu Warszawskiego, ale oba przerwała na pierwszym roku. Znajdowała różne drobne prace, zaczepiła się przy chałupniczej produkcji słomianych serwetek dla Cepelii, pracowała w sklepie z radiami i adapterami, ale żadne z tych zajęć nie dawało jej satysfakcji, a ona czuła, że stać ją w życiu na więcej. W końcu trafiła się okazja, na którą czekała.

Pomogły jej w tym znajomości z kilkoma sławnymi osobami z opozycji, m.in. z poetą i satyrykiem, Januszem Szpotańskim, którymi interesowało się SB. Złożyli O’Bretenny propozycję współpracy. Zaoferowali, że zapewnią jej lepsze miejsce pracy, przenieśli ją do dziekanatu na uczelni Politechiki Warszawskiej, ona nie protestowała, na wszystko się zgodziła. Wybrała sobie także pseudonim, stała się "Ewą".

Historia relacji Pawła Jasienicy i Zofii Beynar-O’Bretenny

Jej praca jako agentki była na początku bardzo prosta, miała donosić na pracowników naukowych i studentów. Dopiero w połowie lat 60. pojawiło się to najważniejsze w jej życiu zadanie operacyjne. Miała dowiedzieć się czegoś więcej o Leonie Beynarze, czyli Pawle Jasienicy. Zbliżyć się do niego na tyle blisko, na ile to było możliwe. Na początku posyłano ją na spotkania autorskie pisarza. Miała być obecna na każdym z nich, siadać w pierwszym rzędzie, zostać przez niego zauważona.

Nie była to misja najłatwiejsze, bo na wydarzeniach z Jasienicą za każdym razem zbierała się duża grupa ludzi. Jednak O’Bretenny maksymalnie skupiona na powierzonym jej zadaniu, dopięła swego. Zadawała mądre pytania, przygotowane wcześniej przez historyków służących władzy, roztaczała swój urok, a kiedy wiedziała, że w końcu ją dostrzegł, podeszła do niego po jednym z takich spotkań. Ona miała wówczas 43 lata, pisarz prawie 60.

Zobacz także: Młodzi ludzie traktowali go jak Boga. Skąd się wzięła legenda Edwarda Stachury?

Paweł Jasienica z pierwszą żoną, 1929 r.

Ewa Beynar-Czeczott / Forum

„Pamiętam dobrze tę datę. Szukałam materiałów do książki o najbardziej głośnym, XVII-wiecznym romansie – chodziło mi o romans Halszki Ostrogskiej. Po wieczorze autorskim podeszłam do niego na ulicy, uśmiechnęłam się, powiedziałam dzień dobry, nazywam się tak i tak, ja w sprawie romansu - opowiadała "Ewa" w wywiadzie, którego udzieliła Marcie Miklaszewskiej w 1991 roku do tygodnika „Kobieta i Życie” -Zaprosiłam go na kawę. Powiedział: – wpadnę na pół godziny i... został na całe życie” (cytuję za naszahistoria.pl). Był rok 1966, kiedy ta atrakcyjna, pełna wdzięku blondynka, napisała na niego pierwszy donos podpisując się "Ewa". Stało się to niedługo po śmierci pierwszej żony pisarza. Rozpoczął się jeden z najgłośniejszych romansów agentki z inwigilowanym w historii PRL-u. W pisarzu rodziło się głębokie uczucie, a w "Ewie" poczucie misji obywatelskiej.

W 1968 roku rozpętała się na niego nagonka, pierwszy sekretarz Władysław Gomułka kierował do Jasienicy z trybuny ostre, acz fałszywe, zarzuty. Pisarz odbierał też w tym czasie sporo głuchych telefonów i donosów z pogróżkami. Zofia wykorzystała tę sytuację i zaoferowała, żeby Jasienica wprowadził się do jej mieszkania przy Koszykowej. Już bliżej siebie mieć go nie mogła. Triumfowała.

„...mieszka u mnie Paweł Jasienica. Nastąpiło to (...) po wypadku pobicia Kisielewskiego. Obecnie jest pod moją zupełną kuratelą, dzięki czemu wiem, z kim się kontaktuje i kto do niego dzwoni i przychodzi” – napisała w donosie do SB 19 marca (cytat za gosc.pl).

Raporty Zofii O’Bretenny były szczegółową historią rodzącego się pomiędzy nimi uczucia. "Ewa" dokładnie opisywała, na jakim etapie zażyłości jest ich związek, jak zdobywała zaufanie pisarza, jego rosnące uzależnienie od niej. Z czasem w jej donosach było widać, że Jasienica otwierał się przed ukochaną coraz bardziej.

Pokój z kuchnią przy Koszykowej stał się miejscem zebrań pisarzy, dziennikarzy i artystów - wszyscy podzielający poglądy Jasienicy, wszyscy z opozycji. Agentka zaczęła mieć dostęp nie tylko do świata swojego partnera, ale także wszystkich jego znajomych. Był czas, że Zofia zdobywała dzięki tym kontaktom tyle informacji, że raporty dostarczała codziennie. Pisała je w toalecie, a doręczała, wychodząc pod pretekstem szybkich zakupów. Krzyczała w progu, że skończyło się mleko i chleb, a za moment na biurku oficera prowadzącego lądował kolejny raport. Z czasem oficer prowadzący, Adam G., pojawiał się w domu Beynarów osobiście. Przedstawiał się jako dobry znajomy Zofii i pożyczał książki. W jednej z nich zawsze czekał na niego gotowy donos.

Zobacz także: Życie Karin Stanek było pełne tajemnic. Jaka była naprawdę wielka gwiazda PRL?

Małżeństwo Pawła Jasienicy z tajną agentką SB

Plan SB działał, byli usatysfakcjonowani pracowitością Zofii O’Bretenny, ale tego, co stało się na krótko przed śmiercią Pawła Jasienicy nie przewidzieli. Ich tajna agentka została poproszona przez pisarza o rękę. Sama "Ewa" wstrzymała się z odpowiedzią i natychmiast pobiegła skonsultować to z oficerem prowadzącym.

„Z wrażenia zaniemówiłem. Poleciałem z tym do naczelnika wydziału, a on do ministra. Zrobił się popłoch, jakiego wcześniej w SB nie widziałem. Minister postanowił potraktować sprawę poważnie. Założył w mieszkaniu Ewy podsłuch. Była w dalszym ciągu lojalna wobec nas. Poza tym jej informacje z kręgów literackich i towarzyskich potwierdzał Andrzej Kuśniewicz, którego pozyskano zaraz po wojnie”, relacjonował Adam G. (cytat za polityka.pl).

Po ślubie Zofia zmieniła pseudonim na "Max", a jej raporty czytał już wtedy sam Gomułka. Nie minęło wiele czasu od złożenia przysięgi małżeńskiej, kiedy Jasienica zachorował na raka płuc. Każdy etap choroby i leczenia w szpitalu był przez nią gorliwie opisywany, ale w międzyczasie dokładała starań, żeby ulżyć mężowi w chorobie. Szpitalna pompa tlenowa, którą zamontowano w domu przy łóżku pisarza, była jej zasługą.

Czy cierpiała, gdy jej mąż odchodził? Takie sprawiała wrażenie. Na początku ich związku, była Jasienicą zafascynowana. "Imponowało jej, że ma u boku znanego literata" – twierdziła dziennikarka, Marta Miklaszewska (cytat za polityka.pl). Względem partnera zawsze była troskliwa, czuła. Bardzo szybko się w niej zakochał, a ona nie zrezygnowała z otaczania go opieką do jego ostatnich dni.

Zobacz też: Irena Krzywicka i Tadeusz Boy-Żeleński. Kochali się i wspólnie walczyli z piekłem kobiet

Warszawa, 1991. Zofia Beynarowa, żona Pawła Jasienicy

Andrzej Wiernicki / Forum

Śmierć Pawła Jasienicy

Osiem miesięcy po ich ślubie Paweł Jasienica zmarł. Zofia Beynar-O’Bretenny stała nad trumną męża ubrana w czarny kostium, skórzane rękawiczki, głowę owinęła czarną chustą i założyła ciemne okulary. Była smutna, ale w jakim stopniu była to jej maska? Bezpieka uwieczniła uroczystość pogrzebową na ponad setce zdjęć, ale na żadnym z nich nie widać łez wdowy.

Najtrudniej przeżyła stypę, z czego zwierzyła się potem Adamowi G. Po pogrzebie podeszła do niej córka pisarza i powiedziała: "To pewnie ty przez cały czas kapowałaś?". Zofia zbyła pasierbicę żartem, ale zachwiało to jej pewnością siebie. Nie na tyle jednak, żeby nie złożyła z tego dnia raportu, umieszczając w nim nazwiska wszystkich, którzy wzięli udział w pogrzebie.

Kiedy tylko przynano Zofii Beynar-O’Bretenny rentę, wyjechała do Francji. Jej wspólpraca z SB dotycząca Pawła Jasienicy nie skończyła się jeszcze kilka lat po jego śmierci. Na Zachodzie "Max" czuwała nad wstrzymywaniem jakichkolwiek dzieł jej męża od druku. Bliscy pisarza zaczęli podejrzewać Zofię o działanie dla SB w momencie, gdy pojawiły się reporterskie książki „Konfidenci są wśród nas” i „Pajęczyna” w 1992 roku. Ona jednak twardo i nieustępliwie milczała. Gdy ktokolwiek chciał ją podejść, zdobyć jej zaufanie i zachęcić, żeby się otworzyła, napotykał na ścianę.

PAP/Mariusz Szyperko

Jak wyglądało życie Zofii Beynar-O’Bretenny po śmierci męża?

Z czasem zaczęła jednak tracić grunt pod nogami. Chciała zachować przy sobie bliskich jej ludzi, ale każdy po kolei się od niej odwracał. Zaczęła pić. Nie owładnęło nią poczucie winy, nie znała chyba tego stanu, ale samotność doskwierała jej okropnie. Zofia Beynar-O’Bretenny odeszła 23 kwietnia 1997 r. w hospicjum. Gdy umierała, była przy niej córka Jasienicy i jej dzieci.

Pasierbica O’Bretenny wyznała, że macocha na ostatnie tygodnie przed śmiercią sprawiała wrażenie, jakby coś ją gryzło i chciała opowiedzieć o czymś ważnym. Ostatecznie nigdy się na to nie zdobyła. Uroniła kilka łez i zabrała ze sobą tę tajemnicę do grobu. W 2002 roku cała teczka sporządzona na temat Pawła Jasienicy ujrzała światło dzienne, a jego córka mogła przeczytać każdy pojedynczy donos napisany przez O’Bretenny.

– Miała poczucie, że odgrywa jakąś ważną rolę – mówiła Miklaszewska. – (...) była ambitna i czuła się niedowartościowana. Być może uważała nawet, że żadnej krzywdy swoim postępowaniem Jasienicy nie robi, bo żadnego poczucia winy nie miała" (cytat za polityka.pl).

Reklama

Źródła: polityka.pl, gosc.pl, naszahistoria.pl, dzieje.pl

Reklama
Reklama
Reklama