Tadeusz Woźniak śpiewał kiedyś wielki przebój „Zegarmistrz światła”. Jak potoczyło się życie artysty?
Kobietę swojego życia spotkał przed pięćdziesiątką
Mamela to mama, tatela to tata, tak syn Filip mówi do rodziców. Wiadomość o tym, że dziecko ma trisomię, czyli zespół Downa, była dla Tadeusza Woźniaka i jego żony Jolanty trudnym przeżyciem. Nie pomagali lekarze, pytając „po co wam to było”? Wszyscy się dziwili, że małżonkowie nie robili badań prenatalnych, choć przyszła mama była po 40-stce.
Ale oni – zakochani w sobie bez pamięci – bardzo chcieli mieć „swoje” dziecko. Po prostu czekali na jego narodziny. Tadeusz Woźniak mówi, że nie ma lepszego towarzysza życia niż 25-letni dzisiaj Filip. „Jesteśmy z Filipem szczęśliwi. Jeśli ktoś nam współczuje, to nas drażni”, opowiadał w jednym z wywiadów. Jak potoczyło się życie Tadeusza Wożniaka i jego rodziny?
Tadeusz Wożniak: dzieciństwo, polski „Billy Eliot”
Tadeusz Wożniak był bardzo popularnym bardem w latach 70. Grał z Czesławem Niemenem. Śpiewał takie przeboje jak „Hej Hanno”, „Zapach pomarańczy” czy „Zegarmistrz światła”. Z kolei widzowie seriali znają na pewno jego piosenkę z „Plebanii”. Śpiewa melodyjne ballady, jest typem artysty, któremu wystarczą głos i gitara.
Urodził się 6 marca 1947 roku w Warszawie, wychował się na Woli. Był jedenastym dzieckiem swoich rodziców, tata pracował jako murarz, więc w domu się nie przelewało. Ale Tadeusz Wożniak wspaniale wspomina swoje chłopackie dzieciństwo. Nie miał się nim kto specjalnie opiekować, biegał więc swobodnie na wagary i snuł się wśród warszawskich ruin. W domu słuchało się radia, piosenki Sławy Przybylskiej i Jerzego Połomskiego rozbudzały muzyczną wyobraźnię młodego chłopca. Rodzice zapisali go do szkoły muzycznej, na skrzypce.
Ale wytrzymał dwa lata. Na szczęście pani od rytmiki odkryła w nim zdolności ruchowe i taneczne – po czwartej klasie poszedł do szkoły baletowej. Wśród jego koleżanek były między innymi Małgorzata Potocka znana z grupy „Sabat” i słynna tancerka Zofia Rudnicka. Tadeusz Woźniak był w swoim roczniku jedynym chłopcem wśród 24 dziewczyn. Źle się tam czuł, obijał się, gdy wszyscy na maksa pracowali. Nie miał do baletu pasji, jaką miał filmowy „Billy Eliot”, który tak jak Tadeusz trafił do elitarnej szkoły z robotniczej rodziny. Uznał, że to nie jest droga dla niego. Zrezygnował.
Tadeusz Wożniak: droga do kariery
Potem był uczniem technikum elektrycznego i szkoły zawodowej przy warszawskich Zakładach im. Róży Luksemburg. Ale najlepiej czuł się w parku Grochowskim, słuchał big bitu i popijał pierwsze tanie wina. Nie wybrał studiów, postanowił związać się z nielicznym środowiskiem polskiego rocka. Wstąpił do grupy „Dzikusy”. Władysław Szpilman, który pracował w radio, wymyślił mu pseudonim Daniel Dan. Był wtedy piosenkarz Tadeusz Woźniakowski, uznano, że to za bliskie skojarzenie nazwisk.
Pod koniec lat 60. Tadeusz Woźniak zainteresował się poezją śpiewaną, zaczął pisać muzykę do wierszy Tuwima, Gałczyńskiego. W radio chciał nagrać wiersz Czesława Miłosza, ale Miłosz był wtedy w Polsce oficjalnie zakazany, powiedziano mu „Nie ma takiego poety”. W 1971 roku wydał płytę z piosenką, która okazała się niesamowitym hitem, był to „Zegarmistrz światła”. Ludzie proszą o nią Tadeusza Woźniaka do tej pory na koncertach. W 1972 roku wygrał tą piosenką festiwal w Opolu (ex aequo z hitem „Jej portret”). Tekst do tej ballady napisał Bohdan Chorążuk.
Jedni się tą piosenką zachwycali, inni uważali, że jest pretensjonalna. Woźniaka pytano, czemu nie śpiewa tekstów Stachury i Osieckiej. Mówił, że tych poetów śpiewają wszyscy, a on nie chce być w stadzie. Życie nie było złe, koncerty w Bułgarii wspominał tak: „(…) pojechałem na trzy miesiące do Bułgarii koncertować z Alibabkami dla turystów. Dużo wolnego czasu, swoboda finansowa, piękna pogoda, wino chłodziło się w morzu (…)”. Tadeusz Woźniak pisze także muzykę do przedstawień teatralnych. Ogromne uznanie i popularność zdobyły jego piosenki do teatralnej adaptacji „Lata muminków”.
Zobacz też: Ich miłość przetrwała największe burze. Historia Piotra i Ewy Fronczewskich
Tadeusz Woźniak: życie prywatne, partnerki
Pierwszą żonę - Zytę – poznał w 1967 roku. Wzięli ślub, urodziły się dzieci, w 1968 roku Piotr, a w 1974 Mateusz. Ich małżeństwo przetrwało do końca lat 80. Jak wspominał Tadeusz Woźniak w rozmowie dla Gazety Wyborczej: „Zyta była nauczycielką, ja wędrowałem po teatrach. Ona nie uczestniczyła w moim życiu zawodowym, ja w jej. Czasem to dobrze robi związkowi, nam nie zrobiło”.
Drugą żonę - Jolantę Majchrzak, siostrę znanego aktora Krzysztofa Majchrzaka – poznał w Teatrze Studyjnym w Łodzi. Uczyła aktorów śpiewać jego piosenki do przedstawienia. Jolanta Majchrzak jest pianistką po łódzkiej Akademii Muzycznej. Podobnie jak Tadeusz, miała za sobą małżeństwo i dziecko.
„Zassaliśmy tę samą energię. Poleciało”, wspominał. „To ja wkroczyłam w świat Tadeuszowej muzyki i sztuki, a trwa to blisko 30 lat” – mówiła Jolanta w Polskim Radio. A Tadeusz dodawał: „Jola jest dla mnie nieprzerwanym źródłem inspiracji i zapewne wielu rzeczy, które zrobiliśmy razem nie zrobiłbym, gdyby jej nie było koło mnie”.
W końcu lat 80. on wziął walizkę, gitarę i wyprowadził się z domu. Zamieszkali razem z Jolantą Majchrzak. W 1996 roku okazało się, że znowu będzie ojcem, po 22 latach przerwy! W tym samym roku jego synowi urodziło się dziecko, Tadeusz Woźniak został w jednym roku ojcem i dziadkiem.
Zobacz też: To najsmutniejsze urodziny Doroty Kamińskiej. Tym razem spędziła je bez ukochanego brata
Tadeusz Woźniak: syn
Na początku, gdy z żoną dowiedzieli się, że ich syn Filip Aleksander ma zespół Downa, przestraszyli się. Ale sobie z tym poradzili. „Uznałem, że trzeba wyjść życiu naprzeciw, a nie zamykać się w kokonie przerażenia. Najpierw zaakceptowałem więc sytuację, którą niektórzy uważali za tragedię. Zdarzyło się, trafiło na mnie i tyle. Walczyłem o to, żeby nie załamała się cała konstrukcja mojego dotychczasowego świata. Bo człowiek nie żyje sam, tylko zawsze w jakimś kontekście. Życie zawodowe, rodzina, starsi synowie (22 i 27 lat) z pierwszego małżeństwa. Nie przypominam sobie zresztą, żeby okazywali, że to jest dla nich jakiś problem", opowiadał wokalista w „Dzienniku. Gazeta Prawna”.
Posłali syna do integracyjnej szkoły, ale ten pomysł niezbyt się sprawdził. W klasie było kilkoro dzieci z niepełnosprawnością, nauczyciele sobie nie radzili. Dzieciaki były mobbingowane przez rówieśników, same odpowiadały agresją. Na szczęście potem trafili do szkoły, gdzie każde dziecko miało swojego opiekuna. I nie gromadzono ich w jednej klasie.
Relacje z synem pogłębiały się powoli. Pomogła w tym muzyka Marka Grechuty. Filip był pod wrażeniem śmierci artysty. Zaczął się nim interesować, słuchać płyt, czytać. Podobnie było z Czesławem Niemenem, potem z Ewą Demarczyk, której piosenki Filip Woźniak zna dzisiaj na pamięć. Kiedy w którejś z książek znalazł wzmiankę o Tadeuszu Woźniaku, zapytał z uśmiechem: „Tatela, a to co?”. Zaczął słuchać piosenek ojca.
To nie bajka, ale kochająca się rodzina to dużo
Klan Woźniaków-Majchrzaków czasem koncertuje wespół – Tadeusz, Jola, ich starsi synowie z poprzednich związków - Mariusz Jagoda i Piotr Woźniak, na koncertach od małego obecny jest Filip Woźniak. Gra na gitarze, na perkusji. Biorą go na scenę nie po to, by pokazywać dysfunkcyjność Filipa, ale żeby ludzie zobaczyli, jakie ma możliwości! Czasem kradnie show. Nie wszystko jest proste, wiadomo, że syn wymaga poważniejszej opieki i uwagi. Niemało z nim przeszli - odwiedziny w kolejnych ośrodkach medycznych, szukanie dobrej szkoły, nieprzyjemne uwagi, które jeśli nawet nie były wprost do Filipa, raniły.
Życiu towarzyszy niepokój o przyszłość najmłodszego syna. Na szczęście starsi bracia są z Filipem tak zżyci, że nie pozwolą, by stała mu się jakaś krzywda. W rozmowie z „Dziennikiem. Gazetą Prawną” Tadeusz Woźniak tłumaczył: „Pyta pani, czy to bajka? Nie. Bywają komplikacje zdrowotne, chorują serce, nerki. Zależy też, co z tym dzieckiem zrobimy, jak je wychowamy, jakie damy mu szanse na rozwój. Jakiego świata go nauczymy. Najgorsza rzecz, jaką można zrobić dziecku z zespołem Downa, to odseparować je od reszty normalnego świata”.
Jolanta Majchrzak-Woźniak śmieje się, że syn ma szczególny sposób określania ludzi po charakterach, wymyśla dla nich różne pseudonimy. „Jego szkolna opiekunka Zofia Pakuła została przez niego ochrzczona Polinezją, bo zachowywała się i wyglądała podobnie jak papuga z „Doctora Dolittle”, mówi i dodaje: „Filip ogniskuje całe życie, jest również krytykiem, bo nie ma podziału na życie artystyczne i gotowanie pomidorówki”.