Tadeusz Pluciński – mówiono o nim „na wieki wieków amant”. Rodzinę założył dopiero z czwartą żoną
Mija dziś 97. rocznica urodzin uznanego aktora
Bożyszcze kobiet. Przystojniak, który sprawiał, że pisma z jego podobizną w PRL-u sprzedawały się spod lady. Tadeusz Pluciński miał na koncie niezliczone romanse, m.in. z seksbombą Kaliną Jędrusik. Mówiono o nim „na wieki wieków amant”. Niektórzy szli o krok dalej i nazywali go wprost erotomanem. Miał przy tym opinię dżentelmena i świetnego aktora. Żenił się cztery razy i wydawało się, że szczęście i spokój odnalazł u boku ostatniej małżonki, Jolanty Wołłejko. Doczekali się dwóch synów, ale i ten związek nie przetrwał próby czasu... Rozwiedli się po 20 latach z powodu jego zdrad. Dlaczego tak silnie działał na kobiety i jakie tajemnice skrywało jego życie osobiste? Z okazji 97. rocznicy urodzin aktora, przypominamy jego losy.
Tadeusz Pluciński: dzieciństwo
Tadeusz Pluciński urodził się 25 września 1926 roku w Łodzi. Jego ojciec był urzędnikiem wydziału oświaty i kultury i opiekunem małego Zoo. Przynosił do domu różne okazy, na przykład małpę. Mama była austriaczką, mimo nacisków nie podpisała volkslisty. Rodzice rozwiedli się przez romanse ojca, już w czasie wojny. Mały Tadeusz pomieszkiwał u mamy albo taty, który pracował jako zawiadowca na stacji kolejowej w Koluszkach. W Warszawie chodził do szkoły handlowej, uczył się na tajnych kompletach m.in. towaroznawstwa.
Jako siedemnastolatek świetnie sobie radził, ale żył z… produkcji bimbru. Po wojnie jego mama i siostra Mira wyjechały do Niemiec, do Monachium. Przyszły aktor został z ojcem i wbrew jego woli rozpoczął studia prawnicze. Pewnego dnia w pociągu do Łodzi poznał Alinę Janowską, była wtedy 24-letnią dziewczyną, po śmierci ojca to na jej barkach spoczywał obowiązek utrzymania rodziny. Aby móc zaopiekować się młodszym bratem i matką, zaczęła udzielać lekcji tańca i występować w teatrach.
„Alina jechała pociągiem przez Koluszki i zobaczyła mnie na peronie. Zachłysnęła się mną i odnalazła w Łodzi. A gdy odnalazła, to już nie puściła”, mówił w jednej z rozmów Tadeusz Pluciński. To dzięki niej zaczął myśleć o studiach aktorskich. Chodził do niej do teatru, za kulisy. Któregoś wieczoru spotkał tam Edwarda Dziewońskiego, który zagadnął: „Co tu robisz, ile Ty masz wzrostu, powinieneś być na scenie!”. I to Dziewoński wybrał mu rolę Papkina na egzamin do Szkoły Teatralnej.
Tadeusz Pluciński: jak został aktorem?
Był uczniem wielkim mistrzów: Leona Schillera i Aleksandra Zelwerowicza. Ale był też lekkoduchem i nonszalantem. Mówił, że role, tak jak kobiety przychodziły do niego same. Nigdy o nie nie zabiegał. Kiedy zdawał do Szkoły Teatralnej nie nauczył się nawet do końca monologu Papkina z „Zemsty”. Podobno lenistwo nie pozwoliło mu opanować tekstu. „Hołdowałem zasadzie, co masz zrobić dzisiaj, zrób pojutrze, a będziesz miał dwa dni wolne. Na egzaminie udawałem schrypniętego. - huknął na mnie Zelwerowicz. - W niedzielę ferujemy wyroki. Jak panu gardło nie wyzdrowieje, to niech pan nie przychodzi". Obkułem Papkina”, opowiadał w rozmowie z „Gazetą Wyborczą.
Sam skarżył się, że od razu po szkole teatralnej wciskano go w rolę amanta. „Może przez moje warunki? Pocztówkowy facet, 183 cm wzrostu, sylwetka do przyjęcia. Do tego stopnia podobałem się, że aktorki w teatrach mówiły: "Chcę, żeby zagrał ze mną Tadeusz". Ale ja nigdy nie chciałem być amantem! wspominał w wywiadzie dla Se.pl.
Szybko odnalazł się jako aktor, zagrał ponad dwieście ról w sztukach Moliera, Potockiego, Zapolskiej, czy Fredry. Był m.in. księciem Józefem Poniatowskim i Fircykiem w zalotach. Zagrał też w wielu filmach , m.in. u Stanisława Barei w„Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, „Brunet wieczorową porą”, „Poszukiwany, poszukiwana”. Grał w „Karierze Nikodema Dyzmy”, serialu „Stawka większa niż życie”, „Stawiam na Tolka Banana”, „Alternatywy 4”. W „Hydrozagadce” Andrzeja Kondradiuka zagrał z Ewą Szykulską parodię erotycznej sceny i siebie jako amanta. Powtarzał tam do znudzenia zdanie „Zdejm kapelusz”, co stało się jednym z kultowych elementów filmu. Nawet w drugoplanowych rolach był wyrazisty i pamiętało się o nim.
Tadeusz Pluciński: życie prywatne, małżeństwa
„Marcello Mastroianni powiedział: . W moim przypadku było bardzo podobnie. To nie ja miałem kobiety. To kobiety miały mnie”, mówił w jednej z rozmów. Wysportowany, nienagannie ubrany, szarmancki, miał niski głos i magnetyczne spojrzenie. Miał wizerunek niegrzecznego chłopca, kolejne partnerki uważały, że sprowadzą go na dobrą drogę. On w każdym razie wierzył, że każda miłość będzie na zawsze i absolutnie go zmieni. Był czterokrotnie żonaty. Sam twierdził, że jako partner dobrze sprawdzał się, gdy miłość była namiętna i gorąca. Ale gdy dopadała go codzienność, i męczące pytania: gdzie idziesz, kiedy wrócisz, zaczynał myśleć o ucieczce. A kiedy kobiety łapały go na kłamstwie, gdy zaczynały się awantury, on brał szczoteczkę do zębów i szarmancko znikał z domu.
Z Aliną Janowską myśleli o ślubie, ale do niego nie doszło. Aktorka zakochała się w architekcie Andrzeju Boreckim i to on został jej pierwszym mężem. Tadeusz Pluciński ożenił się natomiast ze starszą od siebie o kilka lat mezzosopranistką Barbarą Brun Barańską. Małżeństwo przetrwało kilka lat, i rozpadło się z powodu zdrad Plucińskiego. Drugą żoną aktora była koleżanka z teatru Ilona Stawińska. „Mijaliśmy się, byliśmy razem, ale osobno”, tłumaczył po latach powody rozstania. Prawdziwym powodem był podobno jego głośny romans z Kaliną Jędrusik, ale o tym za chwilę.
Zobacz też: Tadeusz Pluciński i Jolanta Wołłejko: była jego czwartą, ostatnią żoną. Po rozwodzie zostali przyjaciółmi
Tadeusz Pluciński i Krystyna Mazurówna wytrzymali trzy miesiące
Trzecią żoną Tadeusza Plucińskiego była znana tancerka Krystyna Mazurówna. Kiedy się poznali w połowie lat 60. była już znaną gwiazdą i obiektem westchnień wielu mężczyzn. Wytrzymali ze sobą trzy miesiące, rozwiedli się po trzech latach. W rozmowie z Dariuszem Michalskim powiedziała, że Tadeusz Pluciński był jej „niesłusznie poślubionym mężem”. Miała żal, że przepuszczał jej pieniądze, był skąpy dla niej, a rozrzutny, gdy idzie o swoje potrzeby. Twierdziła też, że nie chciał zgodzić się na rozwód i że musiała go spłacić, czemu Pluciński zaprzeczał.
Z pewnością byli za silnymi osobowościami, by mogli ze sobą długo wytrzymać. Tadeusz Pluciński wspominał: „Kiedy żona mówiła mi, że robię rzeczy niegodne, to znaczy interesuję się innymi paniami i proponowała: , odpowiadałem: . Brałem walizkę, resztę zostawiałem żonie. I dodawał jak urodzony cynik: „Proponować mi ślub, z moją reputacją?! Trzeba było mieć odwagę”. ( cytuję za dziennikzachodni.pl)
Kalina Jędrusik i Tadeusz Pluciński: historia romansu
„Myślałam, że to będzie prawdziwa miłość, a to był prowincjonalny romans”, powiedziała Kalina Jędrusik o związku z Plucińskim. Ale była na niego zła, bo zostawił ją dla innej kobiety, a ona chyba naprawdę się zaangażowała. Playboy i seksbomba! O ich romansie huczało całe środowisko. Mówiono, że Kalina była jego kobiecym odpowiednikiem: seksowna, prowokacyjna, nie oglądała się na to, co powiedzą i pomyślą inni.
Poznali się w końcu lat 50. w warszawskim teatrze „Współczesnym”, grali w jednej sztuce „Operze za trzy grosze” Bertolda Brechta. Wszyscy szybko zauważyli, że między nimi jest niesamowita chemia. Od razu wiadomo było, że łączy ich coś więcej niż teatralne role. Kalina była już wtedy żoną pisarza Stanisława Dygata, ślub wzięli w 1955 roku. Chciała utrzymać romans w tajemnicy, Ale Tadeusz Pluciński nie wytrzymał i postanowił pochwalić się w bufecie teatralnym swoją nową zdobyczą. Opowiadał, że Kalina jest „wyrafinowana,gorąca…”.
Te opowieści szybko doszły do Stanisława Dygata. Pisarz poprosił aktora o spotkanie, chciał żeby mu wprost powiedział, co łączy go z jego żoną. Pluciński wykrzyknął: Ja, z Kaliną?! Po latach w rozmowie z Violettą Ozminkowski wspominał: „Widziałem, że odetchnął z ulgą, bo plotkowano, że kochałem się z Kaliną u nich w domu, a on był impotentem i z radością się temu schowany za ścianą przyglądał. A to, że tak niefortunnie zakochałem się w jego żonie, nie robiło jeszcze z niego impotenta. Poza tym nigdy nie kochaliśmy się u nich w domu”. Romans długo nie potrwał, być może Pluciński zerwał go myśląc o Stanisławie Dygacie. A może zmęczył go temperament i zazdrość Kaliny. Podobno waliła go w twarz za każde miłe słowo o innej kobiecie.
Kiedy już się rozstali, Tadeusz Pluciński wybrał się do knajpy SPATiF-u z nową wybranką. Spotkali tam Kalinę. „Zauważyła nas i zrobiło się groźnie, była przecież nieprzewidywalna. Ale podeszła tylko do dziewczyny, po czym zaczęła ją głaskać po głowie i powiedziała: Ładna jesteś, ładna ale cycków takich, jak ja to nie masz! I jednym ruchem rozdarła na sobie bluzkę, z której wyskoczyły bujne piersi”. Czy tak było naprawdę? Pewnie tak, chociaż sam Pluciński lubił bawić się opowieściami i anegdotami o swoim życiu, nie bacząc przy tym, jak zostanie w nich oceniony.
Tadeusz Pluciński i Jolanta Wołłejko: była jego czwartą żoną
Kiedy w 1974 roku brał ślub z aktorką Jolantą Wołłejko wszyscy myśleli, że w czwartym małżeństwie wreszcie się ustatkuje. Miał 39 lat, jego wybranka 23. .„Poznaliśmy się w Teatrze Polskim, gdzie oboje graliśmy. To on zwrócił na mnie uwagę i zaczął dążyć do bliższej znajomości. Oczywiście cholernie mi się podobał! I byłam szczęśliwa, że wybrał mnie”, wspominała Jolanta Wołłejko. Jej ojciec, znany aktor Czesław Wołłejko, ożeniony zresztą z byłą żoną Tadeusza Plucińskiego Iloną Stawińską - wpadł w szał, gdy usłyszał o wyborze córki. „Był moim kolegą z jednego teatru, dzieliliśmy garderobę i co tu dużo mówić, uważał, że nie mam najlepszej reputacji – opowiadał Pluciński w Gazecie Wyborczej. A on był zakochany po same uszy. „Byłem szczęśliwy. Obiecywałem sobie nigdy się nie rozstać”. Urodziło im się dwóch synów: Paweł w 1970 roku, a pięć lat później – Piotr.
I chociaż Tadeusz Pluciński i w tym związku nie był wierny, może to dzieci sprawiły, że z Jolantą Wołłejko pozostali sobie wyjątkowo bliscy. Nawet po... rozwodzie. Ona przyjeżdżała, doglądała go, sprawdzała, co ma w lodówce. Kiedyś zażartowała: Wiesz co? Gdy kiedyś umrzesz, ja przyjdę na twój grób i na pewno zastanę karteczkę: „Jestem w kwaterze numer sześć, u pani Zosi, zaraz wracam”. Tak, jak kiedyś w jego rodzinie jeden z synów mieszkał z tatą, drugi z mamą. Z synami aktor miał świetny kontakt. Doczekał się wnuków.
Zobacz też: Jest jedynym dzieckiem Janusza Gajosa. Gdy miała zaledwie sześć lat, jej rodzice się rozwiedli
Tadeusz Pluciński: ostatnie lata życia
Tadeusz Pluciński żartował, że jest z przedwojennego materiału. Niemal do końca życia ćwiczył, rozciągał się „że aż trzeszczało”. Miał duże poczucie humor i dużo dystansu do siebie. Kochał psy, zawsze miał rottweilery. Kiedy czasem spotykał na spacerze starych znajomych dziwili się: „Nie do wiary, pan ciągle z tym samym pieskiem! A on na to: Owszem, tak już od czterdziestu lat”. Ostatnie lata spędził u boku Jolanty Wołłejko i dzieci, wnuków. O byłej, ale stale obecnej w jego codzienności żonie mówil: „Bez niej nie dałbym rady. Jola wytrwale zniosła wszystko, rozwiedliśmy się prawie 40 lat temu, a ona wciąż jest moim największym przyjacielem i vice versa. Ja zrobię dla niej wszystko”.
Gdy złamał nogę i przechodził rehabilitację, Jolanta Wołłejko wciąż przy nim była. To ona jeździła z nim do lekarzy, a potem regularnie odwiedzała go w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie, gdzie zamieszkał. Tam też wspólnie świętowali jego urodziny, dzielili się opłatkiem w Boże Narodzenie i jedli wielkanocne śniadanie. Aktor zmarł w 2019 roku, został pochowany na warszawskich Powązkach.
Pisząc tekst korzystałam z książki Magdaleny Adaszewskiej „Na wieki wieków amant: Tadeusz Pluciński", wyd. Prószyńki i S-ska, 2014.