Lucy Maud Montgomery: świat pokochał Avonlea, dla niej było więzieniem. „Moje życie było piekłem”
Dziś przypada rocznica jej śmierci
Tę historię doskonale zna cały świat. „Ania z Zielonego Wzgórza” do dziś cieszy się niesłabnącą sympatią czytelników i czytelniczek w każdym wieku. Autorka publikacji sama jednak jej nie znosiła, nazywając bohaterkę, której dała swoją twarz i cechy charakteru, „tą wstrętną Anią”. Samo Avonlea opisane przez Lucy Maud Montgomery było obiektem zachwytów fanów książki, dla jej autorki stanowiło jednak więzienie, z którego nie mogła uciec, a życie w nim było piekłem... „Nikt nie podejrzewa, w jak strasznym stanie jestem”, pisała w dzienniku pod koniec swojego życia. O jej dramatycznych, poruszająco smutnych losach przypominamy w kolejną rocznicę śmierci.
[Ostatnia publikacja na VUŻu: 24.04.2024 rok]
Nieszczęśliwe dzieciństwo Lucy Maud Montgomery
Jako dziecko Lucy Maud Montgomery mieszkała z dziadkami w Cavendish, wiosce na wyspie św. Edwarda w Kanadzie. Na kartach książki ta urokliwa miejscowość była znana czytelnikom jako Avonlea, jednak autorka nie zaznała tam szczęścia w dzieciństwie. Dziewczynka ogromnie tęskniła za zmarłą mamą, a jej ojciec ułożył sobie życie na nowo. Dziadkowie dbali o to, by małej Lucy niczego nie brakowało, zawsze miała jedzenie i ubrania, jednak surowi prezbiterianie nie potrafili okazać jej miłości. Wyśmiewali ambicje i marzenia wnuczki, tępili spotkania towarzyskie i zabawy, a także czytanie powieści, które traktowali jak grzech.
Dziewczynka miała jednak mocny charakter. Potrafiła także wykorzystać nadarzające się w jej życiu okazje, takie jak fakt, że jej dziadkowie prócz gospodarstwa prowadzili również pocztę. Niektórzy z mieszkańców miasteczka prenumerowali pisma literackie, a Lucy po kryjomu czytała opowiadania w gazetach, bo nie mogła chodzić do biblioteki. Marzyła o tym, by pewnego dnia zostać autorką jednego z nich, skończyć studia, pisać książki, zostać nauczycielką... Jednak w tamtych czasach szanującej się dziewczynie do szczęścia powinien wystarczyć mąż, dzieci i prowadzenie domu. Lucy Maud Montgomery sprzeciwiała się temu schematowi i wkrótce stała się uczennicą nauczycielskiego college'u. Z powodu braku pieniędzy dwuletni kurs ukończyła w rok.
Dyplom zapewnił jej wymarzoną posadę nauczycielki, ale także gorzkie rozczarowanie. Autorka „Ani z Zielonego Wzgórza” zarabiała marne grosze i ledwie było ją stać na wynajmowanie obskurnych pokojów. Pociechą było jednak to, że sama na siebie zarabiała i nie musiała słuchać uwag krewnych, którzy oczekiwali od niej pokory, w końcu dla nich była sierotą, która żyła „na łaskawym chlebie”.
Czytaj też: Gdy ojciec odszedł od rodziny, czuł ogromny żal. Dziś syn Jana Englerta ma 54 lata i kroczy własną ścieżką
Lucy Maud Montgomery
Życie jak w więzieniu
Gdy umarł dziadek Lucy Maud Montgomery, kobieta podjęła niezwykle trudną decyzję. Postanowiła rzucić pracę i wrócić do Cavendish, by zająć się babcią, której groziło umieszczenie w przytułku. Przez 14 lat dom stanowił jej więzienie, a babka zupełnie nie doceniała jej poświęcenia. Lucy wykonywała w domu wszystko, nie wolno jej jednak było samej o niczym decydować. Nie mogła palić w piecu, sprzątać własnej sypialni, kąpać się raz na dwa tygodnie... Nie mogła nawet upiec ciasta, zaprosić nikogo ani udać się do kogoś z wizytą. Dla zdziwaczałej i skąpej babci była właściwie tylko służącą. W zimnym i popadającym w ruinę domu musiała znaleźć jakieś zajęcie, które pozwoliłoby jej nie zwariować, więc zaczęła pisać. Wieczorami, przy kuchennym stole, w jedynym pomieszczeniu, które było ogrzewane.
Swoje opowieści zaczęła wysyłać do gazet, gdy wracały, próbowała w innych pismach... W końcu jej upór się opłacił i przyniósł Lucy Maud Montgomery pierwsze publikacje i pierwsze pieniądze. Zachęciło ją to na tyle, że postanowiła wyjąć z szuflady napisaną dwa lata wcześniej powieść, którą odrzuciło jedno z wydawnictw i wysłała ją do amerykańskiego wydawcy. To był przełom. „Ania z Zielonego Wzgórza” kierowana była do dorastających dziewczynek, jednak pokochali ją ludzie z całego świata, niezależnie od wieku, płci czy statusu. Biedni i zaściankowi mieszkańcy miasteczka nie kryli szoku, widząc sukces „starej panny”.
Pieniądze, jakie zaczęła zarabiać autorka, budziły jednak nie tylko podziw, ale i zazdrość. Nie brakowało mężczyzn, którzy chętnie wykorzystaliby sukces Lucy, jednak ona nie była skłonna oddać serca tak łatwo. Miała rozum i wiedzę, którymi zdecydowanie przewyższała niektórych adoratorów. Wcześniej odrzuciła już oświadczyny zakochanego w niej nauczyciela, który według niej był żałosny, zerwała zaręczyny z nudnym i budzącym jej wstręt pastorem, a także zakończyła znajomość z młodym farmerem, z którym łączyła ją fizyczna fascynacja, ale nie mieli o czym rozmawiać.
Lucy czuła się samotna. Marzyła o rodzinie i dzieciach oraz domu, w którym mogłaby być panią. Uległa więc, gdy pastor Ewan Macdonald złożył jej propozycję małżeństwa, choć wiedziała, że w tym związku nie było mowy o miłości. Mieszkańcy Cavendish uważali, że 35-letnia panna młoda powinna szaleć ze szczęścia, do Lucy jednak doctarło, jak wielki popełniła błąd... „Siedziałam na własnym przyjęciu weselnym, w białym welonie ozdobionym kwiatem pomarańczy, obok mężczyzny, którego poślubiłam i byłam tak nieszczęśliwa, jak jeszcze nigdy w życiu”, skarżyła się. „Jeśli bogowie chcą kogoś pokarać, czynią go żoną pastora”, uważała. Oddała się jednak swoim obowiązkom i jako żona pastora przewodziła miejscowej społeczności. Znowu czuła się ogromnie samotna... W małej wiosce nie miała żadnych przyjaciół.
Zobacz także: Mówiono, że była idealną kandydatką na żonę dla Janusza Gajosa. Nigdy mu nie wybaczyła, że ją zostawił
Lucy Maud Montgomery
Prawda ukryta w dziennikach
Wyróżnienie przez Lucy kogokolwiek z parafian mogło wzbudzić zazdrość innych, musiała więc pilnie przestrzegać zasad i uważać na wszelkie gesty, które mogły obrócić się przeciwko niej. Nie wolno jej było szukać żadnych rozrywek, ale mogła pisać. Wydawnictwo zresztą domagało się coraz więcej historii o uwielbianej przez wszystkich (poza samą autorką) Ani Shirley, więc pisała dalej. Męczyła ją konieczność cenzurowania opowieści, bo wydawca i czytelnicy oczekiwali, że bohaterka książki będzie romantyczną, słodką, pozbawioną niepokojów dorastania dziewczyną, która wychodząc za mąż, porzuci wszelkie ambicje. W książce co prawda tak właśnie się dzieje, ale Lucy Maud Montgomery w dalszym ciągu walczyła o realizację marzeń.
Nie miała wsparcia w mężu, który był zajęty sobą, ignorował ją i nie czytał jej książek. Choć małżeństwo nie dawało jej szczęścia, to pociechę stanowiły dla Lucy dwaj synowie i ukochane koty. Pomagał jej także dziennik, który prowadziła niemal 60 lat. Ludzie z pewnością byliby wstrząśnięci, gdyby mogli go przeczytać i dowiedzieć się, co zawsze uprzejma pisarka tak naprawdę o nich sądziła. Kobieta nie szczędziła gorzkich słów i ostrych ocen, których nigdy nie wypowiedziała na głos. Zapisywała również swoje najskrytsze tajemnice... Pisała o prześladujących ją lękach, bezsenności, coraz mocniejszych nawrotach depresji oraz o skrzętnie skrywanej przed światem, pogłębiającej się chorobie męża, który żył w strachu przed, jak wierzył, czekającym go „po drugiej stronie” wiecznym potępieniem.
„Przez 20 lat starałam się ukrywać jego zaburzenia psychiczne i głębokie depresje, gdyż ludzie nie potrzebują chorego pastora”, pisała. Martwiła się ponadto rozwodem jednego z synów i powołaniem do wojska drugiego. Na niecały miesiąc przed śmiercią Lucy Maud Montgomery zamieściła w swoim dzienniku ostatni wpis. „Moje życie było piekłem, piekłem, piekłem. Powinno wkrótce dobiec kresu. Nikt nie podejrzewa, w jak strasznym stanie jestem”. Pisarka umarła 24 kwietnia 1942 roku. Oficjalnie mówi się, że na atak serca. Rodzina autorki „Ani z Zielonego Wzgórza” przyznaje jednak, że prawdziwą przyczyną mogło być przedawkowanie leków...
Czytaj również: Romans zrujnował jej karierę, teraz odbija się od dna. Tak dziś wygląda Meg Ryan, która olśniła na ostatnim wydarzeniu
Lucy Maud Montgomery
Źródło: magazyn Retro Wspomnienia