Alkohol. Piekło kobiet Moniki Sławeckiej to portret Polek, które zmagają się z chorobą alkoholową
Polacy piją obecnie więcej niż w okresie PRL-u
- Redakcja VIVA!
Statystyki są zastraszające, codziennie w Polsce sprzedawane są trzy miliony tzw. „małpek”, a Polacy piją więcej niż w okresie PRL-u. Książka Alkohol. Piekło kobiet Moniki Sławeckiej ukazuje portret Polek, które zmagają się z chorobą alkoholową. Są wśród nich kobiety znane i nieznane, aktorki i pielęgniarki, dyplomatki i sprzedawczynie. Łączy je jedno: uzależnienie i życie z piętnem choroby alkoholowej. Autorka przeprowadziła kilkanaście rozmów, w których kobiety opowiedziały o swoich doświadczeniach i walce. Alkohol. Piekło kobiet to próba odpowiedzi na pytania, które nie zawsze chcemy sobie zadawać. Gdzie leży granica? I co możemy zrobić, jeśli ją przekroczymy?
Fragment książki „Alkohol. Piekło kobiet”
Ilona Montana (dawniej Felicjańska). Jedna z najsłynniejszych modelek lat 90., II Wicemiss Polonia 1993 r. Pisarka i założycielka Fundacji „Niezapominajka” wspierającej dzieci z porażeniem mózgowym i upośledzeniem umysłowym. Obecnie, wraz z mężem, fundatorka fundacji Instytut Miłości.
Przekonałam się, że alkoholizm to choroba śmiertelna i że moje picie każdego dnia zbliża mnie do śmierci. Musiałam zmienić całe swoje dotychczasowe życie, wyeliminować z niego każdą możliwą opcję pojawienia się alkoholu.
Jak to się stało, że kobieta, która miała wszystko, wpadła w tak ogromne problemy?
Z początku nie miałam wrażenia, że alkohol może funkcjonować w życiu jak cichy wróg, który z każdym dniem coś nam zabiera. Picie było był dla mnie tym, czym jest dla wielu młodych ludzi – gwarancją poprawy nastroju i dobrej zabawy. Dla mnie, osoby z zaburzonym poczuciem własnej wartości – pochodzę z małej miejscowości, w grupach społecznych zawsze byłam tą „inną” – stał się pewnego rodzaju „otwieraczem”, dzięki niemu czułam się akceptowana, ciekawsza i zabawniejsza. Jak się okazało, szybko wpadłam w pułapkę uzależnienia, z której nie było już odwrotu. Nasze społeczeństwo widzi alkoholika jako osobę, która pije na umór i nie ma przy tym środków na życie, bo pijąc, wszystko straciła. Nic bardziej mylnego! W Polsce nie mówi się o tym, że tak naprawdę to nie ilość wypitego alkoholu się liczy, a częstotliwość jego spożywania. Nawet jeśli codziennie wypijamy tylko dwie, trzy butelki piwa, które mogłyby się wydawać niczym, to trzeba pamiętać, że alkohol jest środkiem toksycznym, zmieniającym świadomość, niszczącym i uzależniającym.
Kiedy następuje zachwianie cienkiej granicy pomiędzy byciem uzależnioną a piciem w sposób świadomy?
Codzienne, systematyczne dostarczanie alkoholu do organizmu może być zgubne. Kobiety powinny się zastanowić nawet nad jednym kieliszkiem wina dziennie… Grono kobiet dotkniętych chorobą alkoholową to osoby, które codziennie mijamy na ulicy, w sklepie, spotykamy w kinie, urzędach, szpitalach czy w korkach. To urzędnicy, prezesi, lekarze, nauczyciele. Alkoholizm jest najbardziej demokratyczną chorobą – nie patrzy na wykształcenie, stan posiadania, pozycję społeczną – uzależnia każdego!
Jakie przeszkody w walce o odzyskanie zdrowia stawia przed nami życie?
Są dwie ogromne przeszkody społeczne w pracy nad własnym uzależnieniem. Pierwsze to społeczne przyzwolenie na picie. Polacy piją dużo i zabierają ten alkohol w coraz to nowe miejsca. Picie jest synonimem dobrej zabawy, spotkania towarzyskiego, romantycznej randki we dwoje, ale też otwarcia klienta na nowe relacje czy perspektywy finansowe. Pijemy przy każdej okazji i wszędzie. Drugi to właśnie stereotypy. One sprawiają, że bardzo trudno jest przyznać się przed samym sobą do tego, że ma się problem. Jak to – ja alkoholiczką? Przecież mam pracę, w której jestem szanowana, świetnie zarabiam, moje dzieci uczą się w elitarnej szkole, którą sama opłacam. Jednak na spotkaniu AA okazuje się, że wszyscy kiedyś byliśmy w tym miejscu. Kiedyś wszyscy piliśmy lepsze alkohole, mieliśmy pracę i rodzinę. W tej chorobie utrata lub zachwianie tych ważnych dla nas płaszczyzn życia to tylko kwestia czasu. Nie zrobisz czegoś z uzależnieniem, to skończysz na dnie.
Czy w Twoim domu rodzinnym pito alkohol?
Tak, alkohol towarzyszył mi od dziecka. W mojej rodzinie nie było ani świąt, ani odwiedzin rodziny bez napełnionego kieliszka. Alkohol był wszechobecny, podobnie jak w większości polskich domów. W Warszawie trafiłam do zupełnie innego świata – z jednej strony pięknego, z drugiej brutalnego. Show-biznes, telewizja, okładki, moda – wielki świat, w którym czułam się jednak szalenie samotna. To był też czas, w którym spotykałam się z o wiele starszym od siebie żonatym mężczyzną. Byłam w nim zakochana, a jego nieobecność często topiłam w alkoholu, który relaksował, pocieszał, dawał wytchnienie.
Czy już wtedy czułaś, że masz problem z alkoholem?
Używałam alkoholu, ale nie dostosowywałam do niego harmonogramu swojego dnia. Tak naprawdę dopiero kilka lat później, po urodzeniu dziecka, po raz pierwszy poczułam, że coś jest ze mną nie tak. Do tego doszły problemy finansowe w naszym domu, okazało się, że mój mąż ma ogromne długi, musiałam stawić im czoła i zaczęłam samodzielnie zarabiać na nasze utrzymanie. Wróciłam do codziennych obowiązków, po czym zaszłam w drugą ciążę. Nasze problemy się piętrzyły, mąż je wypierał, żyjąc na poziomie, na który nie było nas stać. Jak już udało mi się odchować synów, na tyle, że wiedziałam, że są bezpieczni i śpią, sięgałam po wino, które pozwalało zapomnieć, chociaż na chwilę.
Czy w tamtym okresie ktoś zdawał sobie sprawę z Twojego uzależnienia?
Nie, ze względu na to, że wystarczał mi jeden kieliszek, by wszystko wydawało się znośniejsze, nie upijałam się do nieprzytomności. Rano musiałam wstać, być dobrą matką dla moich chłopców. Jednak w trakcie dnia pojawiały się pierwsze gorączkowe myśli i chęć, by nastał już wieczór, gdy wszyscy pójdą spać, a ja będę mogła napić się w komfortowych warunkach. Dopiero po latach terapii wiem, że domowe obowiązki wykonywałam mechanicznie, a szczęśliwa stawałam się tylko na chwilę, jak piłam.
Jednak niezbyt długo udało się pić w ukryciu?
Jak tylko mąż zauważył, że mam problem z alkoholem, od razu bez słowa zawiózł mnie do pruszkowskiego szpitala odwykowego. Kto był na oddziale X w Tworkach, ten wie, o jakim rodzaju miejsca mówię. To jest leczenie zamknięte, kilkutygodniowe. Pacjenci tego szpitala wyglądają bardzo różnie, część z nich przebywa tam z nakazu sądowego. To z jednej strony ostateczność, z drugiej – jedna z najlepszych form terapii. Kiedy trafiłam tam po raz pierwszy, byłam wściekła na męża, że mnie tam przywiózł. Wydawało mi się, że jestem lepsza, inna, nie pasuję przecież do tych ludzi!
Książki Alkohol. Piekło kobiet ukazała się nakładem wydawnictwa Pascal.
Monika Sławecka