Krystyna Janda o najważniejszej relacji w swoim życiu artystycznym: "Stworzył mnie Wajda"
"On wypuścił mnie na wolność"
Krystyna Janda niejednokrotnie podkreślała, jak wielki wpływ miał na całą jej zawodową twórczość Andrzej Wajda. Gdyby nie ich spotkanie w 1976 roku na planie "Człowieka z marmuru", nie byłaby osobą, którą jest dzisiaj. Co aktorka mówiła o tej relacji?
Krystyna Janda i Andrzej Wajda: historia relacji
Relacja reżysera i aktorki rozpoczęła się od jej kinowego debiutu. Andrzej Wajda postanowił obsadzić początkującą artystkę w roli reżyserki - Agnieszki w swoim filmie "Człowiek z marmuru". Pierwowzorem do tej roli miała być sama Agnieszka Osiecka, a reżyser marzył, aby to właśnie ona wystąpiła w jego filmie. Jego ostateczny wybór padł jednak na Krystynę Jandę, a podyktowany był on przypadkiem, dla niej jak się okazało, bardzo szczęśliwym.
"Kamera ruszyła i natychmiast wypadła z szyn. Za kamerą Edward... (operator Edward Kłosiński, późniejszy mąż aktorki - przypis red.) Cały czas rejestrował moją twarz, kiedy z hukiem upadał razem z kamerą, a ja... grałam, nawet okiem nie mrugnęłam", opowiadała aktorka w rozmowie z Katarzyną Montgomery. To opanowanie i niewychodzenie z roli zrobiło na reżyserze ogromne wrażenie.
Aktorka i reżyser spędzili ze sobą na planie "Człowieka z marmuru" dwa i pół miesiąca, które, jak później podkreślała Krystyna Janda, zrobiły z niej innego człowieka. "Choć w szkole teatralnej uznali, że jestem niekonwencjonalna, dopiero on mnie totalnie otworzył i pozwolił być sobą. A z drugiej strony przewrócił do góry nogami całą moją wizję siebie: mój pomysł na ten zawód, na mnie jako aktorkę", mówiła Krystyna Janda na łamach książki "Pani zyskuje przy bliższym poznaniu" (wyd. Prószyński i S-ka).
Reżyser zachwycił młodą aktorkę swoim sposobem pracy. Nie działał według określonego schematu, bardzo cenił spontaniczność, a inspiracje czerpał od całej ekipy filmowej. Lubił, kiedy atmosfera na planie wrzała, bo wówczas mógł przenieść jakiś jej element do filmu. "Wajda wciąga do tworzenia filmu wszystkich współpracowników (...). A co zabawne, wielu uważa potem, że to oni wymyślili jego filmy", wspominała aktorka.
Czytaj też: Krystyna Janda i Edward Kłosiński: ich miłość przerwała śmierć. „Powtarzał, że nie umrze przede mną"
Gdańsk, 15.02.1981 r. Nz. w środku odtwórcy głównych ról Krystyna Janda i Jerzy Radziwiłowicz. Z lewej Andrzej Wajda
Andrzej Wajda i Krystyna Janda prywatnie
Krystyna Janda w rozmowie z Katarzyną Montgomery wspominała także szczególne momenty pracy z Andrzejem Wajdą, który nie szczędził jej czasami do bólu szczerych komentarzy, chociaż czasami bał się je wygłaszać wprost. Po latach te zdarzenia zamieniły się w zabawne anegdoty.
Grałam z Piotrem Machalicą w Teatrze Powszechnym „Dwoje na huśtawce” w reżyserii Andrzeja. Zaczęłam próby dwa miesiące po urodzeniu Adasia. Andrzej męczył się na widowni, kręcił, stękał, a ja myślałam: „Co mu jest?”. Przecież go znam. W końcu przemówił: „Krysi trzeba dać jakieś bolerko”. „Po co mi bolerko?”, zdziwiłam się. „Bo… bo stałaś się po tym dziecku taka… taka CIELISTA”. Chodziło mu o to, że utyłam, podczas gdy on Gizelę widział szczuplejszą, ale za nic nie chciał mnie dotknąć. Z kolei na planie „Tataraku” nagle oświadczył: „Masz jedno oko za małe. Nie wiem, jak to nakręcić”. To było coś niesamowitego. Rzeczywiście, słońce tak jakoś się odbijało, raziło mnie. „Ale, Andrzej, ja mam równe oczy…”, zapewniłam. „Nie, nie, tak ci się wydaje… Jedno jest mniejsze. I co my z tym zrobimy? Oba są ładne, tylko jedno mniejsze, opowiadała aktorka.
Edward Kłosiński i Andrzej Wajda, 1981 r.
Krystyna Janda nie ukrywała, że genialny reżyser w swoich relacjach zawodowych bywał surowy. Zarówno dla siebie, jak i dla artystów, z którymi pracował. Takiej bezpośredniości i szczerości do bólu zaznała od niego nawet w sferze prywatnej. "Mojego drugiego męża, a jego przyjaciela (Edward Kłosiński - przyp. redakcji) starał się ze wszystkich sił uratować od nieszczęścia, jakim jego zdaniem jest małżeństwo ze mną, słyszałam, jak tłumaczył mu przed katastrofą: »Edwardzie, zrozum, Krysia jest dobra na wszystko, tylko nie na żonę«. Do mnie w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia, tego »nieszczęsnego« dla Edwarda roku, kiedy się związaliśmy, powiedział: »Jeśli go skrzywdzisz, będziesz miała ze mną do czynienia«".
Te bezpośrednie i zaskakujące słowa zabolały aktorkę, która po wszystkim zapłakana schowała się w łazience i nie chciała wyjść.
Czytaj również: Gdy zmarł ich ojciec, szybko dorośli... Co dziś robią synowie Krystyny Jandy?
Krystyna Janda, John Gielgud i Andrzej Wajda, 1980 r.
Wszystkie pozytywne i te bardziej "surowe" sytuacje coraz bardziej zacieśniały więzi pomiędzy reżyserem i aktorką. Andrzej Wajda i Krystyna Janda stali się sobie bardzo bliscy zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Te dwa światy przeplatały się u nich niezmiennie, aż do śmierci reżysera w 2016 roku. "Wszystko mnie w nim rozczula, także wady. Słabości. Ja go kocham", podkreślała aktorka. Andrzej Wajda był "jej reżyserem". Nazwała go swoim objawieniem.
"Spotkałam reżysera, bardzo wrażliwego i delikatnego człowieka, kosmos o nazwie Andrzej Wajda. Długo można by mnożyć przymiotniki, dobierać słowa. A tego, kim jest Andrzej Wajda, nie da się opowiedzieć ani wyjaśnić. Więc lepiej przestać mówić i po prostu obejrzeć to, co stworzył", wyznała.
Zobacz także: Tworzyli jedną z najpiękniejszych par. Niezwykła historia miłości Beaty Tyszkiewicz i Andrzeja Wajdy
02.10.2001, Andrzej Wajda, Krystyna Janda