Reklama

Zawsze mówił, że najważniejszą rolę w jego życiu odegrały kobiety. Był mężem trzech żon i ojcem jednej córki. A gdyby nie jego matka, nie przeżyłby życia w łagrach. Kobiety wzdychały do niego po cichu, każda chciała mieć takiego u swojego boku jak Jurek, ale on zawsze był mężczyzną tej jedynej. Przez trzydzieści pięć lat jego życia była to Walentyna.

Reklama

Jerzy Hoffman: wielki reżyser i romantyczna dusza

Jerzy Hoffman ma dziś 89 lat, a jego nazwisko w świecie filmowym zna każdy. Nazywany jest „wielkim hetmanem polskiego kina”. Stał się legendą jeszcze za życia. Wyreżyserował wiele znanych filmów, chociażby „Znachor”, ale jego największym filmowym dorobkiem jest przeniesienie na ekran Trylogii Sienkiewicza. „Ogniem i mieczem” obejrzało 7 milionów widzów, a wcześniejszy „Potop” zgromadził przed ekranami ich aż 27 milionów i przyniósł Hoffmanowi nominację do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.

Kocha kino, ale wielką miłością darzy też kobiety (i z wzajemnością), a także snucie historii i biesiadowanie. Zasłynął z niesłychanej odporności psychicznej i walki do momentu, aż zwycięży. Robienie filmów w PRL-u było drogą przez mękę, którą pokonał w nadzwyczajnym stylu. W swoim życiu żenił się trzy razy, ale tylko z jedną żoną doczekał się córki - Joanny, która, jak podkreśla w wielu wywiadach, jest jego największą w życiu dumą.

Mówi się, że po Hoffmanie na pewno przyjdzie jeszcze niejeden utalentowany reżyser, ale już żaden nie będzie miał tak ekscytującego i ciekawego życiorysu. Historie z jego życia to materiał na świetny film. Zapytany przez Krystynę Pytlakowską w wywiadzie dla VIVY! o to, dlaczego nie zrobił filmu o swoim dzieciństwie, odpowiedział, że to musiałby być bardzo drogi film, na który stać chyba tylko kino amerykańskie lub rosyjskie.

PAP/Adam Hawałej

Jerzy Hoffman: dzieciństwo

Urodził się w 1932 r. w Krakowie. 8 lat później wraz z rodzicami i dziadkami ze strony ojca został wywieziony na Syberię. Kiedy znalazł się w łagrze, usłyszał na wejściu od ich komandira: „Nie przywykniesz, zdechniesz”. Jego rodzice byli lekarzami, więc sytuacja rodziny Hoffmanów była nieco lepsza niż innych. Kiedy jego matka była w objeździe, a ojciec walczył na froncie, to do niego przychodzili ludzie z prośbami o wyleczenie - z racji, że był synem lekarzy. Nikt nie zwracał uwagi, że to jeszcze dziecko, więc młody Jerzy stawiał obcym ludziom bańki i wyrywał zęby, a oni w podziękowaniu dawali mu mleko i jajka. Pobyt w łagrach był dla niego momentem brutalnego zakończenia dzieciństwa i szybkiego dojrzewania. „Mając 11 lat, wypiłem pierwszą wódkę, czyli samogon, i zacząłem palić machorkę”, wspominał Hoffman. Po latach reżyser podsumował, że Syberia uratowała jego rodzinę, bo inaczej wszyscy zginęliby w Holokauście.

Czytaj też: Legendarny film Pan Wołodyjowski miał swoją premierę 50 lat temu!

Jerzy Hoffman: życie miłosne

Jako osoba charyzmatyczna, a przy tym filmowiec, przyciągał kobiety jak magnes. Powodzenie miał wielkie, ale z niego nie korzystał. „To był zawsze facet jednej kobiety” – wspominała Zofia Czerwińska, aktorka znająca Hoffmana pół wieku. Zanim poznał Walentynę, w jego życiu pojawiła się Ormianka, Marlena Nazarian. Hoffman odbił ją hiszpańskiemu reżyserowi i zaraz po tym się pobrali. On miał wtedy dopiero 23 lata, był studentem na wydziale reżyserskim we Wszechrosyjskim Państwowym Instytucie Kinematografii. Niedługo po ślubie urodziła im się córka, Joanna. „Jako 23-latek byłem za młody na małżeństwo i ojcostwo, a różnice kulturowe były zbyt wielkie”, wspominał swój pierwszy związek reżyser. Ich małżeństwo oficjalnie zakończył sędzia, który był głuchym staruszkiem. Udzielił im rozwodu już na pierwszej rozprawie.

Jerzy i Walentyna Hoffmanowie: historia miłości

Marta Sztokfisz w biografii reżysera napisała, że o żadnym artyście nie krąży tyle legend, ile o Jerzym Hoffmanie. Przyjaciele i współpracownicy wymieniają się dziesiątkami anegdot na temat mistrza, co rusz dodając lub odejmując z nich kilka detali. Dlatego do dziś nie do końca wiadomo, jak reżyser poznał swoją drugą wielką miłość, Walentynę, przez wszystkich nazywaną Walą. Na pewno ją komuś odbił, podobnie jak w przypadku pierwszej żony, Ormianki. Jerzy Hoffman od zawsze miał w sobie naturę rozbójnika, niczym Azja Tuhajbejowicz w jego filmie „Pan Wołodyjowski”.

W pierwszej wersji Jerzy Hoffman poznał Walę na Ukrainie, jeszcze jak była żoną pewnego lekarza i mu ją zabrał, a w drugiej historii spotkał ją w Zakopanem, a jej mężem był skromny inżynier. Co do jednego w obu wersjach wszyscy są zgodni: zaraz po tym, jak Jerzy upił męża Wali, skutecznie wyperswadował mu żonę, ponieważ tylko on, Jerzy Hoffman, może dać jej szczęście. Każdy kto choć trochę poznał reżysera, mówi z przekonaniem, że co jak co, ale rozmawiać z drugim człowiekiem to on umie. Tzw. umiejętności społeczne ma opanowane do perfekcji, w związku z czym odbicie żony innemu mężczyźnie za pomocą sztuki perswazji nie było dla niego wielkim wyzwaniem.

Artysta lubił wiele rzeczy obracać w żart i okazywać dystans, ale nie można mu było odmówić duszy romantyka. „Dzika namiętność, która w nim buzuje, pozwala mu robić filmy o wielkich namiętnościach”, twierdziły o nim kobiety. Te, które go poznały, ze łzami w oczach żaliły się, że chciałyby takiego mężczyznę u boku. Wala miała to szczęście, że akurat znalazła. Ten romantyk o potężnej posturze, zamaszystych ruchach i wielkiej wylewności podbił jej serce. Spędzili razem trzydzieści pięć lat. Jak na małżeństwo w świecie filmowym, to wyjątek. On był już rozpoznawalnym reżyserem, a Wala była aktorką. Zagrała w dwóch filmach Wajdy i współpracowała ze swoim mężem przy filmie „Trędowata”.

Zobacz także: Gustaw Holoubek we wspomnieniach Magdaleny Zawadzkiej

Wala dla Hoffmana zawsze była wsparciem

W wielu sprawach byli do siebie bardzo podobni, oboje lubili „cygański tryb życia”, jak to określił Jerzy Hoffman. Mieli go okazję doświadczyć podczas kilkuletniej tułaczki po mieszkaniach znajomych, bo swoje w tym czasie wynajęli - sytuacja ich do tego zmusiła. Dowiedzieli się, że film „Ogniem i mieczem” nie otrzyma dotacji i od tamtej pory rozpoczęła się 11-letnia walka o zdobycie funduszy. Wala nigdy nie narzekała i zawsze była wsparciem.

Kiedy „Potop” został nominowany do Oscara, w 1968 roku Jerzy Hoffman stanął przed wyborem, czy zostać w Stanach Zjednoczonych, czy wrócić do Polski. Decyzja nie była łatwa i reżyser jak zawsze chciał poznać zdanie żony. To był moment, w którym Wala mogła zostać żoną hollywoodzkiego reżysera i od tego momentu wieść dostatnie życie, jeśli tylko doradziłaby mu pozostanie w USA, ale zamiast tego powiedziała: „Ja już raz zmieniłam ojczyznę na Polskę, więc kolejna zmiana nie będzie dla mnie trudna, ale ty musisz podjąć decyzję sam”.

Wrócili do kraju, w którym kręcenie filmów było ciężką, dłużącą się i wymagającą pracą, ale Hoffman nigdy nie usłyszał, żeby jego żona na cokolwiek się skarżyła. Przyjmowała rzeczywistość taką, jaka była, a kiedy trzeba było sobie pomóc i o coś zawalczyć, robiła to. Kiedy Hoffman spełnił wszystkie warunki, aby otrzymać fundusze na realizację filmu, ale pieniędzy wciąż nie widział, podczas przyjęcia w ambasadzie francuskiej Walentyna podeszła do premiera Pawlaka i spytała, czy chce, aby „Ogniem i mieczem” ujrzało światło dzienne. Usłyszała w odpowiedzi, że naturalnie, że chce. „To niech pan premier zadzwoni do tego dupka, prezesa telewizji, żeby się wywiązał ze zobowiązań i żeby dał nam pieniądze, jak obiecał, bo wszystko stoi i nie mogą zacząć produkcji”, wspominał wypowiedź żony w rozmowie z Krystyną Pytlakowską reżyser. Po tej wymianie zdań telefon Hoffmana zadzwonił i pieniądze się znalazły.

PAP/Remigiusz Sikora

Na ratunek honoru polskich reżyserów

Inną anegdotą z ich życia, kiedy to Wala uratowała sytuację i wykazała się kreatywnością na miarę trudnych czasów PRL-u, była ta z 1966 roku. W Warszawie kręcono wtedy „Noc generałów”. Podczas pobytu w stolicy, producent Sam Spiegel, nazwisko z górnej półki na hollywoodzkim firmamencie, postanowił złożyć wizytę państwu Hoffmanom. Jerzy, zazwyczaj pewny siebie, wrócił wtedy z nietęga miną do ich skromnego mieszkania na Powiślu i przekazał Wali wieści. „Rany boskie, przecież my mieszkamy w jednym pokoju, a ten człowiek przyjechał z apartamentu z pięcioma balkonami”. Wala niewzruszona nakazała wstrzymać panikę i zostawić wszystko jej.

Poszła do antykwariatu i wypożyczyła stamtąd ogromną srebrną wazę. Wymyśliła, że włoży do niej kawior, bo tego akurat w ich domu nie brakowało - Jerzemu zwożono ten towar z Rosji w pokaźnych ilościach. Wala z resztą też go uwielbiała. Dołożyła do tego kilka wielkich srebrnych łyżek i ulożyła piękną kompozycję na stole. Zgasiła światła, pozapalała świece i ich przestrzeń na poddaszu zrobiła się nie do poznania. Kiedy amerykańscy producenci przyszli z wizytą, stanęli oniemieli - zobaczyli górę kawioru i dużo butelek oszronionej wódki. Nie mogli być bardziej uradowani z obrotu spraw i polskiej gościnności. Hollywoodzkie przyjęcia, to przy tym była wielka nuda. I w ten sposób Wala uratowała honor polskich reżyserów. Jerzy Hoffman nie ukrywa, że Wala odegrała również dużą rolę przy jego filmach. „Wiele propozycji obsadowych było jej pomysłami: wymyśliła m.in. Magdę Zawadzką do roli Baśki”, wspominał.

Przeczytaj też: Związek Maryli Rodowicz i Andrzeja Jaroszewicza stał się jedną z legend PRL-u

Gościnność Wali nie miała granic i ceny

Przyjaciele mówili o Jerzym Hoffmanie, że uwielbiał rozmawiać, pić alkohol i bawić się z ludźmi i nie można tego było odmówić także jego żonie. Wojciech Wójcik wspominał, jak siedzieli razem z Walą w hotelu Jałta, podczas gdy jej mąż poszedł pracować przy nocnych zdjęciach i żona reżysera poczęstowała go wtedy przepysznym winem. Sączyli je przez całą noc, rozmawiając do rana, a gdy Hoffman wrócił z planu i spojrzał na pustą butelkę, to złapał się za głowę. „Wala, nie było innej flaszki na półce?”, zapytał. „To, co wypiliście, dostałem od Fleischmanna, w dowód wdzięczności; kupił na aukcji za pięć tysięcy dolarów, a wy tak po prostu…”.

Było wiele rzeczy, do których dzielili te same uczucia; oboje lubili podróże, prywatki u znajomych i kino. Ale w wielu kwestiach uzupełniali się wzajemnie, on był bardziej wylewny, a ona opanowana. Kiedy potrzebował jej opinii, natychmiast ją dostawał. Zawsze była przy nim, gotowa, by mu pomóc. „Rzadko trafia się taki związek, jak Jurka z Walą”, wspominali ich znajomi z nutą nostalgii. „Każdy chciałby przeżyć coś podobnego”. Ich przyjaciele lubili spędzać z nimi czas, mówili, że ładują się wtedy pozytywną energią. Było w nich ciepło, otwartość i przyjacielskość - chciało się z nimi spędzać każdą wolną chwilę.

Choroba Walentyny Hoffman

W czasie, kiedy powstawał film „Ogniem i mieczem”, Walentyna była już ciężko chora. Przechodziła wtedy intensywne leczenie, otrzymywała radioterapię, ale kiedy tylko poczuła się lepiej, zaraz dołączała do męża na plan i towarzysza mu prawie do końca. „Ogniem i mieczem” Jerzy Hoffman zadedykował żonie. Przed premierą filmu powiedział: „Walka o realizację tej produkcji trwała ponad jedenaście lat. To, że przetrwałem i zwyciężyłem, zawdzięczam swojej żonie Walentynie, która nigdy nie zwątpiła (…)”. Wala nie dożyła premiery i triumfalnego objazdu z filmem po kraju.

Po jej śmierci reżyser nie spodziewał się, że spotka jeszcze w swoim życiu kobietę, z którą będzie chciał wziąć ślub. Przyjaciel Hoffmana powiedział, że Jagodę, obecną żonę, wymodliła dla niego Wala. Być może tak właśnie było...

Źródła:

Marta Sztokfisz „Jerzy Hoffman. Gorące serce”, Wyd. Marginesy

Reklama

https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,18781792,zona-cie-zamyka-w-pokoju-rozmowa-z-jerzym-hoffmanem.html

Reklama
Reklama
Reklama