Andrzej Przeradzki mówił do Magdy Umer „Małgosiu”. Bywał skąpym tyranem, ale bardzo ją kochał
Tak wyglądał związek poetki i twardo stąpającego po ziemi biznesmena
Nie wszyscy wierzyli w ten związek. „Magda to jest twój mąż, wierny ci wciąż, więc kochać go chciej, hej” – napisała jej Agnieszka Osiecka. Eteryczna, poetycka Magda Umer i inżynier Andrzej Przeradzki, twardo stąpający po ziemi biznesmen z branży lakierniczej? Do tego inne charaktery, on pedant, który dostrzegał, że ser był za grubo pokrojony, a ołówek leżał nierówno. „Powinien być dowódcą sił powietrznych i od rana wszystkich ustawiać”, wzdychała Magda Umer. A jednak pobrali się i byli razem blisko 40 lat, do śmierci Andrzeja Przeradzkiego w 2019 roku. Magda Umer opiekowała się mężem po udarze, który po raz pierwszy dopadł go w 2013 roku jako w pełni aktywnego człowieka, podczas nurkowania w Egipcie. To nie był związek usłany tylko różami, ale intensywny i mocny. Jak wyglądało małżeństwo Magdy Umer?
Magda Umer i Andrzej Przeradzki: historia miłości
Magda Umer przeczytała kiedyś w „jakiejś mądrej książce”, że ma osobowość wieloraką i jest 180-letnią kobietą, która wszystko już przeżyła. Gdy się poznali z Andrzejem Przeradzkim w początku lat 80., była już gwiazdą poezji śpiewanej. Urodziła się jako Małgorzata w 1949 roku, była dzieckiem bardzo młodych rodziców. Jej mama Stanisława chodziła jeszcze do maturalnej klasy, tata Edward marzył o studiach prawniczych. „Ledwo przestali być dziećmi, a już im się przytrafiłam”, pisała w swojej biografii.
To był szczęśliwy dom, w którym zdarzyła się tragedia - jedno z dzieci, młodszy brat Magdy Umer, cierpiał na nieuleczalną chorobę, zanik mięśni. Płakał z bólu, gdy był przewracany na drugi bok, tracił siły, zmarł w 1965 roku jako nastolatek. „Zawalił się świat i skończyło dzieciństwo, Ciągle myślałam o śmierci. Że po niej już nic nie ma. I że to straszne (…). Nie chciało mi się już żyć, a miałam dopiero 16 lat”, wspominała piosenkarka.
Zobacz też: Dla widzów pozostał kapitanem Knothe z "Czarnych chmur". Maciej Rayzacher z dnia na dzień zniknął z ekranu
Rodzice byli ideowymi komunistami, Magda wierzyła we wszystko, co jej mówiono w domu i w szkole. „W to, że Związek Radziecki jest naszym największym przyjacielem i dzięki niemu skończyła się wojna z Niemcami. I że z przyjaźni buduje nam najwspanialszy pałac na świecie, który będzie miał aż trzydzieści pięter. I że w nim będą kina, teatry, pływalnia dla dzieci i takie różne cuda. I że to wszystko będzie dla wszystkich, a nie jak w zgniłym kapitalizmie – tylko dla bogatych (...). Kiedy byłam w starszakach powiedziano nam, że zmarł Bolesław Bierut, taki jakby król Polski. I że był bardzo dobry, a najbardziej kochał dzieci i sarenki”. Ten komunistyczy dom wypominano jej po latach, hejtowano ją, jakby to była jej wina.
Magda Umer: relacja z Andrzejem Nardellim
Była wychowywana na ateistkę. Nie wiedziała, po co są kościoły, choć koło nich mieszkała. Wiarą na dobre zainteresowała się dopiero wtedy, gdy poznała swoją wielką miłość - aktora Andrzeja Nardellego. Ze związku nic nie wyszło, bo Nardelli był gejem. Ale świetnie się rozumieli, byli dla siebie ważnymi ludźmi. Jak mówiła Magda Umer, w Nardellim widziała po raz pierwszy człowieka, który „sam nieprzymuszany przez nikogo chodził do kościoła”. Ona też zaczęła interesować się wiarą. Szczególnie po tragicznej i nie do końca wyjaśnionej śmierci aktora...
Oficjalnie był to wypadek, Nardelli utopił się w Narwi w 1972 roku. Na pogrzebie podeszła do niej mama Andrzeja i powiedziała: „Nie płacz tak dziecko, w końcu i tak wszyscy spotkamy się w niebie”. Magda Umer ochrzciła się dopiero po latach, razem ze swoim starszym synkiem Mateuszem, świadkami byli Kalina Jędrusik i Janusz Kondratiuk. Metafizyki szuka jednak w różnych religiach, jeździła do Indii, bardzo pomagały jej pobyty w aśramach, jest joginką. Lubi też zajść do pustego kościoła, czuje tam wtedy silną więź.
Czytaj także: Joanna Pacuła i Roman Polański: pomógł jej rozkręcić karierę, połączył ich romans
Magda Umer: eteryczna poetka
Po polonistyce Magda Umer poznała Janusza Weissa i Andrzeja Woyciechowskiego, występowała w Stodole. Chociaż kojarzy się z refleksyjnym, melancholijnym repertuarem, śpiewała na początku kabaretowe, wesołe piosenki. „To ja się pytam, dlaczego on mnie wciąż tak dręczy i dlaczego wciąż mi zagląda w biust, na schodach mnie przyciska do poręczy, a jak zgaśnie światło, to zaraz szuka moich ust, cza-cza-cza”.
Zaprzyjaźniła się z Markiem Grechutą, Agnieszką Osiecką, Jeremim Przyborą. Wylansowała takie przeboje, jak „Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie”, „Już szumią kasztany, „O niebieskim pachnącym groszku”. Pięknie śpiewała piosenki Agnieszki Osieckiej. Sama też je pisała, jej piosenka „Łza na rzęsie mi się trzęsie („chyba się z Tobą rozwiodę/ zabiorę ze sobą młode/ Bo Ty na moją urodę/ nie patrzysz już” ) stała się wielkim przebojem Maryli Rodowicz.
Magda Umer i Andrzej Przeradzki: historia miłości
Kiedy poznali się z Andrzejem Przeradzkim w 1982 roku, oboje mieli już dzieci. Ona syna Mateusza, a jej przyszły mąż córkę Agatę. Magda Umer miała z nią zawsze dobry kontakt, listy podpisywała: „macocha, co kocha”. Ale początki ich znajomości z Andrzejem nie były łatwe. Magda Umer była po rozstaniu, miała 5-letniego synka Mateusza. Ojcem była jej licealna miłość, niestety okazało się, że w dorosłym życiu nie potrafią ze sobą wytrzymać. „Oboje doszliśmy do wniosku, że jeśli dziecko ma być świadkiem szarpaniny dwojga ludzi, lepiej, żeby miało miłość w domu ojca i, osobno, w domu mamy”, tłumaczyła piosenkarka.
Miała już początki depresji, z której nie zdawała sobie sprawy. W stanie wojennym wyrzucono ją z telewizji, do tego dostała zakaz występowania. Czarna ściana.
Zobacz też: Nie powinniśmy się pobierać – mówiła Anna Polony o swoim małżeństwie z Markiem Walczewskim
Swoje spotkanie z przyszłym mężem wspomina tak: „Gdy się spotkaliśmy, było tak, jak on opisuje: miałam zaciągnięte zasłony i żadnego górnego światła. Wszystko poprzestawiał. Tłumaczyłam: „Ja cię nie kocham, czemu ty mi się tu pałętasz”. Odpowiadał: „Ale ja cię kocham, i to wystarczy”. Myślałam: jak odejdzie, trudno, najwyżej nie będę miała z kim chodzić na ten cholerny basen… Ale on wprowadził się do mojego małego mieszkania i zajął tym wszystkim, czym ja nie byłam w stanie. A sama nabrałam sił. Zaczęłam występować, robić przedstawienia, po drodze urodziłam mu cudowne dziecko. I ten mężczyzna, którego tak nie kochałam, dawał mi ogromną siłę. Aż pewnego dnia, nie wiadomo kiedy, uzmysłowiłam sobie, że łączy nas bardzo silne uczucie”, opowiadała (cytuję za kobieta.pl).
Magda Umer i Andrzej Przeradzki: dzieci, magiczny dom pod Warszawą
Ich syn Franciszek przyszedł na świat w 1985 roku. Stworzyli wtedy rodzinę. Wybudowali piękny, magiczny dom w Pęcicach pod Warszawą. Dla Magdy Umer to było zbawienie, bo potrzebowała dystansu, samotności. Dzieliła życie na zawodowe, wypełnione zdarzeniami i prywatne – ciche, w domu pod lasem. Po ogrodzie biegały dwa psy - Łyżwa prawie wyżeł i Markotny – prawie labrador. Śmiała się, że w tym domu mieszkają psy i oni na dokładkę. Dom zawsze był jasny, przestronny. Bawiło się tam i odpoczywało masę sław, kiedyś Krystyna Janda zażartowała, że chciałaby mieć jakieś upamiętnienie. W domu jest więc „Toaleta im. Krystyny Jandy”, a wewnątrz jej porcelitowe popiersie. Jest też „Poręcz im. Magdy Czapińskiej”, „Próg im. Jeremiego Przybory”, o który zawsze się potykał, „Biblioteka im. Agnieszki Osieckiej”. Jest też dużo pamiątek, zdjęć. Jest lalka, którą Magda Umer kupiła sobie jako dorosła kobieta.
To było inne życie niż w warszawskim bloku. W zieleni, w ogrodzie, w spokoju, wśród drzew. Mąż mówił do niej „Małgosiu”, rzadko „Magdo”, czasem bywał zazdrosny, na przykład o Jeremiego Przyborę czy Andrzeja Poniedzielskiego, z którym Magda Umer wydała książkę „Jak trwoga to do bloga”. Oboje mieli jednak swoje sprawy – Andrzej Przeradzki pracował w Katowicach, tam miał firmy, w wolnym czasie realizował swoją wielką pasję, jaką było nurkowanie. Magda Umer pracowała w Warszawie, robiła wspaniałe spektakle: „Zimy żal” z Jeremim Przyborą, koncert dla Agnieszki Osieckiej „Zielono mi”.
Zobacz także: W ostatnich chwilach mogła liczyć na jego wsparcie. Syn Gabrieli Kownackiej był przy niej do samego końca
Magda Umer i Andrzej Przeradzki: chciała się z nim rozstać
Andrzej Przeradzki miał swoje wady, chociażby skąpstwo. Potrafił sprawdzać, jak grubo obierane są ziemniaki. „Kiedyś kupiłam sobie bardzo taniego walkmana, do pracy. Kosztował 35 dolarów. Mało mnie nie zabił, że wydaję pieniądze na takie coś, co rozpadnie się za kilka dni, bo jest za tanie, a ja kupiłam coś tak taniego specjalnie, żeby nie narzekał, że szastam pieniędzmi. Strasznie na mnie krzyczał, a ja płakałam i powiedziałam, że od niego odchodzę, bo już nie mam siły uważać w życiu na te wszystkie głupoty, na które on mi każe uważać. (Na przykład że za grubo kroję plasterki sera, albo zbyt rozrzutnie obieram ziemniaki…). Musiał się przestraszyć, że naprawdę odejdę i pobiegł wykupić Sylwestra na Kubie. Było cudownie”, opowiadała Magda Umer w rozmowie z Monika Berkowską. Podobno Andrzej Przeradzki miał tyle wdzięku, że wszystko można mu było wybaczyć.
Czytaj także: Bobek i Zbyszek, czyli o przyjaźni dwóch popularnych aktorów okresu PRL-u
Magda Umer, sesja dla magazunu Viva! 6/2022
Sam Andrzej Przeradzki mówił o sobie, że jest cynik, łotr, utracjusz, playboy. Znajomi dodawali, że podrywa nawet klamkę u drzwi. Ale oni sobie ufali i dawali margines wolności. Nie zawsze było łatwo. Magda Umer opowiadała, że mąż potrafi ją doprowadzić do łez. „Ale też wie, jak mnie rozśmieszać", dodawała. Przy jej depresyjności, jego radość życia i energia były zbawienne. Zdarzały im się awantury.
Andrzej Przeradzki był cholerykiem, potrafił zrobić aferę o drobiazg, a potem przepraszał, przynosił kwiaty, prezenty. Problemem był alkohol, który mąż Magdy Umer lubił, tym bardziej, że był silnym człowiekiem, który nigdy nie chorował. I na tym polu dochodziło do konfliktów, w końcu Magda Umer postawiła mężowi ultimatum: albo ona, albo picie. Wygrała.
Choroba męża Magdy Umer, ostatnie trudne lata
W 2013 roku Andrzej Przeradzki podczas nurkowania w Egipcie doznał udaru. Ich syn Franciszek przy pomocy półprzytomnego ojca zorganizował wtedy brawurowe przewiezienie go do szpitala w Warszawie. Wszystko skończyło się dobrze. Andrzej Przeradzki wrócił do niemal pełnej sprawności. Uznał, że choroba nie była przypadkiem, że mu się należało. Choćby jako nauczka. „Stał się innym człowiekiem” - mówiła Magda Umer. - To nie jest łatwy człowiek, ale na pewno wrażliwszy. Szkoda, że aż takim kosztem” (cytuję za interia.pl).
Ale kiedy wszystko zaczęło się układać, przyszedł kolejny udar, a potem następny. Ostatnie lata były ciężkie, bo Andrzej Przeradzki był sparaliżowany, miał kłopoty z mówieniem, z pamięcią i z roku na rok było gorzej. Wymagał pełnej opieki. Dla Magdy Umer był to trudny czas, tym bardziej, że pamiętała męża jako mocnego człowieka, opokę. Od blisko 20 lat zmagała się już wtedy z rozpoznaną depresją endogenną, czyli tą wrodzona, najtrudniejszą w leczeniu.
Zobacz też: Tak wyglądało małżeństwo Anny Jantar i Jarosława Kukulskiego. Połączyła ich miłość do muzyki...
Andrzej Przeradzki zmarł w listopadzie 2019 roku. Magda Umer podziękowała wszystkim za pomoc i opiekę nad mężem. Piękne i bardzo emocjonalne wspomnienie o ojcu zamieścił na Facebooku ich syn Franciszek. Pisał m.in. „pierwszy raz umarłeś w poniedziałek, jakoś po ósmej rano. Widzieliśmy się dwie godziny później, ale myślę, że już tego nie wiedziałeś. Byliśmy z Mamą i Agatą, później przyjechał też Mateusz i Piotrek. Tej nocy Lew sporo płakał. Nie miałem pojęcia, dlaczego. Szlochał, jakby było mu smutno, a to mu się wcześniej nie zdarzało. Misia później przyznała, że uspokajając go już czekała na telefon ze szpitala. Drugi raz umarłeś w piątek, przed szesnastą. Myślę, że twoja stypa może być jeszcze weselsza niż babci Wandzi. Chociaż w sumie nie wiem. Brakuje ciebie, żeby te wszystkie historie opowiedzieć.
I dalej: „Pani doktor, która zajmowała się tobą w tym ostatnim miesiącu, chyba też nie mogła się z Tobą rozstać, bo w poniedziałek po ósmej postanowiła podjąć reanimację. I tak przed dziewiątą znowu byłeś żywy. Z pomocą respiratora i reszty” - pisał syn Andrzeja Przeradzkiego do ojca.
Magda Umer powiedziała kiedyś, że żegnając innych, sami umieramy na raty. Z każdym bliskim umiera kawałek nas, a ból po tym jest nie do opowiedzenia. Na szczęście artystka nie została sama. Ma rodzinę, dwóch synów, pasierbice, wnuki. Lew – synek Franciszka – był bardzo związany z dziadkiem, choć mieli ze sobą ograniczony kontakt. Magda Umer wciąż jest aktywna zawodowo i nadal koncertuje.