Zdzisław i Zofia Beksińscy kochali się do samego końca. Rozdzieliła ich śmierć, razem przetrwali wiele dramatów
Ukochana artysty dbała, aby jego świat nigdy nie legł w gruzach…
Byli ze sobą na dobre i na złe. Zdzisława i Zofię Beksińskich połączyła wielka miłość, w wierności i uczuciu trwali do samego końca. Ukochana artysty była jego muzą, najważniejszą modelką, ogromnym oparciem i pomocą. Nawet na łożu śmierci myślała jedynie o tym, jak zapobiec popadnięciu idealnego świata męża w ruinę. Tymczasem on — artysta z przyklejoną łatką dziwaka — robił wszystko, aby jak najlepiej odnaleźć się w roli męża oraz ojca ich syna Tomasza. Oto niezwykła historia rodziny Beksińskich…
Zdzisław i Zofia Beksińscy — jak się poznali? Historia miłości Mistrza i jego muzy
Jako młody chłopak porzucił własne marzenia, aby zadowolić swojego ojca, Stanisława Beksińskiego. Zdzisław Beksiński po ukończeniu Liceum Ogólnokształcącego w Sanoku zapragnął kontynuować naukę w Akademii Sztuk Pięknych lub szkole filmowej. Wybitnie uzdolnionemu oraz wrażliwemu na sztukę mężczyźnie udało mu dostać się na pierwszą z uczelni, z której ostatecznie zrezygnował — dziś nie da się zaprzeczyć, że gdyby nie namowy głowy rodziny, historia Beksińskiego potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Pomimo osobistej niechęci ostatecznie wybrał architekturę, zawierając z ojcem umowę. Stanisław Beksiński obiecał synowi, że jeśli ten ukończy kierunek na politechnice w Krakowie, będzie mógł pójść na wymarzoną reżyserię. Młody Zdzisław nie czerpał jednak satysfakcji z obranego przez siebie kierunku, nawet zajęcia z rysunku przestały go cieszyć… Jednak bardzo szybko okazało się, że wyjazd do wielkiego miasta, choć nie przyniósł artyście spełnienia na tle dydaktycznym, dał mu coś znacznie więcej — szansę na wielką miłość.
CZYTAJ TAKŻE: Kim była Elżbieta Dmochowska, pierwsza wielka miłość Karola Strasburgera?
Bezgranicznym uczuciem na dobre i na złe obdarzył piękną studentkę filologii romańskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, Zofię Helenę Stankiewicz. Na ślubnym kobiercu stanęli 30 kwietnia 1951 roku w rodzinnej miejscowości Zofii, czyli Dynowie. W osobistym archiwum Zdzisława Beksińskiego nie znalazło się jednak żadne zdjęcie ze ślubu. Słynący z zamiłowania do dokumentowania wszystkiego Mistrz przed uroczystością pożyczył koledze aparat… którego ten zapomniał mu oddać.
Zawarcie związku małżeńskiego Beksińskich dało jednak początek kilku rodzinnym dramatom. Rok później zmarł ojciec Zdzisława. Zofia z kolei zachorowała na gruźlicę — leczono ją w Krakowie i Zakopanem, z trudem doszła do siebie w Sanoku, rodzinnym mieście swojego męża. Nigdy już nie wróciła na uczelnię. Tymczasem artysta kończy architekturę na politechnice, lecz zobowiązany ówczesnymi przepisami o nakazie pracy, do ukochanej powrócił dopiero w 1955 roku.
Wspólne życie Zdzisława i Zofii Beksińskich oraz narodziny syna Tomasza
Tworzyli związek niezwykły — piękny, wierny, przepełniony tym bezgranicznym uczuciem, w którym trwali wspólnie do samego końca. Podczas gdy Zdzisław rzucił się w wir pracy, Zofia przez cały czas czuwała i sprawowała nad nim opiekę. Była osobą spokojną, o dobrym sercu. Godziła się na wszystko, w pełni akceptowała każde żądania oraz dziwactwa Beksińskiego. Dla niego zrobiła prawo jazdy, przestała chodzić do kościoła. Została również muzą oraz największą inspiracją, gdy pozowała przed mężem nago, nierzadko skrępowana sznurami. Wierzyła w jego talent oraz to, że takiemu życiu należy się podporządkować. Trzymała jego świat w ryzach i pilnowała, aby się nie posypał — i nie tylko świat, ale również mężczyzna, którego pokochała całym sercem.
Zdzisław i Zofia Beksińscy prowadzili spokojne życie w Sanoku. Artysta poświęcał się sztuce, w wolnych chwilach realizując swoją pasję do filmu. Na nagraniach uwielbiał uwieczniać efekty postępującej pracy przy obrazach, ich wspólne mieszkanie, ale również ukochaną żonę. Zofia Beksińska jest główną bohaterką pokaźnej części prywatnego archiwum rodziny. Gdy Mistrz kierował kamerę w jej stronę, błyszczały mu się oczy… Tak bardzo był zakochany w kobiecie swoich snów.
W końcu, po latach pytań i nalegań ze strony krewnych, na świecie pojawił się ich jedyny potomek. Chłopiec urodził się szóstego listopada 1958 roku i otrzymał imię Tomasz. A chociaż Zdzisław Beksiński podobno bardzo obawiał się, że jego poukładane małżeństwo z Zofią może posypać się wraz z pojawieniem się dziecka, tak się nigdy nie stało. Skrycie pragnął jednak córki, której nigdy się nie doczekał. Z kolei Tomka wychowywał na swojego… kumpla. Dziś można by uznać, że w domu Beksińskich panował zakaz zakazywania. Ich syn dorastał, mogąc robić wszystko, czego zapragnęła jego młodzieńcza dusza...
Zdzisław i Zofia Beksińscy — przeklęta rodzina? Tą miłość przerwała choroba i śmierć
Tomasz stawał się coraz starszy, a wraz z kolejnymi latami rosła jego fascynacja śmiercią… Zofia bardzo martwiła się o ich ukochanego jedynaka, który nienawidził swojego życia i miał za sobą kilka prób samobójczych. Brawurowo zajęła się domem oraz mężczyznami, z którymi żyła pod jednym dachem. Gotowała obiady, sprzątała — a także pieczołowicie dbała, aby to, co wspólnymi siłami zbudowali, nie posypało się pewnego dnia w drobny mak. W międzyczasie zostali zmuszeni do przeprowadzki z ukochanego Sanoka, po decyzji o rozbiórce rodzinnego domu Beksińskich. W piątkę postanowili wyjechać do Warszawy w 1977 roku — zabrali ze sobą bowiem swoje schorowane matki, wymagające nieustannej opieki. Aby odciążyć Beksińskiego, ten obowiązek przyjęła na siebie małżonka.
Spokój rodziny Beksińskich bywał zachwiany wielokrotnie, lecz prawdziwym dramatem w rodzinie okazała się druzgocąca diagnoza Zofii. Kobieta, która w minionych latach stała się swoistym spoiwem między nią, mężem pracoholikiem oraz nieszczęśliwym synem, okazała się śmiertelnie chora na tętniaka aorty.
Żona Beksińskiego wiedziała, że jej żywot powoli dobiega końca. Ostatnie miesiące poświęciła na przygotowania wybranka swojego serca do samodzielnego życia, podczas gdy malarz skrupulatnie notował wszystkie rady i zalecenia dobrodusznej małżonki. 22 września 1998 roku ich trwającą blisko 47 lat miłość przerywa śmierć Zofii. Odejście ukochanej było dla niego bolesnym ciosem. „To głupie, ale stale mam takie wrażenie, że się jeszcze zobaczymy i porozmawiamy. Zbyt długo byliśmy razem. Jest niedającą się usunąć częścią mnie samego”, pisał artysta w swoim dzienniku. (cytat za „Beksiński. Dzień po dniu kończącego się życia”)
Zofia Beksińska
A był to dopiero początek pasma nieszczęść, przez które do Beksińskich niesłusznie przylgnęła łatka rodziny przeklętej... Rok później, 24 grudnia 1999 roku Tomasz Beksiński popełnia samobójstwo. Tymczasem jego ojciec cieszy się, że wydarzyło się to dopiero po śmierci Zofii.
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: „Dobrze się stało, jak się stało”, mówił Zdzisław Beksiński po samobójczej śmierci syna. Łączyły ich trudne relacje…
„Chyba dobrze się stało, że umieramy w mojej rodzinie w takiej kolejności. Gdybym odszedł pierwszy, a teraz umarł Tomek, to dla Zosi byłoby to nieporównywalnie cięższe przeżycie niż dla mnie. Nie można sobie nawet wyobrazić jej cierpienia i zagubienia. Gdybyśmy umarli oboje, w dowolnej kolejności, to Tomek sam chyba nie dałby sobie rady ze swym życiem i światem realnym. Tak jak się stało, stało się najsprawiedliwiej i nie można uważać, że Bóg się na nas uwziął. Ja mam najgrubszą skórę i ja zostałem na deser”, pisał wówczas w swoich dziennikach, a parę lat później zostaje zamordowany w swoim mieszkaniu w Warszawie. Zdzisław Beksiński zmarł w nocy z 21 na 22 lutego 2005 roku, zaledwie na kilka dni przed swoimi 76. urodzinami.
Zdjęcia udostępnione dzięki życzliwości Muzeum Historycznego w Sanoku, w którym znajduje się największa na świecie ekspozycja prezentująca bogatą i różnorodną twórczość Zdzisława Beksińskiego.
Źródło: Magazynszum.pl, Wiadomosci.gazeta.pl, Dziennikpolski24.pl