Reklama

Mija rocznica utworzenia największego obozu zagłady w historii. 14 czerwca 1940 roku powstał Auschwitz-Birkenau, w którym zamordowano m. in. 1,1 mln osób narodowości żydowskiej, 140-150 tys. Polaków i około 23 tys. Romów. Przeżycie Oświęcimia graniczyło z cudem. Udało się nielicznym. Jedną z nich jest 93-letnia Lucyna Adamkiewicz. Teraz opowiedziała Faktowi o tym, co ją spotkało. Jej historia mrozi krew w żyłach...

Reklama

Lucyna Adamkiewicz o obozie zagłady

Adamkiewicz trafiła do obozu jako 13-latka wraz ze swoją matką. Zdradza: „Gdy dojechaliśmy na miejsce i zobaczyliśmy napis Auschwitz, moja mama powiedziała: Dziecko, to jest już nasz koniec”. Miała rację. Z każdym dniem było tylko gorzej.

Lucyna pracowała ze swoją rodzicielką. Za swoje niepowodzenia ponosiły wielkie konsekwencje. Wróciła myślami do dramatycznych wydarzeń, mówiąc: „Pewnego dnia zabrali nas do miejsca, w którym wyplatano ze szmat warkocze. Każda z nas musiała wyprodukować ich dzienne po 15 metrów. W pewnym momencie warkocz mojej mamy pękł. Od razu została rzucona na ziemię i pobita”.

Ich codzienność wiązała się z mrozem, samotnością, panicznym strachem, a przede wszystkim z głodem. Adamkiewicz wspomina: „Pajda chleba to była wielka rzecz. Pamiętam, że kiedyś udało mi się zdobyć kartofla. Włożyłyśmy go z mamą do żaru w jednym z piecyków. Usłyszała to blokowa. Otworzyła go i pogrzebaczem wyrzuciła go na ziemię. Potem kazała nam to deptać”.

Wiadomo było, że szanse na przeżycie w obozie zagłady rosły, gdy unikało się Josefa Mengele, lekarza dokonującego bestialskich eksperymentów na ludziach. To głównie on decydował o tym, kogo zesłać do komory gazowej. Adamkiewicz była przy nim szczególnie ostrożna: „Jedna z więźniarek dała mi radę: Nie nawiązuj z nim kontaktu wzrokowego, jeżeli to uczynisz, jesteś stracona. Prawdopodobnie w ten sposób ocaliła mi życie”.

Pani Lucyna miała wielkie szczęście i przeżyła pobyt w Oświęcimiu. Była tam aż pięć miesięcy. Choć od owych wydarzeń minęło już 80 lat, nigdy o nich nie zapomni. Sama mówi: „Nigdy się z tego nie wyzwolę. I nigdy nie zapomnę krzyków na rampie i zapachu, a właściwie smrodu obozu. Zanim umieszczono nas w konkretnych budynkach, spalono dwa bloki Romów. Nie ma takiej kamery i nie ma takiego pióra, które oddałoby to, co tam przeżyliśmy”.

Reklama

Andrzej Duda i Lucyna Adamkiewicz podczas obchodów 80. rocznicy pierwszego transportu polskich wiezniów do Auschwitz

Beata Zawrzel/REPORTER, East News
Reklama
Reklama
Reklama