Reklama

Miał być największy, najwspanialszy i przede wszystkim niezatapialny. Pokonał większość trasy przez Atlantyk. Do celu, Nowego Jorku, został mu jeden dzień. Niestety, Titanic, którego budowa rozpoczęła się 31 marca 1909 roku, w nocy z 14 na 15 kwietnia zderzył się z górą lodową i zatonął. Po latach okazało się jednak, że to nie góra lodowa była przyczyną najgłośniejszej katastrofy morskiej, a… oszczędności.

Reklama

Titanic za 15 milionów funtów i oszczędności, które doprowadziły do tragedii

Budowa kolosa, na tamte czasy, bo dzisiaj po morzach i oceanach pływają dużo większe jednostki, kosztowała 15 milionów funtów. By ograniczyć koszty budowy, wprowadzono zmiany konstrukcyjne. Takie, że Titanic wcale nie musiał zatonąć od zderzenia z górą lodową. Wystarczyłby sztorm, który uniósłby jego dziób o 10 stopni

Przez wiele lat panowało przekonanie, że góra lodowa spowodowała takie uszkodzenia, że do części dobowej statku zaczęła wlewać się woda, co spowodowało podnoszenie się rufy do góry, a w efekcie złamanie statku na dwie części. Jednak projekt badawczy History Channel i amerykańskiej wytwórni Lone Wolf Documentary Group sprawił, że na sprawę zatonięcia statku trzeba spojrzeć inaczej. W filmie Jamesa Camerona rufa podnosi się o 37 stopni. Tak naprawdę Titanic przełamał się o 10 stopni, czyli o tyle, o ile podniósłby się podczas silnego sztormu.

Czytaj też: Titanic tak naprawdę nie zatonął przez górę lodową?!

East News

Titanic po wodowaniu, 1911 rok

Dlaczego Titanic zatonął? Przyczyna katastrofy

- Przełamał się przy bardzo niewielkim kącie przechyłu, a statki podlegają takim przechyłom podczas sztormów, kiedy miotają nimi duże fale - mówi Rushmore DeNooyer, szef projektu. - A zatem nie został odpowiednio zaprojektowany. Skoro siła, która go przełamała, nie była większa niż te, jakie występują podczas huraganu, do katastrofy mogło dojść również w warunkach sztormowych. Roger Long, architekt okrętów uważa, że złącza zostały zaprojektowane w niewyobrażalnie prymitywny sposób.

Okazało się, że zamontowano mniejsze śruby, które spowodowały rozszczelnienie się łączeń pomiędzy płytami (cieńszych niż zakładał projekt). Właściciel Titanica, armator White Star Line, próbował ukryć ten fakt, a w budowanym w tym czasie Britannicu od razu skorygowano błędy z Titanica.

East News

Titanic w 1912 roku

Czy można było uniknąć tragedii?

Oczywiście tragedii zapewne można było uniknąć. Podobno Titanic dostał aż sześć depesz ostrzegających o wpłynięciu w pole lodowe (podobno tylko jedna dotarła do kapitana Edwarda Smitha), bo radiotelegrafiści byli zajęci przesyłaniem pozdrowień od i do pasażerów. Pomimo ostrzeżenia, nie zredukowano prędkości. Krąży też historia o lornetce, do której nie można było się dostać, bo leżała zamknięta w skrzyni, do której nikt nie miał klucza. W związku z tym marynarz z bocianiego gniazda dostrzegł niebezpieczeństwo zbyt późno, by można było uniknąć zderzenia z górą lodową.

Statek nie miał wystarczającej liczby szalup ratunkowych, by pomieścić pasażerów. „Poświęciliśmy dwie godziny na dyskusję o dywanach w kabinach pierwszej klasy i 15 minut na problem szalup ratunkowych”, mówił Alexander Carlisle, późniejszy dyrektor stoczni Harland and Wolff, w której powstał Titanic. Właściciel White Star Line Bruce Ismay nie pozwolił na zamontowanie 48 szalup, bo jak mówił, zaśmiecałyby statek. Zamontowano ich tylko 20, a i tak spuszczono je na wodę z mniejszą liczbą osób, niż mogły pomieścić. Podobno pasażerowie, którzy znaleźli się w szalupie numer jeden, nie chcieli wrócić po pasażerów potrzebujących pomocy, mimo że mieli wystarczająco dużo miejsca.

Zobacz też: Matthew McConaughey i Gwyneth Paltrow jako Jack i Rose? Tego nie wiedzieliście o filmie Titanic

Nad Titanikiem wisiało fatum? Nieznane fakty

Wydaje się, że nad Titanikiem od początku wisiało fatum. Jeszcze w porcie w Southampton o mało nie zderzył się z dużo mniejszą jednostką, której liny cumownicze zerwały się, gdy Titanic ruszył w swoją pierwszą i ostatnią podróż.

Pasażerowie zobaczyli też w czwartym kominie, który był atrapą, jednego z palaczy, który wychylił się dla zabawy. Te dwa incydenty wystraszyły niektórych pasażerów na tyle, że wysiedli w Quensland. Ale większość jednak ruszyła w rejs. Zwłaszcza, że szczególnie w pierwszej klasie, koszt był niemały. Za bilet trzeba było zapłacić 4375 dolarów (równowartość dzisiejszych stu tysięcy dolarów). Z 2202 pasażerów uratowało się tylko 705, choć gdyby szalupy zapełniono pasażerami tak, jak trzeba, ofiar byłoby dużo mniej.

W nocy z 14 na 15 kwietnia, dwie godziny i czterdzieści minut po zderzeniu z górą lodową (która odczepiła się od lodowca 2000 lat wcześniej) statek, który miał być niezatapialny, poszedł na dno. A z nim ponad 1500 ofiar.

East News
Reklama

Kadr z filmu „Titanic”, reżyseria James Cameron, 1997 rok

Reklama
Reklama
Reklama