Tadeusza Łomnickiego nazywano "geniuszem tyranem". Wielki aktor umarł na scenie
Mikrus, który kocha teatr - mówiono o nim
Wybitny, genialny, nietuzinkowy. Tadeusz Łomnicki to aktor legenda. Jedni go uwielbiali, inni nienawidzili. Ale trudno odmówić mu jednego – niezwykle silnej osobowości i wielkiego talentu. Z czasem zyskał przydomek „geniusza tyrana”. Potrafił być i czarujący, i bezwzględny. Umarł na scenie. Jakie tajemnice skrywało jego życie osobiste? Tak mówiły o nim byłe partnerki...
Tadeusz Łomnicki: dzieciństwo, początki kariery
Tadeusz Łomnicki urodził się 18 lipca 1927 w Podhajcach. Od dziecka kochał teatr, ale nie planował zostać aktorem. Interesowała go dramaturgia. Tuż po wojnie, kiedy Tadeusz Łomnicki przebywał akurat w Krakowie, zobaczył ogłoszenie, że studio teatralne przy Starym Teatrze otwiera kurs dramaturgiczny. Wziął wówczas jeden ze swoich utworów i odczytał go przed komisją egzaminacyjną. Na drugi dzień otrzymał zaproszenie do teatru na próbę. Dostał do zagrania niewielką rolę. Okazało się, że dzień wcześniej pomylił drzwi i wziął udział w egzaminie dla aktorów. Postanowił już nie zawracać z tej drogi, ale pisania również nigdy nie porzucił. W ciągu dnia grał w teatrze, a nocami pisał kolejne sztuki, które wkrótce miały zostać przeniesione na scenę.
Łomnicki nie miał urody amanta, na którego czekała wielka aktorska kariera. W oczy rzucał się jego niski wzrost i szerokie biodra. Sam miał tego bolesną świadomość i do końca pozostawał wobec siebie bardzo surowy. Nigdy nie pogodził się ze swoim wyglądem, więc jego dostosowywanie się do roli było ciągłą walką. "Wydawało mi się, że zawsze był z siebie niezadowolony. Był blondynem, chciał być brunetem; miał niebieskie oczy, chciał mieć czarne. Kordiana zagrał na przekór swoim warunkom fizycznym. Męczył się ze sobą, nie lubił siebie i to musiało jakoś zaważyć na jego życiu", mówiła jego druga żona Irena (cytat za "Gwiazdy kina PRL-u", Sławomir Koper).
Zagrał ponad 80 ról scenicznych i 50 filmowych. "W pierwszym dziesiątku lat przekonywałem siebie i innych — partnerów, reżyserów, że ja mogę być aktorem", wspominał Łomnicki w programie "Sam na sam". Już od pierwszych lat opanowywania sztuki aktorskiej, zaimponował wielu ważnym osobom teatru, nawet samemu Aleksandrowi Zelwerowiczowi.
Czytaj też: Trzykrotnie dokonała aborcji. Nina Andrycz żyła tak, jak chciała. Nie zmienił tego nawet Stalin
Łomnicki w filmie
Dla Łomnickiego nie było sztuki wyższej od teatralnej, zwłaszcza gdy miałby wybierać pomiędzy teatrem a filmem. Nie przepadał za graniem w filmach, ale kinematografia go uwielbiała i proponowała mu coraz to nowe role, których on, o dziwo, nie odrzucał, a przynajmniej nie wszystkie, bo repertuar dobierał sobie bardzo rozważnie i regularnie pojawiał się na planach filmowych.
"Tadeusz nie cierpiał siebie uwiecznionego na taśmie filmowej. Ubolewał nad tym, że kamera ma . I ze szczególnym upodobaniem cytował zdanie Kazimierza Wierzyńskiego, że film to . Nie przepadał za filmem. Wciąż w nim grał, ale za nim nie przepadał" – mówiła jego ostatnia żona, Maria Bojarska (cytat za film.wp.pl).
Ale to właśnie film rozsławił go na całą Polskę. Pod koniec lat 60. zagrał rolę Michała Wołodyjowskiego w filmie Jerzego Hoffmana. Nie było chyba Polaka, który tego obrazu nie zobaczył, co sprawiło, że Łomnicki zyskał przychylność na skalę kraju, wśród starszych i młodszych pokoleń. Rola Małego Rycerza była mu pisana. Nikt nie mógł się tym razem przyczepić do jego niskiego wzrostu. Łomnicki zadbał także o naukę fechtunku i jazdy konnej, uczył się ich przez rok, a do tego przeszedł na dietę. Chciał być w jak najlepszej formie, żeby móc zagrać wszystkie sceny, nawet te, które zwyczajnie byłyby realizowane z pomocą kaskadera. Jego perfekcjonizm nie pozwalał mu robić niczego na pół gwizdka, a pracę stawiał zawsze na pierwszym miejscu.
Żony Tadeusza Łomnickiego
Na scenie był perfekcyjny, ale w życiu prywatnym bywało różnie. Mówiono o nim, że był równie genialnym aktorem, co kiepskim partnerem życiowym. Jego cztery pierwsze małżeństwa skończyły się rozwodami. Nieprzewidywalny i trudny charakter w duecie z gloryfikowaniem pracy doprowadzały każdą z jego żon do ostateczności. Łomnicki po tych rozstaniach umiał się bardzo szybko pozbierać, bo zawsze miał do czego wracać — czekała na niego scena. A po jednej żonie, pojawiała się u jego boku druga. Nie było w jego życiu czasu, w którym był sam. Mówiono o nim, że "urodził się żonaty", jak wspomina w swojej książce Sławomir Koper.
Jego pierwsza żona, Halina, była tancerką. Aktor doczekał się z nią syna, Jacka. To o Halinie mówiło się, że nakłoniła Łomnickiego do dołączenia do partii komunistycznej. Rozstali się przez niezgodność charakterów. Byli wówczas oboje bardzo młodzi, ale z ich dwójki to Halina chciała się bawić i korzystać z życia, a Tadeusz szlifować swój kunszt aktorski.
Druga żona, rudowłosa Irena, była realizatorką dźwięku. Tutaj też można było mówić o niedopasowaniu małżonków. "Dla mnie było go dziesięć razy za dużo" - wspominała druga żona aktora. "Ciągle czegoś dociekał, nie wytrzymywałam tego napięcia. On wyrywał mnie z mojego świata. Ja zawsze żyłam ".
Po drugim zakończonym małżeństwie aktor zaczął gustować w o wiele młodszych od siebie partnerkach. Na horyzoncie pojawiła się Teresa Sobańska, asystent reżysera teatru dla dzieci. Spędzili u swojego boku siedem lat, podczas których Sobańska mogła obserwować męża w bardzo różnych stanach, od szczęśliwego po skrajnie rozwścieczonego i zazdrosnego. Sławomir Koper wspominał, że aktor potrafił zachowywać się chwilami jak damski bokser. "Była jakby sielanka, a jednocześnie wszystko wisiało na włosku. Był wściekle zazdrosny, a jednocześnie nie krył, że mnie zdradza. Czarujący. Nieuchwytny. Potwór" - opisywała ich małżeństwo Teresa.
Zobacz także: „Pamiętajcie o Guciu. Pamięć jest przedłużeniem życia”. Magdalena Zawadzka wspomina zmarłego męża Gustawa Holoubka
Tadeusz Łomnicki: romans z Magdaleną Zawadzką
Swój pierwszy duży zawód miłosny, który rzeczywiście wstrząsnął aktorem, Łomnicki przeżył z Magdaleną Zawadzką. 24-letnia wówczas aktorka grała jego ukochaną Basieńkę w filmie "Pan Wołodyjowski". Filmowe uczucie przerodziło się w gorący romans poza planem. Aktorom bardzo zależało, żeby utrzymać go w tajemnicy, bowiem Magdalena Zawadzka była w związku małżeńskim z operatorem Wiesławem Rutowiczem.
Para była nierozłączna, razem na scenie, razem poza nią. Ciężko było się nie zorientować, że łączy ich coś więcej niż koleżeńska relacja. Informacja o ich romansie szybko wyszła na jaw. Mimo że Magdalena Zawadzka była w Łomnickim bardzo zakochana, to im bardziej go poznawała, tym więcej dopadało ją wątpliwości co do ich wspólnej przyszłości. Zanim zdążyła się określić, w jej życiu pojawił się Gustaw Holoubek — odwieczny rywal Łomnickiego w sferze zawodowej, a potem, jak się okazało, również miłosnej. W 1973 roku Zawadzka poślubiła Holoubka.
Po tym największym zawodzie miłosnym, jaki go spotkał, aktor ożenił się po raz piąty. Zaledwie rok później w jego życiu pojawiła się młodsza o 26 lat studentka PWST, Maria Bojarska. "Poznałam potwora. Kogoś, kto na teatralnej scenie umiał wszystko. I maniaka, który upierał się, że wszystko to o wiele za mało" – wspominała w swojej książce "Król Lear nie żyje".
"Bycie z Tadeuszem było fascynujące i męczące zarazem. Intensywność i siła jego osobowości była niespotykanie wielka. Miałam wrażenie, że mieszkam nie z jednym, ale z dziesięcioma artystami" – dodawała. Łomnicki był z Marią przez 18 lat, aż do swojej śmierci.
Śmierć na scenie
W 1991 roku Tadeusz Łomnicki spełnił swoje wielkie marzenie o zagraniu w szekspirowskim "Królu Learze". Umożliwił mu to dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu. Podobno w życiu każdego wielkiego aktora przychodzi moment, w którym pragnie się zmierzyć z tą wielką i trudną sztuką i w przypadku Łomnickiego nie było inaczej.
22 lutego 1992 roku aktor odbywał właśnie jedną z prób do "Króla Leara", a na widowni siedziała jego żona. "Tadeusz grał jedną ze swoich najważniejszych scen w tym przedstawieniu: rozmowę obłąkanego Leara z oślepionym Gloucesterem. Pod koniec tej sceny Lear ucieka swoim prześladowcom. Tadeusz wybiegł za kulisy, i jak potem się okazało, usiadł w fotelu, który był przygotowany do następnej sceny z jego udziałem. Tam, w kulisie czekał na swoje wejście nieżyjący już aktor Marek Obertyn i to on zobaczył, jak nagle Tadeusz spada z krzesła i opada na podłogę. Ja i kilku współpracowników, którzy oglądali próbę z widowni, usłyszeliśmy dziwny odgłos i krzyk, prawdopodobnie Marka. Pobiegliśmy za kulisy i zobaczyliśmy leżącego Tadeusza" – relacjonował Eugeniusz Korin w "Polska Głos Wielkopolski".
Wielki aktor umarł, tak, jak zapewne by chciał, gdyby przyszło mu wybierać miejsce odejścia — na scenie, w miejscu, gdzie spędził większość życia i które kochał ponad wszystko. Do premiery nie doszło, ale na tamtych deskach poznańskiego teatru narodziła się legenda genialnego Tadeusza Łomnickiego.
Źródła:
"Gwiazdy kina PRL", Sławomir Koper, wyd. Czerwone i Czarne, film.wp.pl , YT Paula Rodak