Reklama

Od zawsze mam zasadę, że nie opowiadam o życiu osobistym i nie komentuję swojego życia prywatnego. Wynika to z szacunku dla bliskich, z którymi dzielę to życie’’, powiedziała aktorka w rozmowie z VIVĄ!. Tym razem to tabloid wyręczył gwiazdę i zrobił to za nią.

Reklama

Zobacz też: „Wolę być szczęśliwa, niż robić karierę”. Weronika Rosati na okładce nowej VIVY! Zostanie już w Polsce?

Super Express’’ podał informację, że Weronika Rosati oraz jej partner, Robert Śmigielski, planują się pobrać. Uroczystość zaplanowana jest na połowę marca. Aktorka oraz jej partner chcą zaprosić około 50 osób. Przyjęcie zostanie zorganizowane w Arkadach Kubickiego Zamku Królewskiego w Warszawie, a Weronika Rosati ma być ubrana w suknie pochodzącą z pracowni jej matki, projektantki Teresy Rosati.

Uroczystość zapowiada się niezwykle skromnie, ale z klasą. Na weselu pojawi się nie więcej niż 50 osób - będzie to głównie rodzina i wyłącznie najbliżsi przyjaciele. Żadnych celebrytów’’, zdradził znajomy pary w rozmowie z tabloidem.

Przeczytaj też: Rekordzistka! Zobacz wszystkie okładki VIVY! z Weroniką Rosati. Gwiazda kończy 33 lata

Weronika Rosati w VIVIE! o życiu w Los Angeles

Jaki by nie był, obecność Agnieszki Holland w Twojej filmografii robi ponoć wrażenie na Amerykanach.

Tak. Kiedy idę na casting w Stanach, muszę zawsze wysłać résumé, więc nazwiska w nim widniejące mają znaczenie. Samo zaproszenie nie jest tak proste, jakby się mogło wydawać. Nie ma szansy, żeby trafić tam bez agenta, bo nie można się do niego zgłosić samemu. Agenci w Hollywood częściej pozbywają się podopiecznych, aniżeli ich przyjmują. Wielu moich utalentowanych znajomych w Stanach ma trudności ze znalezieniem dobrego agenta. Ja miałam wielkie szczęście, bo kiedy jako aktorka z „Pitbulla” pojechałam pierwszy raz do Los Angeles, na festiwal polskich filmów, spotkałam menedżera, który zaproponował mi angaż w swojej agencji aktorskiej. Tak się złożyło, że skończyłam akurat studia w Nowym Jorku i pomyślałam, że to ciekawa propozycja. Wtedy też postanowiłam wyjechać do LA. Zatem zaczęliśmy razem pracować, wysyłał mnie na castingi i bardzo często dochodziłam do ostatniego etapu. Zorientowałam się, że bez „zielonej karty” będzie ciężko. Nie należałam jeszcze wtedy do SAG, czyli Screen Actors Guild (stowarzyszenie amerykańskich aktorów), ponieważ nie miałam za sobą żadnych ról. Na szczęście to się w miarę szybko zmieniło, otrzymałam „zieloną kartę” i pojawiły się pierwsze role w amerykańskich produkcjach. I na moje szczęście spotkałam mojego obecnego agenta i od razu wiedziałam, że to jest TA osoba (...).

Na jakie castingi nie chodzisz?

Do tasiemców. Wiele było negocjacji na ten temat, ponieważ castingowiec „Mody na sukces” bardzo chciał się ze mną spotkać. Przekonałam mojego agenta, że ze względu na polskie produkcje nie mogę sobie pozwolić na pracę dzień w dzień po kilkanaście godzin, nawet za wielkie pieniądze. I raczej unikamy filmów, w których są nieuzasadnione rozbierane sceny.

Ale tu jesteś skłonna się ugiąć.

Reklama

Do pewnego stopnia. Ostatnio miałam casting do serialu „Shame”, na którym padła propozycja rozbieranej sceny. Tę rolę odrzuciłam, nie ukrywam, że również ze względu na ewentualne złe reakcje w mediach polskich. Wiem, że każda inna aktorka w Ameryce może to zrobić i nie spotkają jej z tego powodu przykrości, co najwyżej wstyd przed rodzicami. Ale ja czuję bardzo dużą odpowiedzialność i nie mogę pewnego rodzaju scen zagrać, po prostu.

Reklama
Reklama
Reklama